Dlaczego praca w korpo jest tak demonizowana?
Większość ludzi jest przeciętna, ale właśnie tego bardzo się boi – przeciętności. Niewyróżniania się. Bycia szarakiem, trybikiem w światowej machinie, bez większego znaczenia, podatnym na manipulację, zbyt słabym i leniwym, żeby skutecznie się zbuntować. A jednym z symbolicznych przejawów owej przeciętności jest praca w korporacji.
To nawet gorsze niż „zwykła” praca na etacie. Ludzie z korpo są często postrzegani jako ci, co bez powodu zadzierają nosa. Ich praca jest w większości zbędna, a pod szumnie brzmiącymi nazwami kryją się proste stanowiska i mało skomplikowane zajęcia. I chociaż zdecydowana większość ludzi rankiem wybiera się do pracy, to ci jadący do korpo często drażnią najmocniej. Co jest w nich tak wkurzającego?
Szczury w wyścigu
Chyba żadne środowisko zawodowe nie kojarzy się z rywalizacją równie mocno co świat wielkich korporacji. Ale choć chętnych jest wielu, na Olimp wdrapią się tylko nieliczni, i to właśnie jest pierwszy z powodów do szydery – korpoludki naiwnie myślą, że się im uda, a strzeliste, szklane wieżowce to ich przepustka do lepszego życia. Nie chodzi jednak o samą ambicję, bo przecież w innych miejscach pracy ludziom też chodzi o to, żeby więcej zarobić i jakoś się rozwinąć.
Problemem jest zachowanie oraz wizerunek pracowników korpo. Stereotypowy korposzczur to człowiek dość dobrze zarabiający, ale – w opinii postronnych krytyków – zwykle ponad swoje realne umiejętności. Mimo wyższej pozycji zawodowej i zazwyczaj wyższego wykształcenia, korpoludki uchodzą za płytkich, próżnych snobów bez żadnego życia wewnętrznego. Są ucieleśnieniem konsumpcji i intelektualnego lenistwa. Nie do końca nawet wiadomo, co w tym korpo robią – pewnie nic ważnego.
Porozumiewają się idiotyczną korpomową, również poza pracą. Prowadzą określony styl życia – mieszkanie w prestiżowej dzielnicy, na strzeżonym osiedlu, wegańska dieta lub przynajmniej coś egzotycznego, a nie pospolity schabowy, obowiązkowo jakieś oryginalne hobby i modna dyscyplina sportu, równie wymyślne zajęcia dodatkowe dla dzieci, wakacje tam gdzie akurat wypada obecnie pojechać, najlepiej z dala od pospólstwa i jego prymitywnych rozrywek.
Nic nie może być normalnie – najprostsza czynność musi mieć obco brzmiące określenie i do tego jeszcze jakąś filozoficzną nadbudowę, a nie że zwykłe robienie weków czy malowanie ścian. Słowem, jest pozowanie na kogoś z elity, lecz jak przychodzi co do czego, to w wolnym czasie oglądany jest „Hotel Paradise”, a miejsce ambitnej literatury zajmuje mało wymagające czytadło z Empiku. No jak tego nie wyśmiewać?
Atmosfera w korpo potrafi być niezwykle toksyczna, ale zdaniem pracowników to nie jest wszechobowiązująca reguła – zależy gdzie trafisz i co konkretnie robisz. Jest natomiast coś takiego jak klimat „firmowej rodziny” i udawanie, że to więcej niż praca, czego w innych przedsiębiorstwach aż tak się nie doświadcza. To właśnie przede wszystkim korporacje są znane z owocowych czwartków, wyjazdów integracyjnych, meetingów, identyfikowania się z
wartościami marki. Trochę to trąci sekciarstwem, ale wyłamać się trudno.
Strasznie irytująca jest też korporacyjna biurokracja, upierdliwe formalności, schematy, co dla osób bardziej wolnych duchem będzie ograniczające. Wielkie marki cynicznie dbają o reputację, stosują pinkwashing, sportwashing, udają ekologiczne zaangażowanie, podczas gdy realne działania niewiele z tym ją wspólnego, a to drażni, choć jednocześnie bardzo wiele osób jest skłonnych pracować w korpo łamiącej głoszące zasady, jeśli tylko pensja będzie odpowiednio wysoka – i tą hipokryzję korpoludzikom też się często wypomina, bo mają się za lepszych, a służą Złemu.
Nie tylko cyferki w Excelu
Ile w tym prawdy? Sami zainteresowani twierdzą, że świat korpo często się przedstawia w sposób bardzo przejaskrawiony, chociaż oczywiście, takie jednostki też się trafiają, i faktycznie po pewnym czasie można przesiąknąć specyficzną atmosferą wielkiej firmy. Żarty z tej specyfiki rzadko kiedy jednak są podszyte sympatią, jeśli wypowiadają je osoby spoza tego świata – bardzo wielu zatrudnionych w korpo zwraca uwagę, że lekceważy się ich pracę i z pogardą sprowadza wszystko do bezmyślnego klepania w klawiaturę.
To o tyle niesprawiedliwe, że w korporacjach nie zatrudnia się wyłącznie pracowników biurowych – poza nimi są jeszcze kurierzy, osoby roznoszące pocztę, pracujące w magazynach, zakładach produkcyjnych, sklepach, etc. A i ta praca biurowa wcale nie jest tak mało wymagająca, jak się postronnym widzom wydaje, bo w korpo zawsze liczą się wyniki, tych zaś nie osiągnie się układaniem pasjansa i przeglądaniem memów z kotkami. Ciężko też uwierzyć, by globalne koncerny z rekordowymi zyskami zatrudniały masy kompletnie bezużytecznych pracowników do produkcji nieczytanych przez nikogo bzdurnych raportów.
Bo praca w korpo raczej nie jest sielanką, i nie bez powodu mówi się o niej, że okrada z życia rodzinnego i towarzyskiego. To zależy oczywiście od rodzaju firmy oraz zajmowanego stanowiska, niemniej dla sporej części pracowników zatrudnienie w korpo oznacza brak czasu na cokolwiek innego. Najczęściej wymienianą wadą pracy w korpo jest ciągły stres, do tego dochodzi ostra rywalizacja, sztywne reguły ograniczające kreatywność, mały wpływ na losy firmy, monotonność zadań – dlatego właśnie również samym korpopracownikom ich zajęcie czasami wydaje się nic nie warte i mało istotne. Czuć też niesprawiedliwość w zarobkach – rozbieżność między pensją szeregowego pracownika a menadżera wyższego szczebla jest naprawdę spora.
Życie korpoludzika strasznie skomplikowały także nowe technologie. W teorii miały one poprawić byt ludzi pracy i zdjąć z nich ten największy ciężar, tymczasem wyszło, że maszyny są często konkurentem dla człowieka, a w takim starciu niemożliwe jest dotrzymanie kroku robotom – od pracowników oczekuje się wydajności na podobnym poziomie i takiej samej „bezawaryjności”, co prowadzi do jeszcze większego wycieńczenia, stresu i nieludzkiego śrubowania norm.
Myślą, że robią karierę
Wyjątkowo dużo krytyki i szyderstwa spada na kobiety pracujące w korpo. Zwłaszcza w internetowych przepychankach, ten zarzut o „gównopracę w korpo” po równie „gównianych studiach” pada równie często co argumenty o kotach i butelce wina. Ten rodzaj pracy jakoś szczególnie ma odciągać kobiety od ich właściwej roli, a co gorsza, wbija je w nieuzasadnione poczucie ważności i robienia niby-kariery.
Laska z korpo ma zawsze nieudane życie osobiste. Zawsze jest sama, zdesperowana, najlepsze lata straciła na pracy myśląc, że świat zawojuje, a tu proszę, nie zawojowała, macica jej wyschła, korporacyjny mechanizm przemielił i wypluł, zostało przegrane życie.
Nic to, że masa pracowniczek korpo ma dzieci, partnera i jakoś specjalnie nie narzeka – otoczenie nie wierzy i dopowiada swoje.
Zarzuty często idą dalej, wiadomo bowiem, że jeśli któraś dostała podwyżkę albo awans, to wyłącznie dlatego, że przespała się z szefem. Sypia zresztą z wszystkimi, bo normalny chłop baby z korpo za żonę nie weźmie, co najwyżej do krótkiej zabawy. Pracowniczkom korpo notorycznie się umniejsza, wyśmiewa ich osiągnięcia i zarzuca roszczeniowość – bo co niby te pindy osiągnęły, że tak się puszą?
Właśnie kobietom dużo częściej przypisuje się te negatywne cechy kojarzone z korporacyjnym wyścigiem szczurów – są nadmiernie agresywne, zbyt pewne siebie, zawistne, po trupach do celu, całymi dniami tylko knują, wygryzają, rywalizują zamiast współpracować. Mimo że w rzeczywistości to mężczyźni są bardziej bezwzględni w korporacyjnych potyczkach, baba z korpo będzie najgorsza, rzadziej się ją doceni za zawodowy sukces, i jeszcze rzadziej okaże sympatię.
Czy rzeczywiście jest tak źle?
Korporacje mają swoje wady i nie każdemu będzie pasować praca w takim miejscu. Ale pragnienie tylu osób, by znaleźć zatrudnienie właśnie w korpo, niekoniecznie wynika z naiwności, niewiedzy i przekonania o trawie zieleńszej po drugiej stronie. Po fatalnych doświadczeniach z „Januszami biznesu”, których niestety nie brakuje, to w korpo można liczyć na przyzwoitsze warunki, i mnóstwo ludzi, mając do wyboru januszex albo krwiożercze korpo, wybierze to drugie.
Ludzie zatrudnieni w korporacji często podkreślają, że dopiero tutaj ktoś im zapłacił za nadgodziny, dał umowę pierwszego dnia pracy, jasno określił zakres obowiązków, nie robił jakichś większych problemów z urlopami, dało się pójść na macierzyński i z niego wrócić, zachowania dyskryminacyjne czy mobbingowe są źle widziane i nawet organizuje się specjalne szkolenia na ten temat. Kultura pracy jest wyższa, a szef rzadziej traktuje podwładnych jak chłopów pańszczyźnianych. Do tego łatwiej wyjechać za granicę, poznać ludzi z różnych stron świata, zapoznać się z innymi standardami.
I zarazem wiele tych rzeczy, które wymienia się jako minusy korpo, mogą być postrzegane pozytywnie. Mierniki pracy zawodowej brzmią śmiesznie, ale przynajmniej wiadomo, co i jak jest oceniane i jak można poprawić swoją pozycję. Pogadanki o kwestiach światopoglądowych i społecznych mogą irytować, jednak dzięki temu jest większa szansa, że kolega wstrzyma się z „żartobliwym” klepnięciem po pupie i przestanie opowiadać rasistowskie dowcipy. Nawet jeśli niektóre zasady są tylko dla dobrego PR, to ostatecznie coś tam jednak się na tym realnie zyskuje. Problematyczną sprawę jest komu zgłosić i całkiem prawdopodobne, że sprawca poniesie konsekwencje.
Jasne, że praktyka nie musi się pokrywać z teorią, a firma firmie nierówna. Niemniej wiele osób bardzo sobie korpo-pracę chwali, głównie ze względu na stabilne zatrudnienie, wyższe zarobki, większe możliwości rozwoju, dodatkowe benefity, bardziej przejrzyste zasady. Z drugiej strony, korporacje nie są święte, i też mają brudek za paznokciami, a kłopot w tym, że często nie jest to otwarta przemoc, tylko raczej przemoc w białych rękawiczkach, robiona bardzo sprytnie, tak by formalnie nie było się do czego przyczepić – nie dostaniecie podwyżek, za to raz w miesiącu zamówimy wam pizzę i wstawimy stół z piłkarzykami. Może więc zamiast tylko szydzić z korposzczurów, czasami lepiej byłoby im okazać nieco współczucia i zrozumienia?
Zostaw komentarz