Główne menu

Dlaczego kobiety myślą, że naprawią partnera?

Tak się utarło, że mężczyzna bierze za żonę kobietę, która mu najbardziej odpowiada. I bardzo liczy na to, że po ślubie jego ukochana się nie zmieni, bo najpewniej zmieniłaby się tylko na gorsze. Kobiety przeciwnie, można myśleć, że narzeczony wcale nie jest tym jedynym – to dopiero surowiec, z którego po ślubie ulepi się idealnego, wyśnionego partnera. To rzecz jasna stereotyp, ale mimo wszystko jest w nim odrobinka prawdy. Bo istotnie, mnóstwo kobiet mocno pracuje nad tym, żeby swojego męża naprawić, czy też mówiąc bardziej dosadnie – wychować. I można odnieść wrażenie, że robią to dużo częściej niż mężczyźni. Pytanie brzmi zatem: po co? Dlaczego zamiast wybrać od razu kogoś odpowiedniego wiążą się z gościem wymagającym gruntownego przemodelowania?

Dlaczego kobiety myślą, że naprawią partnera?

Dlaczego kobiety myślą, że naprawią partnera?

Mężczyzna szuka, kobieta urabia

Trzymając się dalej uogólnień, stereotypowy mężczyzna pragnie, żeby po ślubie nie zrobiło się gorzej, natomiast kobieta mocno liczy, że będzie dużo lepiej. I dlatego porady o „wychowywaniu męża” mają się świetnie i masa kobiet autentycznie w to wierzy, że przerobi chłopa na swoją modłę, a on nawet się nie zorientuje. Nie to, że mężczyźni nie próbują wpływać na swoje partnerki, bo pociąg do młodziutkich, niedoświadczonych dziewcząt wynika nie tylko z ich urody i płodności, ale również z faktu, nieznającą życia nastolatkę znacznie łatwiej sobie podporządkować.

Ale generalnie to kobiety częściej się łudzą, że po ślubie to dopiero się zacznie. Uda się w końcu na pełną skalę wdrożyć drugi etap wielkiego planu, którym jest „wyprodukowanie” odpowiedniego męża. Mężczyźni kombinują głównie przed ślubem, tak by po złożeniu małżeńskiej przysięgi od razu zbierać owoce swoich zasiewów – wtedy też obnażają swoje prawdziwe oblicze. Kobiety mają raczej inną taktykę – przed ślubem bardziej udają, że im wszystko pasuje, żeby skutecznie zwabić i usidlić, po czym już jako mężatki przechodzą do
dzieła.

Pytanie brzmi: a po co w ogóle tak się męczyć? Nie prościej byłoby wziąć za męża faceta, który się autentycznie podoba? A owszem, byłoby. Tyle że takich mężczyzn nie ma za wielu, i konkurencja ogromna, dlatego prostszą opcją wydaje się wybór kogoś z niższej półki. Z nadzieją, że wytrwałością i pracą uda się przekształcić średniaka w męża będącego powodem do dumy. Po prostu, jak nie możesz się związać z mężczyzną którego pragniesz, zrób go sobie sama z dostępnego kandydata.

U niektórych kobiet to jest dosłownie wielki, życiowy projekt, podobnie zresztą postępują one ze swoimi dziećmi, cierpliwie formując je według własnych oczekiwań. Nie zawsze jednak wynika to ze złej woli – niekiedy naprawdę widzą w upatrzonych mężczyznach spory potencjał i są szczerze przekonane, że z ich pomocą mąż zajdzie na najwyższe szczyty. Ona po prostu daje mu szansę, zachęca, motywuje, popycha, rozbudza ambicje.

Może wynikać to z tego, że w tradycyjnym ujęciu mężczyzna z wiekiem się rozwija, czyli zdobywa coraz wyższą pozycję, coraz więcej zarabia, zdobywa cenne doświadczenie. Na kobietę często się w ten sposób nie patrzy, bo ona ma być atrakcyjna teraz, a z upływem czasu to co najwyżej może stracić. A że to nie takie proste znaleźć gościa z topki, szczególnie gdy kobieta nie chce męża z dużą różnicą wieku, to młody facet musi być perspektywiczny – i dlatego kobieta pokłada ogromne nadzieje w jego przyszłych dokonaniach.

Wszystko do wymiany

Sęk w tym, że praktyka często rozmija się z pierwotnymi założeniami. Perspektywiczny narzeczony zostaje zwyczajnym mężem i mimo usilnych starań nadal blado wypada w porównaniu z tym mitycznym zaradnym kolegą albo sąsiadem jeżdżącym Mercedesem.

Cokolwiek robi, robi źle. Jest jakiś taki… nijaki. Wiecznie zawala. Wiecznie nie dowozi. Nie stara się, nie próbuje. Lub już centralnie z grubej rury – jest durny, jest nieudacznikiem, i po co ja za niego wychodziłam.

Co ciekawe, tej niezaradności uczą nierzadko same kobiety, traktując swojego męża niczym kolejne dziecko. Tak intensywnie naprawiają niedoskonałego faceta, że on sam z siebie już żadnej inicjatywy nie przejawia, bo po co, pewnie i tak znowu zawali. A nawet jeśli te oczekiwania spełni, to żyjąc pod nieustanną presją wcale nie będzie szczęśliwy, i kto wie, czy w pewnym momencie nie zechce poszukać wytchnienia u boku kogoś mniej wymagającego.

Bo problem nie polega na tym, że żona zachęca męża do dalszego rozwoju i nie pozwala mu spoczywać na laurach – zachęta partnera, by pracować nad sobą i poprawiać swoje społeczne bądź zawodowe kompetencje nie jest niczym nagannym, wręcz przeciwnie. Kłopot zaczyna się w momencie, gdy zamiast zachęty pojawia się nakaz i nie ma akceptacji dla dosłownie żadnej wady małżonka, bo zgodnie z planem, on powinien stać się ideałem bez skazy.

Nierealistyczne oczekiwania

Można się śmiać, lecz mit o księciu na białym koniu wcale nie znika wraz z końcem dzieciństwa. Wiele kobiet na niego czeka i wyobraża sobie, że przy prawdziwej miłości w związku nie dochodzi do żadnych zgrzytów, zawsze jest cudownie, przez co wszelkie rozczarowania przeżywa się mocniej niż są one tego warte. Tego typu kobiety nie mają też praktycznie nigdy nic dobrego do powiedzenia o swoim mężu – to raczej festiwal licytacji, która trafiła na większego głąba i w związku z tym ma najgorzej.

Frustracja narasta, bo nie dość, że mąż się nie wybił na wyżyny, to jeszcze nie udało się wykorzenić jego największych przywar. Jest to kolejna rzecz, co do której kobiety się łudzą: że z miłości do żony mąż zmienia charakter, nawyki, upodobania. To się oczywiście nie dzieje, a przynajmniej nie w takim stopniu, na jaki liczy partnerka, więc albo para się rozstaje, albo żona sięga po coraz perfidniejsze sztuczki mające pomóc dopiąć swego. Czasami nawet mogłaby odnieść sukces, tylko źle się do tematu zabiera, przedstawiając jednostronne żądania zamiast podejmować dialog, ostro krytykując, stawiając ultimatum – a naprawdę ciężko oczekiwać, że ktoś się zmieni na zawołanie, choćby i z największej miłości.

Żeby było zabawniej, kiedy jednak uda się partnera zmienić, niekoniecznie daje to kobiecie oczekiwaną satysfakcję. Bo jest coś takiego, że pociąga mężczyzna niezależny, śmiały, z fantazją, wolny duchem, troszkę łobuz, ale taki uroczy, z którym życie staje się pełne emocji, wyzwań i przygód. Ale czy taki facet umyje przed świętami okna, obierze ziemniaki i będzie pamiętał o wykupieniu recepty w aptece? No właśnie. Więc systematycznie urabia się partnera, by go skutecznie udomowić, choć kiedy tak się stanie, jest rozgoryczenie.

Przy mnie stanie się lepszy

Chęć naprawy mężczyzny miewa czasem bardzo niebezpieczne oblicze, ponieważ popycha kobietę w ramiona wyjątkowo nieodpowiedniego partnera. A dzieje się tak z powodu wiary, że właściwa kobieta, swoją miłością, troską i poświęceniem, jest zdolna sprowadzić największego łotra na dobrą drogę. W takich przypadkach nie chodzi już o mało dochodową pracę czy brak awansu. Mowa jest o rzeczach takich jak nałogi, przemoc, zdradzanie, przedmiotowe traktowanie partnerki.

Ale mimo jasnych, czytelnych sygnałów ostrzegawczych część kobiet zostanie, mówiąc z przekonaniem „ja go naprawię, przy mnie się zmieni”. Cóż, nie jest to niemożliwe, jednak szczęśliwe zakończenia podobnych historii widzi się przede wszystkim na filmach, nie w prawdziwym życiu. Więc co popycha kobiety do takich aktów altruizmu? Poniekąd kultura, przekonująca, że wprawdzie kobiety są słabsze i potrzebują męskiej opieki, lecz jednocześnie
to właśnie od dobrej żony zależy, jak mężczyzna będzie się prowadził i zachowywał.

Kobiety są socjalizowane do służenia i pomagania innym, a któż bardziej się do tego nadaje niż „zagubiony” mężczyzna? Do tego z jednej strony dziewczyny mają wybierać lepiej, ale z drugiej, pełno jest narzekania na lenistwo współczesnych kobiet, ich brak lojalności, wybredność, chodzenia na łatwiznę i niechęci do wysiłku. Zresztą i bez takich pouczeń wizja naprawy mężczyzny jest kusząca z prostego powodu – bycia potrzebną. A tutaj ta potrzeba może być dosłownie kwestią życia lub śmierci.

Szczególnie podatne są na to kobiety ze smutną przeszłością, zaniedbywane przez rodziców, zakompleksione, słowem takie, co sądzą, że na miłość trzeba sobie ciężko zapracować i stale dowodzić, że jest się wartą uczucia. Zaś porzucenie mężczyzny w kłopotach byłoby aktem podłości i samolubstwem, co nie przystoi prawdziwej kobiecie, dlatego tkwi się w nieudanym związku. I na dokładkę wierzy, że gdy toksyczny mężczyzna zawiedzie, to z jej winy, bo nie dość mocno się postarała. A że on się w ogóle nie stara? Cóż, nic się nie zmieni, dopóki ona nie zrozumie, że naprawić to można samochód, ale nie drugiego człowieka.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>