Dlaczego kupujemy rzeczy, których wcale nie potrzebujemy?
Jako ludzie konsumujemy coraz więcej i więcej. Wielu rzeczy tak naprawdę wcale nie potrzebujemy, ale bez nich czujemy się gorsi, biedni i w tyle za resztą. Ilość posiadanych dóbr przekłada się bowiem na status społeczny, więc jeśli kogoś na coś nie stać, to pewnie kiepsko sobie w życiu radzi. A dobrobyt mamy dzisiaj taki, że tylko brać i korzystać.
Wysoka dostępność przeróżnych towarów i usług powoduje jednak, że często kupujemy coś na zapas, bo to świetna okazja, a może się przyda, wszyscy już to mają. Po czym nabyte dobra lądują gdzieś na dnie szafy albo szybko się nudzą, nie mówiąc już o tym, że ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Śmietniki są pełne niewykorzystanych produktów, co o tyle dziwi, że przecież wiecznie narzekamy na brak pieniędzy. A może problemem jest tu raczej brak opamiętania?
E, to za trudne
Dzięki rewolucji przemysłowej udało się obniżyć koszty produkcji wielu towarów. Do tego stopnia, że często nawet się nie zastanawiamy, po co daną rzecz kupujemy i jak z niej będziemy korzystać. A już tym bardziej, jak się potoczą jej losy po wyrzuceniu do kosza. Bo wyrzucić wprawdzie szkoda, ale dopóki nie chodzi o rzeczy naprawdę drogie, to nie ma co przeżywać – zużyte, niepotrzebne, nie róbmy z domu rupieciarni.
I rzadko kiedy zdobywamy się wtedy na refleksję, że dana rzecz zniknęła z naszego domu, ale nie zniknęła w ogóle, tylko gdzieś tam sobie krąży w przyrodzie i powiększa te stosy odpadów, z którymi nie wiadomo co robić. Niechętnie o tym myślimy, ponieważ świat jednorazówek jest zwyczajnie wygodniejszy. Chodzić codziennie ze szklaną butelką na wymianę? Po co, skoro można kupić tanio wodę w butelce plastikowej, która ma jeszcze ten atut, że nie pęknie, gdy butelka spadnie na ziemię. Komu by się chciało dokładnie myć opakowania do wielokrotnego użytku? I weź zrób dla 20 dzieciaków przyjęcie z normalnymi talerzami, szklankami i sztućcami, tyle sprzątania i jeszcze się maluchy pokaleczyć mogą jak coś przez przypadek stłuką, a tu pyk, zastawa z tekturki i plastiku, wystarczy po zabawie wrzucić do kubła i cześć, kłopot z głowy.
Sprzęty trwalsze też nie mają zbyt długiego życia, AGD niektórzy wymieniają co kilka lat na nowocześniejsze, gadżety typu smartfon nawet częściej. Elektrośmieci przybywa w zastraszającym tempie, no ale co poradzić, nie będziemy przecież siedzieć przy świeczkach i chodzić z praniem nad rzekę, dajcie spokój, mamy XXI wiek, zresztą kiedyś wcale nie było tak czysto.
Problemem są nawet te rzeczy, których nie wyrzucamy, bo zanim trafiły w nasze ręce trzeba było je wyprodukować, czyli zużyć ileś tam energii i zasobów naturalnych, a że dzisiaj dominuje produkcja masowa, to i spustoszenia są na większą skalę. No ale trudno, taki koszt cywilizacyjnego rozwoju.
Ile musisz posiadać?
Jak się tak rozejrzeć po swoim otoczeniu, to bez bardzo wielu rzeczy dałoby się bez trudu obejść. Ba, jakość życia też raczej by na tym nie ucierpiała, a może wręcz by się poprawiła, gdyby usunęło się z życiowej przestrzeni przedmioty zbędne, niepotrzebnie absorbujące uwagę, kupowane nierzadko dla szpanu, z myślą o innych, a nie o sobie.
Posiadanie stało się ważną składową dobrego samopoczucia i wysokiej samooceny, tak że czasem lepiej się zadłużyć na zakup kolejnej atrakcji niż pomyśleć o jakimś innym rozwiązaniu życiowych problemów. Efekt? Tych zakupionych dóbr nie mamy nawet kiedy skonsumować, część ubrań i gadżetów odkrywamy dopiero podczas gruntownych porządków, co zresztą nie przeszkadza w robieniu nowych zakupów.
Wiele osób jest bowiem uzależnionych od nowości. Ok, antyki robią wrażenie, ale tak poza tym w cenie są rzeczy nowe i świeże, bez widocznych śladów użytkowania, chyba że owe ślady są akurat w modzie. Coraz rzadziej zapewniamy zużytym przedmiotom drugie życie, bo po co ciąć starą bluzkę na ściereczki, skoro można sobie nowe kupić w sklepie, znacznie ładniejsze i od razu gotowe do użycia. Kto będzie naprawiał pralkę, jeśli nowa kosztuje niewiele więcej? Dlaczego mam jeść wczorajsze bułki zamiast świeżych i chrupiących? Ten ogromny wybór i stale trafiające na rynek nowości uczą wybrzydzania, całkiem dobre produkty uchodzą za towar drugiej kategorii.
I znowu, góra śmieci rośnie, fabryki smrodzą, a niskie ceny, by galopującą konsumpcję utrzymać, coraz częściej idą w parze z niezbyt etycznymi metodami prowadzenia biznesu. A my niepotrzebnie wydajemy tyle pieniędzy, zamiast dokładnie przyjrzeć się skarbom gromadzonym przez lata w szufladach.
Domowy recykling
Czy nie lepiej byłoby ograniczyć swoje potrzeby do minimum? Nie trzeba wracać do lepianek, ale po co kupować wypasione sprzęty do kuchni, z których korzysta się raz w miesiącu? Fajnie mieć więcej niż jedną parę butów, tylko czy musi być ich od razu 50? Sypialnia nie musi wyglądać jak spartańska cela, czy jednak tych bibelocików nie jest ciut za dużo? I tak można przyjrzeć się każdemu obszarowi swojego życia.
Ważne jest też ograniczenie produkowanych śmieci, na czym skorzysta i środowisko, i własny portfel. Żywność nie jest już na kartki, codziennie można kupić sobie to, na co ma się ochotę, po co zatem pchać do kasy koszyk wyładowany żarciem i potem wyrzucać do kosza nadpsute serki i banany? Do łask wraca staropolskie „zrób to sam” – rośnie popularność domowego rękodzieła, a więc robienia ładnych, nowych rzeczy z tego, co zalegało na strychu i w piwnicy, odświeżania gratów odziedziczonych po dziadkach. Idealny sposób na stworzenie czegoś naprawdę unikalnego, we własnym stylu.
Po co truć się chemią, jeśli można w domowym zaciszu wyprodukować tańszy i o wiele zdrowszy krem do twarzy, szampon, pastę do zębów? Czy wyhodowane osobiście pomidorki i ogórki nie są smaczniejsze od tych przemysłowych, spryskanych strach myśleć czym? I jaka to satysfakcja, gdy spisany na straty mebel udało się własnoręcznie naprawić za grosze! Mniejsze potrzeby wymagające środków płatniczych to mniejsze ciśnienie na pracę ponad siły, żeby na to wszystko zarobić. I jednocześnie więcej czasu dla siebie i bliskich.
W dodatku presja na coraz to nowsze bajery i rosnąca konkurencja nierzadko przekładają się na warunki pracy – jeśli ma być dużo, szybko i tanio, to oczywiście najłatwiej zaoszczędzić na pracownikach, obcinając im pensje i zwiększając zakres obowiązków. I tak pęd do posiadania z jednej strony napędza technologiczny postęp i daje nam coraz więcej przeróżnych udogodnień, ale z drugiej, zmusza do ciężkiej pracy w mało komfortowych warunkach, a niekiedy to zwyczajny wyzysk.
Kogo na to stać?
Lecz minimalizm, jak kij, ma dwa końce. Owszem, nie potrzebujemy tych wszystkich pierdółek, a domowe przeciery są lepsze od gotowców ze sklepu, jak jednak wyglądałby nasz świat, gdyby nagle każdy zrezygnował z konsumpcyjnego stylu życia? Zaskakująco wiele współczesnych profesji żyje z tego, że ludzie nie mają umiaru i sięgają po rzeczy zbędne, lecz sprawiające przyjemność.
A na czym polega nasza praca? Na czymś prawdziwie użytecznym dla ludzkości, czy może właśnie na wytwarzaniu towarów, które wydają się godne pożądania, bo tak mówią nam reklamy? Co jeśli świat uzna, że nasz zawód jest niepotrzebny? Czym się zajmiemy, z czego będziemy żyć? Te rzeczy, które po chwili lądują na śmietniku, ktoś wytwarza, potem ktoś sprzedaje, to ich źródło utrzymania. Czy likwidacja wielkiej firmy trującej okolicę nie zakończy się katastrofą dla lokalnej społeczności, co wymusi ostatecznie wprowadzenie jeszcze gorszych rozwiązań?
Nasz styl życia tak się zmienił, że nie ma sensu porównywać się do przodków, którzy z jednej komody korzystali przez kilka pokoleń, własnoręcznie ubijali masło i szyli ubrania z wełny pozyskanej z hodowanych w zagrodzie owieczek. Bo właśnie na tym polegała ich praca, na tych czynnościach spędzali całe dnie. Niby jak miałby to zrobić współczesny człowiek spędzający co najmniej osiem godzin w korpo? Przydomowy warzywnik, domowe posiłki, dzierganie swetrów na drutach, robienie mebli z desek z odzysku – to godne pochwały zajęcia, które jednocześnie są bardzo czasochłonne.
Życie na „zielono”
„Zero waste” to szczytna idea, ale dla wielu ludzi po prostu nie do wdrożenia. Można pomyśleć o pewnych zmianach, jednak pójście na całość zazwyczaj wymaga rezygnacji z pełnoetatowej pracy zarobkowej albo posiadania pomocników, którzy przejmą część naszych obowiązków. A na to mało kogo stać – stać za to na „śmieciowe” opcje, które nie tyle są wyborem, ile koniecznością.
Co nie znaczy, że świadoma konsumpcja jest wyłącznie dla zamożnych bądź z nadmiarem wolnego czasu. Nierzadko to tylko kwestia zmiany pewnych nawyków, które jedynie na początku wydają się uciążliwe, a potem po prostu wchodzą w krew, jak sprawdzanie etykiet na opakowaniach z żywnością, czytanie składu kosmetyków, rozsądniejsze korzystanie z energii czy wody, kupowanie mniejszej liczby ubrań, za to lepszej jakości, pakowanie kanapek do pudełka, a nie zawijanie w jednorazową folię.
Zachętą do dalszego działania najczęściej są odczuwalne na własnej skórze zmiany – zdrowsze jedzenie to szczuplejsza sylwetka i lepsze samopoczucie, dobre kosmetyki faktycznie poprawiają wygląd, w sukience z prawdziwej, przewiewnej wełny jest przyjemniej niż w kiecce z jakiegoś sztucznego badziewia. A produkcja mniejszej ilości śmieci to też mniej domowych sporów, czyja kolej na wyprawę z workiem do śmietnika.
Chyba wiem, na kogo głosujesz
Sporym problemem z konsumpcją jest to, że bardziej przemyślane korzystanie z zasobów Ziemi jest tak mocno nacechowane ideologicznie. Nie możesz po prostu żyć ekologicznie i przejmować się losami świata oraz jego mieszkańców, bo to najpewniej jakaś deklaracja polityczna – wiadomo, jak dbasz o zwierzątka, to na pewno jesteś za mordowaniem niewinnych dzieci w łonach matek, jak popierasz transport publiczny, to lewactwo wyprało ci mózg, jeśli bojkotujesz odzieżową firmę wykorzystującą do pracy dzieci, to jesteś naiwną idiotką, której rzewne reportaże w telewizji wyprały mózg. No taka aktywistka o marksistowskich poglądach.
A takie podejście odstrasza wielu ludzi, zwłaszcza że niektórzy miłośnicy konsumpcyjnego minimalizmu i ekologicznego stylu życia podchodzą do tematu bardzo fanatycznie, z agresją, krytykując każdego, kto ma czelność przynieść zakupy w reklamówce i kupować mięso w markecie.
Prawdą jest też, że nie zawsze wiadomo, co jest autentyczną troską o środowisko, a co sprytnym zabiegiem marketingowym, by zachęcić ludzi do kupowania starych produktów, tyle że w innym opakowaniu. Nie tak łatwo w tym zalewie newsów wyłowić wartościowe, sprawdzone informacje, bo może to tylko firma X chce wygryźć firmę Y, wmawiając, że jakiś tłuszcz jest szkodliwy i należy go zastąpić czymś innym, czymś, co akurat X teraz produkuje. Dlaczego samochód elektryczny jest lepszy? Nie kopci, nie hałasuje, ale też trzeba go jakoś wyprodukować, zużyte baterie są problematyczne, no a prąd nie rośnie na łące. Skąd laik ma wiedzieć, czy nowe rozwiązanie faktycznie ma więcej zalet niż stara metoda? Rzeczywiście, trochę z tym zachodu, ale koniec końców robimy to dla siebie. Więc chyba jednak warto.
14 komentarzy
Ja w ostatnim czasie zastanawiam się kilkukrotnie przed zakupem, czy rzeczywiście daną rzecz potrzebuję.
Ja od 17 lat mam stałe świadczenia ale co mi tam. Właśnie ta renta spowoduje że nie muszę pracować czyżby. Chcę pracować jak inni ludzie. Wtedy moje życie nabiera sensu i kolorów. Praca pasje to motor do życia.
Ile razy jestem w galerii handlowej, zwłaszcza na wyprzedażach, zadaje sobie pytanie – ile tu zbędnych rzeczy, których nawet po czwartej przecenie nikt nie chce? Ostatnio stawiam na minimalizm, przynajmniej staram sie…
Bo mamy za dużo pieniędzy?
Bo nie myślimy?
Bo jak już jesteśmy w sklepie z rzeczami niepotrzebnymi to głupio jest wyjść nic nie kupiwszy?
To wszystko mnie nie dotyczy.
Kupuję tylko to co mi jest naprawdę potrzebne.
Tylko bardzo rzadko, wyjątkowo kupuję to co wywołuje moje wspomnienia i jest ładne.
słyszałam gdzieś o takiej metodzie że po zrobieniu zakupów w sklepie gdy już załadujemy koszyk produktami – odkładamy na półkę 2 rzeczy z naszego koszyka… wszystko zaczyna się od małych kroków. sprawdzam coraz częściej i z doświadczenia widzę że bez problemu można odłożyć z dwa produkty i koszyk lżejszy i my też 🙂
to sie wlasnie nazywa ROZWOJ duzo prawdy w tym co piszesz ale czy naprawde my jako konsumenci ponosimy odpowiedzialnosc za nasze srodowisko. Nie wiem czy chcialabym nadal prac w pralce Frania, przypuszczalnie gdybym ja miala i byla sprawna, czy faktycznie byloby to dobre dla srodowiska zuzycie tych litrow wody do prania , albo tej energii ktora zuzywala.Kupujemy to co nam oferuje rynek , producent, a producent wmawia nam ze tak chce konsument, to ze wyrzucamy ubrania( kiepska jakosc) sprzet ( czesto czesci zamienne zupelnie nie sa do wymiany lub tak jest dana czesc zrobiona zeby szybko sie zepsula, i jestesmy zmuszeni do kupienia nowej rzeczy bo przeciez produkcka to miejsca pracy. coby to bylo gdyby taka pralke, lodowke, tv itd moznabylo korzystac przez 60 lat, brak rozwoju i techniki. To wszystko ma swoje dobre i zle strony.Swiat sie rozwija tylko nie rozum czlowieka, nigdy nie kupowalam rzeczy bo mi sie tylko podobaly, przedmioty ktorych nie urzywam po prostu mnie mecza, nosze ze soba siatke na zakupy, nigdy nie lubilam reklamowek, to nie plastk jest przyczyna zasmiecania srodowiska tylko glupota ludzka
Ja staram się nie kupować za dużo, bo nie lubię jak mam w domu za dużo rzeczy, wolę puste przestrzenie. Niestety nie zawsze mi się to udaje, szczególnie jeśli chodzi o produkty dla dzieci.
Też wolę puste przestrzenie. Nie znoszę bibelotów! Obrazy na ścianie czy zdjęcia, świeczka i na święta choinka- ok. Ale po co wiecej. Też się staram mieć jak najmniej, ale tez idealna nie jestem.
U mnie juz od kilku lat jest spokój z tym kupowaniem bezsensownych i niepotrzebnych rzeczy. Lubie chodzić po sklepach jak raczej każda kobieta ale mam jakiś hamulec, który powstrzymuje mnie i mówi „NIE” i bardzo ale to bardzo ciesze się z tego. Ale mam koleżanki które jak szalone kupują wszystko, dosłownie wszystko co im w ręce wpadnie. Ja widząc to, jak one się zachowują śmieje się bo pytanie „po co Ci to” nie działa 🙂
Mam tak samo!
Podobnie jak wiele tu wypowiadających się osób, od kilku lat cenię minimalizm. Jak idę na zakupy, to mam listę. I to rzeczy, które mi są faktycznie są potrzebne i użytkowe do tego. Patrzę także, z czego są wykonane. Jak już zdarzy mi się odstępstwo, to na jedną rzecz i to taką praktyczną. Pełno pierdół w sklepach i to też takich cieszących oko- ale mówię nie. Z wakacji też przywożę gł. pamiątki w postaci zapakowanego jedzenia.
Cóż, jest nas 8 mld, czasy są inne, technika się rowzinęła więc musiało się to zmienić- trzeba wytwarzać, żeby utrzymać członków rozmnażającego się społeczeństwa. Jednakże tony zbędnych rzeczy w sklepach przerażają, bo i tak nie da się tego wykupić. Pytam- po co tego tyle??
W ramach kuracji odwykowej proponuje przeprowadzić się na pół roku na wieś, zatrudnić za minimalną krajową, do miasta raz w tygodniu na zaplanowane zakupy… wtedy się człowiek przekonuje na co niepotrzebnie wydawał niemałe. pieniądze….
Mieszkając w dużym miescie tak to działa. wchodzimy do galerii w poszukiwaniu np swetra a wychodzimy ze wszystkim innym. To samo w marketach. Idziesz „tylko” po bułki, kupujesz to co w promocji + prezent dla cioci Jadzi, bo jej się przyda, a tanio…I tak codziennie…
Stosuję zasadę „im mniej tym lepiej”. Cenię sobie minimalizm
Już nie długo a będziemy oszczędzać nie z rozsądku a z potrzeby….