Główne menu

Dlaczego tak ważna jest dla nas przestrzeń osobista?

Ludzie potrzebują bliskości, co jednak nie znaczy, że chcą się spoufalać z każdą napotkaną na swojej drodze osobą. Wręcz przeciwnie – w tłumie, w sklepowej kolejce czy w komunikacji miejskiej obcy dotyk zazwyczaj drażni, irytujący są ci wszyscy intruzi, co to się pchają, obcierają, dyszą nad uchem, zbyt intensywnie pachną, zahaczają torebką, głośno gadają, stoją tuż za plecami, mierzą wzrokiem.

Można mieć problem z precyzyjnym opisaniem tego, co uważamy za osobistą przestrzeń, ale doskonale wiadomo, kiedy ktoś ową przestrzeń narusza – mogło wcale nie dojść do bezpośredniego kontaktu, a i tak robi się nieprzyjemnie. Lecz mimo tego, że każdy taką przestrzeń ma i źle znosi obecność nieproszonych gości, do przekraczania granic dochodzi bardzo często.

Stop! Dalej nie wolno!

Można powiedzieć, że przestrzeń osobista to taka otoczka wokół ciała, niewidzialna bariera określająca dystans, na który mogą się zbliżyć do nas inni ludzie. Granicą jest wewnętrzny komfort – jeśli w czyimś towarzystwie czujemy się nieswojo, to znak, że ten ktoś podszedł za blisko bądź pozwolił sobie na niepożądany rodzaj interakcji. Naruszeniem przestrzeni osobistej jest nie tylko zbyt mała odległość czy dotyk, ale i badawcze spojrzenia, znaczące i złośliwe uśmieszki, niepożądany komentarz, drażniący zapach, hałas, irytujące gesty.

Praktycznie każdy tworzy sobie własne terytorium, czyli przestrzeń, do której wpuszcza się nieliczne, osobiście wybrane jednostki, albo nie dopuszcza się zupełnie nikogo. Można się pokusić o dokładne wyliczenia – przykładowo, sfera prywatna, dla rodziny i przyjaciół to 45 do 120 cm (według Edwarda Halla i jego diagramu przedstawiającego dystanse personalne) – ale nie w matematycznych danych kryje się istota tego problemu. Dystans zawsze wyznaczany jest indywidualnie, dlatego to samo zachowanie może być interpretowane zarówno jako chłodne stosunki, jak i nadmierna zażyłość, w zależności od preferencji – ktoś na przykład na dzień dobry całuje nawet obce osoby, inny ktoś ten gest rezerwuje na szczególne okazje i wyłącznie w stosunku do najbliższych.

Generalnie zakładamy, że w kontaktach z obcymi zaczynamy od dystansu, i jeśli to tylko możliwe, unikamy nadmiernej bliskości. I kiedy ktoś się z tego wyłamuje, strasznie nas to peszy i denerwuje, nawet gdy nie stoi za tym żadna wrogość. Jak w autobusie – tyle pustych miejsc, a pani postanowiła usiąść koło mnie. Jest dziesięć wolnych pisuarów, a koleś stanął tuż obok. W poczekalni trzy osoby, a mimo to nowy pacjent zajął krzesełko obok.

Są pewne uniwersalne normy wynikające z obyczajowości i kultury, lecz kłopot z nimi jest taki, że czasem nie pokrywają się one z naszym wewnętrznym poczuciem prywatności, poza tym często zależą od bardzo wielu zmiennych, więc nie zawsze da się wyczuć, czy w danej sytuacji z tymi konkretnymi osobami dystans należy zwiększyć czy raczej go skrócić. No i są też osoby, które świadomie ignorują ogólnie obowiązujące zasady. Komunikacja publiczna to doskonały przykład – większość stara się nie wchodzić innym w drogę, ale zawsze znajdzie się pasażer uważający, że ma prawo rozwalić się na dwóch siedzeniach jak król, tarasując nogami przejście, i cóż, że to innym przeszkadza.

Jak sardynki w puszce

Granice prywatnej przestrzeni są dość płynne, bo zależą również od kontekstu. Nie będzie wielkim grzechem przysiąść na biurku bliskiej współpracowniczki, ale w gabinecie szefowej taki numer raczej nie przejdzie. Ścisk w autobusie na ogół mniej krępuje, gdy wokół cisną się obce kobiety, a nie obcy mężczyźni. Na festiwalu, gdy dobrze się bawimy, bliższy kontakt z nieznajomymi drażni mniej, a nawet bywa całkiem przyjemny. W sylwestrową noc zdarza się nam obściskiwać z przypadkowymi przechodniami, a kiedy na meczu nasi strzelą gola, radość kibiców jest niezwykle ekspresyjna. Po prostu fajnie jest świętować coś wspólnie, prywatność nie jest wtedy aż tak pilnie strzeżona.

To się jednak zmienia, gdy stoimy wkurzeni w ogonku do urzędowego okienka, w poczekalni w przychodni albo na przystanku, gdy wieje i pada. Nie przeszkadza nam bliskość na manifestacji w gronie sojuszników, lecz wystarczy, że w zasięgu wzroku znajdą się ideologiczni wrogowie, by nastawienie zmieniło się o 180 stopni. Dyskomfortem może być badanie lekarskie, masaż czy wizyta u kosmetyczki, bo choć dzieje się to za naszą zgodą, to nie każdy lubi, gdy ktoś obcy go dotyka i ogląda bez ubrania. Im mniejsza przestrzeń i zarazem więcej niepożądanych towarzyszy, tym dotkliwiej odczuwalne jest naruszenie prywatnych granic.

Krótko mówiąc, tolerancja na łamanie barier rośnie w pięknych okolicznościach przyrody, gdy jednak nie ma nastroju do zabawy, a warunki dalekie są od idealnych, naruszanie prywatnej sfery traktowane jest jako atak, na co reagujemy niezadowoleniem, skrzywioną miną, ostrymi słowami albo po prostu agresją. Przestrzeń osobista daje nam bowiem poczucie spokoju i bezpieczeństwa, to nasz azyl, nasze miejsce, znane i sprawdzone. Ciężko wypocząć na zatłoczonej plaży, wśród pisków i wrzasków, dostając po oczach piaskiem i potem dobitkę dmuchaną piłką. Podróż w godzinach szczytu męczy w dużym stopniu dlatego, że gdzie się nie obejrzysz, tam ludzie, wręcz się nie da swobodnie oddychać. A praca przytłacza nie tylko przez obowiązki, ale i fakt, że ludzie siedzą sobie na głowie przez osiem godzin non stop.

Ta niechęć do innych jest zrozumiała, to instynktowna reakcja – gdy ktoś wdziera się do naszej strefy komfortu, to wydaje się nam, że tracimy kontrolę nad własnym losem, mamy ograniczone możliwości obrony, a ktoś niepowołany może nam zrobić krzywdę.

Gdzie są granice naszej prywatności?

Można odnieść wrażenie, że dzisiaj jesteśmy wyjątkowo czuli na punkcie osobistej przestrzeni, co jest prawdą o tyle, że to względnie nowa koncepcja – dawniej raczej nikt się nie zastanawiał, czy plebsowi doskwiera brak intymności, choć pewnie tak właśnie było, a im człowiek bogatszy, tym bardziej dbał o powiększenie swojej powierzchni życiowej. Różnica jest jeszcze taka, że świat staje się coraz bardziej zatłoczony.

Nasze życie często upływa pod znakiem ścisku – tłumy na ulicach, sznury samochodów, wieżowce z ciasnymi mieszkankami, biurowe klitki, zapchane windy, tramwaje i ruchome schody, pełne sklepy, masy turystów, nawet w kinie trzeba walczyć o podłokietnik dla siebie. W wielu przypadkach to nawet nie jest kwestia niewygody, ile właśnie tej wymuszonej bliskości, kiedy chciałoby się na chwilę oderwać od rzeczywistości, porozkoszować samotnością, odetchnąć w spokoju, bez strachu, że za sekundę ktoś brutalnie przerwie nasz relaks szturchaniem, mlaskaniem i deptaniem po stopach.

Bo to nie tak, że ludzie nie chcą innych wpuszczać do swojego świata. Chcą, ale nie pod przymusem, a na własnych zasadach, tak by zaproszenie do prywatnej przestrzeni było dowodem sympatii, zaufania, akceptacji. Kłopot w tym, że ludzkie oczekiwania są w tym względzie bardzo różne, podobnie jak granice tolerancji.

Mamy ludzi wylewnych i zamkniętych w sobie. Szanujących tradycyjną powściągliwość oraz tych preferujących pełen luz. Dla jednych normalnością będzie rozmowa, podczas której łapie się drugą osobę za rękę, zagląda jej w twarz i przyjaźnie klepie po ramieniu, dla innych to już zbyt daleko idąca zażyłość, wręcz brak kultury osobistej. Ktoś uzna chłodny dystans za właściwe zachowanie, ale jego rozmówca może to odebrać jako lekceważenie. W ciasnym pomieszczeniu, parę osób zagai rozmowę, sądząc, że to przełamie lody i rozładuje ciężką atmosferę, reszta jednak poczuje się bardziej rozdrażniona, bo nie dość, że ścisk, to jeszcze komuś się klub dyskusyjny zamarzył. Zwykła nieśmiałość może być powodem nieporozumienia – ktoś trzyma się na uboczu ze wstydu, ale część pomyśli, że ów gość pewnie się wywyższa.

Ojej, nic się przecież nie stało

W kontaktach damsko-męskich dochodzi jeszcze kwestia flirtu, co strasznie utrudnia interpretację sygnałów. Koleżanka sama się przysiadła do kolegi, a podczas opowiadania żartu ścisnęła go za rękę? Oho, coś się kroi! To teraz można koleżankę w rewanżu objąć… ale nie, po tym geście dobry humor koleżanki nagle prysł i obrażona odeszła. Dlaczego? Cóż, często zwykły gest sympatii odczytywany jest jako zaproszenie do bardziej intymnego kontaktu, zwłaszcza gdy innemu adoratorowi koleżanka pozwoliła się objąć i szeptać na ucho, a nie są wcale parą, czemużby więc miała teraz polecić trzymanie rąk przy sobie? Druga rzecz, nawet jeśli istotnie miało to cechy flirtu, dojście do celu przebiega w różnym tempie i uścisk dłoni wcale nie musi być przyzwoleniem na pocałunek czy złapanie za udo.

Kobietom zwykle trudniej wyegzekwować poszanowanie dla własnych granic przestrzeni osobistej. Często jest tak, że to mężczyźni określają, jak daleko mogą się posunąć, i nie rozumieją kobiecych pretensji. Jasne, nie wolno nikogo do niczego zmuszać, ale… przecież to żaden grzech dotknąć pleców współpracowniczki. Zajrzeć sekretarce w dekolt i go skomentować. Zagwizdać na widok sąsiadki w obcisłych dżinsach. Przytulić mocno podczas tańca. Jest ścisk w pociągu, to jak uniknąć obcierania się po ciało pasażerki stojącej obok? I serio, taka to zbrodnia, że rozradowany kibic obcałuje dziennikarkę bez pytania o zgodę? No co takiego strasznego się stało? Aż taka to krzywda? Jeszcze trochę, a rasa ludzka wymrze, takie się wszystkie wrażliwe nagle zrobiły.

Wchodzenie w prywatną przestrzeń kobiety wbrew jej woli jest bardzo często usprawiedliwiane „adoracją”, „zachwytem”, „szczerym zainteresowaniem”, „naturalnym popędem” – jest komplementem po prostu, a nie żadnym naruszaniem granic. Że ona sobie takich komplementów nie życzy? Och, jakaś dzika i niedotykalska, przesadza i szuka dziury w całym, taka to teraz moda na robienie z normalnych facetów potworów.

Podobnie jest zresztą z dziećmi. To dzisiaj już coraz rzadsze zjawisko, ale jeszcze nie tak dawno temu normalne było, że obdarzano maluchy czułościami, na które one wcale nie miały ochoty – cioci trzeba było dać się wyściskać, a wujkowi pozwolić na gilgotki. Wciąż jednak nie dla wszystkich jest oczywiste, że dzieci też mają swoją prywatną strefę komfortu i wypadałoby to uszanować. Z drugiej strony, to dzieciom prędzej się wybaczy, że dotykają nas nieproszone, bo one jeszcze nie poznały wszystkich społecznych zasad, poza tym, nie są dla dorosłego poważnym zagrożeniem.

Walka o dobre samopoczucie

Bo właśnie, naruszanie przestrzeni osobistej ma wiele wspólnego z hierarchią i poczuciem siły. Żaden to problem zaburzyć komfort kogoś, kto pewnie się nam nie sprzeciwi. Łatwiej pociągnąć za warkoczyki małą dziewczynkę niż szturchnąć w ramię wyrośniętego nastolatka. Wielu mężczyzn nie będzie mieć oporów przed tym, by stojącą przed nimi kobietę przesunąć i zrobić sobie miejsce, na co raczej nie zdecydują się w stosunku do innego faceta. Na poufałe gesty pozwoli sobie szef względem pracownika, w drugą stronę to zwykle nie do pomyślenia.

Osoby pewne siebie, z wysoką samooceną, zazwyczaj nie mają problemów z utrzymaniem granic. I wcale nie musi to oznaczać fizycznego dystansu, są bowiem osoby o dominującej osobowości, które chętnie trzymają się blisko ludzi, nie unikają dotyku, same wyciągają rękę albo przytulają obcych – po prostu tworzą taką przestrzeń, w której czują się komfortowo, i umieją zadbać o to, by reszta ich szanowała.

A to niełatwa sztuka i w wielu przypadkach brakuje nam odwagi, by kogoś od siebie odsunąć. I dlatego walkę o terytorium tak chętnie wykorzystuje się w potyczkach personalnych – wystarczy podejść i stanąć twarzą w twarz albo demonstracyjnie przysunąć krzesło, spojrzeć wyzywająco, pomachać pięścią, zrobić lekceważący gest dłonią, powiedzieć coś prosto do ucha. To działa, bo większość źle reaguje na podobne zagrywki, zaczyna zachowywać się nienaturalnie, gubi wątek, nie wie gdzie oczy podziać, przyjmuje pozycję obronną. Niektórzy krzyczą, płaczą bądź pierwsi zadają cios, gdyż poczuli się osaczeni.

Nic zatem dziwnego, że nauka obrony własnej przestrzeni zazwyczaj zajmuje sporo czasu, lecz bez wątpienia warto ten wysiłek podjąć, ponieważ znoszenie ataków w milczeniu tylko pogłębia niską samoocenę i napędza frustrację, co jeszcze bardziej zachęca wrogów do przekraczania barier – trzymanie na dystans ludzi o nieprzyjaznych zamiarach to jeden z najlepszych prezentów, jakie można sobie sprawić.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>