Czy zawsze można dostać to, czego się pragnie?
Możesz wszystko, musisz się tylko postarać, ograniczenia są wyłącznie w głowie – to klasyka
motywacyjnej przemowy. I są ludzie, którzy dokładnie tak opisują swoje życie: zawsze dostaję to, czego pragnę, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych, sky is the limit. Brzmi imponująco, a biorąc pod uwagę, jak często narzekamy na otaczającą nas rzeczywistość, wydaje się, że właśnie z takich osób należy brać przykład. Bo na co tu czekać? Że pożądane dobra same wejdą w ręce? No tak się nie stanie, trzeba je sobie wyszarpać. Trzeba pracować, być zdeterminowanym, pewnym swego, nieustępliwym – wtedy się uda. Zawsze się uda. O właśnie – czy na pewno zawsze?
Na sukces musisz zapracować
Ta idea, że jesteś w stanie osiągnąć wszystko o czym marzysz, rozpala ludzkie umysły. Motywacyjne hasła usłyszysz na Tik-Toku, zobaczysz na Instagramie, kupisz oprawione w ramkę w Ikei – są wszędzie, w mniej lub bardziej poważnej formie, bo są one nie tylko częścią popkultury, ale i poważnego biznesu czy polityki. I nawet gdy brzmią troszkę śmiesznie i pretensjonalnie, to nie można im zupełnie odmówić racji, wszak sukces rzadko
kiedy bierze się z niczego – najczęściej musisz się jakoś wykazać, zaryzykować, podjąć wysiłek. Samo z nieba nie spadnie.
I jest sporo prawdy w tym, że gdy nie idzie zgodnie z planem, a własne życie coraz bardziej rozczarowuje, to w wielu przypadkach pretensje można mieć jedynie do siebie. Nie pecha, złego losu, dziejowej niesprawiedliwości. Jasne, często chodzi po prostu o niefart, bo pracując równie ciężko w Norwegii, co w Bangladeszu, uzyska się jednak zupełnie odmienne rezultaty.
Niemniej na sporo rzeczy ma się jednak wpływ, więc owszem, w pewnym sensie „możesz wszystko”.
Ale tylko w pewnym sensie. Przekonanie o własnej sprawczości jest potężnym motywatorem, inspiruje do dalszych działań, daje poczucie kontroli. Czy będzie jednak gwarancją niekończącego się pasma sukcesów? Otóż nie. Najżarliwsza wiara w siebie nie pokona wszystkich przeciwności. Nie do każdego celu da się dojść wyłącznie dobrymi chęciami, zresztą i dodając ciężką pracę, też trzeba pogodzić się z tym, że pewne rzeczy czasami
pozostaną po prostu nieosiągalne. Dlaczego więc niektórzy twierdzą, że ich to nie dotyczy?
Nadmiar optymizmu
Ponieważ czasami faktycznie ich to nie dotyczy. Generalnie każdy aspekt życia jest poukładany zgodnie z założeniami, jest fajnie, miło, przyjemnie, żadnych większych trosk, żadnych traum. Właśnie do momentu przerwania tej passy, bo prędzej czy później nastąpi katastrofa, i żadne staranie, żadne chcenie, żadne zaklinanie rzeczywistości nie pomoże – stanie się na przykład, że ukochany mąż przegra z chorobą albo podczas wymarzonych wakacji będzie lało jak z cebra. Słowem, nawet jeśli wiele spraw toczy się po naszej myśli, to trafią się i takie, gdzie „chcieć to móc” nie wystarczy.
Ale nie traktując owego „zawsze” tak bardzo dosłownie, to rzeczywiście można dostrzec w swoim otoczeniu przynajmniej jednego człowieka, który zdaje się ciągle docierać do wytycznego celu. Uparł się, że będzie mieć określoną pracę – i ją ma. Uparł się na upatrzoną kandydatkę na żonę i proszę, są już po ślubie. Chciał jeździć Porsche – jeździ. Wysłał dzieci do najlepszych szkół. I tak dalej. Co sobie nie powie, to realizuje, będąc przy tym pełnym pogardy dla nieudaczników, którzy najwyraźniej nie mają tyle dyscypliny oraz determinacji jak on. Nic dziwnego zatem, że tak się mazgają, jojczą, nie potrafią wybić ponad przeciętność, podczas gdy wybitne jednostki dochodzą tam, gdzie chcą.
Problem w tym, że ich niezłomna postawa i długa lista osiągnięć niekoniecznie wzbudza zachwyt. Poniekąd tak, to robi wrażenie, kiedy komuś ciągle coś wychodzi, pytanie tylko, jakim to odbywa się kosztem. Ci, którzy zawsze dostają czego chcą, istotnie nie lubią się poddawać, ale bywają też męczący dla otoczenia. Czy wręcz niebezpieczni, bo ich determinacja prowadzi do bardzo toksycznych zachowań. Są nie tyle zdeterminowani, co zawzięci, i to często kompletnie bez sensu, byle udowodnić, że mogą, choć zasadniczo nie przynosi im to większych korzyści. Nie potrafią odpuścić – idą twardo dalej. Po trupach, jak to się mówi, bo właśnie tak zazwyczaj określa się ich postawę.
Bez względu na koszty
„A ja mogłam”, „a mi się udało”, „dla mnie to nie kłopot”, „ja się nigdy nie poddaję” – to bardzo charakterystyczne słowa w ustach osób twierdzących, że dostają wszystko, czego chcą. Nie znajdują dla siebie żadnych wymówek i usprawiedliwień, bo jak sami przekonują, nie można bać się wysiłku. Nie powinno się myśleć o limitach. Nieważne, jak trudne wydaje się kolejne wyzwanie – nic nie jest w stanie zatrzymać prawdziwej determinacji i ambicji.
Dlatego są przykłady budzące szczery podziw, jak historia samotnej, nastoletniej matki, która mimo odrzucenia przez rodzinę zdołała założyć własną firmę, wychować syna na lekarza i w międzyczasie jeszcze zbudować piękny dom z ogrodem. Ale jak się popatrzy z bliska, to widać, ile ten wyczyn kosztował i jakie pociągnął za sobą konsekwencje, przez co ogólny bilans już nie wydaje się aż tak bardzo na plus. Lub gorzej, gdy czyjeś sukcesy po prostu wiążą się z krzywdą innych, stoją za nimi brudne występki, podkładane świnie, podłostki,
niegodziwości.
Zdarza się to ludziom wpływowym i bogatym – nikt im nie mówi „nie”, co niestety często oznacza, że pozostają bezkarni i biorąc co swoje niszczą słabsze ofiary. Zdarza się i tym mniej uprzywilejowanym, którzy za wszelką cenę próbują zostać zwycięzcą, co raczej świadczy o ich dzikim uporze, a nie silnym charakterze. Zafiksowani na wygrywaniu wcale nie uczą się na błędach, nie wyciągają wniosków z porażek, które ich wprawdzie motywują, ale zarazem pchają do coraz mniej czystych zagrań. Pal sześć, kiedy za spełnianie marzeń płacą wysoką cenę tylko oni sami. Gorzej, że robią to kosztem innych, nierzadko z pełną bezwzględnością.
Szczególnym przypadkiem są podboje miłosne i te wszystkie przechwałki w rodzaju „żaden mi się nie oprze” czy „każda będzie moja, jeszcze nigdy mi żadna nie odmówiła”. Kiedy ktoś zawsze dostaje czego pragnie, to zwykle oznacza wielką, czerwoną flagę, bo albo kłamie, albo nie liczy się z nikim i tylko dąży do spełniania własnych zachcianek. Najpewniej jeśli nie dostanie czegoś po dobroci, to wyłudzi podstępem albo przemocą. W ogóle nie bierze pod uwagę tej drugiej osoby, traktuje ją instrumentalnie, jak zdobycz, co oczywiście niektórym
będzie mocno imponować, dlatego przeróżne poradniki podrywu bazujące właśnie na „umiejętnym rozgrywaniu” cieszą się ogromną popularnością.
Skuteczny, ale niefajny
Bezpardonowe parcie do przodu ma swoich zwolenników, bo co by nie mówić, skuteczności takim ludziom odmówić nie można, jeśli tylko przymknie się oko na metody. W wielu firmach właśnie taki pracownik będzie pożądany, ponieważ osiągnie oczekiwane wyniki i podporządkuje sobie podwładnych, a że nikt nie będzie go lubił… to naprawdę nie ma żadnego znaczenia.
Ma to również dużą siłę rażenia w mediach społecznościowych, bo mimo protestów części publiczności, pozostała część weźmie przekaz „jak nie dają, bierz sam” z całym dobrodziejstwem inwentarza, uznając to za idealne rozwiązanie życiowych porażek. Pewny siebie zdobywca, któremu wszystko się udaje, łatwo sprzeda co tam ma do sprzedania, i doskonale wie, jak uderzyć w czułe tony – ci, którym się dotychczas nie udawało, zazwyczaj nie wierzą już w uczciwe metody, więc sięgną po cokolwiek. A mało co przemawia do wyobraźni tak dobrze jak „dostaję zawsze to, czego pragnę, i wy też możecie”.
Trudno jednak powiedzieć, by stała za tym ciężka praca czy mądrość. W jakimś stopniu może tak, ale więcej czuć w tym zwykłego cwaniactwa i wyrachowania, nieliczenia się z resztą, swoistej bezwstydności, bo nawet po wytknięciu brudnych zagrań „zwycięzca” nie dostrzeże w nich niczego nagannego, wręcz przeciwnie. Mnóstwo jest też w takiej postawie upokarzania oponentów i szydzenia z ofiar, wytykania że „idiotka dała się omotać jak dziecko” albo chełpienia, że „chciałam nowe auto, to mam, opłacone przez grzecznego
niewolnika, który je mi z ręki”. Jest satysfakcja nie tylko z samego osiągnięcia, ale i zdeptania konkurentów czy podporządkowania sobie kolejnych kochanków.
Najgorzej, gdy taka osoba ma już pewną pozycję i nie da się jej łatwo utrzeć noska, bo jest bardzo potrzebna lub ma władzę – po prostu może innych rozstawiać po kątach, z czego skwapliwie korzysta. Osiąga cel, lecz jawi się otoczeniu jako ktoś kapryśny, nieznośny, roszczeniowy, nie do polubienia. Więc może i osiąga wszystko, ale w tym „wszystko” nie ma ani szczerego uznania, ani choćby cienia sympatii.
Zostaw komentarz