Dlaczego ciężko się wyleczyć z platonicznej miłości?
Leczenie złamanego serca po nieudanym związku potrafi być piekielnie trudne. Lecz może być jeszcze gorzej, kiedy trzeba się wyleczyć z miłości, której nigdy w żadnej formie nie udało się zrealizować. Nie było randek, nie było seksu, było jedynie potajemne wzdychanie do ukochanego. Z jednej strony fajnie, bo nie ma traum jak po przemocowym, pełnym dramatów związku, ale z drugiej, właśnie brak wspólnych przeżyć może mocno namieszać w głowie.
Ciężko bowiem jest odciąć się od czegoś, co nie istniało. Nie można nawet z kimś zerwać. Można jedynie pójść po rozum do głowy i skończyć z zadręczaniem się tą niespełnioną miłością, dlaczego jednak jest to aż tak trudne?
A co gdyby…
Przykre rzeczy zwykle łatwiej jest przetrawić kiedy można je choćby symbolicznie zamknąć, mieć ten punkt zaczepienia, że oto właśnie jednoznacznie nadszedł koniec pewnego etapu, jest oczyszczające pożegnanie, nie trzeba tkwić w męczącym zawieszeniu. Idziemy po prostu dalej, i teraz demony z przeszłości już nie powinny tak zawzięcie gonić. W zerwaniu z partnerem nie ma niedomówień – już nie jesteśmy razem i tyle, zniknęło „my”, każde idzie w swoją stronę. Oczywiście, nie wszyscy od razu to przyjmują do wiadomości, nie wszyscy się z tym godzą, a niektórzy uparcie czepiają się resztek nadziei, że może uda się do siebie wrócić.
To jednak nie zmienia faktu, że zerwanie nastąpiło. I łatwo sobie można wyobrazić, że mniej zadręczający jest mimo wszystko jasny komunikat „odchodzę, nie chcę być dłużej z tobą” niż utrzymywanie kogoś w niepewności, gdy nie jest jasne czy jesteśmy dalej razem, czy mamy tylko przejściowy kryzys, i w którą stronę to w ogóle zmierza. W miłości platonicznej dobijający jest właśnie brak określonego statusu, bo wprawdzie nie tworzymy pary, to jest ten pewnik, ale może wszystko jeszcze przed nami. Może należy jeszcze trochę poczekać, dać sobie szansę, kto wie co się za chwilę wydarzy.
I nawet jeśli nic nie wskazuje na to, że skryta miłość przerodzi się wkrótce w płomienny romans, zbolałe serce bez przerwy karmi się nadzieją na szczęśliwe zakończenie. Zawsze jest coś, co podsyci ów płomień, a to przelotne spojrzenie, które da się zinterpretować na miliony różnych sposobów, a to przypadkowe otarcie, które „na pewno nie było przypadkowe”, czy niespodziewany zbieg okoliczności pozwalający sądzić, że otworzyło się okienko do działania, bo obiekt westchnień rozstał się z dotychczasową dziewczyną albo trafił na stałe do naszego działu w firmie i będzie siedział tuż obok.
Niespełniona miłość miewa różne początki. Czasem to po prostu ktoś, kto wpadł w oko i teraz się do niego rozpaczliwie wzdycha. Albo stary znajomy, w którym nagle dostrzegło się potencjał na męża. Albo ktoś, z kim jednego wieczora trochę się flirtowało, lecz wyszło, że dla niego to nic zobowiązującego i dalszym zacieśnianiem znajomości ani trochę nie jest zainteresowany. Choć brzmi to brutalnie, to otwarte słowa o braku wzajemności uczuć są często lepsze, bo otrzeźwiają jak zimny prysznic, ale po chwili wstydu przynajmniej wiadomo na czym się stoi. Gdy takiej rozmowy nie ma, to aż kusi żeby pomyśleć „a może jednak”.
Czemu się wycofywać? Cierpliwość przecież popłaca, a on nie powiedział „nie”.
Zabójcze myślenie życzeniowe
Tysiące scenariuszy, jakie się tworzy w głowie dzięki platonicznej miłości, są zawsze idealne. I niestety przez to, że niespełniona miłość przez cały czas istnieje tylko w strefie marzeń, nie ma tych racjonalnych argumentów przeciw, jak przy nieudanym związku, gdy cierpisz, przeraża cię myśl o rozstaniu, jednak w pamięci masz również ostatnią awanturę, rozczarowanie po niedotrzymanym słowie, cierpkie wspomnienia z wakacji, na których partner bez skrępowania podrywał wszystkie kelnerki.
Platoniczna miłość nakręca się coraz bardziej, ponieważ człowiek się łudzi, że oto trafił na kogoś niemal doskonałego, z kim życie będzie usłane różami. Nie ma żadnych powodów aby zakładać trudności w hipotetycznym związku, bo niby na jakiej podstawie? Nie ma pewności, czy jesteśmy zgodni i pasujemy do siebie, więc zakochana osoba zakłada, że tak właśnie jest, no na tym polega fantazjowanie. A idealizowanie kogoś, z kim się nie było na choćby jednej randce, przychodzi wyjątkowo lekko.
I nie bardzo jest jak sobie przetłumaczyć z rozsądkiem, że te mrzonki nie mają żadnego sensu.
Miłość bywa ślepa również w związkach, lecz tam są chociaż przebłyski, a czasem jeszcze ktoś bliski spróbuje otworzyć oczy na podłości partnera. U kogoś, z kim się nie jest, ciężej dostrzec gorzką prawdę, bo nawet widząc go w niefajnych sytuacjach, wpadki szybko da się wytłumaczyć, że przecież nie znam całego kontekstu, a poza tym przy mnie byłby inny, ja bym go poprawiła. No i przede wszystkim te przykre rzeczy nie były w moją stronę, nie dotknęły mnie osobiście, a w sumie to tej małpie nawet się należało troszkę utrzeć noska.
Bolesna samotność
Nie sposób ocenić, co zaboli mocniej, tęsknota za nieskonsumowaną miłością czy myśl, że wszystkie wspaniałe rzeczy przeżywane razem już nigdy nie powrócą. Ale i w jednym, i w drugim przypadku strasznie doskwiera samotność. I ona także podtrzymuje pielęgnowanie nadziei, bo przynajmniej jest ten ktoś zmyślony, a to lepsze niż nie mieć niczego, nie czuć żadnych głębszych uczuć, mieć wokół siebie jedynie pustkę i brak perspektyw na choćby platoniczne zakochanie.
Skutkiem ubocznym samotności jest jeszcze nadmierne analizowanie, które potrafi zdołować największego optymistę. Analizujesz każdy gest, słowo, spojrzenie, doszukujesz się znaczenia w przypadkowych spotkaniach, wyobrażasz sobie co się stanie następnym razem i dlaczego
nie wyszło tak jak powinno. Może dojść wręcz do tego, że już nic nie będzie absorbować myśli w takim stopniu co platoniczna miłość, przybierając powoli formę niezdrowej obsesji.
O co zresztą nietrudno. Spotykanie się z kimś daje jakąś pewność, w razie czego można zadzwonić, napisać, poszukać innych uspokajających sygnałów, jest planowanie randek, wiadomo kiedy się mniej więcej zobaczymy, wiadomo też z grubsza, czym druga połówka się zajmuje, gdy jej nie ma. A co wiadomo o platonicznym ukochanym? Raczej niewiele, a przemożna chęć natknięcia się na niego ustawia cały plan dnia pod „przypadki”, tak żeby na pewno trafić na niego jak będzie wychodzić o 18-tej z siłowni. I jak się przegapi okazję, to prawdziwa tragedia, bo przecież nie da się zadzwonić z pytaniem „gdzie jesteś” albo poprosić, żeby przełożył trening na dogodniejszą godzinę.
Zaś gdy wiadomo sporo, to bardzo niepokojące, bo podpada pod stalking i znaczy, że śledzi się kogoś obcego, grzebie w osobistych informacjach, wypytuje ludzi o cudze sprawy, a niekiedy też intryguje i manipuluje aby dotrzeć do „prawdy” oraz powiększyć swoje szanse na zdobycie przychylności. Najgorsze jest właśnie to, że podobne wydarzenia nie zawsze skłaniają do rzucenia w cholerę tego polowania na okruchy i dopatrywania się we wszystkim
przełomowej szansy. Przeciwnie, wewnętrzna sugestia jest taka, że nie wykorzystało się pełnego arsenału środków, a dopóki nie padnie zdecydowana odmowa, piłka jest ciągle w grze. To prawie jak uzależnienie, a wiadomo, jak trudno się z wyrwać z piekielnego kręgu nałogu.
Gonić króliczka też jest przyjemnie
Czy nigdy nie ma szansy na spełnienie swojego marzenia o odtajnieniu miłości? Owszem, szanse są, tylko że do tego trzeba się ujawnić, co wymaga odwagi. Zresztą nie daje to gwarancji, a nawet może wpuścić z deszczu pod rynnę, wpychając w friend-zone, jeśli wybranek serca zechce dla siebie wygodnego układu. Friend-zone jest jeszcze gorszym
układem, ponieważ wznosi uczucie na wyższy poziom i sugeruje potwierdzenie – niejasne, obarczone warunkami, lecz wciąż będące kilka kroków dalej od anonimowego minięcia się na schodach.
Z friend-zone wygrzebać się jest trudno, bo druga strona specjalnie do siebie przyciąga i buduje napięcie, które tworzy fałszywy obraz bliskości. A nawet jeśli nie ma w tym celowej manipulacji, to nie ma też jednoznacznej odmowy, czyli do swoich rojeń o wspólnej przyszłości można dołożyć naciągane deklaracje.
Milczenie wydaje się mniej ryzykowne, a dla wielu jest również bezpieczniejsze, choć kosztuje tyle nerwów. Co bezpiecznego jest w ułudzie? Otwarta furtka, gdy tak naprawdę wcale nie wierzy się w happy end, więc ten platoniczny niby-związek daje poczucie pewnej stabilizacji i satysfakcji. Gdy za wszelką cenę nie chce się usłyszeć odmowy i rozwiania resztek wciąż tlącej się nadziei. Serce krwawi, ale też jest się ciągle w grze, na łowach, nieuchwytny cel nie znika zupełnie z horyzontu. Odpuścić sobie platoniczną miłość w takim
przypadku to jak poddać się, zrezygnować z ukochanej osoby, a to już brzmi zbyt przygnębiająco.
Zostaw komentarz