Dlaczego ludzie w związkach się nie lubią?
Po co łączymy się w pary? Bo we dwójkę raźniej. A dlaczego właśnie z tym kimś konkretnym? No, bo to najlepsza osoba do spędzenia z nią reszty życia. Chyba oczywiste? Życie pokazuje, że jednak nie do końca. Patrząc na niektórych można odnieść wrażenie, że ich druga połówka to prawdziwa kula u nogi. Ktoś, na kogo reaguje się ciężkim westchnieniem i spojrzeniem pełnym cierpienia.
I widzicie, z jakim durniem muszę się męczyć, jaki krzyż przyszło mi dźwigać. Za jakie grzechy? Za co? Z perspektywy małżonka nie jest wcale lepiej. Patrzy na swoją starą i myśli, że gdyby ją zdzielił szpadlem, to każdy sąd powinien go uniewinnić. A czy nie prościej byłoby się zawczasu rozstać? Albo po prostu w ogóle nie wiązać?
Game over
Zaczyna się już od ślubu, czy raczej wieczoru kawalerskiego/panieńskiego. Koniec wolności, podpisujesz cyrograf, zrzekasz się wszystkich praw, już po tobie. Rysuneczki z biednym mężczyzną, który wraz z założeniem obrączki przyczepia też sobie do nogi więzienną kulę.
Za późno by uciec, już tylko równia pochyła w dół. Do samego piekła, a nawet gorzej, bo w piekle, podobno, jest chociaż przerwa na papierosa.
Zabawne, biorąc pod uwagę, że to już nie czas aranżowanych małżeństw. Można partnera wybrać sobie samemu. Ba, nie trzeba wcale się wiązać, ani tym bardziej decydować na ślub, jeśli ktoś zupełnie nie ma ochoty. Więc po co ludzie w to wchodzą, skoro związek jest w ich oczach niewolą? Wiadomo, to takie żarty, ale zadziwiająco długo właśnie ten jeden żart się wałkuje. A już po ślubie wychodzi, że czasami to chyba wcale nie był taki niewinny humor.
Dowcip ciągnie się dalej, w już mniej rozrywkowej formie. Sporo osób zdaje się mieć podejście do związku niczym do handlowej wymiany. Głównym problemem jest ograniczenie wolności i praktycznie wszystkiego, co w życiu przyjemne. Jakby ta druga osoba przy boku była najmniej istotna, liczą się bardziej profity związane z jej obecnością, a patrząc na temat czysto biznesowo, oblicza się w głowie, czy aby na pewno uiszczone opłaty zwróciły się w stosownych usługach. No i kiedy wychodzi, że się nie zwracają, zaczyna się narzekanie.
W wielu towarzyskich rozmowach bardziej niż śmieszne anegdotki słychać narzekanie. Ale i małżeńskie dowcipy zwykle podszyte są „gorzką prawdą” – tak, tak, nie jest różowo, kto mieszkał z kobietą, ten się w cyrku nie śmieje. W małżeństwie rację mają dwie strony, żona i teściowa. W związku jedna osoba zawsze ma słuszność, a druga osoba to mąż. Haha, oczywiście, tylko się śmiejemy, ale serio Marian, kup te kwiaty i przytakuj na każde zdanie.
Może jeszcze naszych rad nie rozumiesz, ale wkrótce pojmiesz.
Nie znajdziecie głupszego niż mój mąż
Ale co się dziwić, skoro całkiem powszechnie utożsamia się małżeństwo z nałożeniem kajdan. Żarty jedynie utrwalają stereotypy, i niektórzy naprawdę w nie wierzą. Nawet im do głowy nie przyjdzie, by to zmienić, że związek mógłby wyglądać całkiem inaczej. Kiedy takie przykłady widzą w realnym życiu, to szydzą, dopatrują się ściemy albo na inne sposoby deprecjonują cudze szczęście. No nie ma w ich mniemaniu takiej opcji, by chłop z babą mogli zgodnie żyć bez poczucia, że nie odsiadują wyroku.
Czuć tu echa przeszłości, kiedy małżeństwo nie tylko było powinnością i praktycznym rozwiązaniem, ale też formą kary. Jeśli córcia za bardzo fika i staje się problemem, to wydajemy ją za mąż, nic jej lepiej nie utemperuje charakterku jak władza męża i poważne obowiązki. Synuś się zanadto rozhulał, schodzi na złą drogę?
Ożenimy go, niech małżeński reżim chociaż trochę go ostudzi, nauczy odpowiedzialności. Dokładnie tak – związek to twarda nauka życia, nieunikniona, oczekiwana, ale wyprana z przyjemności. No, może poza nielicznymi chwilami szczęścia, które jednak nie wydają się dostateczną rekompensatą za doznane krzywdy.
Wracając do współczesności, mnóstwo par żyje niczym ich przodkowie. Mają bardzo podobne podejście – ślub to naturalna kolej rzeczy, ale nie ma się czym podniecać, od tej pory każdego dnia będziesz cicho umierać po kawałeczku. Twoje życie, to prawdziwe życie, skończy się bezpowrotnie. Natomiast zaczyna się narzekanie.
Nie jest to wcale domena kobiet. Mężczyźni również to robią, wylewają swoje frustracje w gronie kolegów, w internecie, i bywają naprawdę zjadliwi, bez litości obnażając przywary swoich partnerek oraz krytykując zawzięcie instytucję małżeństwa. Ślub to błąd. Żona to tępa, rozlazła krowa. Non stop kłapie dziobem. Trzeba się sporo napocić żeby mieć odrobinę świętego spokoju.
Co mówią żony? O, bardzo różnie. Najczęściej jednak przewija się motyw, że mąż jest totalnym rozczarowaniem i nie można na niego liczyć. Zmarnował mi młodość. Głupi, niezaradny, za mało męski albo za bardzo chojraczy, wszystko robi źle, wszystko mu trzeba tłumaczyć jak dziecku, no bo on jest jak dziecko, jak wielki, wkurzający bachor, no gdzie ja miałam oczy.
Miłość bez sympatii
Czasami to takie gadanie dla gadania, jeden z tych oklepanych frazesów, których używa się z rozpędu nawet nie rozumiejąc ich właściwego znaczenia. Lecz jest tego tak wiele, że coś musi być na rzeczy, coś ponad przyzwyczajenie. W nawracającym gderaniu na swojego współmałżonka nie chodzi o zwykłe wyżalenie się bliskiej osobie. Tu bowiem wszystko jest pretekstem do obrobienia tyłka drugiej połówce, do wykazania światu, że jest się ofiarą nieudanego związku. Rzecz jasna, zupełnie nie ze swojej winy.
Już sam język tych wyrzutów jest bardzo nieprzyjemny. Mój stary, moja stara, mówienie o partnerze bez cienia sympatii, z pogardą, z lekceważeniem. Czy partner jest, czy go nie ma, to nieistotne, równie dobrze można go obgadać za plecami, jak i ośmieszyć publicznie. Po takim przedstawieniu faktycznie trudno pomyśleć o związku w kategoriach innych niż życiowa porażka.
Małżonkowie dość często zachowują się jak najwięksi wrogowie. Nie lubią się. Mogą się kochać, ale nie przepadają za sobą na takim ludzkim, towarzyskim poziomie. Nie dogadują się i czasem chyba nawet im na tym nie zależy. To jest wielki problem, bo z różnych powodów nie można ze sobą zerwać, choć wspólne życie jest głównie koszmarne, usiane zgniłymi kompromisami, bezsensownymi walkami i poczuciem niemocy.
A jak się okazuje, nielubienie swojego partnera nie jest niczym niezwykłym. To całkiem częste zjawisko, na szczęście w wielu przypadkach tylko chwilowe. Bo nie ma szansy, by w stałym związku choć raz nie doszło do niemiłego spięcia, podczas którego ukochana osoba budzi niemiłe uczucia, wręcz się wydaje odpychająca.
Nienawidzę jej, mam tego kretyna dosyć – to naturalne emocje, i nie ma się co przejmować, gdy kryzys udaje się szybko zażegnać, obie strony potrafią przeprosić, a w najgorętszych momentach nie stosuje się ciosów poniżej pasa.
Co tak naprawdę trzyma nas razem?
Pokonywanie kryzysów w związkach jest znacznie łatwiejsze, gdy para naprawdę ma się ku sobie, nie tylko pod kątem seksualnym. A to nie jest regułą, ponieważ miłość jest inną emocją niż przyjaźń. Możesz się beznadziejnie zakochać w kimś, kto nie jest fajny, ma masę wad i po wyjściu z łóżka przestaje być ciekawy. O ile w przyjaźni sympatia i wzajemny szacunek są podstawą, tak przy wejściu w związek nie są one niezbędne – owszem, takie małżeństwo może być nieudane, ale trwać będzie i kilka dekad. I wcale niewykluczone, że jedno z małżonków w owym układzie odnajdzie się znakomicie, bo bynajmniej nie szuka dla siebie równorzędnego partnera.
To czego szuka? No najczęściej wygody – może chodzić o seks, o pieniądze, o wyprane skarpetki. Wyrachowanie nie jest jednak jedyną motywacją. Niekiedy ludzie mają naprawdę dobre intencje, po prostu im nie wychodzi, a to dlatego, że nie bardzo wiedzą, czego się spodziewać po związku. Nie znają tej drugiej osoby i nie mają pomysłu na wspólne spędzanie czasu. Niekiedy tak mocno wierzą w stereotypy, że nawet nie próbują przełamać bariery, wszak kto tam babę zrozumie, a facet jest banalnie prosty i ma tylko dwa przyciski. Ponieważ
to tak nie działa, następuje rozczarowanie.
Z czasem dochodzi też zmęczenie materiału, niezałatwione sprawy najpierw dusi się w sobie, a potem przenosi na forum publiczne. I tak, toksyczne, niedogadane małżeństwo będzie niczym więzienie. Para rozbija się o coraz to większe skały. Jest starcie ego, jest chęć kontroli i dominacji, jest walka o granice, jest żal o podcięcie skrzydeł, są rozbieżności w celach, ktoś zmienił się, a ktoś został w miejscu. Nie ma wspólnych zainteresowań, wsparcia, partnerstwa, jest tylko chęć utrzymania związku. Ale niejasne jest po co.
Czy stały związek tylko ogranicza?
Tak się to często przedstawia. I niestety, historie wielu małżeństw potwierdzają, że nie były to czcze pogróżki. Kobiety się skarżą, że zostały odcięte od świata i mają prawo zajmować się wyłącznie mężem oraz dziećmi. Mężczyźni płaczą za straconą wolnością. Nie widzą w swoich związkach szansy, a jedynie zamknięcie. Małżeństwo nie pozwala się im rozwijać, jest tylko nuda, codzienny kierat i partner, który odebrał swobodę.
Druga osoba jest po prostu przeszkodą. Stoi na drodze do lepszego życia, dlatego tak się na nią psioczy i przestrzega innych przed dobrowolnym wejściem do celi. Uciekajcie, póki jeszcze możecie. Nie uda się wam, nikomu się nie udaje, ci co mówią inaczej – kłamią.
A niewykluczone, że byłoby dużo lepiej, gdyby tylko zmieniło się podejście do związku. Po pierwsze, że współmałżonek nie jest do spełniania zachcianek i rozkazów. Po drugie, że w małżeństwie nie da się żyć tak jak singiel, lecz to nie musi być z automatu gorsze. Po trzecie, że jeśli nie powie się na głos o swoich bolączkach, to druga strona raczej się ich nie domyśli, i nie, krzyk i pretensje to nie jest właściwa forma.
Masa tych wszystkich ludzi, którzy czują się jak w pułapce bez wyjścia, znalazłaby rozwiązanie gdyby przestała wierzyć w ograniczającą rolę związku. Jeśli ktoś od początku czuje, że małżeństwo to dla niego strata, to prawdopodobnie tak będzie. Jasne, że nie wszystko da się przewidzieć, a najukochańszy pod słońcem człowiek może się okazać tyranem. Niemniej, gdy na dzień dobry związek przedstawia się w czarnych barwach, może dojść do samospełniającej się przepowiedni – skoro będąc z kim na poważnie czujesz, że to koniec twojej wolności, to najpewniej nie jest to odpowiednia osoba.
Zostaw komentarz