Główne menu

Dlaczego kobiety nie odchodzą od swoich oprawców?

Przemoc domowa przybiera różne oblicza, ale zawsze stoi za tym olbrzymi dramat. Ofiary przemocy cierpią, często dosłownie drżą o własne życie, i to potrafi ciągnąć się długimi latami. Straszne, nie ma co zaprzeczać, ale… pierwsze pytanie zazwyczaj jest takie: dlaczego w takim razie ona jeszcze od niego nie odeszła?

Pytanie dla ofiary wyjątkowo krzywdzące, jednak niestety, reakcje często są właśnie takie – pomija się udział sprawcy i za zaistniały stan rzeczy obwinia poszkodowaną, wytykając nie brutalność partnera, tylko jej bierność. Zgodę na krzywdę. A może w sumie to jej się podoba? I ma coś na sumieniu, że tkwi wiernie przy bandycie? No bo jak wytłumaczyć, że nawet nie spróbowała się wyrwać z piekła?

Dlaczego kobiety nie odchodzą od swoich oprawców?

Miłe złego początki

Przemocowiec rzadko kiedy ujawnia się od samego początku. Nie uderzy na pierwszej randce, nie przywita obraźliwym wyzwiskiem. To są naprawdę bardzo skrajne przypadki, że gość już na starcie zachowuje się agresywnie, jest chamiskiem, przekracza wszelkie możliwe granice. Zazwyczaj jest właśnie miły, próbuje się wkupić w łaski potencjalnej partnerki, zdobyć jej zaufanie. Nawet jeśli wysyła niepokojące sygnały, to są dyskretne detale, bardzo trudne do wychwycenia, zwłaszcza przez dziewczynę, która już poczuła motylki w brzuchu.

I wreszcie przychodzi ten dzień, kiedy bomba wybucha. To powinno definitywnie zakończyć znajomość, ale właśnie – do tego czasu zdążyło się już rozwinąć mocne uczucie, związek jest już bardzo poważny, może być po ślubie i narodzinach dziecka. Nie tak łatwo odejść, łatwo za to jakoś sobie przykre wydarzenie zracjonalizować – pewnie miał zły dzień, niepotrzebnie to powiedziałam, poniosło go w nerwach, to się zdarza, był tak zmęczony i zestresowany po pracy. A ofiary, które po akcie przemocy zostają, to bardzo często osoby z przemocowego domu, zahukane, niezbyt wysoko oceniające własną wartość – są idealnym materiałem dla agresora, który doskonale wie, jak wmanewrować skrzywdzoną partnerkę w poczucie winy.

Dla przemocowca agresja jest bowiem tylko środkiem do celu. Raczej nie bije on dlatego, że samo bicie mu sprawia przyjemność – cios w szczękę czy kopniak w brzuch po prostu dają poczucie władzy. Można górować nad ofiarą, kontrolować jej życie, napawać się strachem i uległością, a żeby to osiągnąć, niekoniecznie trzeba używać pięści, wystarczy mieć dużą przewagę finansową albo na tyle mocną pozycję społeczną, by utrzymać ofiarę w szachu i przymusić do posłuszeństwa. Często już sama groźba użycia siły działa paraliżująco, no bo co
zrobi drobna dziewczyna metr sześćdziesiąt w starciu z dwa razy większym bykiem?

A może to jest normalne?

Chęć posiadania kontroli nad ofiarą powoduje, że systematycznie się ją odcina od potencjalnego systemu wsparcia. Przemocowiec izoluje swoją partnerkę od koleżanek, przyjaciółek, znajomych, wreszcie od rodziny, oczywiście znowu używając perfidnej manipulacji i wpędzania w poczucie winy. Ofiara przestaje mieć jakiekolwiek życie poza domem, nierzadko też zmusza się ją do rezygnacji z pracy.

I tak ofiara zostaje kompletnie sama, bez żadnej zaufanej osoby. Nie ma komu się zwierzyć, nie ma kogo prosić o radę. Jest tylko ten partner, który oczywiście wszystko to robi dla jej dobra, choć z czasem zwykle przestaje udawać, że za agresją stoi jakakolwiek troska. Daje natomiast do zrozumienia, że ofiara bez niego nic nie znaczy, nikogo nie obchodzi, nikt inny jej nie zechce. Jest coraz więcej wyzwisk, ośmieszania, lekceważenia, kolejnych zakazów i nakazów. Ale też sporadycznie pojawiają się czułe gesty, co jest kolejnym etapem prania mózgu, bo gdyby ciągle było tragicznie, to jest jakiś impuls do odejścia, a tak, po wybuchu czułości i gorących przeprosinach, nadzieja ożywa na nowo.

Wiele kobiet w przemocowych związkach myśli zresztą, że to całkiem normalny układ. I że same nie są zupełnie bez winy, bo czymś niepotrzebnym sprowokowały, odezwały się nie w porę, popsuły atmosferę, idiotycznie wyskoczyły z pretensją o nieistotną głupotę. A mając samoocenę na poziomie podłogi łatwo przyjąć narrację przemocowca, szczególnie gdy w pobliżu nie ma żadnej życzliwej duszy mogącej wyprowadzić z błędu.

Jak ważne są pieniądze?

Cechą wspólną prawie wszystkich historii o kobietach tkwiących w przemocowych związkach jest pusty portfel. Właśnie takie sytuacje dobitnie pokazują, jak ważna jest niezależność finansowa i jak ciężko jest bez własnych pieniędzy uciec z piekła. No bo dokąd?

Kiedy nie ma się dobrych znajomych i rodziny skłonnej do pomocy trzeba liczyć na siebie. A mając zero na koncie, gdzie zamieszkasz? Co będziesz jeść? Jak znajdziesz pracę? Jak utrzymasz dzieci? Jak w ogóle zorganizujesz to wszystko, mając oprawcę przez cały czas na karku?

Zaś przemocowiec, mając dodatkowo finansową przewagę, jest w stanie posunąć się do najohydniejszych rzeczy. Trzyma ofiarę w garści i bezwzględnie to wykorzystuje, dlatego masa kobiet w tym momencie ulega, bo nie widzi dla siebie przyszłości poza przemocowym domem. Obecność dzieci dodatkowo komplikuje sytuację, bo kobieta nie mając środków do życia, najpewniej je straci i jeszcze wyjdzie na nieodpowiedzialną matkę.

Rozpoczęcie nowego życia bardzo często oznacza po prostu pójście na wojnę. Wojnę długą i wyniszczającą, na którą zresztą też trzeba mieć pieniądze. Więc choć to może wydawać się dziwne, wiele kobiet woli zostać, bo alternatywa jest dla nich nawet gorsza – przemocowiec to zło już rozpoznane i oswojone, ucieczka z domu to ucieczka w nieznane, bez gwarancji poprawy losu.

Odejście to moment krytyczny

Ta myśl, co będzie dalej, paraliżuje większość ofiar. I są to niestety bardzo słuszne obawy. Bite kobiety wiedzą, że mogą umrzeć z rąk partnera, bo tak się czasami dzieje. Ze statystyk wynika, że tuż po odejściu są najbardziej narażone na szczególnie brutalną przemoc – do najcięższych pobić i morderstw najczęściej dochodzi w chwili, gdy partner odkrywa, że jego ofiara planuje odejść lub właśnie to zrobiła.

Dlatego zamiast tak ryzykować niektóre kobiety wybierają pozorną bierność – próbują po prostu przetrwać. Znają partnera już na tyle, by wiedzieć, jak go urobić – nie uchroni ich to przed ciosami, ale przynajmniej zmniejszy ich siłę i częstotliwość, i przy okazji oszczędzi dzieci. Zdążyły się już przekonać, że przemocowy partner nie ma skrupułów, i kiedy mówi „zabiję cię suko, jak odejdziesz”, to na serio jest w stanie to zrobić.

Odejście od przemocowca jest więc raczej pełną niebezpieczeństw ucieczką, a nie prostym spakowaniem walizek podczas nieobecności agresora. Nie jest to rzecz, którą da się zrobić ot tak – ofiara musi jeszcze przewidzieć i zorganizować ciąg dalszy. Pomijając sytuacje bezpośredniego zagrożenia życia, kiedy nie ma innego wyjścia i trzeba uciec z domu tak jak się stoi, oderwanie się od przemocowego partnera wymaga przygotowań, opracowania planu, posiadania funduszy i choćby podstawowego wsparcia.

Dlaczego pytania kierowane są do ofiary?

Kobiety notorycznie obwiniane są za zachowanie mężczyzn, i nie inaczej jest w przypadku przemocy domowej. Jeśli nie odejdziesz po pierwszym razie – sama sobie jesteś winna. Zero empatii, zero chęci zrozumienia, co za taką decyzją stoi. Ale kiedy kobieta odchodzi po czasie, wcale nie jest lepiej, bo zaraz znajdą się zaciekawieni, że „dlaczego teraz?”. Nagle zaczęło przeszkadzać? Dziwne… I czemu w ogóle się z nim związała? Widziały gały, co brały, więc niech teraz nie płacze, że jej bad boy nosek przestawił.

Również ci mniej radykalni w sądach są zdziwieni, jak ona mogła tyle czasu wytrzymać. Na co czekała? Naiwnie wierzyła, że on się zmieni i przestanie? I czy przypadkiem nie dołożyła do tej patologii swojej cegiełki? Bo wiadomo, jakie baby czasem potrafią być, jak się zachowują…

Jak gdyby nie mieściło się w głowie, że na przemoc nie trzeba wcale „zasłużyć”. Świadkowie zapominają też, że po zgłoszeniu przemocy ofiara zazwyczaj zostaje z oprawcą – policja go może zwinąć na 48h, ale po tych dwóch dobach on wraca, i można jedynie gdybać, jaka będzie jego reakcja. Wycofanie zeznania nie jest więc głupotą czy przyznaniem się do kłamstwa – najczęściej wynika po prostu z obawy o swoje życie.

Do tego spadają na nią nieuzasadnione pretensje i oskarżenia, że pewnie chce chłopa z czystej zemsty załatwić, bo skąd wiadomo że nie oszukuje? A siniaki to jeszcze żaden dowód, kobiety są cwane, nie takie rzeczy udawały. Pytanie „dlaczego nie odeszła?” wydaje się więc bardzo niesprawiedliwe, bo każe tłumaczyć się ofiarom, a nie sprawcom przemocy – ich dziwnie łatwo się usprawiedliwia, jak gdyby tylko korzystali z okazji i nie mieli innego
wyjścia.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>