Główne menu

Czym jest efekt FOMO?

Dobrze jest mieć rękę na pulsie, orientować się w bieżących sprawach. Ciekawość to nieodłączna część ludzkiej natury i konia z rzędem temu, kto nigdy nie zainteresował się cudzymi sprawami, choć nie miał ku temu żadnego powodu poza czystym wścibstwem. Owa ciekawość może jednak przybierać patologiczne formy, by wspomnieć tylko słynnych osiedlowych szpiegów okiennych.

Albo FOMO. To taka nowoczesna forma ‘głodu informacji’ o bliźnich. Koniecznie trzeba wiedzieć, co u nich słychać, jak się bawią/pracują/wypoczywają. Nierzadko tylko po to, by zdołować się własnymi życiowymi wyborami, bo właśnie tym się kończy nadmierne przywiązanie do mediów społecznościowych – stałym poczuciem niepokoju, że właśnie jakaś fantastyczna okazja przemknęła koło nosa.

Nieustający przepływ informacji

Pewnie każdy, choć raz w życiu, siedział kiedyś sam w domu i rozmyślał, jak to inni, właśnie w tym momencie, świetnie się bawią i są mega szczęśliwi. Dzisiaj już nie trzeba sobie tego wyobrażać. Dzisiaj można to sprawdzić. Klik, klik, i widać na ekranie, kto był na cudownej randce, kto dostał się do najmodniejszego klubu jazzowego bez kolejki i czyje dziecko właśnie wygrało olimpiadę matematyczną.

Z czasem tych klików może być coraz więcej, aż nie da się w spokoju wysiedzieć kwadransa, by nie sprawdzić, co słychać w szerokim świecie, czy przypadkiem nie doszło do jakiegoś przełomowego wydarzenia, o którym wszyscy dyskutują. Następuje coś, co fachowcy nazwali FOMO, czyli fear of missing out. Strach, że nie dotrze do nas jakaś ważna informacja i zostaniemy wykluczeni. Najbardziej dotyka to osoby młode, które nie wiedzą, jak to jest żyć bez internetu i komórki, ale w nałóg informacyjny wpaść może tak naprawdę każdy, kto za bardzo przywiąże się do nowych technologii.

Dostęp do sieci i telefonii komórkowej sprawił, że bez problemu, 24 godziny na dobę, można być w kontakcie z całym światem. Nie ma czekania na „Wiadomości” i dostawę świeżych gazet, newsy aktualizowane są na okrągło, chwilę po jakimś wydarzeniu już pojawiają się pierwsze doniesienia. W kilka sekund można się połączyć z Jenny mieszkającą w Nowej Zelandii i obejrzeć jej nowe mieszkanie przez kamerkę, a na Facebooku widać jak na dłoni, który grzeczny na wizji publicysta w życiu prywatnym jest niebywałym chamem i jakie są jego prawdziwe poglądy.

Postęp technologiczny doprowadził do tego, że newsami bombardowani jesteśmy na okrągło. Informowanie to dzisiaj gra na czas, a konsekwencją tego pośpiechu jest lęk, że pozostanie się w tyle. Jak wtedy, gdy rano, po wejściu do biura, nie ma się pojęcia, z czego ludzie się śmieją, bo nie sprawdziło się przed pracą timeline’a, a właśnie wybuchła jakaś mini-aferka na Twitterze, o której wszyscy rozprawiają z takim ożywieniem. Z wyjątkiem mnie, bo nie zajrzałam po przebudzeniu do smartfona.

Dziwny niepokój

Oczywiście, samo korzystanie z mediów społecznościowych nie jest zachowaniem patologicznym. Sęk w tym, że coraz więcej osób nie może się bez nich obejść, a dłuższa przerwa w aktywności wywołuje niepokój. FOMO to obawa, że coś się może odbyć bez naszego udziału, choć bardzo trudno wskazać konkretną przyczynę tych lęków. Łatwo za to ów lęk pokonać, wystarczy zerknąć do komputera albo telefonu. Uff, nic się nie wydarzyło. Albo wydarzyło, ale dzięki własnej czujności można od razu zareagować.

Póki co, FOMO nie zostało zakwalifikowane jako jednostka chorobowa, niemniej psychologowie przyznają, że nie należy tego zjawiska lekceważyć. FOMO coraz częściej idzie w parze z gorszym samopoczuciem, potęguje uczucie samotności, wbija w kompleksy, prowadzi do depresji. Zabija radość z życia, które wydaje się strasznie nudne w porównaniu do tego, co widać w internecie. Stąd tak częsty obrazek, gdy grupa znajomych siedzi na ławeczce w parku, ale zamiast gadać ze sobą, każdy wpatruje się w smartfona. Po co? Bo gdzieś tam inni robią dużo ciekawsze rzeczy.

A wiedza o tych rzeczach często definiuje fajność człowieka. Serio, nie widziałaś do tej pory dziewczynki, która ma oswojonego aligatora zamiast pieska? Nie obejrzałaś nowego sezonu OITNB? Przecież ma już trzy tygodnie! Nie śledziłaś tej przepychanki lewaków z prawakami o tęczowe flagi? Nie wiesz, jak Legia ośmieszyła się w LE? Dziewczyno, na jakim świecie ty żyjesz?! Może chodzić o pierdoły, ale gdy się w nich nie orientujesz, nie załapiesz wielu żartów, a ci bardziej złośliwi wkręcą cię tak, że się ośmieszysz odpowiadając na ich teksty. No ale żeby to wiedzieć, trzeba ciągle być online.

To przyzwyczajenie do nadmiaru bodźców powoduje, że coraz więcej rzeczy robi się nie tyle z przyjemności, co na wyścigi. Kto pierwszy wrzuci zdjęcie z premiery głośnego filmu, kto pierwszy dostanie się do modnego lokalu, kto pierwszy kupi nowy, wypasiony model telefonu… Pod tekstami czy filmikami roi się od komentarzy ‘pierwszy!’, jak gdyby rzeczywiście miało to jakieś znaczenie, czy zamieściło się dziewiczy wpis.

fomo

Nie ma cię w sieci – nie istniejesz

FOMO ściśle wiąże się z prokrastynacją, kolejnym symbolem naszych czasów. Bo jak tu normalnie pracować, kiedy ciągle trzeba sprawdzać pocztę, czytać nowe powiadomienia, odpowiadać na komentarze, oglądać podesłane filmiki? To w końcu chwilka, jedna minutka, zerknę jeszcze tylko raz, może przyszło coś ważnego.

Na tym nie koniec. Czas zabiera także działalność własna. Jest mus, by podzielić się w mediach społecznościowych najbłahszymi nawet szczegółami ze swojego życia, od fotki owsianki na śniadanie po wieczorną relację z wyboru piżamy. Niby nic takiego, ale u niektórych to już niemal uzależnienie, nie potrafią zrobić niczego bez internetowej publiczności. A potem oczekiwanie na lajki i komentarze, które pomagają zbudować samoocenę. Ile osób polubiło? Co napisali? I znowu nerwowe zerkanie na ekran, czy przyszły jakieś powiadomienia.

Brak odzewu to potężny cios, gdyż dowodzi, że jest się nikim. Nie ma podziwu ani zazdrości, tylko głucha obojętność. I to, co wcześniej wydawało się fajnym wydarzeniem, przez milczenie internetowej społeczności nagle staje się czymś zupełnie bezwartościowym. Kto nie umie się z tym pogodzić, buduje nową hierarchię wartości – lepiej mieć 5 tysięcy anonimowych obserwujących niż jednego oddanego przyjaciela w realu, a 30 głupawych wpisów znaczy więcej niż jedna merytoryczna wypowiedź. Prestiżu dodaje ilość, i nieważne, że to więzy bardzo powierzchowne. Grunt, że ciągle jest się ‘w temacie’. A że pożera to tyle czasu? Cóż, popularność kosztuje.

Poczucie beznadziejności

Użytkownicy Twittera, Facebooka i innych tego typu mediów codziennie otrzymują masę wiadomości, na które muszą jakoś zareagować. Podtrzymywanie tych kontaktów ma swoje dobre strony, ale są też cienie. Kiedy obserwujesz setkę ludzi, to dostajesz setkę różnych życiorysów, porównujesz je ze swoim i niestety, nader często to porównanie prowadzi do przygnębiających wniosków: innym bardziej się powodzi, a moje życie jest totalnie nijakie.

Do głosu dochodzi wtedy FOMO – gdybym wybrała inaczej, gdybym zrobiła to lub tamto, gdybym była na jej miejscu… Każda alternatywa wydaje się lepsza od smętnej rzeczywistości. Normalnie pewnie miałoby się jakąś satysfakcję z własnego życia, ale wobec faktów, jakie spływają z każdej strony, o zadowoleniu można tylko pomarzyć. Ciesz się drobiazgami? Wolne żarty. Głupio się cieszyć z byle czego, kiedy inni osiągają tak wiele. Bo osiągnięcia innych odbierane są jako własna strata, przegapione szansy.

Koszmar randek

FOMO odciska swoje piętno również w świecie randek. Selekcja kandydatów zawsze miała miejsce, ale teraz, dzięki sieci, przebiega ona bardzo szybko i niekiedy bardzo brutalnie. Napisała do mnie ładna dziewczyna? No faktycznie, ładna, ale na portalu jest ich siedem tysięcy, pewnie znajdzie się jeszcze ładniejsza. Fajny facet proponuje randkę w realu? No, brzmi kusząco, ale poczekam, aż napisze ktoś fajniejszy.

Potencjalnych partnerów są nieprzebrane rzesze, ludzie reklamują swoje walory jak tylko potrafią, można wybrzydzać. Zawiesisz oko na kimś i już jesteś zdecydowana, ale nie, są przecież inni, nie ma się co spieszyć, jeszcze przegapię kogoś naprawdę idealnego. No ciężko pozbyć się wrażenia, że kogokolwiek się wybierze, będzie to wybór zły. Niektórzy posuwają się do tego, że podczas średnio udanej randki już ukradkiem aranżują sobie następne spotkanie, żeby nie stracić choćby jednej cennej minuty. Jest tyle ofert! Codziennie świeża dostawa! Odpuścisz, to konkurencja wydrze ci sprzed nosa najsmakowitsze kąski.

Wymagania co do drugiej osoby rosną, w końcu media społecznościowe pokazują, że ideały istnieją, choć to tylko sztuczne wytwory wirtualnej rzeczywistości. Nie da się z partnerem pogadać o polityce, a jego placuszki smakują jak tektura? W sieci znajdziesz człowieka, którego potrawy wyglądają jak z najlepszej książki kucharskiej, a dyskusja o bieżących wydarzeniach to uczta dla mózgu. W realu okazuje się, że poza tymi zaletami ma jednak sporo innych wad? Żaden problem, wracamy do internetu, szukamy dalej, codziennie przychodzą kolejne wiadomości od nowych osób, wystarczy na bieżąco sprawdzać skrzynkę. Tymczasem wartościowe osoby żyjące obok idą w odstawkę jako nie dość ciekawe.

Internet – samo zło?

Efekt FOMO nie doczekał się jeszcze rzetelnych opracowań opisujących to zjawisko, jego skalę, przyczyny oraz konsekwencje dla zdrowia, przeprowadzone do tej pory badania pokazują jednak, że to problem znacznie poważniejszy niż dotychczas sądzono. I nie ma wcale pewności, że całkowite odcięcie się od sieci przyniesie ulgę. Odpowiedzią na FOMO ma być JOMO, czyli joy of missing out, a więc radość z niewiedzy, zadowolenie wynikające z ucieczki od natłoku informacji. Ale niekoniecznie chodzi tu o wyrzucenie komputera i komórki, a raczej o właściwą selekcję wiadomości i listę priorytetów.

Po co obserwować tysiąc osób na różnych portalach? Nie lepiej ograniczyć się do wąskiego grona osób, które naprawdę się lubi i ceni? Nie chodzi rzecz jasna o to, by zamykać się w kółeczku wzajemnej adoracji, wystarczy odciąć się od internautów, którzy niczego wartościowego do naszego życia nie wnoszą. Śledzenie obcych sobie ludzi i nadmierne przywiązywanie wagi do ich słów nierzadko skutkuje tym, że podejmuje się błędne bądź głupie decyzje jedynie po to, by zaimponować followersom (którzy w sumie i tak mają to gdzieś) albo zmienia się poglądy na podstawie mylnych wyobrażeń o czymś, bo tak wyszło z obrazków na czyimś Instagramie. Niewiedza faktycznie może być czasami prawdziwym błogosławieństwem.

    5 komentarzy

  • jotka

    Na szczęście nigdy nie warowałam na parapecie okiennym, nawet o sąsiadach niewiele wiem 😉 Obserwuje jednak, jak wiele czasu ludzie spędzają w sieci, sama tez sporo, przyznaję, ale staram sie działać i bywać tylko tam, gdzie jestem zainteresowana i ta wybiórczość jest chyba najważniejsza…

  • Marta z Mikrożycie

    Faktycznie to istotne zjawisko i nie można go lekceważyć. Pamiętam zresztą, jak to się zaczynało dziać już w czasach mojego dzieciństwa – wystarczyło nie mieć Polsatu i nie oglądać „Zbuntowanego Anioła”, żeby czuć się wykluczonym… Najtrudniejsze w FOMO jest jednak właśnie upośledzenie procesu podejmowania decyzji, niemożność zaangażowania się w pełni – bo co, jeśli gdzieś istnieje lepsza opcja? Chyba najlepszym lekarstwem jest uświadamianie sobie tego, że podlegamy wpływowi tego zjawiska i uświadamianie sobie, że nieograniczony wybór i nieskończone możliwości to iluzja…

  • Królowa Karo

    Podobno dziś jednego dnia zostajemy zalani taką dawką informacji, jaką człowiek w XVI wieku otrzymywał podczas całego swojego życia. Nic dziwnego, że można oszaleć. Dlatego sama czasem lubię się odłączyć od tego szaleństwa dla zdrowia psychicznego.

  • Ultra

    Współcześni zwolnili się z myślenia, więc siedzą w internecie, by im podpowiedział, co na złamany paznokieć, na wypadające włosy, co kupić, czym leczyć się, co ugotować i co inni na to. Tyle rad, co piszących, więc choćby siedzieć dniem i nocą, nie ma szans, by internet przeżył życie za kogoś.
    Serdecznie pozdrawiam

  • Aleksandra | Thief of the world

    Ja coraz więcej widzę negatywnych skutków Social Mediów. Nawet na samej sobie, choć przecież wiem jak to działa, zajmuję się tym zawodowo. Gdy się ocknęłam z tego amoku, postanowiłam zrezygnować z nich na jakiś czas, a przynajmniej mocno ograniczyć. Usunęłam „sztuczne”, nic nie wnoszące konta, osoby, które udają, lub nadmiernie dążą do posiadania (zamiast bycia). Została tylko sama najciekawsza esencja. Więc skoro ja, świadoma negatywnych skutków dałam się w to wplątać, to jakie emocje musi to budzić w dzieciakach. Przyznaję, że mam ochotę to zbadać. Właśnie naukowo. Może to ja pierwszą publikację o tym napiszę.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>