Główne menu

Dlaczego tak chętnie czytamy poradniki?

Dlaczego warto czytać książki? Bo uczą, bawią, rozwijają wyobraźnię, odpowiadają na ważne pytania albo zmuszają do refleksji nad sobą i kondycją całego świata. Są też książki, które mają uczynić nasze życie lepszym – poradniki, praktyczna odpowiedź na każdy palący problem.

Na liście bestsellerów niemal zawsze jest przynajmniej jedna książka z tej kategorii. A zazwyczaj jest ich więcej, bo czytelników wyjątkowo pociągają chwytliwe tytuły obiecujące przemianę w spełnionego, szczęśliwego człowieka. Niezbyt dziwi, że ludzie tak chętnie sięgają po poradniki podpowiadające jak dobrze żyć, pytanie tylko, czy naprawdę, dzięki takiej książce można osiągnąć upragniony cel?

Poradnik na każdą okazję

Cokolwiek w życiu sprawia nam problemy, na 90 procent ktoś już postanowił zmierzyć się z tym tematem i napisać poradnik. To idealne rozwiązanie dla osób, które nie chcą się zwierzać innym ze swoich kłopotów, ale potrzebują życiowej zmiany – to właśnie poradnik staje się dla nich cennym drogowskazem. Zapotrzebowanie na taką pomoc jest najwyraźniej ogromne, o czym świadczy liczba książek z poradami w księgarniach, w sieci też nie brak stosownych materiałów, popularność coachingu rośnie, a i telewizja ma sporo pod tym względem do zaoferowania.

Czego szukamy w poradnikach? Oj, długo by wymieniać. Najogólniej, chcemy lepiej żyć. Mieć więcej pieniędzy, znaleźć miłość, zdobyć wymarzoną pracę, schudnąć, dobrze wychować dzieci, nauczyć się asertywności, urządzić piękny dom, dowiedzieć się, jakie wino podawać do ryb i co jeść przy chorobie Hashimoto. Tematy te na przestrzeni lat prawie wcale się nie zmieniły – tak kiedyś, jak i dziś, najbardziej interesuje miłość, finanse, dzieci, dom, kontakty z innymi ludźmi, praca, zdrowie, atrakcyjny wygląd. No po prostu samo życie.

Zmieniają się jednak recepty. Są wprawdzie na rynku kultowe poradniki, stworzone bardzo dawno temu i teraz czytane przez kolejne pokolenia, w wielu kwestiach jednak nasze podejście jest zupełnie inne niż jeszcze 20 lat temu, a pozycje sprzed stu lat budzą rozbawienie i lekko przerażają. Poradniki podążają za aktualnymi trendami – dziś na topie jest spokojne życie w zgodzie z naturą, mamy więc hygge, przetwory według babcinych receptur, leczenie ziołami, zero waste, naukę szukania wewnętrznej równowagi.

 

Lubię słuchać tego, co już znam

Cóż w tym złego, że ludzie szukają odpowiedzi na różne pytania? Oczywiście nic. Sęk w tym, że często te poszukiwania nie kończą się niczym konkretnym. Wielu ludziom poradniki podobają się przede wszystkim dlatego, że potwierdzają dokładnie to, co już wcześniej siedziało w głowie. Książka jest o tyle potrzebna, że własne myśli ubrane są tu zgrabnie w ładne słowa. Na kartach poradnika jest wszystko pięknie wyszczególnione, posegregowane, mamy tabelki, obrazki i testy, które potwierdzają, że kurczę, faktycznie jestem nieśmiała, nie udają się mi związki, przewalam kasę na głupoty.

Poradnik wcale nie mówi niczego nowego, ale z jakiegoś powodu wydaje się strasznie odkrywczy. Autor ma rację, czyta mi w myślach! Dobrze gada! Sto procent prawdy! I tyle, i to wystarczy, by książką totalnie się zachwycić. Tymczasem wiele poczytnych poradników powiela oczywistości znane od dawna. Główna myśl przewodnia książki jest w rzeczywistości bardzo naiwna, a rady banalne, by nie powiedzieć głupie, w rodzaju „jak mu zależy, to do ciebie zadzwoni”.

Frazesy wcale nie odstraszają, zwłaszcza gdy napisane są entuzjastycznym językiem i w takim tonie, jak gdyby autor przekazywał najtajniejsze tajemnice życiowego sukcesu. A to na ogół żadne przełomowe odkrycia – za poradę „jedz więcej warzyw, to schudniesz” czy „unikaj nieżyczliwych ludzi” nie trzeba płacić 39,90 zł.

Czytanie to nie jest działanie

Sprawnie napisany poradnik czyta się dobrze. Tak dobrze, że już samą lekturę ma się za drogę ku lepszej przyszłości. I w tym właśnie tkwi problem – poradnik dodaje otuchy, uskrzydla, człowiek naprawdę zaczyna wierzyć, że może góry przenosić. Więc czyta dalej z zapartym tchem, daje się porwać marzeniom, snuje plany i… na tym się często kończy.

W wielu ludziach entuzjazm gaśnie, gdy trzeba wstać z kanapy i wziąć się w garść. Bo wdrażanie zmian to dyscyplina, wyrzeczenia, ciężka praca – w realu nie wygląda to tak gładko jak na kartach książki. Poradnik dawał obraz pięknej, porywającej walki, a tu lipa, nie jest nawet w połowie tak przyjemnie. I w pewnym sensie jest to wina właśnie książki, bo często mówi ona, że nie jesteś ze swoim problemem sama, a tak w ogóle to żadne problemy. Beznadziejna sytuacja nie wydaje się już tak przytłaczająca, więc w sumie po co się wysilać? A kiedy po pewnym czasie trudności znowu dochodzą do głosu, ukojenia szuka się w kolejnych poradnikach, które powtarzają to samo co poprzednie, tyle że nieco innymi słowami.

Siłą wielu poradników jest ta błyskawiczna poprawa humoru, podczas gdy działania mające na celu faktyczną odmianę losu są na początku bardzo męczące. I to sprawia, że mnóstwo ludzi nałogowo czyta poradniki, ale wciąż tkwią oni w tym samym kiepskim miejscu, zastanawiając się, dlaczego nic nie działa jak należy.

Cudowne rady mają największe branie, ponieważ dają złudzenie, że sukces przyjdzie bez trudu, że naprawdę leży na ulicy, jest na wyciągnięcie ręki. Dlatego niesłabnącym zainteresowaniem cieszą się poradniki „jak w miesiąc nauczyć się angielskiego”, „jak schudnąć w dwa tygodnie”, „jak w weekend zostać mistrzem snowboardu”, „pięć prostych tricków by rozkochać go w sobie”, „trzy kroki, by twoja firma zarabiała miliony”. Ludzie zwykle są świadomi, że takich umiejętności nie nabywa się z dnia na dzień, a jednak łapią się na takie tytuły. A nuż to jednak prawda? A co, jeśli się uda? Czasem wygodniej jest szukać miesiącami magicznych zaklęć niż zdobyć się na prawdziwy wysiłek.

Za mało porady w poradzie

Naprawdę dobre poradniki zachęcają do refleksji, ale też motywują do działania, do wymyślenia własnej ścieżki – nie są instrukcją krok po kroku, raczej tylko inspirują, choć oczywiście podają także bardzo konkretne rozwiązania. Z kolei te kiepskie poradniki konkretów zawierają niewiele, bazują głównie na ogólnikach i uproszczeniach, nie odpowiadają na indywidualne problemy. Obiecują za to, że wystarczy kupić daną książkę, by pozbyć się wszystkich zmartwień. I dopingują: jesteś bohaterem!, jesteś świetna, uwierz w to!, świat stoi przed tobą otworem! niczym się nie przejmuj, dasz radę!

Do tego przedstawiają tylko jeden punkt widzenia, jedną uniwersalną instrukcję obsługi, co może sprawdzić się przy smażeniu naleśników czy renowacji mebli, ale niekoniecznie w stosunku do ludzi. To sprawia, że mnóstwo porad z książek fajnie wygląda w teorii, ale zawodzą w praktyce – randki, związki czy rodzicielstwo to takie obszary, gdzie liczą się niuanse i detale, w grę wchodzą emocje, różne charaktery i temperamenty, nie ma jednego triku, który stosuje się do wszystkich.

Najczęściej wynika to z tego, że pisaniem poradników zajmują się celebryci, średnio zorientowani w temacie – ich wiedza jest zwykle powierzchowna i ograniczona do doświadczenia własnego, ewentualnie najbliższych znajomych. Najgorzej, gdy taki poradnik pozuje na fachową literaturę, pełno w nim mądrze brzmiących słów i naukowych terminów, bo niestety, znane nazwisko przyciąga, a czytelnicy rzadko weryfikują podawane im informacje – w wielu książkach publikowane są nierzetelne dane, traktowane wybiórczo, by pasowały do tezy.

Nie brak oczywiście poradników naprawdę pomocnych, pisanych przez specjalistów, którzy przekazują użyteczną wiedzę, kłopot w tym, że nie zawsze są one tak atrakcyjnie wydane jak książka autorstwa celebryty, na pięknym papierze, z efektownymi zdjęciami i chwytliwymi sentencjami w sam raz do powieszenia nad łóżkiem.

Własne doświadczenie nie zawsze wystarcza

Wśród poradników można spotkać książki, które nie tyle są poradnikami, ile pamiętnikami, co jak najbardziej może być pomocne dla czytelników, pod warunkiem, że spis własnych doświadczeń nie jest przedstawiany jako jedyna właściwa opcja. A tak to niekiedy wygląda – autor wyszedł z depresji, zrzucił 60 kilo, rozkręcił własny biznes, pokonał raka i teraz sądzi, że tylko jego sposób gwarantuje powodzenie, reszta wciska kit.

Poradnik tego typu pisany jest bardzo kategorycznym tonem, ale poza obserwacjami „z życia” nie ma w nim żadnych naukowych dowodów, wskazówek od specjalistów, badań. Znowu, treść brzmi bardzo przekonywająco i ma pozytywny wydźwięk, co wlewa nadzieję w serce czytelnika, jednak gdy książkę potraktuje się jak wyrocznię, może to mieć niebezpieczne konsekwencje – przy ciężkich chorobach, otyłości albo bardzo poważnych problemach finansowych lepiej nie zdawać się wyłącznie na niezweryfikowane porady.

Rzecz w tym, że specjaliści bywają nudni i mówią trudnym językiem, a do tego jeszcze każą robić nieprzyjemne rzeczy, które nie zawsze okazują się w stu procentach skuteczne, zaś książka to zupełnie inna historia – w niej nie ma miejsca ani na wątpliwości, ani na niepowodzenia. A barwnie opisane anegdotki zapadają w pamięć, tak samo jak punktowanie przemądrzałych naukowców i obalanie konwencjonalnych metod opracowanych przecież wyłącznie po to, by doić z obywateli pieniądze.

Niczego się nie uczymy?

Co fascynuje w poradnikach, to właśnie ta niezmienność tematów. Owszem, w poradach widać postęp, ale ciekawi to, dlaczego ludziom ciągle są potrzebne wskazówki jak żyć, i to na tych podstawowych obszarach? Czyżby niczego się nie nauczyli przez te wszystkie lata? I co z wychowaniem w domu? Aż tak wielu osobom zabrakło życiowego przewodnika?

Można w związku z tym odnieść wrażenie, iż dla sporej części fanów poradników liczy się nawet nie sama merytoryczna zawartość książki, ile potwierdzenie dla własnego światopoglądu. Ślepo wierzy się w słowa tych autorów, którzy piszą teksty miłe dla oka, przedstawiają sprawę tak, by czytelnik mógł odnieść sukces na własnych zasadach, zamiast przystosowywać się do zupełnie innych, niewygodnych reguł – przykładowo, jeśli facet uparcie wierzy, że na kobiety działa wyłącznie brutalna siła, będzie szukał poradników odwołujących się do tych właśnie instynktów i odrzuci książki zalecające większą wrażliwość czy partnerstwo w związku.

Słowem, poradniki nie zawsze są po to, by kogoś namówić do nowych sposobów, skoro stare sztuczki do tej pory nie zadziałały. One pozwalają okopać się na upatrzonej pozycji, przedstawiają racje tylko jednej strony i zachęcają do tego, by ignorować „postępowe” obyczaje – nie ma co w ten „postęp” wierzyć, tamci tylko tak sobie mówią, ale to kłamstwo, w rzeczywistości najbardziej pragną tego, o czym ja piszę w tej oto książce, książce, dzięki której odkryjesz własne ja, zaczniesz żyć w prawdzie, otworzysz oczy. A dla kogoś, kto nie chce się zgodzić na zmiany albo nie umie pogodzić się z własną porażką, to miód na zbolałe serce. Taki poradnik poprawia samopoczucie, ale nie poprawia jakości życia, stąd pokusa, by sięgać po pozycje z jeszcze radykalniejszą treścią.

Zresztą, ta poprawa humoru jest tylko chwilowa. Marne poradniki obiecują bardzo dużo, w wielu przypadkach aż za dużo, bo nie każdy mężczyzna stanie się samcem alfa, nie każda kobieta przemieni się w supermodelkę, nie każdy da radę stworzyć giełdową spółkę, i tak dalej – propozycje zawarte w książce, nawet jeśli działają, to tylko na określony typ osobowości, reszta z tym wyzwaniem zwyczajnie sobie nie poradzi. Co gorsza, przekaz jest często taki: masz tu idealne rozwiązanie, więc jeśli ci nie wyjdzie, znaczy że jesteś skończoną pierdołą i zasługujesz na bycie biednym, głupim i grubym. Nie mówiąc już o tym, że niektóre „bardzo skuteczne” poradniki bazują nie na dobrych wskazówkach, a na podłej manipulacji i sztuczkach socjotechnicznych.

Po co to czytać?

Rzecz jasna, nie każdy poradnik to stek bzdur – jest masa książek, które faktycznie pomagają ludziom i cieszą się zasłużoną sławą. Pytanie jednak, czy ogromny popyt na tego typu książki nie jest dowodem na to, że zbyt wiele od siebie oczekujemy? Pewnie, że nie ma co spoczywać na laurach, ale czy da się być człowiekiem, który wszystko robi perfekcyjnie? Oczywiście, że nie, ale część poradników próbuje to właśnie wmówić.

I nie skupia się na ulepszaniu życia, ile na dążeniu do ideału – jak zostać perfekcyjną panią domu, jak wychować dzieci na geniuszy, jak mieć związek i męża na medal, jak zostać boginią seksu, carycą gotowania, królową oszczędzania. To niepotrzebnie nakłada na czytelnikach presję, zwłaszcza gdy na okładce można przeczytać, że ileś milionów ludzi już tego cudu dokonało.

Bo mnóstwo poradników dorabia ideologię do najprostszych czynności, tworzą ze sprzątania czy gotowania fajnie brzmiącą filozofię – to nie jest zwykłe urządzanie kuchni, to projektowanie przestrzeni z pozytywnym przepływem energii, w której szykowanie posiłków stanie się relaksem, a roześmiane dzieci będą prosić o dokładkę brokułów. Z jednej strony to uczy czerpać radość z banalnych rzeczy, ale z drugiej, niepotrzebnie podkręca oczekiwania. I próbuje wcisnąć wszystkich w jeden schemat, który obecnie jest na topie.

To właśnie wydaje się największym zagrożeniem, to bezkrytyczne zaufanie do autorów poradników. Można to zrozumieć, skoro łechczą oni nasze ego albo „walą prawdę między oczy”, a przede wszystkim – podsuwają gotowe recepty. A to po prostu bezpieczniejsze od samodzielnego dochodzenia do sedna metodą prób i błędów, gdyż błędy przerażają. Poradnik pozwala ominąć ten nieprzyjemny etap, z potknięciami, kompromitacją, porażką. Ale czy naprawdę dzięki temu da się pójść naprzód?

    5 komentarzy

  • Kinga

    W sumie nigdy nie czytam takich książek 😉

    • Asia

      Wszystko się zgadza wręcz perfecta.
      Łudzie sięgają po poradniki z totalnego niezadowolenia z życia
      Szukają nowej drogi, a od dawna tkwią na właściwej

  • Iwona Kmita

    Nie lubię czytać poradników, wydają mi się banalne, zbytnio uogólnione. Ale nie krytykuję tych, którzy czytają – każdy ma prawo szukać rozwiązań w sposób, który mu najlepiej odpowiada.

  • Mozaika Rzeczywistości

    Jakoś nie znalazłem jeszcze poradnika dla siebie. Może dobre są jeszcze te do jakiegoś programu komputerowego, albo dotyczący czegoś specjalistycznego. A te popularne to tylko ogólniki zazwyczaj.

    Jak mieliśmy jeszcze z parteru sąsiadów, to częściej widzieliśmy ekipy filmowe (wynajmowali mieszkanie do celów filmowych).

    Pozdrawiam!

  • Ania

    Ja nie specjalnie za nimi przepadam. Musi być bardzo dobry temat żebym poświeciła mu czas…

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>