Główne menu

Depresja – choroba, która niszczy życie

Kolejny dzień, a Ty nie masz siły, by wstać z łóżka. Dosłownie – nie masz siły, jak gdyby coś przybiło cię gwoździami do materaca. Najmniejsza aktywność sprawia wręcz fizyczny ból. Nic się nie chce. Nic nie cieszy. Nic Cię nie obchodzi. Nic. Jest tylko obezwładniające poczucie pustki, beznadziei i smutku. Po prostu boli Cię życie.

Teoretycznie to już oficjalne, wszyscy wiedzą, że depresja istnieje, a jednak traktuje się ją często jako zwykłą fanaberię. Wymówkę. Wyolbrzymianie problemu. Nie każdego przekonuje, że to naprawdę choroba, nawet osoby, które depresja dotknęła. Dlaczego, mimo coraz większej świadomości w kwestiach dotyczących zdrowia, zaburzenia depresyjne traktujemy jako mało poważne dolegliwości?

Dajcie mi wszyscy spokój

Ignorowanie depresji wynika po części z tego, że niepotrzebnie szafujemy tym słowem. Notorycznie nazywamy depresją zwykłą chandrę, podczas gdy w języku medycznym termin ten oznacza przewlekłe zaburzenie psychiczne. To nie kilkudniowy dołek, jaki od czasu do czasu dopada każdego. To głęboki smutek i apatia, ciągnące się miesiącami. Człowiek w depresji w niczym nie znajduje radości. Zmusza się do robienia najprostszych rzeczy, jak umycie zębów czy kupienie bułek. Ma wyjątkowo pesymistyczne podejście do życia i nijak nie może dostrzec choćby bladego światełka w tunelu. Widzi tylko mrok, a jego przekonanie o własnej beznadziejności staje się z czasem tak silne, że dochodzi do myśli samobójczych.

Nieleczona depresja oczywiście nasila się, nasila, i do beznadziejnego nastroju dochodzą  jeszcze typowo fizyczne dolegliwości: bóle głowy, kłopoty z układem pokarmowym, zaburzenia snu, zaburzenia miesiączki, ucisk w klatce piersiowej. To właśnie te objawy bardzo często skłaniają chorego do wizyty u lekarza, jeśli jednak nie powiąże się tych symptomów z zaburzeniami psychiki, szanse na poprawę stanu zdrowia są niewielkie.

Kłopot w tym, że z ludzie z depresją rzadko kiedy zgłaszają się po pomoc. Bo albo bagatelizują problem, albo się go wstydzą, a bywa, że są już w takim stanie, kiedy kompletnie im na niczym nie zależy.

Naprawdę jest Ci tak źle?

Epizody depresji mają różny przebieg, co dla osób postronnych bywa mylące. Dość powszechny jest bowiem obraz depresji, która zamienia człowieka w warzywo. Depresja znaczy – nie jesz, nie myjesz się, nie wychodzisz z pościeli, nie rozmawiasz z nikim. Tyle że taki stan nie musi trwać wiecznie. Niektórzy mimo depresji potrafią się przemóc i na pozór żyją normalnie, chodzą do pracy, odwożą dzieci do szkoły, uprawiają sport, wychodzą ze znajomymi do kina, śmieją się z dowcipów. Miewają humory, ale kto ich nie ma? Chwile prawdziwej słabości ukrywają, więc nikt nie wie, że ostatni tydzień spędzili w łóżku, czując się tak podle, iż zabrakło nawet siły na to, by rozpłakać się z żalu nad własnym losem. Można powiedzieć, że to takie „ataki kryzysowe”, podczas których nie da się choćby kiwnąć palcem, ale tak poza tym idzie jakoś funkcjonować, zwłaszcza gdy mimo wszystko jest jakaś motywacja do działania. Niestety, z czasem tych bodźców jest coraz mniej, aż w końcu ciężko znaleźć jakikolwiek impuls zachęcający do kolejnego kroku. Stany depresyjne pogłębiają się i bez pomocy z zewnątrz robi się bardzo groźnie.

W depresji człowiek przez większość dnia czuje się nieszczęśliwy, zapomina o dawnych pasjach, nie umie odczuwać przyjemności. Traci zupełnie popęd seksualny. Obojętnieje na cały świat, wprost nienawidzi swojego życia. I że w sumie to chciałby, żeby już się zakończyło. A skoro wybawienie nie przychodzi samo… to się sobie pomaga i przyspiesza datę wywieszenia nekrologu.

Kobieca przypadłość?

Według statystyk, kobiety cierpią na stany depresyjne dwukrotnie częściej niż mężczyźni, wśród seniorów pań z depresją jest nawet trzy razy więcej. Dlaczego? Jednym z winowajców są hormony, ale swoje robią też uwarunkowania społeczne. Kobiety generalnie żyją pod większą presją, bo dzisiaj muszą być perfekcyjną panią domu, pracownikiem miesiąca i piękną, zadbaną kobietą bez względu na wiek. Mężczyzna ma być człowiekiem sukcesu, ale już z powodu nieumytych garów czy oponki piwnej aż tyle gromów nie spadnie na jego głowę. Ogólnie jednak ludziom przybywa obowiązków, rosną oczekiwania i ambicje, stres staje się w zasadzie nieodłącznym towarzyszem. Nic dziwnego, że depresję uważa się dziś za chorobę cywilizacyjną.

Ale to właśnie kobiety radzą sobie lepiej z depresją – w porównaniu do mężczyzn, dwukrotnie rzadziej z tego powodu popełniają samobójstwo. Prawdopodobnie dlatego, że kobieta prędzej poszuka pomocy, ma mniej oporów, by przyznać, że dół trzyma ją od wielu miesięcy i nie umie sobie z tym poradzić. Tymczasem facet chce pozostać macho, silnym i niezłomnym, a co to za siłacz, którego jest w stanie pokonać gorsze samopoczucie? Mężczyzna boi się obnażenia własnej niemocy, depresję traktuje jako dotkliwą porażkę, więc udaje, że jego ten problem nie dotyczy. I dlatego też panowie częściej zagłuszają depresję silnymi używkami, a zły nastrój maskują wybuchami agresji.

O rany, mam dziecko…

Szczególnym przypadkiem jest depresja poporodowa. Kobiety różnie znoszą ciążę i różnie reagują na poród, a gwałtowna burza hormonów z pewnością nie ułatwia sprawy. Nowy lokator wywraca dom do góry nogami i choć każdy wie, jak ogromnym wyzwaniem jest wychowanie dziecka, to doświadczenie tego na własnej skórze potrafi wpędzić w przygnębienie. Huśtawki nastroju dokuczają większości młodych mam, ale baby blues szybko mija, zresztą wystarczy wtedy popatrzeć na ukochanego bobasa, by zły humor prysł. Jednak dla około 10-20 procent kobiet wejście w nową życiową rolę kończy się depresją. Z różnych powodów.

Mama może czuć się samotna i totalnie bezradna, nie układa się jej z mężem, macierzyństwo ją przerosło, pojawiły się kłopoty finansowe. Depresję poporodową napędza dodatkowo poczucie winy, że nie uważało się ciąży za najwspanialszy okres w życiu, dziecko póki co bardziej męczy niż cieszy, a momentami ma się ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami, byle już nie słuchać tych płaczów, nie wąchać brudnych pieluch i wreszcie się porządnie wyspać.

Matka w depresji nie czerpie żadnej radości z kontaktu z dzieckiem, co utwierdza ją w przekonaniu, iż jest strasznie złym człowiekiem. Nie może pozbyć się lęku, że jako rodzic zawiedzie, a na dobitkę niemal każdego dnia zmusza się do tego, by zająć się maluchem. To nie jest zwykłe, matczyne zmęczenie, czego wiele osób nie chce przyjąć do wiadomości. Jak to, nie kochasz swojego dziecka? Dlaczego go nie przytulasz, dlaczego nie śpiewasz mu piosenek? Te wyrzuty i brak zrozumienia tylko nasilają objawy i wpędzają nieszczęsną matkę w otchłań, z której coraz trudniej się wykaraskać.

Dobre chęci nie wystarczą

Ale nie tylko młoda mama nie znajduje zrozumienia. Z depresją jest ten kłopot, że nie traktuje się jej w pełni poważnie. Tak, wiemy, to choroba. Straszna, czasami wręcz śmiertelna. Lecz gdy spotkamy się z nią twarzą w twarz, jakoś trudno o współczucie i wyrozumiałość. Osoby postronne nie do końca pojmują mechanizm tego schorzenia, dlatego sądzą, że sprawdzone metody na chandrę sprawdzą się i w tym przypadku.

Skoro ktoś w depresji jest jak sparaliżowany, bezwolny i nieobecny duchem, to trzeba go jakoś pobudzić do życia. Ale chory „ignoruje” te próby. Nie reaguje. Nie stara się nawet. Zaczynają się więc wymówki: weź się za siebie, wstań z tego łóżka, rusz w końcu dupę do cholery, jak ty wyglądasz? Tyle że takie motywatory są dobre, gdy ktoś ma zwykłego doła, dopadło go totalne zniechęcenie albo po prostu użala się nad sobą. Przy prawdziwej depresji podobne „zachęty” wyłącznie pogarszają sprawę. Bo to nie jest tak, że człowiek ma lenia lub się ze sobą cacka. On ma po prostu chorą głowę, czy też duszę, jak kto woli. Jak ktoś z nogą w gipsie ledwo człapie po schodach, to nie krzyczymy do niego: weź się zepnij i idź szybciej, jak można się tak guzdrać! Wiemy, że jest chory i nie da rady, nawet nie powinien. Podobnie jest z depresją – okrzyki typu „weź się w garść” to trochę jak kopanie leżącego. Bo ta osoba chciałaby wziąć się w garść, lecz nie potrafi, nie może, nie jest w stanie, nie zależy jej. I dokładnie jak ten ktoś z nogą w gipsie, człowiek z depresją potrzebuje fachowej pomocy, lekarza, leków, czasu by wrócić do dawnej formy, współczucia.

Wcale nie chcesz sobie pomóc

Jeśli ktoś nie wie, o co chodzi w depresji, to złości go brak reakcji chorego na jego starania. Leży to takie naburmuszone, człowiek próbuje nieszczęśnika rozweselić, zachęcić, a tu nic nie działa. Łatwo stracić cierpliwość i oskarżyć o niewdzięczność. Co gorsza, w depresji nawet drobny stres może wywołać niezwykle gwałtowną reakcję, co też irytuje otoczenie, bo jak można płakać przez pół dnia tylko dlatego, że poszło oczko w rajstopach? Strasznie trudno zrozumieć, że ten ktoś naprawdę cierpi i boli go życie. Dla niego „będzie lepiej” to najgłupszy na świecie slogan, w sam raz do wyśmiania, gdyby tylko były na to siły.

Kogoś z depresją nie da się wyciągać na siłę z domu, żeby poczuł chęć do życia. Nie poczuje, prędzej zacznie jeszcze bardziej unikać bliskich. Ucieczka w samotność to typowe zachowanie ludzi z tą chorobą. Raz, że towarzystwo irytuje, bo chce się mieć święty spokój i odciąć od wszystkiego. Dwa, że zewsząd pada owo „weź się ogarnij”, czego nie da się już słuchać i co wbija w poczucie winy, bo w sumie to wszyscy chcą dobrze, więc może rzeczywiście coś jest ze mną głęboko nie tak. I ta bezsilna złość, że inni nie pojmują jak jest ciężko, a to żadne fochy. Sprawy najbliższych przestają obchodzić, a w pewnym momencie brakuje ochoty, by udawać że jest inaczej. Odechciewa się imprez, ploteczek przy kawie, wspólnych wyjść. Z depresją zwyczajnie nie ma siły na nic.

Choroba mięczaków

Niby więc wiemy, że to choroba, ale wcale tak jej nie traktujemy. Dla wielu ludzi depresja to wciąż tylko gorszy nastrój, a jeśli ktoś nie umie z niego wyjść, znaczy że mięczak. Albo leń. Albo egoista. No ciężko mu współczuć. W końcu depresja to nie rak, choremu na raka łatwo okazać ciepłe uczucie, nawet gdy go sobie wyhodował na własne życzenie, świadomie przez całe życie paląc po 40 papierosów dziennie. Ale depresja? Jakieś to za dziwaczne takie. Prawie, że niegodne normalnego człowieka. Stąd dość powszechne przekonanie: człowiek w depresji za bardzo się nad sobą rozczula. Rozumiemy, że ktoś po zawale nie wejdzie sam na trzecie piętro, ale że ktoś z depresją nie jest w stanie ugotować obiadu dla dzieci i drugi miesiąc leży na zwolnieniu to już nie.

W dodatku depresja to nie atak padaczki, nie widać od razu, że coś jest nie tak. Te zmiany zwykle następują stopniowo, niepostrzeżenie, rzeczywiście trudno je w pierwszym momencie wziąć za ciężkie schorzenie. Koleżanka najpierw nie ma ochoty na wyjazd na narty, potem odmawia wspólnych wyjść na zakupy, przestała się malować, nie śmieje się do rozpuku na ulubionym serialu. Drobiazgi, jak tu brać je za chorobę? Jednak owe drobiazgi, jak się tak nałożą na kupkę, dobijają do ziemi. Ta kupka dosłownie przygniata, zniewala i nijak nie można się spod niej wygrzebać. Bo tak po prawdzie to już się nawet nie chce, to i tak bez sensu.

Warto przy tym pamiętać, że depresja nie jest po prostu bardzo wielkim smutkiem. To choroba o podłożu biologicznym. Badania wykazały, że za depresję odpowiedzialne jest między innymi wadliwe działanie dwóch neuroprzekaźników: serotoniny i noradrenaliny. Chorzy na depresję mają niedobory tych substancji, w związku z czym sama psychoterapia to zazwyczaj za mało, potrzebne są jeszcze leki, które poziom tych ważnych związków chemicznych wyrównają. Dlatego właśnie nie można zestawiać depresji z emocjonalnym dołkiem czy jakąś słabością charakteru.

Skąd się to bierze?

Depresję można jeszcze zrozumieć, gdy komuś cały świat zawalił się na głowę. Trudno nie stracić chęci do życia, gdy umarł współmałżonek, u dziecka wykryto nieuleczalną wadę serca, bezrobocie ciągnie się od wielu miesięcy i do drzwi puka komornik. Ale depresję mają też ludzie, którym teoretycznie niczego nie brakuje. Masz dom, samochód, zawodowe sukcesy, czy aby przypadkiem nie przewraca ci się w głowie? Na co ty narzekasz? Każdy chciałby być na twoim miejscu! Zapomina się jakby, że dotarcie na szczyt zazwyczaj kosztuje mnóstwo wysiłku i stresu. Że utrzymanie się na szczycie to ogromna presja i nie można odpuścić choćby na jeden dzień. Że człowiek nieustannie ma z tyłu głowy „nie mogę zawieść” i to nakręca jego paranoje. Że w międzyczasie pojawił się żal, bo zmarła mama, a na drugie dziecko nie ma szans. Zupełnie jak gdyby pieniądz był rozwiązaniem wszystkich ludzkich problemów. Idealnie widać to na przykładzie osób znanych, sportowców, aktorów czy popularnych wokalistów – ty masz człowieku depresję? Koleś, pożyjesz za 800 złotych z trójką dzieci, wtedy pogadamy o depresji. Więc gdy ktoś odbiega od średniej, woli nie mówić o swoich kłopotach, żeby nie słyszeć takich ataków.

Do depresji podchodzimy z nieufnością. Trochę nie chce się nam wierzyć, że ktoś może nie mieć sił do życia. Wszak każdy przechodził jakiś kryzys, wszyscy przeżywają własne dramaty i jakoś z tego wychodzą, nie obarczają całego świata wokół swoimi życiowymi trudnościami. Depresji zaprzeczamy, bo wciąż zaburzenia psychiczne postrzegamy jako wymysły. Albo jako coś wstydliwego, bo przecież na głowę cierpią jedynie jakieś niedorozwoje bądź też ludzie przesadnie wrażliwi, histeryczni, tacy nie do zniesienia.

Oswoić chorobę

Zaburzenia związane z psychiką, leczenie się u psychiatry – to w dalszym ciągu rzeczy, o których nie umiemy mówić normalnie, bez uprzedzeń. Prędzej zrozumienie znajdzie ktoś pijący przez trzy dekady i z marskością wątroby niż ktoś, kto ma „coś z głową”. Bo głowa szwankuje jedynie słabym, a do emocjonalnej słabości przyznać się to megaobciach. Szczególnie gdy ktoś mieszka w małym miasteczku, gdzie trudno pozostać anonimowym. A nikt nie chce być wytykany palcami jako „psychol”.

Najgroźniejsze w depresji jest to, że nieleczona kończy się naprawdę bardzo tragicznie. Nie musi to być od razu skok z okna, ale „efektem ubocznym” często bywa uzależnienie na przykład od leków albo alkoholu. W przypadku nieleczenia, nawet gdy samoistnie uda się jakoś wyjść na prostą, jest niemal pewne, że w niedalekiej przyszłości zdarzy nawrót, jeszcze silniejszy. I potem znowu. Bez wsparcia ze strony bliskich, bez prawidłowo prowadzonej terapii, jest bardzo, bardzo ciężko. Jeśli nikt nie zareaguje na czas, nie zaprowadzi do lekarza, nie będzie stał u boku, depresja może się zakończyć dojściem do ściany, bez szansy na odwrót. A z takiego miejsca jest już tylko jedno, jedyne wyjście. I wtedy wszyscy na pogrzebie dziwią się, jak mogło do tego dojść?

    37 komentarzy

  • piekno-z-natury.pl

    Depresja to naprawdę straszna choroba. Wydaje mi się, że bagatelizujące podejście do niej wywodzi się z faktu, iż wiele osób nadużywa słowa „depresja” określając nim zwykły brak humoru, chandrę czy chwilowy smutek. Nie zdajemy sobie sprawy z tego czym naprawdę jest depresja, a osoba zmagająca się z nią często nie otrzymuje pomocy bo Jej problem nie zostaje przez nas potraktowany lekceważąco. Leczenie choroby jest bardzo złożone i w szczególności liczy się wsparcie i obecność najbliższych aby nie doszło do tragedii.

    • Edyta

      Dokładnie, zbyt często za depresję bierzemy gorszy dzień, a kiedy naprawdę kogoś dopada ta choroba, to aż się nie chce wierzyć, że ktoś faktycznie tak strasznie cierpi, bo to przecież nic takiego nadzwyczajnego…

    • dorota

      Niestety to prawda, często wydaje nam się, gdy przez dłuższy czas „nie chce nam się”, gorzej się czujemy, że to depresja, a to jeszcze nie jest depresja…Ona jest znacznie gorsza.

    • Katarzyna

      Ja juz nie mam siły …mam 3 dzieci jestem z nimi sama…maż narobił problemów,wyjechał nie radzę sobie.Moze sa jakieś leki ,które dadzą mi sile.Nje mam pieniędzy na terapie.
      Moja rodzina nie widzi albo udaje ze nie widzi problemu

      • Gosia

        Mam do czynienia od ponad 20 lat 8 lat temu przekształciła się w depresję dwubiegunowa wciąż tak mało mówi się na ten temat każdego dnia walczę o męża o to by się nie poddał. Tak naprawdę nie choruje on sam a cała rodzina życie w ciągłej niepewności i strachu i nieraz bezsilności bo już nie wiesz co jeszcze zrobić by pomóc…

    • Sama

      Jak powiedzieć bliskim to depresja jem słuchy chleb pije tylko wodę od 3 miesięcy niewyszlam z domu nie odbieram tel nie rozmawiam z nikim chcę umrzeć czuję ból wciąga mnie w ciemność często inni gdy mieli zły dzień używali słów to depresja a ja umieram powoli

  • Izabela

    Od lat męczyłam się z depresją,nawet o tym nie wiedząc…myślałam,że po prostu jestem leniwa,że jestem złą matką,bo towarzystwo dzieci mnie męczy…myśli samobójcze co jakiś czas zwalałam na sytuacje wg mnie, bez wyjścia…Dopiero gdy zabrakło sił by wstać z łóżka,by wyjść do sklepu i wszechogarniająca pustka,zrozumiałam,że potrzebuję pomocy,bo tak dalej być nie może. I teraz,po kilku miesiącach leczenia,zdecydowanie widzę poprawę.Nie sądziłam,że potrafię uśmiechać się tak po prostu,bez powodu. Czasami ciężko jest wyciągnąć rękę po pomoc,na szczęście przy mnie stał mąż,którego w końcu posłuchałam i zwróciłam się o tą pomoc

    • Edyta

      Właśnie, kiedy można liczyć na szczerą pomoc, zawsze jest dużo łatwiej wyjść na prostą. Powodzenia! trzymam kciuki 🙂

  • Maja

    Najważniejsze w tym wszystkim jest aby nigdy ale to nigdy nie pozwolić swoim myślom na : stres , kłopoty , porażki , gniew itd ! To sa emocje wysłane od Szatana aby nam żyło sie zle , abyśmy siegli po ostateczna pomoc – samobójstwo ! Jesteśmy ludźmi wierzącymi w wieczne dobro , wiec żyjmy tak aby nasze myśli były raczej swobodne , zrelaksowane .
    Stres jest nie potrzebny , bo na koncu i tak wszystko układa sie dobrze , trzeba tylko chcieć .

    • Edyta

      Maju, wydaje mi się, że w realnym życiu chyba tak się nie da, żeby nigdy i z żadnego powodu się nie stresować 🙂 Zresztą stres też jest nam potrzebny, choćby po to, żeby przed szalonym dzikiem na ulicy uciec, a nie podejść i próbować go pogłaskać 😉

      • Anda

        Maju, widać, że nie masz bladego pojęcia o depresji, za to chyba zdecydowanie za dużo przebywasz w kosciele. Twoje odrealnione podjeście do depresji wyraźnie pokazuje, że nie traktujesz tego jako poważnego problemu, tylko jak coś co modłami mozna usunąć. Niczym sie takie podejście nie rózni od tych 'weź się w garść’.

        • Ala

          Jeśli tak czujesz, ze Ciebie temat dotyczy. Nie zwlekaj. Idź zrob badania i porozmawiaj z lekarzem. Noe wstydź się mówić, ze potrzebujesz pomocy. Jesteśmy tylko ludźmi, nie robotami. Pozdrawiam.

  • Justyna

    Ta końcówka trafia w samo sedno…

  • Elżebieta

    Cudownie gdy jest obok Ciebie ktoś kto zauważy problem gorzej gdy kogoś takiego brak …

    • ania

      Wtedy musimy sami sobie pomóc, sięgając po pomoc z zewnątrz – psychologa, psychiatry. Nikt się tobą nie zaopiekuje, tak jak ty sam, to prawda, którą odkryłam. Potem będzie lepiej i można zacząć walczyć o swoje życie.

  • Monika

    Bardzo dobry artykuł

  • Ja Optymistyczna

    To prawda, szafujemy tym słowem znacznie zbyt ostro.
    Nie mogę się czasem nadziwić, jak sprawy związane z psychiką wpływają też na zdrowie fizyczne. A zdrowie psychiczne jest nadal tak zaniedbywane. Mało kto chodzi do psychologa, a pójśce do psychiatry zdaje się czymś strasznym.
    Pozdrawiam! 🙂

  • Magda

    Bardzo dobry wpis. Zabrakło mi tylko wzmianki o tym jak „popularna” staje się depresja także wśród najmłodszych – coraz częściej chorują na nią już dzieci i nastolatki:(

  • Adriana | Kosmetomama

    Miałam depresją poporodowa. Mi tez niby niczego nie brakowało. Urodziłam zdrowe dziecko, mogłam zostać z nim w domu, mąż się także nim zajmował. A jednak poczułam jakby na głowę spad mi cały świat. Nie widziałam świat w kolorowych barwach wszystko było czarne, a ja czułam że od teraz, od urodzenia dziecka jestem tylko matką….już nie kobietą. Nigdzie nie wychodziłam byłam zamknięta w czterech ścianach z maluszkiem. Gdy dziecko płakało to ja też, czułam się bezsilna. A depresja podążała za mną krok w krok i krzyczała mi do ucha „jesteś brzydka” „nic nie warta” Mój mąż chciał mi pomóc ale nie mógł. Dopiero profesjonalna pomoc poskutkowała i pomogła wyjść mi z depresji.
    Pozdrawiam

  • dżoana

    walczę z depresją od roku jeszcze na początku był maż przy Mnie wspierał jak tylko mógł dziś go już niema, nie wytrzymał odszedł ja zostałam sama jesteśmy w trakcie rozwodu Ja bez pracy i ochoty do życia w wieku 36 lat runęło moje 15 lat życia spędzonego z nim:(

  • makrela

    mam kolegę, który od lat zmaga się z depresją. opowiadał, jak po kolei tracił znajomych a wśród rodziny zyskał miano ofermy życiowej. jest po terapii, wychodzi na prostą ale to trwało lata i zastanawiam się, jak się w tym wszystkim odnajdzie.

  • Marta

    Bo ludzi trzeba kochać anie oceniać i nie doszukiwać się w nich złej woli. Skoro życie człowieka odstaje od normy, to trzeba starać się mu pomóc i na pewno nie zabierać skrawków sił słowami typu: „idź się lecz”, „ty chory człowieku”, „ty popaprańcu” lub „ty ukraińcu zakłamany”…sama mam takie doświadczenie…to bardzo ciężkie do satysfakcjonującego życia i pokonywania jakichkolwiek problemów. Z tego co się dowiedziałam, to niedobory serotoniny i noradrenaliny leżą w dużej mierze w złej diecie wzbogacającej mikroflorę jelit, która wytwarza te substancje, jak również niedobór witaminy D3. Czasami objawy depresji i ogólnego spowolnienia „silnika” organizmu związane jest z niedoczynnością tarczycy. To także bardzo podstępna choroba. Warto zasięgnąć języka w tych kwestiach. Zawsze jest przyczyna depresji. lepiej wyeliminować jej przyczynę niż tylko zaleczać skutki. Pozdrawiam i życzę samozaparcia i dużej dozy rozsądku w pokonywaniu tego typu trudności. Pozdrawiam

  • Alcia

    Trudno w to uwierzyć ale byłam na skraju załamania. Przez większość czasu nie miałam siły aby ponieść się z łóżka. Koleżanka doradziła mi aby posłużyć się magią. Pomyślałam co mi szkodzi spróbować. Po rytale na depresję wykonanym przez Samaela poczułam się znacznie lepiej. Po kilku tygodniach stanęłam na nogi. Teraz korzystam z pomocy jego magii co pół roku i jest o wiele lepiej.

  • Ama

    Mam 37 lat, dwoje dzieci (15 i 5 lat), męża, dom dzielimy z moimi rodzicami. Ja nie pracuję. We wrześniu ub.r. zaczęłam czuć się coraz gorzej. Stopniowo ale dość szybko zaczęłam zapadać się w otchłań złego samopoczucia, lęków, smutku. Dwa miesiące prawie nie wychodziłam z domu. Większość dnia przesypiałam a w nocy leżałam nie mogąc zasnąć z ogromnym kołataniem serca, dusznościami i nierzadko z płaczem. Do tego doszły objawy fizyczne, pobyty w szpitalu i ogólnie wizja tragicznego, rychłego końca. Od grudnia biorę leki, chcę też iść na terapię ale kompletnie nie mam oparcia w mężczyźnie swoim. Ciągle dogaduje mi, że to wymysły ta cała depresja, jak ADHD, żebym się wreszcie ogarnęła bo wytrzymać się nie da a jak jestem zła i krzyczę to słyszę „chyba za słabe te leki bierzesz. Bierz dwa razy większą dawkę”. To powoduje że zaczynam płakać i sytuacja się nawarstwia. Nie wiem czy sama sobie poradzę. Boję się.

    • dorota

      Ama, bardzo przykre to, co piszesz. Być może Twój Mąż też się boi, i jego reakcja wynika ze strachu? Chce Ci pomóc, postawić „do pionu”, ale nie wie, że nie tędy droga? Może przydałyby się wspólne spotkania z psychologiem? Sytuacja nie jest prosta, a ktoś z zewnątrz pomógłby opanować emocje…

  • gosia

    Ja też tego właśnie doświadczam depresja to coś strasznego nic mi sie nie chce nawet jeść jestem odrealniona nie mam odpowiedniego czucia od 10 dni biorę leki może tylko tyle że w nocy śpię a w dzień nie widzę poprawy a mąż machnął na mnie ręką i nie odzywa się

  • maja

    W końcu ktoś napisał sensownie o tej chorobie. Niestety ludzie nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji kiedy ktoś choruje na depresję. Sama przez to przeszłam, choruję na depresję od 18 rż, więc juz od 15 lat. Nawet nie warto mówić znajomym czy rodzinie ze sie choruje, tylko zasiegnąć porady specjalisty. U mnie było tak że na słowo depresja matka mówiła żebym nie wymyślała tylko wzięła za robote, albo mówiła ze ona tez a depresje żebym sie odczepiła. Potem wielkie zdziwienie jak zerwałam z nią kontakt.
    Znajomi tez nie pomagają, a teksty weź sie w garść, wyjdź do ludzi lub wyjedź gdzieś, działają na mnie jak czerwona płachta na byka. Wtedy jeszcze bardziej mi sie odechciewa z kimkolwiek rozmawiac, bo wszystko jest takie płytkie, ludzie, ich myślenie, relacje które opierają sie tylko na przyziemnych sprawach.
    W najgorszych chwilach zamykam się w sobie i całkowicie odcinam od świata i ludzi, to mi pomaga przetrwać.

  • Adamo

    Witam, artykuł dobrze opisuje jak czują się osoby z depresją. Sam mam za sobą wizyty u psychologa, brałem leki… Po odstawieniu jest jeszcze gorzej. Rozstałem się z partnerką, moje życie legło w gruzach… Utrata pracy… Jest kiepsko…

    • taka tam osoba

      Tak, brak kogoś kto by tylko i aż był u twego boku…….czuje się wtedy fizyczny ból, boli wszystko nawet włosy. Też choruję. Też tylko istnieję, nie żyję życiem. W domu bałagan, nie zawsze mam siłę by ogarnąć, mąż wtedy do dziecka z kim chciało by mieszkać bo nie może mieszkać w takich warunkach…. A ja leżę bezładnie, Zdaję sobie sprawę, że dla domowników jest to obarczające, wiem, że wymagam od nich zbyt wiele – chcę, żeby ktoś był przy mnie, potrzymała za rękę, nie wytykał, że leżę i nic nie robię.

  • KasiULa

    Też mam depresję po ciężkim dzieciństwie prawdopodobnie mam ją już 15lat,przez swój introwertyzm mam też epilepsję.Właśnie przez tłamszenie emocji i nieumiejętność wyładowywania negatywnych emocji.Wiem że powinnam z tym pójść do psychiatry ale na samą myśl o łykaniu kolejnych tabletek wstrzymuje mnie.

  • Kamil

    Depresja sprawia, że zaczynasz żyć w mroku, odgradzajac się od ludzi, którzy są blisko Ciebie, bo masz świadomość, że większość osób i tak nie zrozumie tego co czujesz. Ludzie i tak powiedzą, że inni mają gorzej, albo czym Ty się w ogóle przejmujesz czy weź się w garść. Rozumienie w dziejszych czasach jest bardzo trudne, dlatego większość ludzi woli po prostu „oceniać”. Ludzie są jak książki. Nie powinno się Ich oceniać po okładce, ale kto dzisiaj ma czas na czytanie ? Przyzwyczajamy się do zakładania maski żyjąc z fałszywym uśmiechem na twarzy, bo tylko tak można ukryć zranioną duszę i nawet nikt nie zauważy, że cierpisz. Najbardziej boli uczucie pustki w środku i ten okropny chłód, który wypełnia duszę w środku zabierając przy tym ciepło i miłość w człowieku. Każda najmniejsza czynność sprawia okropny wysiłek i ogromny ból. To co dawało nam kiedyś najwięcej radości staję się zupełnie obojętne. Dokładnie tak jak pieniądze, które w rzeczywistości okazują się być bezwartosciowe. Możemy kupić wiele rzeczy, ale co tak naprawdę w życiu jest ważne kupić się nie da. Nie można kupić uczuć, wiary, nadziei, przyjaźni, szczęścia, szacunku, szczerości, dobroci, miłości, wrażliwości ponieważ nie da się kupić, tego co jest najpiękniejsze, bo gdyby można byłoby kupić nie byłoby nic warte. Chciałbym móc być znowu tym samym „bogatym” człowiekiem, który miał to wszystko czego kupić nie mógł…

    • Aneta

      A nie myślałaś o psychoterapii? Ja właśnie dzięki niej czuję się coraz lepiej! Od jakiegoś czasu kontaktuję się online z moim psychoterapeuta panem Michałem Matyjaszkiewiczem.Ta terapia naprawdę ma sens dodatkowo mogę porozmawiać z nim w dogodnych dla mnie godzinach i w domu czuje się bardzo komfortowo.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>