Dlaczego kobiety matkują swoim mężom?
Ach, ten mój stary to zupełnie jak dziecko! Nie wie, w którym garnczku ugotować jajka, do białego prania wrzucił brązowe skarpetki, a jak mu nie przypomnę o wełnianej czapce, to w największy mróz gotów wyjść z gołą głową. No mówię, normalnie jak dziecko.
Brzmi znajomo? Nic dziwnego, bo kobiety całkiem często widzą w swoich partnerach osoby, którymi koniecznie trzeba się zaopiekować. Ale nie tak jak w zdrowych związkach, gdzie dwójka dorosłych troszczy się o siebie. Nie, to pielęgnowanie starego chłopa jak gdyby był niesfornym, nieporadnym malcem. Po co? Czy serio sam sobie by nie poradził?
On taki zagubiony!
Jest w pewnych kobietach tendencja do umniejszania męskich kompetencji. Nie w ogóle, ale w sprawach, powiedzmy, domowo-życiowych. Owszem, facet zarabia na dom, umie nawet korzystać z narzędzi, i tak zasadniczo, te „męskie” sprawy ogarnia bez większego trudu. Gorzej, gdy wkracza na inne obszary, te zwyczajowo uznawane za kobiece.
To zresztą dość płynna granica, ponieważ czasem życiowa niezaradność zahacza na przykład o załatwianie spraw urzędowych czy rozmowy z fachowcami od remontów, a więc tematy, którymi tradycyjnie zajmuje się raczej mężczyzna. Chodzi po prostu o to, że kobieta nie do końca wierzy w męskie ogarnięcie, a w szczególności, gdy dotyczy ono rzeczy „niezgodnych z płcią” – bo trzymanie się stereotypów zwykle idzie w parze z tego typu postawą.
Jest tu pewien paradoks. Kobieta chciałaby czegoś od mężczyzny, ale uprzedza jego ruch i robi to sama. Irytuje się jego niezaradnością, ale zarazem nie daje mu szansy, żeby mógł się wykazać. Oczekuje, że on będzie „prawdziwym mężczyzną”, lecz gdy on tylko spróbuje, zaraz zostaje usadzony.
On nie wie, jaką kupić śmietanę do zupy, jakie leki bierze i na co, kiedy mama ma urodziny i co zabrać w dwudniową podróż służbową. Nie wie, bo zawsze robi to za niego żona. A ona robi, ponieważ martwi ją roztrzepanie i nieodpowiedzialność męża. Martwi i oczywiście złości. Jak jednak miałby on pokonać swoje słabości, jeśli kobieta wiecznie ratuje go z opresji i nie pozwala uczyć się na błędach?
Troska czy nadopiekuńczość?
To wcale nie jest tak rzadki widok, gdy mężczyzna pytany o swoje sprawy, na przykład związane ze zdrowiem, odsyła do małżonki, ponieważ sam nie ma o tym najmniejszego pojęcia. Nie wie, nie orientuje się, nigdy się tym nie zajmował. To działka żony.
Ale nie w ramach zwykłego podziału obowiązków. Żona pełni w tym związku rolę nadopiekuńczej mamusi, która we wszystkim wyręcza. Facet nie wie, jak powiesić pranie? Ależ po co mu pokazać, jak to prawidłowo zrobić, lepiej zająć się tym osobiście, potem czule połajać niezdarnego małżonka i ośmieszyć go przed koleżankami.
Dokładnie tak jak mama, żona wskazuje mężowi, w co się ubrać i jak się uczesać. Przygotowuje go do wyjścia z domu i do dłuższego wyjazdu. Budzi go rano i mówi, kiedy należy iść spać. Poucza, żeby zjeść wszystkie warzywa, i że uwaga, gorące, i może pokroić kotlecika? Przypomina o wzięciu leków, żeby zadzwonić do babci z życzeniami, że dentysta o 17-tej, że nie zapomnij kluczy, portfela i okularów, a tu masz drugie śniadanie, tylko nie pobrudź koszuli, bo szyneczka posmarowana sosem.
I to wszystko mówi typowo matczynym tonem. Niby z troską, ale lekceważąco. Jak gdyby mąż nie był dorosłym, samodzielnym człowiekiem, ale maluchem, który dopiero poznaje otaczającą go rzeczywistość. I co gorsza, nawet nie próbuje swojego dużego dziecka czegokolwiek nauczyć – na to najwyraźniej jest już za późno, można tylko kontrolować i prowadzić za rączkę, żeby się misio nie zgubił.
Nic dziwnego, że gość nie jest zdolny funkcjonować w normalnym świecie. Z czego czasem on sam jest wręcz na swój sposób dumny – patrzcie, mam tak bardzo dwie lewe ręce, że gdy żona wyjeżdża, musi mi karteczki po całym domu porozlepiać, co za cudowna kobieta!
Kiedy żona zamienia się w matkę
Role ojca i matki nie są już tak ostro zarysowane jak kiedyś, ale wciąż wiele osób kojarzy tatę jako kogoś, kto dużo pracuje i zarabia, a codziennymi, domowymi sprawami zajmuje się mama. To właśnie ona wozi na angielski i zajęcia sportowe, szyje kostium na zabawę, pilnuje odrabiania lekcji, podaje syrop na kaszel, gotuje obiad, słucha opowieści ze szkoły.
Słowem, to na jej głowie są te wszystkie banały dnia codziennego, bez których jednak nie da się żyć. I wciąż sporo ludzi uważa, że mężczyzna nie potrafi tych spraw ogarnąć albo jest to poniżej jego męskiej godności.
Wiele kobiet tak mocno wchodzi w rolę domowej opiekunki, że swój instynkt macierzyński przenoszą także na życiowych partnerów. Czy to natura tak silna, czy też kultura tak wpaja kobietom potrzebę opiekuńczości, faktem jest, że nie brak kobiet, dla których rola żony tożsama jest z rolą matki. I nie ma znaczenia, czy urodziło się dzieci, czy nie. Po prostu nie można przestać się martwić o czterdziestoletniego Maciusia.
Stąd te pytania, czy umył rączki i czy założył świeże skarpetki. Wycieranie plamy, gdy mężowi coś przypadkiem spadło na kolana. Karcenie, że źle siedzi, bo ściąga z kanapy poduszki, a założenie nogi na nogę jest bardzo niezdrowe. W towarzystwie matkowanie ani trochę nie ustępuje – Maciuś nie chce tej zupki, woli sałatkę, nie, już nie pij, i uważaj, jak kładziesz widelec, nie gorąco ci w tym sweterku, oj przecież przed chwilą jadłeś, poczekaj z dokładką, będziesz miał wzdęcia, a wiecie co Maciuś wczoraj zrobił, taka to moja niezdara, no czekaj, ja wszystkim opowiem.
Dlaczego kobieta matkuje?
Mąż praktycznie żadnej, najprostszej czynności nie może zrobić sam. Musi być nadzór żony. To ona podtyka pod nos wszystko, co potrzebne, robi za faceta, co tylko się da, żeby on się nie przemęczał, a zresztą sam pewnie i tak zrobi to źle, nie umie, zapomni, zepsuje. I kiedy tylko może, poucza i strofuje swojego małego-dużego chłopca.
Co jednak skłania ludzi, by tkwić w podobnym układzie nierzadko przez wiele lat? Mężczyźnie może być z tym po prostu dobrze, bo zawsze chował się za spódnicą mamusi i w dorosłym życiu bardzo za tym tęskni. Zakochał się i podszytą despotyzmem troskę bierze za dobrą monetę. Jest za słaby, by postawić na swoim, a taki związek lepszy niż żaden. Albo zdążył się już przyzwyczaić i nie dostrzega nawet, w jak chorym związku tkwi.
Kobieta też różne ma motywacje. Może sądzić, że on bez niej by zginął – to schemat podobny do tego, gdy mężczyzna ustawia kobietę tak, by ona uwierzyła, że sama nie da rady w życiu. Żona przejmuje rolę bossa, więc wprawdzie ma dużo więcej na głowie, ale przynajmniej chłop nie fika, potulnie wykonuje rozkazy, nie bawi się w macho, nie stawia warunków.
Czasem to szczera wiara, że postępuje się słusznie i na tym polega miłość, okazywanie uczuć to nie tylko słowa, tyle że wsparcie przeradza się w dyrygowanie stłamszonym partnerem. Innym razem to strach, że mężczyzna nie okaże się tak doskonały, jak zgodnie z oczekiwaniami powinien być. Oficjalnie on wciąż jest panem domu i ten dom funkcjonuje jak w zegarku, ale tak jest dzięki kobiecie, gdyż to ona dzierży realną władzę i wyręcza męża, by ten nie zaliczył żadnej krępującej wpadki. Dzięki temu nikt nie pomyśli, że on nie podoła.
Albo przemawia strach, że jak się go dostatecznie mocno nie rozpieści, on znajdzie sobie inną. Taką, która wysili się bardziej i pokaże, że nawet u mamuni nie było tak rozkosznie. Kobieta po prostu nie jest na tyle pewna siebie, by wierzyć, że mogłaby kogoś zatrzymać na dłużej czymś innym niż ofiarność i dogadzanie na każdym kroku. Życie jednak pokazuje, że takie zachowanie zazwyczaj odnosi skutek odwrotny do zamierzonego.
Zupełnie jałowy związek
Wygoda wygodą, ale chyba nie ma faceta, który nie chciałby się choć czasem poczuć jak chodząca góra testosteronu. Nie jak syneczek mamusi, któremu co prawda żadna krzywda się nie dzieje, ale… no właśnie, jest jak chłopiec. Patrzy się na niego jak na dziecko, a nie jak na zdobywcę i twardego wojownika. Traktuje się go z miłością, ale nie na serio.
Przez pewien czas to korzystny układ, wszak za mentalne wykastrowanie dostaje się całkiem sporo – żonka obsłuży męża, odwali za niego niewdzięczną domową robotę, o wszystkim przypomni, wszystko załatwi. I nie dość, że przejmie obowiązki mamy, to jeszcze można z nią uprawiać seks.
Tyle że z tym seksem to bardzo różnie bywa. Atmosfera w domu, którym zarządza żona-mama, niezbyt sprzyja pikantnym zabawom. Działa raczej zniechęcająco – ani ona nie drży z pożądania na widok dużego dziecka dla zmyłki nazywanego mężem, ani jemu nie marzą się pieszczoty z kobietą, którą traktuje jak rodzoną matkę. Małżonkowie przestają być dla siebie kochankami. I wystarczy, że na drodze stanie kobieta, przy której można wyzwolić samczą energię, albo mężczyzna, któremu nie trzeba wycierać nosa i obcinać skórek z chleba, by jedna ze stron takiego związku poszukała szczęścia w obcych ramionach.
Komfort to nie wszystko
Bo ciężko znaleźć szczęście, kiedy role małżonków zostały tak strasznie wypaczone. Miło jest być obsługiwanym, więc niekoniecznie się od matkującej żony odejdzie, ale można zacząć szukać wrażeń poza domem. A wtedy to już w ogóle nie widać powodu, by postarać się o względy żony, by dbać o związek, przejąć na siebie kilka obowiązków, czymś się wykazać, wysilić, zaskoczyć.
Dla kobiety to także średni interes, bo ileż można tyrać za dwoje, nie mając z tego tak naprawdę nic, poza złudnym poczuciem kontroli i władzy. Żona mimo włożonego trudu wcale nie czuje się dowartościowana i przede wszystkim nie czuje się kobietą – owszem, jest stabilnie i bezpiecznie, ale gdzie namiętność i szczere przywiązanie?
Im bardziej kobieta się poświęca dla dobra męża, tym mniej atrakcyjna wydaje się w jego oczach. Matkowanie nie podsyca emocji, ono wyjątkowo skutecznie je zabija i na dłuższą metę nikt z tego nie wychodzi zwycięsko. Nie mówiąc o tym, jak jest to dla kobiety wyczerpujące – od rozpieszczanego partnera nie ma prawie żadnego wsparcia, nie można liczyć na jego odpowiedzialność, a pracy stale przybywa. Nie ma tu żadnego partnerstwa, a jedynie szkodliwa zależność.
Skąd wiadomo, że tak się dzieje?
Matkowanie zaczyna się zwykle niepozornie, od jednej lekko rzuconej uwagi, drobnej przysługi, wyręczenia przy nieprzyjemnej czynności. Ani się kobieta spostrzeże, a już wchodzi w buty opiekunki dla dziecka. Kiedy zacząć się niepokoić?
- Gdy nie wierzysz, że partner sam zatroszczy się o własne zdrowie.
- Uważasz, że za twoimi plecami robi same szkodliwe i ryzykowne rzeczy.
- Jesteś pewna, że umrze z głodu, gdy na kilka godzin wyjdziesz z domu. I że ten dom po twoim powrocie będzie w opłakanym stanie.
- Bez przerwy zrzędzisz i bez przerwy pouczasz.
- Nie pozwalasz zrobić niczego po swojemu.
- Sto razy powtarzasz jedną rzecz, bo nie wierzysz, że on zapamięta.
- Nie stawiasz mu żadnych wyzwań i podoba ci się jego „ugodowość”.
- Nie pozwalasz mu podejmować żadnych decyzji. Albo pozwalasz, ale od razu je kwestionujesz.
- Nie dyskutujesz, tylko przedstawiasz własny punkt widzenia.
- Robisz za niego co tylko się da i nie wierzysz, że sam dałby z czymkolwiek radę.
- Służysz za jego kalendarz, budzik i przypominajkę.
- Widzisz, że mąż zaczął oczekiwać pewnych niepokojących rzeczy, na przykład tego, że zawsze pozbierasz jego brudne ciuchy z podłogi i sprzątniesz okruszki, jakie zostawił na łóżku.
- Opowiadasz wszem i wobec, że masz w domu dodatkowe dziecko, nie szczędząc ośmieszających szczegółów.
A wbrew pozorom, mężczyzna wcale nie zginie bez mamusi. Może za to stracić do niej wszystkie gorące uczucia.
10 komentarzy
Odpuscilam jestem zdrowsza.
Bo niektóre tłuki zachowują się jakby mieli po 15 lat
To dlaczego kobiety masowo wybierają takie „15-letnie tłuki” zamiast normalnych dojrzałych mężczyzn?
Wiele ponad z kolei jakby były księżniczkami
Bo niektórzy byli tak wychowywani, że mamusia wszystko za nich robiła. Wyjdzie taki z domu i okazuje się, że nic nie potrafi. Masakra!
A może jest odwrotnie: im mniej kobieta czuje się atrakcyjna w oczach mężczyzny tym bardziej musi „nadrabiać charakterem”, „zaglaskiwaniem go” – „matkowaniem” – co finalnie często i tak na dłuższą metę nie daje oczekiwanego efektu ?
Kobiety tak zostały wychowane.Młodsze pokolenie już dzieli obowiązki na całą rodzinę.
Lekceważenie i ośmieszanie partnera to patologia, ale w samym zajmowaniu się „sprawami domowymi” (consierge) przez jedną osobę nie widzę nic złego. Partnerstwo nie oznacza robienia wszystkiego razem / po równo, ale uzupełnianiu się. Właściciel firmy lub osoba na stanowisku wymagającym podejmowania wielu decyzji i brania za nie odpowiedzialności na pewno doceni partnera życiowego, który uwolni go od robienia tego samego po pracy. Oczywiście układ ten musi pasować obu stronom, najlepiej jak jedna osoba nie pracuje, ma mniejszy wymiar czasu pracy, ma mniej wymagającą pracę, etc. Co do erotyki: zajmowanie się / lub nie „sprawami domowymi” jest tylko jednym z wielu elementów wpływających na naszą atrakcyjność, a nie jakoś szczególnie ważnym.
Święta prawda. Mężczyzna potrzenuje kobiety i partnerki, nie drugiej mamy.
Dokładnie tak samo jest jak facet poświęca się dla kobiety . Zapierdala za granicą . A ona kochanków szuka . No bo jak można żyć bez męża 4 lata.