Dlaczego tak bardzo nie lubimy się mylić?
Kiedy kolejnych dziesięć osób ci mówi, że jesteś pijany i lepiej połóż się spać, to najpewniej tak właśnie jest i nie ma się co doszukiwać ukrytych motywów. Oczywiście, w realnym życiu nawet duża grupa ludzi może się mylić, a prawda nie zawsze idzie w parze z demokracją, rzecz w tym, że przy swoich racjach często się upieramy kompletnie bez sensu. Nie stoi za tym żadna wielka idea czy fakty, na które bezmyślne owce w stadzie pozostają głuche.
Nie, choć tak się może zawziętym bojownikom wydawać. Sporo jest bowiem sytuacji, gdy jasne jest, że ktoś się myli. Wszystko jest przeciw niemu, nie tylko cudze opinie, ale i twarde dowody. Po prostu się myli, lecz prędzej padnie trupem niż przyzna się do błędu, co zamiast przekonać resztę jedynie ich rozbawi. Dlaczego więc tyle osób woli zostać obiektem kpiny niż zmienić swoje zdanie?
Moja racja najmojsza
Generalnie ludziom jest trudno przyznać, że nie wiedzą wszystkiego. Albo, co gorsza, nie mieli racji. Można powtarzać w nieskończoność, że błądzić jest rzeczą ludzką, a jednak dla niektórych to absolutnie nie do pomyślenia – inni tak, mogą się mylić, ale na pewno nie ja. Obstają przy swoim tak mocno, że aż robi się śmiesznie. Jednak nie dla nich, bo oni do swoich prawd podchodzą ze śmiertelną powagą. A śmieszków traktują z pogardą, wyższością, że jeszcze kiedyś zobaczą, bo póki co młodzi są, albo głupi, albo z tej wrogiej opcji, która z definicji zdolna jest tylko gadać głupoty.
To nie jest na szczęście wszechobecna postawa, bo kiedy człowiek dojrzewa, to dociera do niego, że nie jest nieomylny, a mądrość polega też na tym, że umie się słuchać innych. Przyznanie komuś racji nie jest przecież bezmyślnym przytakiwaniem, nie odbiera własnego zdania czy sprawczości. Bywa jednak straszliwym ciosem dla kogoś, kto nie umie spojrzeć na świat z innej perspektywy i uznaje własny punkt widzenia za jedyny słuszny.
To przekonanie przechodzi często w bycie ekspertem od wszystkiego – nie ma się wprawdzie żadnych kompetencji, ale cóż szkodzi powymądrzać się na pozostałe tematy? Oczywiście znowu tonem wszystkowiedzącego eksperta, którego nikt nie przekona, mimo przedstawienia mu całej tony dowodów – a naprzeciwko jest tylko „a mi się wydaje”.
Powiem wam, jak świat wygląda
Co ciekawe, niezłomna wiara we własne słowa nie dotyczy wyłącznie pozytywnych doświadczeń i bycia najlepszym. Przekonać do zmiany zdania nie chcą się także osoby zafiksowane na jakiejś niesprawiedliwości – na przykład, że ktoś nie ma powodzenia u płci przeciwnej wyłącznie przez brak pieniędzy. Ktoś taki może widzieć dziesiątki szczęśliwych „biedaków” w udanych związkach, usłyszeć setki argumentów obalających jego przekonanie, otrzymać badania – na nic to, on wie swoje i już.
Uparte tkwienie w błędzie daje złudne poczucie władzy. Takie, że oto pojęło się sens istnienia, rozgryzło kwestie trapiące ludzkość od pokoleń, odkryło, dlaczego cywilizacja upada w gruzy i że w ogóle upada. To najfajniejsze w przekonaniu o własnej racji – że świat jest dokładnie taki, jakim go opisuję. A że fakty mówią inaczej? Cóż, to po pierwsze żadne fakty, a po drugie zostały zmanipulowane. Przyłapani na kłamstwie, manipulacjach czy po prostu brakach w wiedzy, tacy ludzie będą długimi godzinami toczyć boje i nie ustąpią. I nie obchodzi ich, że w oczach świadków są już zwyczajnie śmieszni, żałośni, zdesperowani – bo przecież według siebie wcale tacy nie są.
To o tyle ciekawe zjawisko, że niejako zaprzecza zdobyczom ewolucji – człowiek się wybił nad inne gatunki w dużym stopniu dzięki swojej umiejętności podjęcia współpracy, bo inteligencja inteligencją, ale w pojedynkę jest piekielnie trudno nawet tym wybitnym jednostkom. Sprzeczność jest jednak tylko pozorna, bo niechętne przyznawanie się do pomyłki trochę ma związek z przynależnością do grupy, czego dowodem jest tak zwany efekt potwierdzenia, widoczny szczególnie dzisiaj, w czasach internetu – interesująca jest nie tyle prawda, co wyszukiwanie argumentów pod tezę. Słowem, jeśli na przykład jakiś mężczyzna jest święcie przekonany, że kobiety są fatalnymi kierowcami, nie przemówią do niego żadne dane statystyczne pokazujące, że w rzeczywistości jest inaczej, bo odpowiada mu wizja siebie jako członka grupy mistrzów kierownicy. Gorzej, jeśli ten upór wykracza poza statystyczne ciekawostki i prowadzi do fatalnych w konsekwencjach decyzji.
Nie mam racji, ale…
Po odkrytej pomyłce na szczęście nie zawsze występuje fanatyczne zacietrzewienie, lecz mimo wszystko przyznanie do błędu odbywa się z mocno zaciśniętymi zębami. I jeśli tylko się da, część odpowiedzialności za wtopę zrzuca się na otoczenie, bliżej nieokreślone czynniki lub po prostu świadka zdemaskowanego potknięcia. Czyli tak, zapomniałam klucza, ale to ty mnie zagadałeś. Nie kupiłem tego co trzeba, bo zdenerwowałaś mnie wcześniej telefonem. Nie ma więc bezczelnego wypierania faktów i mówienia, że to nie moja ręka, ciągle jednak próbuje się ratować reputację przeróżnymi wykrętami.
Mylenie się jest bowiem często odbierane jako słabość oraz utrata autorytetu. Czuć to zwłaszcza w sytuacjach nierównej władzy, kiedy na przykład małe dziecko wskaże rodzicowi że ten coś spartaczył albo gdy szeregowy pracownik wykaże poważne nieścisłości w dokumentach przygotowanych przez szefa – wewnętrzny mechanizm obrony każe zminimalizować straty i zachować twarz za wszelką cenę. Nierzadko prowadzi to do zgoła odmiennych efektów, bo bardziej budujące pozycję byłoby właśnie wzięcie błędu na klatę zamiast kluczyć i szukać kozłów ofiarnych, choć wszyscy wiedzą, kto za tym stoi.
Im bardziej oczywista jest sytuacja, tym gorzej ten upór wygląda, bo brzmi rozpaczliwie, żałośnie i jak na dłoni widać słabości tej „mądrzejszej” strony. Dlaczego więc taki ktoś się nie poddaje, tylko ciągnie błędną narrację? Winne jest kruche ego, niedopuszczające choćby najdrobniejszej niedoskonałości. Ego mówi, że nie wolno odpuszczać, a że emocje są bardzo silne, nie widać śmieszności, ta refleksja przyjdzie dopiero później, kiedy kurz bitewny opadnie. Ale czy na trzeźwo rozmowa zejdzie na właściwe tory? To zależy. Jeśli ktoś umie przezwyciężyć urażoną ambicję, to niechętnie, ale wyjaśni sprawę. Jednak gdy duma jest zbyt delikatna, zmiany stanowiska nie będzie, pojawi się za to racjonalizowanie popełnionych błędów, szukanie dowodów i sojuszników myślących podobnie.
Może wydawać się to dość upokarzające, gdy wszyscy dookoła dobrze widzą twoją przegraną, ale jest sporo osób czerpiących z tego autentyczną satysfakcję. Bo gdy obstaje się przy swoim, przy rzeczach, w które bardzo mocno się wierzy, każda rzecz może być odebrana jako potwierdzenie. Również czyjeś oburzenie, bo skoro tak ich rusza, to widać coś jest na rzeczy, zabolało, bo było celne, no po prostu udało się drugą stronę zaorać. W tym miejscu potrafią wjechać ciosy poniżej pasa, przez co dyskusja się zamienia z niepotrzebną dyskusję, a wiadomo jak to jest z tym gołębiem i szachami. Strona mająca rację razem z zimną krwią traci swój atut, więc może i oponent się pomylił, ale teraz będzie się rozkoszował wyprowadzeniem przeciwnika z równowagi.
Wiara zamiast wiedzy
Osoby, które za żadne skarby nie chcą uznać swojej omylności, zwykle walczą z różnymi kompleksami. Boją się, że otoczenie uzna ich za bezwartościowych, głupich, niezaradnych, skazanych na jałową wegetację. Chcą być perfekcyjni, a w perfekcji nie ma miejsca na skazy. Zawziętość na tym obszarze staje się wręcz ich cechą charakteru, już nie potrafią inaczej. Albo zabrnęli za daleko w swoich wywodach i teraz głupio im się z tego wycofać, dlatego ciągnie się temat by udowodnić własną konsekwencję, niezłomność, wierność poglądom. Co, trzeba przyznać, niektórych przekonuje.
Są też sprawy, co do których ludzie nie chcą się mylić, ponieważ na nich mają zbudowaną tożsamość, to niezwykle ważna część ich światopoglądu, i nawet niekoniecznie chodzi o przegraną, ile o świadomość, że sens egzystencji powstał na fałszywych podstawach. A to coś więcej niż zwykła pomyłka, o której mimo irytacji da się jednak szybko zapomnieć. Również w związkach czasem działa ten mechanizm – kiedy wierzysz, że mąż cię na pewno zdradza, znajdziesz masę obciążających dowodów, a te świadczące o niewinności zostaną odrzucone.
W poglądach politycznych, osobistych preferencjach czy przy zagadnieniach społecznych nie wszystkim zależy na dążeniu do prawdy. Lepiej naginać rzeczywistość do swoich wyobrażeń, a kiedy druga strona przyłapie na rażących nieścisłościach, można z czystym sumieniem zripostować, że nie jest to prawda, ale mogłaby być.
Pomyłka nie daje nagrody
Jakkolwiek nie powinno się na innych zrzucać odpowiedzialności za czyjeś wpadki, tak jednak brną w zaparte bardzo często osoby doświadczające wrogiego zachowania. Gdy po tym, jak się pomylisz, mąż wyzywa cię od idiotek, zaczynasz walczyć i konflikt się nasila. Lecz gdyby normalnym tonem po prostu zwrócił uwagę na błąd, bez osobistych wycieczek, to dużo łatwiej przyszłoby się z nim zgodzić.
Mało kto się wycofa z nietrafnych spostrzeżeń, kiedy dyskutant zacznie ripostę od „ty debilu”. Utwardzenie stanowiska i tkwienie w błędzie to w wielu przypadkach pokłosie szydery, publicznego wyśmiewania, podłych ad personam, lekceważącego tonu. Rozmówca daje do zrozumienia, jak bardzo kimś gardzi, więc oczywiście że do pomyłki podchodzi się bardzo osobiście, staje się ona sprawą honoru i uznanie własnego błędu będzie oddaniem punktu w rywalizacji. Nie mam racji? No nie mam. Ale przynajmniej napsuję wrogom krwi.
O autorze Edyta
Liczba wpisów : 543Poskromiona złośnica. Zafascynowana losami kobiet na przestrzeni wieków. Nie wyobrażam sobie życia bez książek, przyjaciół, zimy i owoców. Zjadam pączki bez wyrzutów sumienia. Numerologiczna szóstka, którą matematycy nazywają liczbą doskonałą.
Zostaw komentarz