Dlaczego przemoc w związku jest romantyzowana?
Najpiękniejsza miłość? Oczywiście ta pełna pasji, romantycznych uniesień, bezwarunkowa. Kochamy się tak, że nie możemy bez siebie żyć, co czasem prowadzi do nierozsądnych zachowań, no ale to właśnie są prawdziwe uczucia. Oszałamiają do tego stopnia, że wyłącza się rozum.
Jest w tym coś urzekającego, gdy ktoś zakocha się bez pamięci i walczy o swoje szczęście wszelkimi dostępnymi środkami. Szczególnie gdy robi to mężczyzna – w pełni oddany wybrance, nie cofnie się przed niczym. Tylko pomarzyć o takim uczuciu… A może jednak uciekać, gdzie pieprz rośnie?
Prawdziwy mężczyzna się nie poddaje
Miłość bywa nieobliczalna i szalona, a kiedy zapanuje nad człowiekiem, potrafi skierować w naprawdę niebezpieczne rejony. Jest przerażająco, ale zarazem ekscytująco, i właśnie ten pierwiastek ekscytacji sprawia, że bierze się za dobrą monetę nawet bardzo szkodliwe rzeczy, wsiąkając w niezdrowy związek. Tłumaczy się to tym, że w imię miłości ludzie popełniają masę głupot – odbija im, nie wiedzą co robią, nie potrafią nad sobą zapanować. I często bierzemy poprawkę na te silne uczucia i wybaczamy, a nawet sądzimy, że to bardzo romantyczne. Co jednak bywa zgubne, zwłaszcza dla osoby obdarzanej gwałtownym uczuciem.
Żeby nie wiadomo ile mówić o kulturowych uwarunkowaniach, w kwestiach damsko-męskich wciąż ulegamy pewnym schematom. W tym schemacie to mężczyzna jest zdobywcą, który czasem do swych „powinności” podchodzi śmiertelnie poważnie, przez co z romantycznego kochanka może się łatwo zmienić w namolnego, agresywnego typa. Czego jednak na początku często się nie zauważa. Ba! To wręcz uchodzi za wielką zaletę.
Idealnym tego przykładem jest sytuacja, w której mężczyzna nie bierze „nie” za odmowę. Kobieta może to powtórzyć sto razy, on się nie podda, będzie nieugięty. Przyjemnie, prawda? To zależy. Jeśli uczucia są odwzajemniane, to miło widzieć, jak facet się stara. Ale czasami tej wzajemności nie ma, a uporczywa walka o względy bardziej wkurza niż rozpala uczucia. Jednak wytrwały mężczyzna nie zraża się niczym, ani jej odmawianiem, ani tym, że ona ma już narzeczonego lub inne plany na najbliższą przyszłość.
Wierność wymaga nagrody
Przy uwodzeniu „męskość” jest bardzo często utożsamiana z narzucaniem swojej woli. On jest taki męski, czyli wie, czego chce, nie tylko dla siebie, ale i dla niej. To nie jest pierwszy krok czy propozycja, lecz wymuszanie – zorganizowałem romantyczny wieczór, więc musisz przyjść, czekałem na ciebie trzy godziny, teraz musisz się zgodzić na spacer, wysłałem po ciebie limuzynę, to musisz wsiąść. No jak możesz odrzucić te wysiłki? Czy ktokolwiek inny też dał tyle z siebie? Czy ty nie masz serca, odrzucając te dary?
Zdobywanie upragnionej kobiety może się przerodzić w nękanie i stalking, lecz w dalszym ciągu wiele osób uzna to za strasznie romantyczne. I kiedy ludzie patrzą na owe zmagania z boku, to zwykle kibicują jemu, żeby ona wreszcie się zgodziła, bo skoro koleś tyle czasu nie odpuszcza, to znak, że jest idealnym materiałem na dobrego chłopaka. Podobnie jest przy rozstaniach – jeśli on, mimo porzucenia, usilnie pragnie odzyskać swoją wybrankę, dziewczyna powinna się ugiąć i najwyraźniej popełniła błąd, decydując się na rozstanie.
W swoim dążeniu, by zawsze być razem, niektórzy faceci posuwają się słów i czynów, które na serio są niepokojące, a jednak wciąż unosi się nad nimi aura romantyczności – zabiję się, jeśli mnie zostawisz, zabiję ciebie, jeśli zechcesz odejść, znajdę cię wszędzie, będę śledził każdy twój krok. Zraniony przykrym słowem mężczyzna walnie pięścią w ścianę, niepożądanemu konkurentowi złamie nos, rozbije szklane drzwi, bo jego luba ośmieliła się mieć inny pomysł na życie. Jest wściekły, groźny, no po prostu samiec alfa. Tak przeżywa, tak się boi jej odejścia, że odchodzi od zmysłów, i czy można go za to winić? Przecież gdyby mu nie zależało, to by tylko wzruszył ramionami, prawda?
Nie przejmuj się, on cię lubi
Dość często zwykłą agresję bierze się za „gwałtowne uczucia” albo za wyraz szczerego zainteresowania. Już we wczesnym dzieciństwie przemoc utożsamia się z romantycznością – końskie zaloty to przecież niewinna zabawa, sposób na wyznanie uczuć. I tak chłopiec może ciągnąć za włosy, dać kopniaka, popchnąć w błoto, natrzeć śniegiem, strzelić z biustonosza – no, no, widać, że cię lubi, to komplement, grubaski w okularach by na pewno nie zaczepiał.
Fakt, sporo chłopców z takich durnych zachowań wyrasta, ale są i tacy, którym przemocowy schemat utrwala się w głowie. Utrwala się również wielu dziewczynkom, które później dopatrują się w agresji wyrazów uwielbienia. Nie chodzi zresztą tylko o fizyczne ataki. Śledzenie kogoś, podglądanie, włamywanie się na pocztę albo konta społecznościowe to kolejne zachowania naruszające prywatność drugiej osoby, którym łatwo można doczepić łatkę „zaangażowania” i dopatrywać się w nich namiętnej, bezkompromisowej miłości.
Tak się sączy do małych główek, że kiedy chłopak traktuje cię jak swoją własność, to bardzo dobrze, nie należy się gniewać. A jeśli chłopiec nie usłyszy, że swoje uczucia można demonstrować także w mniej inwazyjny sposób, to nauczy się, że naruszanie kobiecych granic jest dozwolone, wręcz pożądane, bo dowodzi prawdziwej męskości.
Co gorsza, często daje się kobietom do zrozumienia, że nie wypada krytykować aktów takiej romantycznej agresji. Bo przecież on się odważył i postarał, nie bądź niemiła, nie odmawiaj, bo go to zniszczy, nie bądź niewdzięczna, nie bądź zarozumiała, za kogo ty się w ogóle masz odtrącając zakochanego w tobie adoratora. Jak gdyby samo to, że facetowi się chce i ma cierpliwość, wystarczało do wejścia w związek.
Zdarza się nawet tłumaczyć te jednoznacznie złe zachowania – uderzył, bo go sprowokowałaś gadaniem z obcym facetem, zgwałcił, bo nie chciałaś po dobroci, a on tylko próbował dać ci szczęście. Teraz przeprasza, to znak, że ciebie wciąż kocha. Wciąż, bo tak po prawdzie to nie jesteś warta tych starań, skoro doprowadzasz faceta do ostateczności i jeszcze robisz z siebie pokrzywdzoną.
Wystarczy tylko docenić
W tych romantycznych historiach w ogóle nie uwzględnia się opinii samej kobiety. Jej rolą jest grzecznie przyjmować hołdy i dziękować za okazane zainteresowanie. Że ona nie chce? Oj tam, liczą się intencje mężczyzny. Ona ma tylko być wdzięczna, to chyba nie jest taki straszny wysiłek?
Nie zważając na prawdziwe uczucia kobiety, stawia się ją często przed faktem dokonanym, wzbudzając poczucie winy – on poświęcił tyle czasu i zasobów, a ty kręcisz nosem. Skoro on chce, to dlaczego ty nie? Co z tobą nie tak? On rozpieszcza, daje prezenty, wykazuje się kreatywnością, czy korona spadnie ci z głowy, kiedy okażesz życzliwość? Wini się głównie ją, za zimne serce, bezwzględność i zepsuty charakter, ale nie dostrzega się, że facet jest po prostu nachalny, łazi za nią nieproszony, wcina się w jej życie, upiera przy swoim i to w sposób zaborczy, toksyczny, osaczający.
I jasne, nie każdy „wychodzony” związek jest skazany na porażkę, ale gdy mężczyzna ma kompletnie w poważaniu twoje zdanie, jak to wróży na przyszłość? Czy miłością da się wytłumaczyć dominację i kontrolę? Na początku rzeczywiście ta zaborczość może się wydawać miła – tak się dopytuje o wszystko, nie pozwala mi wychodzić w krótkiej sukience, zmusza mnie do pewnych rzeczy, bo się troszczy, jest zazdrosny, beze mnie usycha.
Jednak im dłużej to trwa, tym mniej romantyczne się wydaje. Zaborczy partner decyduje o niemal każdym aspekcie życia, irytuje go najmniejszy przejaw kobiecej samodzielności, aż nadchodzi moment, gdy pojawiają się groźby, a potem przemoc. Taka to wielka miłość.
Ona taka bezradna
Zaborczość doskonale się wpisuje w stereotyp biednej damy w opałach, którą ktoś koniecznie musi się zaopiekować. Znowu – to nic złego, gdy partnerzy troszczą się o siebie. Złe jest to, że pod płaszczykiem troski zmusza się drugą osobę do określonych zachowań. W chorym związku troska jest narzucana siłą, to emocjonalny szantaż, dzięki któremu można bezkarnie wybuchnąć gniewem, wszak to zrozumiała reakcja na niewdzięczność.
On czuje się w obowiązku prześladować swoją ofiarę, narzucać pomoc, kontrolować kontakty z innymi ludźmi, wtrącać w sprawy zawodowe i prywatne – oczywiście dla jej dobra, ponieważ bardzo się martwi. Tak ją kocha, że chce być z nią przez cały czas, mieć ją tylko dla siebie, odcinając od otoczenia. Cokolwiek robi, chce ją „uszczęśliwić”, sęk w tym, że robi głównie to, co pasuje jemu, nierzadko wbrew woli ukochanej, która ma już dość opieki, prezentów i przysług.
Miłość jest tu silnie utożsamiana z posiadaniem – ten ktoś jest mój, tylko mój, prędzej zabiję swój obiekt pożądania niż pozwolę dotknąć komuś innemu. Tak dba, że aż ogranicza, odbiera autonomię. I nie widzi w tym niczego złego, jest w końcu troskliwym, oddanym opiekunem. A tak naprawdę zachowuje się jak właściciel.
Cóż za wspaniała para!
Ilekroć wypływa temat toksycznych zależności, zawsze pojawią się malkontenci, którzy problemów upatrują w ofierze, nie sprawcy. Dlaczego wcześniej nie odeszła? Czemu sobie na to pozwoliła? Nic w jej głowie nie zapaliło światełek ostrzegawczych? Ano właśnie.
Przyczyn, dla których kobiety tkwią w chorych związkach, jest bardzo wiele, ale ten mit romantycznego zdobywcy dokłada swoją cegiełkę. Jak kobiecie wtłoczy się do głowy, że gdy facet próbuje, to należy go uszanować, dokładnie tak będzie ona w przyszłości postępować. Ma docenić starania, ma się oddać w nagrodę, ma dać szansę, jeśli on deklaruje poprawę, uratować go, jeśli bez jej miłości on utonie. Sam mężczyzna dostaje zielone światło by cisnąć, kiedy mu zależy, po czym nagle kobieta słyszy, że jest głupia pozwalając sobie na tak podłe traktowanie. Tylko w którym miejscu to się stało?
Jak na razie agresywne „przejawy miłości” przedstawiane są jak coś, co ma kobiecie schlebiać, dowodzić jej wyjątkowości, i tak w ogóle, to jesteś wielką szczęściarą, że ktoś sobie ciebie upatrzył. Popkultura jest zdominowana przez tego typu wzorce, a rolą kobiety jest zrozumieć, wybaczyć, walczyć o rodzinę. On nie jest do szpiku kości zły, zarabia na dom, bawi się z dziećmi, pamięta o kwiatach na urodziny. A kobieta, która trwa wiernie przy mężu, to prawdziwa kobieta, nie jakaś wyrachowana suka nastawiona jedynie na profity.
Kto by nie chciał tego przeżyć?
To, że kobiety tkwią w toksycznych związkach, a psychopaci „wygrywają”, podtrzymuje pogląd, że warto być łotrem, bo kobiety naprawdę tego chcą. I ile by same zainteresowane nie mówiły, jak odstręcza je przemoc, zawsze znajdą się orędownicy zdobywania na siłę, wszak „nie” znaczy „tak”, one tylko dla zasady się krygują, wystarczy je zmusić i nagle odkrywają, że najbardziej w życiu pragnęły dominującego samca, który weźmie za włosy i przydusi do ściany. Po dobroci nie zaznałaby tej rozkoszy, dopiero w poniżeniu czują się spełnione, a jeśli mówią inaczej, to kłamią, z zazdrości, że nikt do nich nie pała podobnym pożądaniem.
Jest masa filmów, książek i piosenek traktujących o romantycznej miłości, w której tak naprawdę pierwsze skrzypce gra manipulacja, zastraszanie, poniżanie, stalking, argumenty siłowe. On nie może opanować napięcia, roznosi go, tak jej pragnie. Niby to ona decyduje, przewaga jest po jej stronie, lecz w rzeczywistości ma niewiele do powiedzenia, a wszelki bunt prowadzi faceta do wybuchów, czemu to ona jest winna, ponieważ go prowokowała.
Romantyczny, idealny partner z ekranu jest często bucowaty, nie szanuje ludzi, w również ukochanej, od której oczekuje w zasadzie jedynie uległości. Może on swoją wybrankę nękać, obrażać, szantażować, nawet porwać i więzić wbrew woli, lecz koniec końców ona zrozumie, jak wielkie to jest uczucie i pokocha go. Historia przedstawiona jest tak, że trudno nie kibicować oprawcy, bo może i łajdak, może przesadza, ale za podłościami stoi przecież gorące uczucie. I tak przemoc staje się romantyczna, prześladowanie jest uwodzeniem, a zamiast gwałtu jest po prostu ognista namiętność. Jesteś ofiarą, ale to czyni cię wyjątkową, jedyną w swoim rodzaju, boginią nad innymi kobietami, czemu ciężko się oprzeć.
Ale jest pewna charakterystyczna rzecz – bohater prześladujący miłość swojego życia jest atrakcyjny pod każdym względem i w zamian za zniewolenie oferuje dostęp do rozlicznych luksusów. Aż chce się być tak kochaną. Gdyby jednak przełożyć pikantną opowieść w mniej efektowną scenerię, przechodząc na przykład z „Greya” do „Pokoju”, gdzie mamy obleśnego kolesia i szopę zamiast willi, to dostajemy czystą patologię, o której nikt nie powie, że jest romantyczna. Czyżby to dowodziło, że przystojnemu facetowi z pozycją istotnie pozwala się na więcej?
2 komentarze
Ciekawi mnie jedna rzecz. Czy to mężczyzna napisał słynne już „365 dni”? Czy to mężczyźni kupowali miliony książek i bilety do kina? Nie raz słyszałem od kobiet narzekania na to że faceci za łatwo rezygnują z prób „zdobycia” względów kobiety (czyli po odmowie). Na facetów namawiających do nachalności i przymuszania jest nagonka (np. film gargamela) ale to kobiety najczęściej szerzą takie poglądy (i jakoś zawsze o tym zapominają kiedy okaże się że „nie” było szczere).
„Czyżby to dowodziło, że przystojnemu facetowi z pozycją istotnie pozwala się na więcej?”
Dokładnie tak.
Kobiety są tak samo egocentryczne jak mężczyźni. Manipulują, kłamią, szantażują, oszukują.
Skrajne przypadki potrafią mężowi odebrać kontakt z dziećmi i po kilku latach popełnić sobie samobójstwo bo sobie nie poradziły. Gdy facet weźmie jej nazwisko potrafi wpisać dziecko bez ojca i brać kasę na samotną matkę, a nieświadomego niczego męża jeszcze szantażować alimentami…
To wszystko są przykłady z jednego tylko życia faceta, który okazał się frajerem bo ufał swoim żonom…