Czy zajmowanie się domem to praca?
W paru miejscach na świecie pojawiły się już pomysły, aby z pracy domowej zrobić pełnoprawne zajęcie, takie z pensją. Ale jak to? Płacić za ogarnianie własnego domu? Co za absurd! Tylko w tych pomysłach nie chodzi o zajmowanie się wyłącznie sobą, a o prowadzenie domu rodzinnego. Czy to cokolwiek zmienia? Otóż całkiem sporo, ponieważ chodzi o nieodpłatną pracę na rzecz innych osób.
To wciąż jest nie dla wszystkich dość przekonujące, ponieważ te inne osoby to po prostu rodzina: współmałżonek, dzieci, czasem jeszcze starsi, zniedołężniali rodzice/dziadkowie, którym trzeba pomóc. A rodziną powinniśmy się chyba zajmować z miłości, a nie dla pieniędzy. Niby tak, lecz jak się przyjrzeć bliżej, to czasem zamiast bliskości widać głównie wyzysk.
Czym jest nieodpłatna praca?
Pierwszy wtorek kwietnia to Dzień Niewidzialnej Pracy. O co w nim chodzi? Właśnie o nieodpłatną pracę, której często w ogóle się nie dostrzega, czyli wolontariat, ale też zajmowanie się dziećmi oraz innymi członkami rodziny, wykonywanie domowych obowiązków na rzecz bliskich. „Niewidzialną pracę” wykonuje mnóstwo ludzi na całym świecie, a statystycznie spada ona głównie na barki kobiet, co w trakcie pandemii jeszcze się pogłębiło.
Ze względu na specyfikę nieodpłatnej pracy jest to temat, o którym wyjątkowo trudno się rozmawia, bo nie jest to typowa sytuacja pracownicza, kiedy właściciel firmy przestał wypłacać pensje czy oszukuje na nadgodzinach. Mowa jest bowiem o zajmowaniu się własną rodziną, co wiele osób nie chce w ogóle nazywać pracą, no bo naprawdę, zrobienie kolacji mężowi i córeczce chcemy przyrównywać do stania przy taśmie w fabryce? Tak wygląda dorosłość, że zajmujesz się w końcu sam sobą, a także resztą rodziny, nazywa się to odpowiedzialność.
I jest to prawda, tyle że za obowiązkami powinny iść jakieś prawa, tymczasem przy nieodpłatnej pracy w domu często wygląda to tak, że jej wykonywanie utożsamia się z niższym statusem – powtarzane nieustannie „do kuchni” jest wszak obelgą, a nie komplementem, i ma pokazać, że jeśli gotujesz i sprzątasz, to nadajesz się tylko do tego. Domem wprawdzie zajmują się obie płcie, jednak obowiązki domowe są domeną kobiet – statystycznie, to one spędzają na nich więcej czasu. Największe dysproporcje widać w państwach słabiej rozwiniętych oraz o tradycyjnej, patriarchalnej kulturze, podczas gdy w krajach cywilizacji zachodniej te rozbieżności z roku na rok stają się mniejsze, prócz tego widać, że ojcowie znacznie chętniej od swoich przodków zajmują się dziećmi.
Praca w domu za wynagrodzenie?
Traktowanie obowiązków domowych jako pracę budzi spore kontrowersje. Już samo użycie słowa „praca” w tym kontekście złości wiele osób, bo pracować w domu to może ktoś na home office. Ale żona wstawiająca pranie i bawiąca się z dzieckiem? Bez przesady! Również dla ekonomistów nieodpłatna praca na rzecz domu jest mało istotna i rzadko się ją uwzględnia w wyliczeniach PKB – co się jednak powoli zmienia.
Podobnie zmienia się też nastawienie obywateli, i to nie tylko wśród kobiet, ale i mężczyzn. Do płacenia pensji za pracę w domu pewnie jeszcze droga daleka, ale takie postulaty pojawiały się w różnych zakątkach świata, i najczęściej dotyczyły osób, które na pełen etat zajmują się domem i pracą opiekuńczą – miałoby to poprawić ich sytuację bytową, zwiększyć niezależność oraz zapewnić lepszy dostęp do świadczeń zdrowotnych i emerytalnych.
Ci, którzy popierają takie postulaty, podkreślają, jak ważne, trudne i odpowiedzialne jest wychowywanie potomstwa, a skoro jest to inwestycja w przyszłość społeczeństwa, warto nagrodzić opiekunów za ich trud. Ale są i głosy przeciwne, mówiące, że nie należy płacić za coś, co jest naturalną powinnością, a poza tym, kobieta myjąca łazienkę myje ją przecież także dla siebie.
Robisz to przecież z miłości
Owa „naturalna powinność” to częste wytłumaczenie dla pracy za darmo. I nie byłoby z tym problemu, gdyby nieodpłatna praca nie prowadziła do tylu nierówności. W tradycyjnym ujęciu, mąż zarabia na utrzymanie rodziny, a żona za otrzymane od męża pieniądze tworzy i prowadzi dom. Jednak taki układ wcale nie jest czymś powszechnym, ani dziś, ani kiedyś, w czasach jeszcze przed feminizmem – kobiety też pracowały w polu, prowadziły karczmy, a jeśli mąż miał warsztat, żona często mu w biznesie pomagała, na przykład sprzedając gotowe wyroby na targu. I jakikolwiek byłby zakres tej pomocy, wychowywanie dzieci i większość prac związanych z domem wciąż spoczywała na jej barkach.
Podejście do tych obowiązków bardzo ładnie wygląda w teorii, lecz gdy przychodzi co do czego, lepszą pozycję ma ten z małżonków, który przynosi pieniądze. Lub kto przynosi ich więcej, choć nawet gdy zarobki są podobne, często sporo większy udział w domowych pracach ma kobieta, właśnie z racji tych „naturalnych predyspozycji”. A skoro coś jest naturalne, to nie ma sensu z tym walczyć, a tym bardziej nazywać pracą – opiekowanie się domem to wewnętrzna potrzeba, czysta radość i spełnienie, więc nie powinno się tego w ogóle rozpatrywać w kategoriach „pracowych”.
W najtrudniejszej sytuacji są osoby, które z kariery zawodowej zrezygnowały. Niepracująca przeważnie jest żona, co siłą rzeczy czyni ją uzależnioną od męża. Mówiąc brzydko – jest na jego łasce. Brak własnych pieniędzy często stawia ją na gorszej pozycji – nie zawsze, to warto podkreślić, jednak przemoc ekonomiczna nie jest rzadkim zjawiskiem. Jej rola jest niby niezwykle ważna, ale zarazem lekceważona, wszak ona TYLKO zajmuje się dziećmi i domem. A nawet można usłyszeć, że ona po prostu realizuje swój wrodzony instynkt, i w sumie to powinna dziękować mężczyźnie, że ten dał jej ku temu możliwości.
Jak żyć bez pieniędzy?
Poświęcenie się rodzinie chyba powoli zyskuje status pełnowartościowej pracy, co pokazuje całkiem sporo wyroków sądowych z ostatnich lat, które stwierdzały, że gospodyni domowej, świadczącej przez x lat nieodpłatną pracę na rzecz męża i dzieci, należy się finansowa rekompensata. Takie sprawy wywołują prawdziwe burze w komentarzach, a ich część – przeważnie nieświadomie – pokazuje, w czym tkwi problem. Mianowicie w tym, że jak ktoś płaci, to może mieć nieograniczone wymagania, natomiast współmałżonek będący na utrzymaniu nie ma za wiele do powiedzenia. Zaś kiedy mówi, może usłyszeć w odpowiedzi, że jest niewdzięcznym pasożytem.
Znowu, to podejście mocno się zmienia i absolutnie nie można stwierdzić, że każdy żonaty mężczyzna ma swoją żonę za przygłupią służącą. Nie zmienia to jednak faktu, iż pewnych rzeczy od współmałżonka po prostu się oczekuje na zasadzie „mi się należy” – i to akurat odnosi się do obu płci. Swoje domowe zajęcia mają także mężczyźni, tyle że statystycznie są one mniej czasochłonne, a do tego uważa się je za wartościowsze, bo z jakiegoś powodu na przykład rąbanie drewna ma wyższą rangę niż posprzątanie wokół kominka po jego rozpaleniu.
Typowo kobiece prace domowe uchodzą za duperele, mało istotne i przede wszystkim mało wymagające, co każdy głupi mógłby zrobić, dlatego właśnie robi je baba. To nie remont czy skoszenie trawnika, dlatego raczej się nie słyszy, aby ktoś chciał dogryźć facetowi mówiąc „idź wymień uszczelkę”, za to „umyj podłogę” już obraźliwe będzie. A kiedy próbuje się wyjaśnić, że to ani takie łatwe, ani nie trwa pięciu sekund, wchodzą argumenty o wartościach i wyrzuty, bo za miłość i opiekę tylko ktoś bez serca mógłby żądać zapłaty.
Wcale nie chodzi o pieniądze
Dziwnym trafem, choć według wielu mężczyzn kobiety mają znacznie lepiej, szczególnie gdy oddadzą się tradycyjnej roli, mało który zechce się ze swoją żoną zamienić miejscami. To raczej kobiety dążą do tego, aby żyć jak mężczyzna, czyli bardziej niezależnie, ze swoimi pieniędzmi, mając więcej czasu na spełnianie własnych potrzeb, co dość jasno pokazuje, komu ogólnie rzecz biorąc żyje się wygodniej.
Zaś kością niezgody wcale nie są te pieniądze za domową pracę. Kobiety decydując się na założenie rodziny naprawdę chcą się o swoich bliskich troszczyć, i nawet jeśli uważają że gotowanie zupy to praca, oddają się jej z przyjemnością – wystarczającym wynagrodzeniem jest uśmiech dzieci i „dziękuję” od męża. Tyle że niekoniecznie owo „dziękuję” słyszą, dlatego przyczyną złości nie jest wykonywanie domowych obowiązków, co ignorowanie przez resztę domowników włożonego wysiłku.
Nieodpłatna praca potrafi być bardzo satysfakcjonująca, ale ciężko czuć satysfakcję przy komunikacie „nie robisz żadnej łaski”. Pewnie nie byłoby żadnego tematu o płaceniu pensji gospodyniom domowym, jeśli mogłyby one liczyć na prawdziwe, a nie tylko deklarowane uznanie – takie, jakie otrzymuje mężczyzna zarabiający na dom. I o ile miłości, zaangażowania oraz oddania rzeczywiście nie da się wycenić, tak mycie okien i opieka nad dwulatkiem ma na rynku usług bardzo konkretną cenę.
Zostaw komentarz