Główne menu

Dlaczego w stałych związkach brakuje luzu?

Są pary, którym nie wychodzi, ponieważ naiwnie zakładają one, że nawet po wielu latach będzie wciąż jak na pierwszych randkach, z tymi motylami, ekscytacją i bujaniem w obłokach. Ciężko po prostu do wiadomości przyjąć fakt, że z czasem związek powszednieje, a miejsce dzikiej namiętności zajmuje stabilne przywiązanie. Ale to nie jest jedyny problem.

Są bowiem także pary, którym się całkiem nieźle układa mimo – a czasem nawet właśnie dlatego – przewidywalnej, nieco poszarzałej codzienności. Generalnie jest dobrze, ale… Brakuje nie tyle wielkich uniesień, co luzu. Śmiechu, wygłupów, żartobliwych przekomarzanek. Do dorosłości podeszło się już tak poważnie, że aż nie sposób cieszyć się z udanego życia.

luz

Grobowa atmosfera

Mieszkając razem, a zwłaszcza kiedy w domu pojawią się dzieci, rytm codziennego dnia często wyznacza dobrze znana rutyna: pobudka o stałej godzinie, śniadanie, wyjazd do szkoły i pracy, potem powrót, kolejne obowiązki, trochę rozrywki, spać i kolejnego ranka od początku to samo. Nie dla wszystkich to brzmi jak koszmar, bo chociaż rodzinne życie męczy, to dostarcza też satysfakcji, a mając dobrego partnera u boku, raczej się tego wyboru nie żałuje.

Para, która jest zgrana, rozumie się w lot, bez słowa, i wręcz dziwne się jej wydaje, jak inne związki o podobnym stażu mają ogromny problem z komunikacją. Ale wielu zgranym parom dokucza coś innego – wszystko kręci się wokół domu, i to kręci w sposób przytłaczający, są jedynie obowiązki, poważne rozmowy, wymiana uwag o dzieciach, co kupić na jutro i czy szafka w łazience nadaje się już do wymiany. Bardzo serio, rzeczowo, wszak jesteśmy poważnymi ludźmi.

Synchronizacja zawodzi, gdy próbuje się wyjść poza sprawy czysto domowe. Żona świetna, ale nie ma sensu pokazywać jej głupiego filmiku z króliczkami, bo tylko westchnie niezadowolona „że też ciebie takie idiotyzmy bawią”. Mąż solidny, ale spróbuj dla jaj podczas sprzątania chlapnąć go wodą, to się tylko obruszy. Nie ma z tego wielkiej awantury czy agresywnego rewanżu, po prostu już nie wypada, nie jesteśmy dziećmi, a daj spokój, nie mam teraz głowy do tego. I jak ciebie mogą się trzymać głupie żarty, kiedy przyszło pismo z banku, a Krzysio kolejny raz przyniósł uwagę w dzienniczku.

Jednocześnie często jest tęsknota właśnie za beztroskim wygłupianiem, sympatycznymi zaczepkami, śmiesznym tekstem na rozładowanie atmosfery. Ale gdy mąż podejdzie tanecznym krokiem do krzątającej się żony, z zamiarem wciągnięcia jej do zabawy, ona go w wielu przypadkach ofuknie, że co ty robisz, zajęta jestem, chcę szybko to skończyć i położyć się spać.

Ban na oznaki radości

Wiadomo, zakładanie rodziny to całkiem inny model relacji niż niezobowiązujące randkowanie czy bycie ze sobą na luźnych zasadach, z osobnymi mieszkaniami oraz bez dzieci. Poważny, stały związek to siłą rzeczy więcej powinności, wyrzeczeń, odpowiedzialności za inne osoby, czy jednak w tej powadze nie idzie się czasem za daleko? Tak, nie możesz dłużej żyć równie swobodnie jak singiel, ale to jeszcze nie jest tożsame z orką na ugorze.

Nawet nie chodzi o to, że ludzie się w swoich związkach duszą, dom jest dla nich niczym więzienie, bo nie, tak ogólnie to są mimo wszystko zadowoleni. Ale nie w pełni szczęśliwi. Do tego bowiem potrzebowaliby choć odrobiny rozluźnienia, gdzieś w głębi czują jednak, że to już nie wypada. Niekoniecznie jest tak, że cała radość z nich uszła. Raczej nie wydaje się im to stosowne, by jak szczeniaki z liceum obrzucać się makaronem podczas wspólnego gotowania obiadu. No przecież to głupie.

Tłumienie „głupich” emocji zaszczepiane jest w nas od dziecka, bo już maluchy bywają strofowane za niepotrzebne cudowanie i zbyt szalone zabawy. Z czasem strofowania jest więcej i coraz mniej wypada, a już na pewno nie należy zachowywać się nieadekwatnie do wieku, cokolwiek by to miało znaczyć. Nieskrępowana niczym radość kojarzy się przez to z niedojrzałością – „zachowujesz się jak dziecko” rzadko kiedy jest komplementem. Nie wypada śmieszkować w pracy, na ulicy, w miejscach publicznych, i wielu praktykuje to również w domu, traktując swoją dorosłość ze śmiertelną powagą.

Bo z czego się tu cieszyć?

Gwoli sprawiedliwości, niekiedy naprawdę trudno wykrzesać z siebie energię do wygłupiania, jako że zmartwień aż nadto i każdego dnia coś nowego zwala się na głowę. Ale nawet gdy energii jest spory zapas, wiele osób samodzielnie się blokuje, sądząc najwyraźniej, że wraz z luzem rozwiną się u nich inne, bardzo niepożądane cechy. Więc najpierw trzeba rozwiązać bieżące wyzwania, a dopiero potem ewentualnie można się z mężem pochichrać, w przeciwnym razie wychodzi na to, że lekceważy się pilniejsze, rodzinne sprawy. Jak możesz mnie łaskotać po tym, co stało się z twoim projektem w pracy? Serio pierwszą reakcją po odmowie kredytu jest gra w głupią planszówkę?

Niby wiemy, że w ten sposób da się całkiem skutecznie rozładować stres, co jest przecież dobre, ale gdzieś to się kłóci z innym przekonaniem, mianowicie takim, iż dojrzałość i odpowiedzialność wykluczają dowcipkowanie. Zwłaszcza kobiety zdają się mieć z tym problem, bo to o mężczyznach zwykło się mówić „duże dzieci” i mimo krytycznego wydźwięku jest w tym określeniu także sporo wyrozumiałości – duży chłop bawiący się klockami lego jest ok, ale już dorosła kobieta przebierająca Barbie zbierać będzie głównie cięgi za swoją infantylność. No i tyle, pewnych rzeczy normalni ludzie nie robią, z głupich zabaw się wyrasta. Lepiej przegiąć z powagą niż dziecinnością.

Wydurnianie jest dobre dla nastolatków, na które nie bez powodu często spogląda się z wyższością, ale i lekką zazdrością, że oni jeszcze mogą i że w ogóle im się chce. Bo niedobory luzu wynikać mogą zwyczajnie ze zmęczenia, kiedy zasypia się niemal na stojąco i nie ma kompletnie sił na relaksujące odmóżdżenie. Tym bardziej, gdy po wspólnych wygłupach trzeba będzie posprzątać i nadrobić zaległości.

Szkoda na to czasu

Zmęczenie i brak czasu, wszak w domu zawsze jest coś pilnego do zrobienia, powoli zabijają w partnerach spontaniczność. Jasne, jak masz chałupę do ogarnięcia, nie w głowie ci wygłupy, ale psychologia twierdzi, że jak najbardziej powinny. Kiedy partnerzy mają w sobie więcej luzu, potrafią dać na wstrzymanie i nie stronią do wspólnej zabawy, zazwyczaj są dużo bardziej szczęśliwi, a ich związek rozkwita.

Przyzwolenie na wesołość nie jest lekceważeniem obowiązków, wręcz przeciwnie, pomaga budować więzi, ułatwia komunikację, oczyszcza atmosferę. Jak raz zjemy kolację siedząc na podłodze, świat się nie zawali, raczej cała rodzina będzie ten wieczór dobrze wspominać, podobnie jak dużo milsze będą święta, gdy zamiast płakać nad nieudanym sernikiem, domownicy będą sobie z tego stroić żarty.

Ciągłe napięcie, dramatyzowanie z powodu drobnych wpadek, kurczowe trzymanie się domowych grafików i odgórnych zaleceń co do tego, jak powinna wyglądać normalna rodzina – to powoduje, że wiele par zapomina, po co właściwie to robią. Jak gdyby zbyt mocno uwierzyli, że dorosłość musi być ciężka.

Im dłużej taki stan trwa, tym gorzej wróży to na przyszłość, bo początkowe lekkie niezadowolenie może się przerodzić w zgorzknienie i zupełną niechęć do życia. Pozwalając sobie na choćby odrobinę luzu, stajemy się produktywniejsi, mniej zestresowani, bardziej chętni do nadprogramowych zadań, no bo wreszcie dają one więcej niż samo wypełnienie obowiązku. Pary, które razem nie tylko pracują, ale też bawią się, tworzą swój unikalny świat – reszta rodziców tak samo przyprowadza dzieci na lekcje angielskiego, ale tylko my wiemy, dlaczego używanie niebieskiej łyżeczki jest tak śmieszne.

Nie wszystko da się zaleczyć żartami

Swobodna atmosfera w domu nie jest tym samym co obracanie każdej sprawy w żart. To kolejna rzecz, która wprowadza sztywność do codziennej rutyny i niejako jest reakcją na dość niepoważne podejście do życia przez partnera. Albo na żarty, które de facto są uszczypliwą krytyką i wyrzutami, tylko podanymi tak, aby teoretycznie nie wyglądały na atak.

Dowcipkującego partnera się zbywa, a jego żarty mocno irytują, ponieważ często są po prostu zamiennikiem dla poważnych rozmów. A to tak nie działa. Wygłupy mają rozluźnić, rozweselić czy pocieszyć, nie są natomiast wystarczającym rozwiązaniem dla palącego problemu. Jeśli ktoś zawalił ważną sprawę dziesiąty raz z rzędu, jego luzackie podejście rzeczywiście może się wydawać mało dojrzałe, ponieważ odciąga uwagę od sedna i do niczego konstruktywnego nie prowadzi. Inaczej mówiąc, fajnie, że umiemy dostrzec jakiś komizm w sytuacji gdy właśnie uciekł ostatni autobus, niemniej samo żartowanie nie sprawi, że magicznie nagle znajdziemy się w domu.

Luz nie odbiera powagi sytuacji, on tylko czyni ją bardziej do zniesienia. I pokazuje, że hej, jestem tutaj, nie zostawię cię w potrzebie, a za jakiś czas pewnie zrobimy z tego idealną anegdotkę na imprezy. Można się nie spinać i wciąż być osobą, która nie zawodzi, wystarczy wiedzieć, kiedy faktycznie jest czas na robienie kawałów.

    Komentarz ( 1 )

  • Królowa Karo

    Myślę, że wnioski, gdzie fundamentem jest przyjaźń, gdzie ludzie nie tylko się kochają, ale tak po ludzku się lubią, nie mają takich problemów.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>