Główne menu

Dlaczego przemoc wobec mężczyzn bywa często ignorowana?

Doszliśmy do takiego momentu, że mężczyzna bijący kobietę to… No każdy może sobie wstawić w miejsce kropeczek dowolne wyzwisko. Zasadniczo bicia kobiet absolutnie się nie akceptuje, nie wypada się takim występkiem chwalić, nie wypada nawet żartować. Co jednak, kiedy z liścia dostaje facet? Albo to w jego stronę lecą różne przedmioty, na przemian z soczystymi obelgami?

To już jakoś nie wzburza. Wielu wręcz bawi, bo „kobieta mnie bije!” to może stary i oklepany, lecz wciąż śmieszny dowcip – przynajmniej dla sporej części publiki. Mimo że coraz częściej zwraca się na ów problem uwagę, to nadal tematyce przemocy wobec mężczyzn towarzyszą heheszki. I to zarówno z jednej, jak i z drugiej strony.

Dlaczego przemoc wobec mężczyzn bywa często ignorowana?

Po prostu daj mu w mordę

Uderzenie kobiety wywoła sprzeciw. Nie należy po prostu tak robić, i dzisiaj również popkultura nie lubi tego motywu, z wyjątkiem poważnych, dramatycznych treści, które
właśnie pokazują, jak haniebna jest przemoc wobec kobiet. Ale przy mężczyznach przemoc
aż tak bardzo nie zgrzyta. Jasne, kiedy paru karków bezlitośnie skopie bezbronnego chłopaka to ludzie się wkurzą, jednak w mniej ekstremalnych sytuacjach reakcją będzie raczej obojętność. Wzruszenie ramionami, bo „tak już jest”, faceci się biją, faceci dostają.

A kiedy agresywną stroną jest kobieta to już w ogóle. Większość zdaje się takie sceny akceptować i nie czuje, że wskazana byłaby jakaś interwencja – ostatecznie to chłop, sam powinien sobie poradzić, pewnie jakoś sobie zasłużył. Poza tym leje go baba, a co ona niby może zrobić? No śmiesznie jest i tyle. Bądź facet jest zwyczajną niedojdą, a takimi nie ma się co przejmować.

Po części to przyzwolenie na przemoc wynika z męskiej walki o honor kobiety, bo jak ktoś uchybił damie, to należy go przywołać do rozsądku. A że dzisiaj panie są już bardziej samodzielne, to nie muszą czekać na rycerza, tylko samodzielnie mogą gamonia ustawić do pionu – dlatego jest wręcz zachęta, by namolnym typom, bucom i wszelkiej maści dziwakom dawać po prostu w pysk, tak żeby szybko zrozumieli.

Rada o tyle głupia, że przecież natręt zawsze może odpowiedzieć czymś jeszcze gorszym. Lecz nawet zakładając, że przyjmie policzek z pokorą, nie bardzo wiadomo, czego to w sumie tak naprawdę uczy. Prowokuje natomiast do nadużywania „uzasadnionej przemocy” albo w ogóle się tego zachowania nie traktuje jako agresji. I spróbuj oddać takiej wyrywnej babie!

Inna sprawa, jak często takie oddanie jest znacznie brutalniejsze i zamiast zwrotnego policzka pada nokautujący cios z pięści, co tylko utwierdza niektórych w przekonaniu, że „kobiety to nawet kwiatkiem”. Ale czy słusznie?

Ależ ona ma temperament!

Czy to w prawdziwym życiu, czy w filmach, książkach albo serialach, kobiecą przemoc wobec mężczyzn wielokrotnie przedstawiono jako rzecz śmieszną lub co najwyżej neutralną.

Faceta można popchnąć, walnąć pięścią w ramię, uderzyć gazetą albo ścierką, standardem jest też oczywiście wspomniane policzkowanie. Facet zrobił coś niewłaściwego? Och, to chyba jasne, że za chwilę pójdą w ruch wszystkie talerze, lampa, wazonik, i co tam jeszcze będzie pod ręką. Zasadzić kopa w jaja również można, to dopiero pocieszne, jak się chłop zwija z bólu na ziemi.

Czasem taka reakcja wygląda na uzasadnioną, bo facet zdradził, powiedział coś obraźliwego, wrócił z pracy nad ranem, i do tego zalany w trupa, ale wystarczy odwrócić sytuację – czy
mąż bijący żonę za zdradę też tak szybko zyskałby od opinii publicznej akceptację? Od części na pewno, niemniej spoliczkowanie kobiety za jakąś niefajną sprawę większość jednak uznałaby za dużą przesadę. A mężczyznę z jakiegoś powodu wolno tak potraktować. Wolno też bez powodu, i wtedy nazywa się to „przekomarzaniem” – irytującym równie mocno, jak „żartobliwe” klepanie po pupach koleżanek z pracy czy nieproszone seksualne aluzje przy byle okazji.

Kiedy kobieta uderzy mężczyznę, całkiem często uchodzi to za urocze, a nawet takie „prawdziwie kobiece”, bo proszę, jaka ona jest temperamentna, no fajnie, fajnie, wiadomo dokąd taki ognisty wybuch potrafi sprzeczającą się parkę doprowadzić. Z innej strony, wiele dziewczyn widzi to jako empowerment, bo oto kobieta nie musi być bierna i posłuszna, może pokazać siłę, czy wręcz upokorzyć męskiego przeciwnika, stąd te reakcje typu „ale mu pokazała”, „ma gnojek za swoje”, „brawo, oby tak częściej”.

I w pewnym sensie faktycznie, to może być jakaś nauczka, że pewne zachowania nie pozostaną bez konsekwencji, ale po dłuższym namyśle to jednak wcale nie wydaje się pouczające, bo ten policzek czy rzucony w stronę mężczyzny przedmiot niczego nie wyjaśnia, nie daje wskazówek, nie tłumaczy wcale, dlaczego druga strona poczuła się tak urażona i co należałoby zrobić zamiast tego. Uczy natomiast toksycznych zachowań. Kobiet tego, że przemocą jednak da się coś załatwić, zaś mężczyzn, że z powodu konwenansów muszą się w milczeniu godzić na nieuzasadnioną agresję.

Niekiedy przybiera to naprawdę paskudne formy, jak wtedy, gdy dziennikarka dużej telewizji pęka ze śmiechu na wiadomość o pobiciu męża przez wściekłą żonę. Albo gdy w talent show jedna dziewczyna się chwali swoją historią brutalnej przemocy wobec byłych chłopaków, a druga śpiewa o regularnym i prewencyjnym laniu męża, tak żeby ten dobrze poznał swoje miejsce. I owszem, pojawia się coraz więcej głosów oburzenia, niemniej wciąż bardzo pokaźna jest grupa osób, dla których naparzany kapciem mężulek to strasznie pocieszny widok.

Fizyczna przemoc w wydaniu kobiety staje się przejawem jej odwagi, sprawczości, brania
spraw w swoje ręce. I w jakimś sensie można to zrozumieć – po tylu wiekach dyskryminacji przyjemnie jest w końcu poczuć własną przewagę i walczyć z bezkarnością mężczyzn, którzy przecież święci wcale nie są. Kłopot w tym, że kiedy mamy do czynienia po prostu z agresją i rewanżyzmem, nikomu to nie przynosi korzyści, raczej utrwala istniejące podziały. A przyczyny damsko-męskich nieporozumień jak były, tak są nadal, niewyjaśnione.

Nierównowaga sił

To prawda, że w czysto fizycznym starciu kobieta jest na gorszej pozycji. Ma to swoje określone konsekwencje, tak złe, jak i te troszkę lepsze, jak właśnie zasada o niebiciu kobiet, choć wiadomo, że w praktyce różnie z tym bywa. I tak jak często mówi się, że na kobietę facet absolutnie nie powinien podnosić ręki, tak już niekoniecznie uczy się podobnych reguł w drugą stronę – że mężczyzny również bić się nie powinno, bo są inne, bardziej cywilizowane metody rozwiązywania konfliktów.

A nie uczy się, ponieważ pokutuje przekonanie, że słabej płci powinno się dawać fory, zwłaszcza na polu siły fizycznej. I tak jak mężczyzna może zrobić kobiecie krzywdę bez większego wysiłku, tak kobieta nie da rady uszkodzić męskiego przeciwnika. Co akurat wcale nie jest prawdą – uszkodzić jak najbardziej można, zwłaszcza gdy ten przeciwnik nie próbuje się bronić. Zresztą, nawet przy tych łagodnych zaczepkach, które nie zostawiają fizycznych śladów, pozostaje kwestia naruszania prywatnej przestrzeni – kobiety słusznie się domagają jej uszanowania, zatem nie powinno dziwić, że mężczyznom tak samo nie pasuje, kiedy ktoś ich tyka bez pytania. I bez jasnego powodu.

Dlatego argument o tym, że mężczyźni są fizycznie silniejsi, brzmi dość kiepsko, i co gorsza, rozzuchwala wiele kobiet, które czując brak sprzeciwu posuwają się w swoich aktach agresji coraz dalej i dalej. Sami mężczyźni, niestety, niewiele sobie w tym względzie pomagają – raz, że nie bardzo wiadomo jak obezwładnić wariatkę i samemu nie narazić się na zarzut o stosowanie przemocy, a dwa, że wciąż bardzo często poszkodowanych mężczyzn zwyczajnie się wyśmiewa za ich słabość.

No i po co te emocje…

Zezwalanie na to, żeby kobiety mogły bezkarnie bić mężczyzn po twarzach oraz innych częściach ciała jest znacznie mocniej powiązana z patriarchalnym porządkiem społecznym niż emancypacją. Zakłada bowiem, że kobieta jest aż tak słaba, że jej atak nie stanowi żadnego zagrożenia, wręcz idiotyzmem byłoby siłowanie się z nią tak jak z innym mężczyzną. Owszem, są pewne granice agresji, ale zasadniczo na kobiece wyskoki należy patrzeć z pobłażliwością, ewentualnie podziwem, kiedy na przykład urażona niewiasta daje absztyfikantowi w twarz. Coś jak w tym dowcipie: klepnąłem ją w tyłek, dostałem po gębie, ale było warto, bo tyłek pierwsza klasa.

Pomijając oczywiście samoobronę, używanie fizycznej przemocy wobec mężczyzn jest bardziej golem do własnej bramki, ponieważ łatwo tym dowieść, jak emocjonalne bywają
kobiety, jak nie radzą sobie z gniewem i nie potrafią na spokojnie, z sensem porozmawiać. Krótko mówiąc, trzeba jej wybaczyć, że się uniosła, poczuła urażona, coś ją zdenerwowało – tyle że to zarazem utrwala stereotyp o kobietach-histeryczkach, na czym chyba tym samym kobietom tak średnio zależy.

I co najważniejsze, niczego się taką przemocą nie rozwiązuje. Jeśli już, można mieć tylko krótkotrwałą satysfakcję, jak to mu pokazałam, to go powinno nauczyć, trzeba było mnie nie denerwować. W rzeczywistości problem w ogóle nie znika, druga strona się po prostu obawia ponownego wybuchu i tyle. Komunikat jest bowiem krótki – ma być po mojemu, a ty chłopcze nie fikaj. I zamiast zrozumienia własnych błędów prędzej w głowie tak poszkodowanego mężczyzny zaczną się rozwijać niewesołe myśli, a on sam się zradykalizuje w koniecznie dobrym kierunku.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>