Dlaczego ludzie tak chętnie żyją cudzym życiem?
My, ludzie, jesteśmy ciekawscy. Wścibscy wręcz. To w sumie nic złego, bo dzięki tej niepohamowanej dociekliwości nie siedzimy już w ciemnych jaskiniach. Ciekawość to przecież ważna składowa postępu. To siła napędowa nauki, dzięki niej wiemy, jak żyją mrówki na Syberii, znamy losy Sumerów i wysyłamy sondy na Marsa. Ale nie ma róży bez kolców.
Jesteśmy istotami społecznymi, lecz jednocześnie bardzo cenimy sobie własną prywatność i poczucie wolności. Tymczasem wrodzona ludzka ciekawość sprawia, że nasze sprawy często wcale nie są tylko nasze. Czasami to dyskretne podglądactwo, czasami bezpardonowe pakowanie się z buciorami w cudze życie. Zupełnie bez celu, ot tak, żeby zaspokoić własne instynkty. Albo, co gorsza, żeby kogoś sprowadzić do parteru.
Pokój z widokiem
Jest taka organizacja, z którą chyba każdy choć raz w życiu się spotkał. To komitet osiedlowy, kilkuosobowe grono osób, od biedy może to być jednoosobowa organizacja. Bez znaczenia, liczy się fakt, że ów komitet dokładnie wie, kto, gdzie, z kim i w jakich pozycjach coś robi. Zwykle też nie trzyma tej wiedzy dla siebie, lecz w ramach misji społecznej dzieli się szczegółami z resztą ludzkości. Dodając od siebie stosowne komentarze, by każdy wiedział, jak dane wydarzenie prawidłowo interpretować. Można tu wyróżnić sekcję amatorów, którzy naiwnie sądzą, że prawdę o świecie posiądą obserwując otoczenie wyłącznie z pozycji kocyka w oknie, ale na szczęście na posterunku są też profesjonaliści, którzy wiedzą, jak przyczaić się za firanką, gdzie przyłożyć ucho i kiedy podejść do judasza. Po krokach na schodach rozpoznają, któż to właśnie wraca do domu po 23. I czy wraca na trzeźwo. Albo z poczuciem winy po popełnionym grzechu. Wiedzą, jaką Malinowska ma pościel i że daje mężowi pomidorową z kartonu. A Malinowski chodzi do piwnicy nie naprawiać rower, tylko popalać fajki, które rzekomo rzucił.
I gdyby to się jeszcze na tym kończyło… Ale nie, to by było za proste. Musi być jeszcze odgłos wydany paszczą. Co sąsiadka taka niezadowolona, mąż znowu „na nadgodzinach”, z tą asystentką, cycatą taką, ale to chyba silikon, co nie? A pan, sąsiedzie, tego merca to z Niemiec ze złomu ściągał, co pan mówi, nowy, z salonu? A co to państwo, przemeblowanie o trzeciej w nocy robili, bo coś skrzypiało? Można oczywiście te supozycje skwitować wzruszeniem ramion, ale prawda jest taka, że jak komitet osiedlowy zagnie na kogoś parol, nie ma łatwo. Sąsiedzkie MI6 potrafi zamienić czyjeś życie w koszmar, a im bardziej ktoś odstaje od jakiejś społeczności, tym większe zainteresowanie budzi. Tajniacy się wzajemnie nakręcają, cenzura się zaostrza, przekaz jest jasny: mamy cię na oku. Każdy twój krok będzie osądzony.
Dlaczego nie pójdziesz do siebie?
Skąd ta chora fascynacja cudzym życiem? Pewnie, kto nigdy nie skalał się plotką, niech pierwszy rzuci kamieniem, ale tu nie chodzi o sporadyczne obrobienie komuś tyłka. To „permanentna inwigilacja”, brakuje tylko drzwi pod prądem i lampy w podłodze. I po prostu nie da się uniknąć pytania: dlaczego ty człowieku nie zajmiesz się samym sobą?! Najbardziej oczywista grupa podpinaczy pod cudze życiorysy to te przysłowiowe Janusze, Grażynki i ich córki Kariny. Klasyczni nieudacznicy, których losy można zamknąć w kilku słowach: tramwaj, fabryka, obiad, zakupy w markecie, kanapa. Ludzie nudni i znudzeni, bez żadnych osiągnięć i zainteresowań. Gdyby przyszła do nich policja z pytaniem, co robili 28 października 2010 roku, to w zasadzie nie byłoby problemu z odpowiedzią – jeśli był to czwartek, to najpewniej nie różnił się niczym od ostatniego czwartku. Dlaczego więc nie przełamią tej nudy czymkolwiek? Ano dlatego, że do schematyczności bardzo łatwo się przyzwyczaić. Łatwo popaść w marazm, ale że pustka irytuje, to chociaż pogapimy się na innych.
Problemy tych innych wciągają. Można ich z tonem wyższości skrytykować, że „ja w ten sposób to nigdy”, pozazdrościć psiocząc na niesprawiedliwość dziejową, poużalać się obłudnie nad czyimś nieszczęściem i z napięciem wyczekiwać kolejnych potknięć. Można rozkminiać, skąd oni coś tam mają, dlaczego coś tam robią i w jakim celu z kimś tam się spotykają. Wtykanie nosa w nieswoje sprawy jest znacznie łatwiejsze niż podjęcie samodzielnego wysiłku, by wreszcie wydarzyło się coś bardziej emocjonującego niż promocja w Auchan. Mniej ryzykowne, bo jak potknie się noga, to nie nam, tylko im. My sobie to tylko omówimy, z popcornem na kolanach.
To jednak nie wyczerpuje w całości tego zagadnienia. Obok ludzi o nędznych charakterach są też tacy, którzy żyją cudzym życiem, bo na swoje własne zwyczajnie nie mają siły albo środków. Babcia, która nie opuszcza swojego okiennego posterunku i zgryźliwie komentuje upadek obyczajów nie musi być zrzędzącą, wredną babą. Może być biedną emerytką, która chętnie wybrałaby się na wieczorek do „Kameralnej”, ale gdy każde pięć złotych jest niczym skarb, a na endoprotezę trzeba czekać kilka lat, motywacyjne gadki brzmią jak głupi żart. Żeby jeszcze dzieci odwiedziły, a tu nic, zostaje więc siedzenie w domu i szpiegowanie sąsiadów, jedyna sensowna rozrywka i jakaś namiastka prawdziwego życia.
Ograniczenia rodzą zazdrość
Niezdrową ciekawość podsycają także przeróżne ograniczenia. Na przykład udawana religijność. Ktoś teoretycznie wyznaje surowe zasady, ale tak nie do końca zgodne z wewnętrznym przekonaniem, dlatego swoboda innych mocno doskwiera i zaczyna się obsesja na punkcie życia seksualnego sąsiadów albo osób ze świecznika. Jeśli wiara jest jedynie na pokaz, to ten cały dekalog jest wyłącznie kulą u nogi, a gdy na dobitkę widać, że Kowalska ma za nic szóste przykazanie, to człowieka może po prostu szlag trafić. Samemu nie wolno, to się chociaż poemocjonujemy cudzymi dokonaniami w alkowie. Z odpowiednią dawką jadu, żeby nie było, że się te plugastwa pochwala. No wiecie, jak się tak napatrzę, to bardziej nienawidzę. Zresztą nie tylko seks spędza sen z powiek. Interesujące jest wszystko. A że kolczyk w pępku, a że chłopak z dredami, a że praca u Niemca i skąd ona ma na wczasy w Tajlandii.
Cudzym życiem pasjonują się też zahukane gospodynie domowe, choć nie zawsze ze swojej winy. No bo wyobraźcie sobie, że mąż despota trzyma was krótko, jak w tym dowcipie o babie na łańcuchu. Całe dnie kręcą się wokół dzieci, obiadów, dostawców jarzyn i prasowania koszul. Żadnych rozrywek, żadnych przyjemności, jedynie przymusowa monotonia. Jak tu nie zwariować? I jak tu nie podglądać innych? Jak tego nie komentować? Jak która ma lepiej, to sobie człowiek ulży dorabianiem teorii o niecnych drogach prowadzących do tego tak zwanego sukcesu. Jak ma gorzej, to jest jakaś dzika satysfakcja i choć tymczasowa poprawa podłego nastroju. Można na tych obcych wylać wiaderko własnych frustracji i lęków. No nie po chrześcijańsku takie zachowanie, ale nie każdy ma tyle siły, by wyrwać się z toksycznego domu i zostaje takie mało fortunne odreagowywanie osobistych nieszczęść.
Rany, co za głąby!
Cudze losy są pasjonujące nie tylko wtedy, gdy dotyczą osób z najbliższego otoczenia. Podglądactwo zbiera swoje żniwo także w telewizji oraz internecie. Tutaj chyba jeszcze bardziej niż w realu. Czatowanie przy oknie jest dość męczące, bo na jedną dobrą akcję trzeba czasem czekać wiele godzin, w środkach masowego przekazu oryginalnych osobników mamy na pstryknięcie palcami. Każda tv ma kilka formatów, które polegają na podglądaniu innych, zupełnie nam obcych ludzi. Jak gotują, skaczą do wody, szukają żony albo biją się o tytuł mistrza melanżu. Nawet jeśli to w dużej mierze widowiska reżyserowane, miliony ludzi pasjonują się tym, co oni tam robią. Dlaczego to robią. Do czego są zdolni. A jak się podgryzają, jak się obgadują, jak sobie świnie podkładają! Ich losy są tak wciągające, że nie można się doczekać kolejnego odcinka.
W sieci jest dokładnie to samo. Wszelkie amatorskie filmiki, te prawdziwe instruktaże wspinaczki na Himalaje debilizmu, biją rekordy popularności. Jak nie jakiś kretyn, co próbuje zjeść w całości piri piri, to koleżka, który skacze na kaktusa. Albo laski pod dyskoteką, co wzięły się za łby i pogubiły treski. Oglądanie takich historii jest lepsze niż National Geographic. Małpy w zoo? „Człowieki” to dopiero jest zwierzyniec!
A żeby było ciekawiej, to gwiazdki owych przedstawień dobrowolnie biorą w tym udział. Mają wrogów, ale i wiernych fanów, którzy doskonale rozumieją, że dla nowego samochodu warto zjeść zgniłą baraninę albo zamknąć się w tubie wypełnionej robalami. Krytyka? Łeee, grunt, że nas oglądają, dzięki temu jest fejm, pieniążki i szacunek wśród ziomków. Warto. Niech patrzą. Niech patrzą ile wlezie.
Dlaczego to oglądasz?
Myli się jednak ten, kto sądzi, że podobne real tv oglądają wyłącznie umysłowe i emocjonalne ułomki w klapkach Kubota. Bez wątpienia spora część oglądaczy to osoby chcące się jedynie dowartościować cudzą głupotą i mentalnym uwstecznieniem, zyskując poczucie własnej lepszości. Ale do domu Kardashianek zaglądają też osoby, po których raczej nikt by się tego nie spodziewał. Fakt, nie śledzą z wypiekami na twarzy wszystkich perypetii ekipy z Warsaw Shore, jednak nie pogardzą dobrą beką z czubków, którzy dla chwili sławy potrafią spałaszować surowe, świńskie kiszki. Oglądają ich, bo to na swój sposób fascynujące. To zupełnie inny świat, którego się nie rozumie, ale który jakoś tam pociąga. Trochę jak egzotyczna wycieczka – w domu najlepiej, ale fajnie jest zobaczyć, jak żyje się w Kirgistanie albo na Borneo.
Pasjonowanie się losami bohaterów ze srebrnego ekranu nie zawsze jest zresztą czymś szkodliwym, reality show to na szczęście nie tylko „Żony Hollywood”. To także całkiem ciekawe serie o kucharzach, poszukiwaczach skarbów, przyrodnikach, drwalach, poławiaczach krabów. W dalszym ciągu sporo tam „podkręcanej” rozrywki, ale z pierwszego planu znikają blondwłose tipsiary z IQ konewki i byczki z ubytkiem szarych komórek. Z bohaterami takich show można się zżyć, można im kibicować i zazdrościć odwagi, bo nie każdy pojedzie jak Ed Stafford bawić się w Robinsona Crusoe gdzieś na Pacyfiku. Oglądając takie przygody w telewizji, można troszkę uszczknąć tych emocji i poczuć ducha przygody. Wiadomo, z jednej strony też by się chciało rąbać drzewo na Alasce i polować na karibu, ale z drugiej, to jednak nieco przerażające i zbyt wymagające, a nie każdy rodzi się bohaterem.
Odwracanie oczu
Nadmierne interesowanie się cudzym życiem ma jeden szczególnie paskudny aspekt – to radość z cudzych niepowodzeń. Mało kto śledzi innych po to, by dodawać im otuchy i służyć szczerą radą. Nie. Zabawa rozkręca się wtedy, gdy obserwowanym spadła kłoda pod nogi. Jakże przyjemnie ogląda się czyjś upadek i toczenie po równi pochyłej! Taki był mądry, a teraz leży na glebie. I kto jest teraz górą? My, szaraczki, tacy niby niepozorni. A wy macie za swoje.
A jeśli obiekt pod obserwacją, jak najgorszy złośliwiec, kroczy ścieżką chwały? Spokojnie, nie ma takiego sukcesu, którego nie da się ośmieszyć i zdeprecjonować. Ktoś zarobił wielkie pieniądze? Pewnie ukradł i robi deale z szemranymi gośćmi, przecież my, porządni, tylko skromne wypłaty, a on nagle uczciwie zrobił majątek, taaa, jasne. Koleżanka z pracy właśnie się zaręczyła? Koleś pewnie pije albo ją zdradza, no gdzie kto wartościowy na takiego paszczura by poleciał. Laska zaczęła biegać? Pewnie liczy na to, że złapie faceta na tą swoją chudą dupę, no ale jak chce takiego, co tylko na wygląd, jej sprawa, jest taka żałosna.
W ludzkiej ciekawości zdumiewa coś jeszcze. Ludzie uwielbiają historie, jak to Zofia rogi Marianowi przyprawiła, a Mieczysław spod trójki coś często wraca nad ranem. Będą o tym rozprawiać miesiącami, z drobiazgowością godną zegarmistrza. Ale gdy komuś dzieje się prawdziwa krzywda, nagle wszyscy sznurują usta. Nie widzą, nie słyszą. Własne sprawy w jednej sekundzie okazują się tak absorbujące, że aż traci się kontakt ze światem. Nikt „nie wie”, że sąsiad tłucze żonę do krwi, a sąsiadka pije i głodzi dzieci. Wtedy to kompletnie nikogo nie obchodzi.
43 komentarze
Wydaje mi się, że cudzym życiem żyją ci, którzy nie są zadowoleni z własnego, bo prościej jest obserwować innych, niż wziąć się za siebie!
dość sporo prawdy tutaj jest 🙁 niestety.. ale cóż począć, o czymś muszą gadać :O
Irutują mnie ludzie którzy żyją życiem innych to nie tylko brak własnego życia ale wchodzenie z buciorami do czyjegoś. Ja nie miałabym na to czasu za bardzo lubię swoje klimaty i nie marnuję energii na układanie komuś ,,klocków lego ” w jego własnym domu. Radzę każdemu żyć własnym życiem, nie życiem ojca, matki czy sąsiadki albo co gorsze koleżanki czy kolegi bo nikt za nas nie przeżyje tego co nam jest pisane. I żadne tezy na temat życia innych nie sprawdzają się w tym momencie
Kochani żyjemy krótko po co więc niepotrzebnie wtykać nos w nie swoje życie? Dbajcie o siebie i swoje rodziny bo to jest najważniejsze.
Bardzo prawdziwy tekst. Z taką samą fascynacją zdarza się ludziom oglądać i reality show, i wypadki samochodowe. Wystarczy, że przy drodze stoi karetka i już kierowcy zwalniają, żeby popatrzeć, generując korki.
Tak…to prawda…W sumie to też stwarza dodatkowe niebezpieczenstwo
Dlaczego ludzie tak chętnie żyją cudzym życiem?
No cóż..myślę, że każdy widzi to co sam ma w głowie… Mnie „życie cudzym życiem” kojarzy się jedynie z gotowością do pomocy, wspieraniem, stawianiem potrzeb innych ponad swoje…Dlaczego? Może to wychowanie? Może geny? Może religijność – nieudawana ?
Bo dla mnie słowa „czyńcie innym to co chcielibyście, aby oni wam czynili” mają realną, żywą wartość.
Bo myjąc zęby chcę spokojnie patrzeć w lustro, bez poczucia, że mogłam zrobić coś dobrego, ale …nie zrobiłam.
Tak..zdarza mi się oglądać jakieś Top Model , Rozmowy w toku, Życie bez wstydu czy temu podobne produkcje, choć nie za często. Jestem inteligentem z inteligentów. Wykształcenie wyższe. Pasji aż za wiele.Normalna rodzina.
Oglądam takie programy z podejściem socjologa, badacza… Staram się zrozumieć tych ludzi, ich widzenie świata, system wartości.
Może faktycznie traktuję to jak wycieczkę na Borneo..?
Ale nie, żeby oceniać. Żeby poznać, zrozumieć.
Bo wokół mnie chyba więcej ogląda Top Model niż filmy na TVP Kultura.
Nie mówiąc o bardziej ambitnych przedsięwzięciach.
Nie wszyscy mogą mieszkać w Paryżu, skończyć Harvard , zarządzać wielkimi firmami. Niektórzy mieszkają na Borneo.
I ja nie udaję, że tego nie ma. Nie odcinam się od tych z Borneo. Szanuję ich.
Nie każdy musi doznawać intelektualnego orgazmu na widok 600- stronicowej książki.
Życie cudzym życiem nie musi być tkwieniem w oknie na kocyku.
Może być uważnością, wrażliwością na innych, otwartością i oddaniem potrzebującym.
Wszak o naszym człowieczeństwie podobno stanowi stosunek do słabszych..
A gdyby tal ludzie tą energię z którą pakują się w cudze sprawy skierowali na coś dobrego? Och byłoby cudownie. Czasem wydaje mi się, że ci którzy żyją życiem innych są nieszczęśliwi w środku i szukają taniej sensacji, która poprawi im nastrój na chwilkę.
Ciekawość sama w sobie zła nie jest, tak jak napisałaś bez niej nie byłoby postępu. Złe jest przekraczanie granic prywatności. Mam wścibską sąsiadkę, jest strasznie irytująca. Po męczącym dniu denerwuje mnie to jeszcze bardziej, naprawdę nie mam ochoty, żeby mnie ktoś podglądał, co robię i z kim.
Bardzo jednostronny jest Twój tekst. W zasadzie, nie wiem dlaczego tak się przypinamy do ludzi, którzy krytykują innych, zamiast pochwalać tych, którzy innym pomagają – a jest ich cała masa. W zasadzie, zgadzam się z Twoimi słowami, ale przykre to jest, że na każdym kroku czytam właśnie tylko o tych przykrych sprawach.
Może dlatego…że pomagania często nie widać? Lub po prostu to, co przeszkadza, irytuje bardziej wymusza reakcję?
Karolino, bo chodziło mi akurat konkretnie o to wścibstwo, to przeżywanie cudzego życia, wtrącanie się 🙂 oczywiście, że są też ludzie, którzy interesują się innymi mając dobre zamiary, a gdy widzą, że coś jest źle to pomagają. Po prostu, ci życzliwi nie pasjonują się tym, co masz w siatce z zakupami, kto do ciebie przychodzi i po co, etc. „wkraczają do akcji” gdy to konieczne, a w tekście skupiłam się jedynie na tych, którzy uczynili sobie rozrywkę z podglądania i obgadywania innych 🙂
W dobie Internetu interesowanie się czyimś życiem przybrało na sile. W końcu nie jest wysiłkiem wpisanie w wyszukiwarkę Google czy na Facebooku jakiegoś nazwiska znanej osoby, by poznać jej najnowsze wpisy, zdjęcia itp. itd.
Wydaje mi się, że każdy tak czasem ma, że lubi patrzeć na życie innych, a u nas szczególnie chętnie komentowane są wszelkie niepowodzenia.
Ważne są rezultatu jeśli o Rio chodzi. 🙂 Bo te medale sądzę są wywalczone w pełni zasłużenie i bez kontrowersji jak u ciężarowców na przykład.
Pozdrawiam!
To prawda, teraz łatwiej podglądać, być na bieżąco. 🙂
P.S. Co do Rio – prawda 🙂 Tło to tło 🙂
Bardzo ważny tekst. Szczególnie boli mnie to, że tak jak było wspomniane w tekście, ludzie gadają o wszystkim. tylko nie o ludzkim nieszczęściu, gdy komuś trzeba pomóc i realnie wziąć sprawy w swoje ręce. Mam nadzieję, że to się zmieni.
Oby, chociaż tutaj do głosu dochodzi myślenie z kategorii – niech inny zareaguje. Rozmycie odpowiedzialności, nikt nie chce działać, czeka aż inny zareaguje.
A ja totalnie nigdy nie zwracałam uwagi na dulszczyzne…robie to, co chce….a ludzie jak chcą sobie pogadać….còż ich rzecz ….
Tzw. Loża komentatorów 🙂 są wszędzie nawet jak Ci się wydaje,że ich nie ma
Wydaje mi się że to takie typowo polskie hobby. Wynikające z nadmiaru czasu, braku kasy żeby ten czas zagospodarować i tej typowej polskiej zawiści, nieżyczliwości, robienia wszystkiego na pokaz i z myślą o tym co ludzie powiedzą. Od kilkunastu lat mieszkam w Holandii, w okolicy w której jest sporo seniorów i nigdy czegoś takiego nie zaobserwowałam. Każdy żyje swoim życiem, nie przejmuje się tym co myślą o nim inni i nie interesuje się nadmiernie życiem sąsiadów. I ludzie są o wiele szczęśliwsi niż ci wiecznie niezadowoleni i żyjący czyimś życiem nieudacznicy.
Doroto, łatwo być zadowolonym z życia, jak się ma holenderską emeryturę 🙂 chętnie zobaczyłabym tych Holendrów, gdyby przyszło im żyć za 200 euro miesięcznie… I nie zgodzę się z tym demonizowaniem polskiej rasy, jako zawistników i w ogóle największych buców globu. Spędziłam sporo czasu w „zachodnich” krajach i tam też nie brakuje ludzi wścibskich, wrednych, niemiłych. Powiem więcej – znacznie częściej z bezinteresowną pomocą i szczerą pomocą spotkałam się wśród „demoludów”, a nie tych oświeconych nacjach mitycznego Zachodu 🙂
Nonsens! Polska to jest kraj Zachodu, Polska to nie żadne demoludy i zawiść, wścibskość, to nie są typowo polskie cechy, nam się tego nie przypisuje. I zarabiamy dużo, Polska to bogaty, rozwinięty kraj, a Polacy to zamożni ludzie.
Polacy zarabiają 2000 Euro, nie pisz głupot! Polska to jest Zachód, kraj zachodni, starokapitalistyczny. Nie żadne demoludy. To kraje zupełnie przegrane dziejowo, za wschodnią granicą Polski.
W Polsce jest tak samo jak w Holandii, Polacy skupiają się głównie na swoim życiu i tak jest to postrzeganie. I Polacy są ogółem szczęśliwi jako naród, bo jesteśmy rozwiniętym, bogatym krajem Zachodu.
Taki osiedlowy monitoring! Nawet siatkę z zakupami mam prześwietloną
raczej organizacja conajmniej kilkunastoosobowa!!!!! Obastawiam duzo więcej bo jeszcze współpracownicy w pracy haha
Cała prawda, to wynik nudy i wchodzenia buciorami w czyjeś źycie, omijac takich z daleka inie wchodzić w źadne dyskusje
monitoring osiedlowy istnieje dokładnie z tego samego powodu z jakiego ludzie chętnie czytają gazetowe brukowe plotki…
A ja nie mam sąsiadów i dobrze mi z tym
ja ma taki komitet na dyzurce….w pracy….tzw ciasnota umyslowa
Jest u nas taka sąsiadka. O dziwo – całkiem sympatyczna. Na tyle sympatyczna, że musiałam dobrze pomyśleć, żeby dojść do tego, że kogoś takiego znam. Ale mieszkam w tzw: Dzielnicy Cudów, tutaj bezpieczniej jest żyć z każdym dobrze, nie ma się wyjścia, bo mając kontakt z ludźmi, którzy nie mają nic do stracenia, nie można mieć pewności, czy ktoś nam nie wybije okna za złośliwość…
W sumie ja mam takich ludzi w nosie – kiedy jeszcze mieszkałam z rodzicami, śmiałam się z nich, że jak potrzebuję info, to wiem, gdzie się udać. Teraz nie mam nawet czasu na wysłuchiwanie.
Z drugiej strony, to to jest bardzo ciężkie hobby. Nachodzą Cie rządni wiedzy i informacji. Byle zdarzenie a czasem można komuś innemu zaszkodzić swoją wiedzą a czasem samemu sobie. „Czym mniej wiesz, tym dłużej żyjesz. ” Te słowa w niektórych miejscach są często wypowiadane.Wszystko zależy gdzie się monitoruje.
Autorko uwielbiam Twój styl pisania. Bardzo po mojemu
Dzięki 🙂
A czym się rządzi największy komitet osiedlowy w Internecie, czyli Facebook, hmm? 😉 Wszyscy jesteśmy jego członkami.
Różnica jest taka, że na Facebooku sama dobrowolnie oddajesz się w ręce jury, to w zasadzie trochę taki portal dla ekshibicjonistów 😉
Według mnie ludzie, którzy żyją życiem innych są bardzo nieszczęśliwi. Człowiek szczęśliwy, zadowolony z siebie i swojego życia, cieszący się nim nie odczuwa potrzeby interesowania się innymi lub ingerowania w ich życie. Ludzie, którzy interesują się życiem innych, to zazwyczaj Ci, któym coś się nie układa, którzy mają niskie poczucie własnej wartości, którzy nie wierzą w siebie ani w ludzi. Paradoksalnie, gdyby zamiast żyć cudzym życiem skupili się na swoim, byliby o wiele bardziej szczęśliwi.
Tak było, jest, i będzie.
Sama kiedyś za bardzo fascynowałam, interesowałam się czyimś życiem, problemami, sprawami. Dziś stawiam na pierwszym miejscu siebie i kiedy już zdarzy się, że za bardzo pochłonęła mnie ludzka ciekawość szybko się na tym łapię i zmieniam zainteresowanie za zupełnie coś innego. Niech każdy żyje swoim życiem – wygląda jak chce, robi co chce i marzy o czym chce.
Bo swoje maja nudne
Bo nie mają swoich problemów, nudne życie prowadza lub lubia jak innym się nie udaje…..
Nic dodać, nic ująć. Ludzie bez zajęcia tylko czekają aż się noga potknie i za plecami triumfują. Czasem informacja wraca i nadziwić się nie można ze ludziska wiedzą więcej na nasz temat niż my sami.
Jak ktoś nie ma swojego życia to żyje cudzym… poza tym są pewne granice, jak we wszystkim… Ale większość ludzi ma to w…..
Myślę że tak się dzieje bo większość tych obgadujących ma kiepskie życie małżeństwo pracę itp.więc uważają że zamiast zmienić coś w sobie to lepiej obsmarować innych by tamci poczuli się gorzej smutniej …to taka ludzka złośliwość…łatwiej jest być złośliwym wrednym dla innych niż zmienić swój harakter podejście do życia …
Ja mam takie w wersji stereo, jedna stara, która prawie całe życie nie opuszcza własnego mieszkania, żeby nie przegapić tego co dzieje się u innych, skłócona z całą swoją rodziną, poza jednym synem, on nie lepszy od niej. Strasznie komentuje i oczernia moją osobę w oczach nowych sąsiadów, tyle, że wie o mnie tyle ile sobie wymyśli, ale tylko jedna sąsiadka kupuje te jej bzdury – to właśnie ta druga stereo, o której pisałam na początku. Ta druga młoda, z jakieś wsi się sprowadziła, ale wiejska mentalność została, takie dalej dalej uszy Gadżeta. Raz to nawet wyleciała na klatkę, jak ktoś do mnie pukał i udawała, że myślała, ze to do niej było, myślałam, że ze śmiechu padnę. Ja mam swoje dwie pasje, trochę innych zainteresowań, więc jestem dla nich dziwna, bo jedyne co im mówię, to dzień dobry.