Dlaczego kobiety tak często nie chcą być jak swoje matki?
Relacja z mamą jest skomplikowana, by nie powiedzieć trudna. Mimo wielkiej miłości, spięcia są w zasadzie czymś nieuniknionym. W okresie dojrzewania do matki bardzo często odczuwa się głęboką niechęć czy nawet nienawiść, potem na szczęście zwykle się to jakoś wygładza i wzajemne relacje przestają być tak mocno napięte. To oczywiście w bardzo dużym uproszczeniu, bo wiadomo, że każda rodzina rządzi się swoimi prawami.
Co jednak charakterystyczne, mnóstwo kobiet, na różnych etapach swojego życia, kategorycznie stwierdza, że „ja nie będę jak moja matka”. Psychologia pokazuje, że owszem, prawdopodobnie będziesz, ale nie o tym mowa. Pytanie brzmi – dlaczego te kobiety tak strasznie chcą się od swoich matek odróżnić?
Matka, a gorsza niż obca
Więź córki z mamą jest wyjątkowo silna. Niezwykle rzadko się zdarza, by te dwie osoby nie czuły do siebie absolutnie nic. Jak nie ma miłości i sympatii, to pojawia się niechęć, złość, agresja. Im więcej negatywnych emocji, tym mocniej odepchnięta córka myśli sobie, że w przyszłości stanie się wszystkim, tylko nie kopią własnej matki. Nie chce być taka jak ona – zimna, nieczuła, wredna, z toną problemów, których nie tylko nie chciało się jej rozwiązać, ale jeszcze zrzuciła je na głowę dziecka, jak gdyby to ono było winne zaistniałej sytuacji. Zresztą, nierzadko taki komunikat pada, jeśli nie wprost, to bardzo czytelnymi aluzjami.
Napięte do granic możliwości stosunki mogą wynikać z przeróżnych przyczyn, od niechcianej ciąży, która pokrzyżowała ambitne plany młodej matki, po totalną patologię z nałogami i przemocą. Czasami to „tylko” surowość. Mama nigdy nie przytulała, nie dawała buziaków, nie okazywała zainteresowania rzeczami innymi niż odrobienie lekcji czy umycie zębów. Był po prostu chłód, i to taki przenikający aż do szpiku kości.
Wychowywane w ten sposób dziewczynki zazdrościły koleżankom, których mamy z zachwytem słuchały opowieści o udanym szkolnym przedstawieniu i piekły ciasteczka w kształcie serduszek. Później, jako dorosłe kobiety, obiecują sobie: ja taka nie będę. Mój dom będzie normalny, pełen miłości, a moje dzieci dostaną wszystko to, czego mi tak strasznie brakowało. I nigdy ich nie skrzywdzę.
W moim domu będzie inaczej
Nie wszędzie jest równie dramatyczne, niemniej nawet w normalnym domu potyczki z mamą to norma, szczególnie w okresie dojrzewania. Matka wkurza, irytuje swoimi zakazami i nakazami, oczywiście niczego nie rozumie i w ogóle. Czy zatem jest możliwe, by kiedykolwiek została autorytetem dla swojej córki? Jeszcze jak! I często jest. Jest wzorem, inspiracją, to jej się tak wiele zawdzięcza, ale… Ale mimo tych pozytywów i tak nie do końca chce się podążać jej drogą.
Z wiekiem docenia się wkład włożony w wychowanie dzieci, niemniej masa kobiet ma zamiar robić to inaczej niż rodzice. Bo mama była kochana, zdążyła jednak po drodze zrobić parę błędów, i tego właśnie jej dorosła już córka wolałaby uniknąć. Do własnych dzieci córka próbuje podejść bardziej nowocześnie, rezygnując na przykład z kar cielesnych i straszenia, że „za chwilę przyjdzie pan policjant i cię od nas zabierze”.
Widać też, jak wiele kobiet nie chce robić ze swojego macierzyństwa jedynego punktu odniesienia w życiu. Więc owszem, doceniają że dla swoich mam były całym światem, ale mimo wielkiej miłości do własnego potomstwa chcą się spełniać również na innych polach. Nie chcą wiązać macierzyństwa wyłącznie z poświęceniami, mordęgą i oczekiwaniem, aż ojciec dzieci łaskawie się nimi zajmie.
Kto by chciał żyć jak nasze matki?
Z tym łączy się inny powód, dla którego odrzuca się pójście w ślady mamy – styl życia, relacje damsko-męskie, podejście do kariery. Rzecz jasna, nie wszystkie kobiety w pokoleniu naszych matek były zahukane, stłamszone przez mężów i pozbawione podstawowych praw, niemniej często patrząc na to, w jakim świecie żyła nasza rodzicielka, aż się czuje ciarki na plecach.
Podziwia się mamę za hart ducha, że w tak nieprzyjaznym otoczeniu dawała radę stworzyć kochający dom, jednak nie marzy się o podobnym bohaterstwie. Mamę się lubi, chętnie spędza z nią czas, ale przy okazji mocno współczuje. Złość jest raczej na jej bezradność, że nie zawalczyła bardziej o swoje, tylko poddała się konwenansom i wolała z wymuszonym uśmiechem zagryzać zęby zamiast powiedzieć sąsiadowi, że nie lubi jego sprośnych żarcików.
To krytyka nie tyle samej matki, ile tamtejszej rzeczywistości. Żeby było ciekawej, matka sama może zachęcać swoją córkę do odmiennej postawy i cieszyć się, że ona prawdopodobnie będzie mieć lżej. „Będę inna niż ona” nie jest buntem podyktowanym złością i rozczarowaniem, lecz wynika poniekąd także z nauk mamy – nie powtarzaj moich pomyłek, pomyśl o sobie.
U sąsiada trawa zawsze zieleńsza
Niechęć do kopiowania zachowań i poglądów matki ściśle wiąże się z odwieczną walką pokoleń. Obecnie te zmiany zachodzą jeszcze szybciej, więc i bunt wydaje się intensywniejszy. No i łatwiej jest rodziców dzisiaj skrytykować, wytknąć błędy, wręcz zmusić do przyznania, że ich postępowanie wcale nie było takie dobre, jak to przez lata przedstawiali. Do tego w większym stopniu można pozwolić sobie na indywidualizm, bo jeszcze kilka pokoleń wstecz córki robiły niemal dokładnie to samo co ich matki i babki, podczas gdy dzisiaj dróg do wyboru jest bez porównania więcej.
Wbrew pozorom nie chodzi jednak wyłącznie o postępowość. Jasne, wiele młodych kobiet będzie się obruszać na tradycję i idiotyczne z ich punktu widzenia zasady dotyczące „prowadzenia się”, zakładania rodziny czy nawet wyglądu. Ale gdy mama była bardzo nowoczesna jak na swoje czasy, córka zapragnąć może czegoś właśnie staroświeckiego, bo choć jej koleżanki były zachwycone wyzwoloną panią Agatą, to ona sama wolałaby nudną matronę w konserwatywnej garsonce. I w taką stronę podążają jej marzenia – stworzyć tradycyjny dom, w którym je się kotlet schabowy z ziemniaczkami, a nie jakieś pakistańskie wynalazki.
Nie jest to jednak aż tak prosta zależność, że zawsze chce się po prostu czegoś na odwrót. Tu spore znaczenie ma również to, jak w danym modelu układały się wzajemne stosunki – tradycyjna rodzina wyda się świetnym pomysłem na życie, jeśli w takim domu doświadczało się szacunku, miłości oraz uwagi, i tak samo nowocześni rodzice zachęcą do swojego stylu życia, kiedy ich ekstrawagancja nie wykluczyła zaangażowania, ciepłych uczuć, przyjemnie spędzanego wspólnie czasu.
No i z wiekiem można też widzieć wiele spraw całkiem inaczej. Irytujące „zrozumiesz jak sama będziesz mieć swoje dzieci” wielokrotnie okazuje się prawdą, bo kiedy kobieta zostaje mamą, o wiele łatwiej przychodzi jej zrozumienie własnych rodziców. Wciąż może się z nimi nie zgadzać, ale przynajmniej jest jasne, skąd się to wszystko brało. A dawne pragnienie, by nigdy nie usłyszeć „jesteś jak twoja matka”, blaknie.
Czy da się uciec od genów?
Co jednak, gdy to porównanie pozostaje największą obelgą? Cóż, można trzymać się pierwotnego planu i postępować tak, by zostać przeciwieństwem własnych rodziców. Ile z tych planów wychodzi? To smutne, ale gdy mowa o tych bardzo toksycznych więzach, często najbardziej pomaga po prostu odcięcie się od złej matki. Unikanie kontaktów, ewentualnie krótkie życzenia na święta i odwiedziny z wnukami raz do roku. Bliskość toksycznej matki i ciągła potrzeba akceptacji z jej strony nierzadko prowadzi do smutnej kontynuacji chorej tradycji rodzinnej.
Odrywanie się od rodzinnych wzorców, niezależnie jakich, jest piekielnie trudne. Trzeba włożyć sporo wysiłku w zmianę myślenia i przede wszystkim zrozumienie, dlatego tak się matki nie znosiło i jak to wpłynęło na naszą osobę. Czasami niezbędna może być terapia. Ale w tym powielaniu zachowań rodziców wcale nie musi chodzić wyłącznie o szkodliwe rzeczy.
Mając całkiem poprawne relacje z mamą, nie chce się być taka jak ona, bo ona jest przecież człowiekiem starej daty. Jest spoko, ale to jej narzekanie, że młodzież na motorach, że ogłupiające seriale, że co to za zabawki teraz dzieciom sprzedają i kto to widział, żeby młoda licealistka ogoliła sobie pół głowy i wsadziła wielki kolczyk do pępka. Po czym nadchodzi taki dzień, kiedy samej zaczyna się marudzić na niemoralny reality show, młodzieńców w dziwacznych ubraniach i hałasującą bandę pod blokiem, a jest już godzina 20:00.
To kwestia nie charakteru konkretnej osoby – mamy. To kwestia wieku. Jasne, nie wszyscy dorośli są tacy sami, jednakże da się wskazać pewne symptomy określające przynależność do danej grupy wiekowej. Nie bez powodu na rodziców mówi się „starzy”. Bo dla dzieci są starzy, są z innego pokolenia, nie chwytają młodzieżowego slangu, nie wiedzą kto jest na topie, nie ogarniają współczesnej mody. Są niczym skamieliny z minionej epoki i jako tacy godni politowania. Więc kiedy córka widzi, że stała się taka jak matka, dociera do niej, że nie jest już młoda, i nie tyle dojrzała, co skapciała, zwapniała, przeszła do starszego pokolenia. A to już może zaboleć.
Zostaw komentarz