Główne menu

Dlaczego tak wiele związków zaczyna się od przyjaźni?

Zakochać się można w przeróżnych okolicznościach, ale najefektowniejszą formą będzie grom z jasnego nieba. Po prostu widzisz tę drugą osobę i bum! To właśnie ON. Albo ONA. I robisz wszystko, by urzeczywistnić swoje marzenie o „żyli długo i szczęśliwie”. Czy jednak trwałe, szczęśliwe związki zaczynają się zawsze w ten sposób?

Mogą, choć nie muszą. Miłość od pierwszego wejrzenia to doświadczenie bardzo przyjemne, ale i bardzo zwodnicze, bo często za głębokie uczucie bierze się pożądanie i chwilową fascynację. A do budowania wspólnej przyszłości potrzeba czegoś więcej – czy to dlatego tak wiele par zaczynało od platonicznej przyjaźni?

Dlaczego tak wiele związków zaczyna się od przyjaźni?

Kochasz, ale czy lubisz?

To, jak często ludzie nie lubią swoich życiowych partnerów, może zaskakiwać. Wzajemna sympatia i poważanie to niby podstawy, ale w praktyce nie zawsze to widać – w wielu związkach mamy głębsze uczucia, mamy chęć bycia razem, i jednocześnie jest między nimi jakieś dziwne, nieprzyjemne napięcie prowokujące do pytania, jak ta dwójka wytrzymuje ze sobą.

Jak się bowiem okazuje, sama miłość może nie wystarczyć, poza tym wchodząc w związek, ma się różne motywacje oraz poglądy – baba to wiadomo, tylko baba, więc raczej się jej nie ceni jako partnerki, a i niektóre żony swoich mężów traktują jak skończonych przygłupów.

Swoje robi też właśnie przekonanie o „prawdziwej miłości”, która spływa na człowieka nagle i kompletnie odbiera mu rozum – jasne, z tego może wyjść coś poważnego, często jednak, gdy zauroczenie mija, jego miejsce zajmuje przygnębiająca pustka.

Bo podchodząc do miłości naukowo, żeby związek przetrwał i nie rozczarował, po fazie zakochania musi nadejść dojrzałość, czyli przywiązanie, intymność, pełne zaangażowanie.

Para musi po prostu wznieść się ponad fizyczne przyciąganie – ono jest konieczne, ale tylko na nim raczej nie da się niczego sensownego zbudować.

Czy miłość musi zwalić z nóg?

Miłość od pierwszego wejrzenia nie jest z definicji skazana na porażkę, jednak to, że działa na tak silnych i gwałtownych emocjach może przeszkodzić w poszukiwaniach dobrego partnera.

Co prowadzi do niedawno opublikowanego przez University of Victoria w Kanadzie badania – wynika z niego, że aż dwie trzecie par zaczynało od przyjaźni. Jasne, to tylko jedno badanie, na niecałych 2 tysiącach studentów, których deklaracje ciężko zweryfikować, ale i tak wyniki są ciekawe, bo dość wyraźnie przeczą powszechnej wizji romantycznych związków.

Z publikacji wynika coś jeszcze – większość badań poświęconych związkom niemal zupełnie ignoruje ideę wcześniejszej przyjaźni i uwaga skupia się głównie na parach, które zaczynały randkować jako obce sobie osoby.

Inaczej mówiąc, badaczy ciekawi przede wszystkim „iskra”, która rozpalała serca zakochanych, i co z tego wynikało później. Zaś związki o mniej spektakularnych początkach często się pomijało, więc może kiedy trochę głębiej się pokopie temat, to wyjdzie, że faktycznie, kluczem do miłosnego sukcesu jest bardziej przyjaźń niż szalone zakochanie.

W wielu innych ankietach uczestnicy deklarują podobnie. Ze wszystkich metod poznawania potencjalnych partnerów najniżej oceniane są zwykle randki w ciemno i aplikacje randkowe, podrywy w barach i na imprezach, swatanie przez rodzinę – ale już poznawanie przez dobrych znajomych i przyjaciół dostaje bardzo wysokie noty. Większość też twierdzi, że warto szukać drugiej połówki w miejscach związanych z uprawianiem jakiegoś hobby, we wspólnotach religijnych oraz w pracy – z zastrzeżeniem, że to nie są relacje podwładny/szef, i nie chodzi jedynie o przelotny romans. Czołową lokatę zajmuje przyjaźń, jako najlepsza droga do szczerej, głębokiej więzi.

Co daje przyjaźń przed związkiem?

Dlaczego ludziom tak bardzo podoba się koncept przyjaźni jako impulsu do rozwoju miłości? Myśląc o poważnym związku, przeważnie chcemy kogoś pewnego, sprawdzonego, zaufanego, o kim wiadomo więcej niż to, że się ładnie uśmiecha i pięknie wygląda w zwiewnej sukience.

Kiedy znamy kogoś dobrze i od dłuższego czasu, to widzimy go w różnych sytuacjach, jako człowieka, a nie tylko jako kochanka – widzimy, jak się zachowuje, wiemy, co myśli, czy można na nim polegać, jak mija razem spędzany czas. I właśnie te zachowania często sprawiają, że zaczynamy w przyjacielu płci przeciwnej dostrzegać kogoś więcej niż dobrego kolegę albo koleżankę – ktoś okazuje się być tak fajny, że chcemy pójść o krok dalej.

Wcześniejsza przyjaźń wydaje się po prostu bezpieczniejszą opcją niż zaczynanie związku jako nieznajomi, bo to jednak całkiem inaczej ustawia wzajemne relacje – randce towarzyszy duża presja, bardziej chcemy komuś zaimponować, sporo rzeczy próbujemy ukryć, jest więcej gierek i manipulacji, co zamazuje obraz. No i zauroczenie – kiedy startujemy od przyjaźni, unikamy początkowego zaślepienia i łatwiej o trzeźwy, trafny osąd, bo motylki są już po „przetestowaniu”, a nie przed.

Do tego przyjaźń podbija czyjąś atrakcyjność fizyczną – przez to, że kogoś lubimy i cenimy, podchodzimy przychylniej do jego wyglądu. Czuć to zwłaszcza w parach postrzeganych jako te, w których jednej osobie udało się zdobyć kogoś totalnie nie ze swojej ligi, czyli na przykład piękna kobieta i całkiem przeciętnie wyglądający mężczyzna – pomijając rzecz jasna układy bazujące na pieniądzach, takie związki bardzo często zaczynały właśnie od przyjaźni.

Bliska, platoniczna więź zdejmuje ciśnienie odczuwane przy randkowaniu, kiedy za wszelką cenę chcemy pokazać się z jak najlepszej strony, co nierzadko skutkuje czymś dokładnie odwrotnym. Spotykając się z kimś na stopie koleżeńskiej nie staramy się aż tak mocno, nie wpadamy w desperację, jesteśmy sobą, a przez to łatwiej dostrzec prawdziwą wartość drugiej osoby. Przyjaciele też nie oceniają się równie surowo co ludzie na randkach, jest większy margines błędu, co szczególnie przydaje się osobom, które nie są przebojowe,
charyzmatyczne, uwodzicielskie – na pierwszej, drugiej randce sporo tracą przez stres i nieśmiałość, za to w dłuższej perspektywie mogą zapunktować.

Czy przyjaźń czegoś nie odbiera?

Trzeba jednak oddać, że w miłości od pierwszego wejrzenia, gdy ludzie dopiero się poznają, jest coś magicznego, i wcale nie dziwi, że ciągle się ten motyw eksploatuje w popkulturze.

Zyskujemy wspomnienie tego pierwszego, niepowtarzalnego momentu, a później niosą nas kosmiczne emocje, nieporównywalne z niczym innym. Tymczasem miłość budowana na przyjaźni brzmi po prostu bezpiecznie, jak coś solidnego, lecz pozbawionego ekscytacji.

Na podobnej zasadzie bazowały wiele związków z rozsądku – na początku nie było nic, z czasem przyszło przywiązanie i docenienie partnera, co ostatecznie przyniosło wielką miłość, i tak oto z przykrego obowiązku udało się ulepić dobre, wspólne życie. We współczesnym wydaniu mamy nawet lepiej, bo omija nas etap wzajemnej niechęci i ryzyka – w końcu nie każdy związek z rozsądku przynosił szczęśliwe zakończenie.

A nie jest też przecież tak, że zakochując się w przyjacielu, rezygnujemy ze wszystkich emocji – fakt, to nie Anna Karenina, ale przynajmniej obędzie się bez dramatycznego końca. Związki, które poprzedzała długa przyjaźń, nie są wcale pozbawione namiętności, a osoby o takim doświadczeniu wręcz twierdzą, że jest ono tysiąc razy lepsze od nagłych wybuchów pożądania – plus jest taki, że po ukojeniu zmysłów nadal jest się czym cieszyć.

Przyjaźń? To zwykła ściema

Jak jednak zacząć od przyjaźni, skoro w powszechnym mniemaniu pomiędzy kobietą a mężczyzną takie uczucie zaistnieć nie może? Cóż, praktyka pokazuje, że czasem jednak się udaje, a problem tkwi raczej w czymś innym – w nastawieniu, że przyjaźń damsko-męska to głupota, by nie powiedzieć dosadniej: frajerstwo. Bo tak jak zdarza się kobiecie zakumplować z facetem i kontynuować platoniczne koleżeństwo przez długie lata, tak nie każda bliska znajomość z płcią przeciwną musi przerodzić się w romans i seks.

Można bowiem znaleźć masę przykładów, gdzie temat zaczął się od przyjaźni i… To tyle, żaden ciąg dalszy nie nastąpił lub po krótkim romansie skończyła się i przelotna miłość, i znajomość. Tyle że jak się wsłuchać w te opowieści, to zwykle wychodzi, że prawdziwej przyjaźni było tam niewiele, bo wszyscy dookoła widzieli, jak ta dwójka ma się ku sobie, po prostu z jakichś powodów woleli udawać, że się tylko przyjaźnią. Czyli od początku była
nadzieja na związek, a nie że z czasem odmieniło się postrzeganie fajnego kolegi.

Albo „przyjaźń” była jedynie posunięciem strategicznym – skoro nie da się otwarcie, to trzeba wkupić się w łaski inną drogą, skąd bierze się osławiona friend-zone, najczęściej na własne życzenie. W tej wersji drugiej osoby w ogóle nie rozpatruje się w kategoriach bliskiego znajomego czy przyjaciela – znajomość kontynuuje się z premedytacją w odmiennym celu, a kiedy to zawodzi, podważa się cały sens nawiązywania platonicznych więzi z płcią przeciwną. Słowem, nie gubi ich bezcelowa przyjaźń, lecz błędne nastawienie – wcale nie lubią tej drugiej osoby i nie chcą jej lepiej poznać, oczekują jedynie, że w zamian za okazaną „dobroć” rzekome przyjaciółki odwdzięczą się seksem.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>