Dlaczego wstydzimy się chodzić do psychologa?
Ty debilu, masz coś z głową, jesteś chora psychicznie, twoje miejsce jest w Tworkach – to często padające argumenty w dyskusji na dowolny temat, mające na celu ośmieszenie przeciwnika. To próba pokazania, że czyjeś niezrozumiałe poglądy bądź zachowania nie są efektem logicznego myślenia, ale dziwnych procesów zachodzących w najwyraźniej mocno uszkodzonym mózgu.
Mówiąc wprost, ten ktoś nie jest do końca normalny. Nie ma zdrowej psychiki. I to wystarczy, bo kto by z wariatami rozmawiał, wszystko jasne, można się rozejść. A to bardzo wygodne i skuteczne wytłumaczenie, bo choroby psychiczne, czy w ogóle jakiekolwiek odstępstwa od normy są strasznie piętnowane – jak do kogoś przyczepi się łatka „psychola”, to bardzo ciężko się od niej uwolnić. Dlaczego jednak źle jest również wtedy, gdy próbuje się z tymi zaburzeniami walczyć?
Co z nimi jest nie tak?
Słabość nie jest powodem do dumy, a szczególnie gdy to słabość psychiczna. Chwilowe niedomaganie fizyczne da się zrozumieć, to zmęczenie pracą, trudami życia, a i wiek robi swoje. Ale głowa? Człowiek musi być twardy, inaczej nie przeżyje. To dziwi, bo przecież ze złamaną nogą czy chorym sercem też w pewnym sensie „traci się na wartości” – nie można wykonywać pewnych zawodów i czasami trzeba się zdać na życzliwość innych. I zrozumiałe jest, że w takich przypadkach należy iść do lekarza.
To się zmienia, gdy pojawia się problem „psychiczny”. Z tym bowiem trzeba sobie radzić samemu. A przede wszystkim – co to za problemy? To życie. Z głową mają coś ludzie słabi, których przerasta rzeczywistość, a to bardzo źle o nich świadczy. I dlatego szukanie pomocy u specjalistów takich jak psycholog czy psychiatra jest często piętnowane, wstydliwe, dyskredytujące.
W zasadzie zawsze tak było. Zaburzenia psychiczne czy nieznane choroby skutkujące zmianą w zachowaniu nierzadko łączono z moralną słabością, opętaniem, zjawiskami nadprzyrodzonymi, genetyczną skazą, a że przyczyn tego stanu zazwyczaj nie znano, stosowano bardzo kontrowersyjne z dzisiejszej perspektywy metody leczenia – w większości przypadków naprawdę ciężko nazwać to leczeniem, dla pacjentów to były zwykłe tortury, bo jak inaczej nazwać brutalne egzorcyzmy, podawanie toksycznych naparów, przymusową sterylizację.
Człowiek bez ręki albo dotknięty ślepotą też nie miał lekko, ale tu przynajmniej wiadomo było, o co chodzi – nie może normalnie pracować ani iść na wojnę, no bo jest kaleką. Zaburzeń psychicznych ludzie po prostu nie rozumieli, a podsuwane im wyjaśnienia tylko nakręcały agresję i strach. Dzisiaj jest zresztą podobnie, mimo znacznie bogatszej wiedzy na temat ludzkiej psychiki – osoby z chorobami psychicznymi to jedna z najbardziej stygmatyzowanych grup.
Osoby z zaburzeniami często słyszą, że same są sobie winne, i wcale nie jest rzadkością, gdy chodzenie na terapię czy przyjmowanie leków przepisanych przez psychiatrę staje się najważniejszą, decydującą cechą – zalety charakteru, wykształcenie, zawodowe doświadczenie, życiowe osiągnięcia bledną wobec faktu, że ktoś musiał szukać TAKIEJ pomocy. Więc się ten fakt skrzętnie ukrywa, a niektórzy przerywają leczenie ze strachu, że ich żenujący sekret wyjdzie na jaw i popsuje reputację.
Bez przesady, nic ci nie jest
Nowoczesna medycyna całkiem nieźle radzi sobie z psychicznymi zaburzeniami, zwłaszcza gdy spojrzy się na metody z przeszłości, ale dyskryminacja wciąż jest. Odmieńców po prostu się nie lubi, pewnie w dużo mniejszym stopniu niż kiedyś, ale jednak. Nawet gdy odmienność nikomu nie zagraża i nie jest żadną chorobą, często próbuje się z nią walczyć, jak choćby z leworęcznością – wszyscy mają pisać prawą, bo tak jest normalnie, dlatego jeszcze nie tak dawno temu mańkutów zmuszano do zmiany ręki przy pisaniu.
Wielu ludziom nie podoba się też szukanie naukowego wytłumaczenia dla zaburzeń typu dysleksja, dyskalkulia czy dysortografia – to fanaberie, wymysły, usprawiedliwienie dla lenistwa albo wrodzonej tępoty. ADHD to po prostu brak dyscypliny i kiepscy rodzice. Przykre doświadczenia to przykre doświadczenia, otrzepujesz się i idziesz dalej zamiast płacić dziwnym ludkom w okularkach za pseudoanalizy. Po co dorabiać filozofię do oczywistości?
Najbardziej szokuje niechęć w stosunku do osób próbujących na serio uporać się z tymi problemami. Bo jeśli robisz to w domowym zaciszu, to ok, ale kiedy idziesz do lekarza albo terapeuty, to automatycznie przyznajesz, że jesteś nieudacznikiem z bardzo kruchą psychiką i nie można ci powierzać żadnych odpowiedzialnych zajęć. Nieważne, czy przygniata stres, niekontrolowana agresja, nieudane życie uczuciowe, kłopoty w szkole, chorobliwa nieśmiałość albo nadpobudliwość – jeśli musisz zwracać się o pomoc do specjalistów, bardzo wiele mówi to o twojej osobowości.
Z dala od świrów
„Coś z głową” to dla wielu ludzi wyjątkowo nieciekawa sprawa. Co gorsza, bardzo często wszystkie zaburzenia wrzuca się do jednego worka, stawiając na równi groźne choroby i osobiste problemy. Ktoś potrzebujący wsparcia wydaje się po prostu podejrzany, jak gdyby wszystko związane z psychiką było niebezpieczne, patologiczne, nieprzewidywalne i straszne.
To zniechęca mnóstwo osób do zgłaszania się po psychologiczne wsparcie. Nierzadko wolą oni wstydzić się w milczeniu własnych przypadłości, a czasem sami zaczynają wierzyć, że przesadzają i są słabi. Ciekawe, że w wielu przypadkach to właśnie chodzenie do specjalisty jest bardziej na celowniku niż niewłaściwe zachowanie – każdego dnia teoretycznie normalni, zdrowi ludzie dopuszczają się okropnych czynów, a jednak to „psychicznie chorzy” budzą częściej niepokój, mimo że w rzeczywistości rzadko kiedy zachowują się naprawdę agresywnie.
Zaburzenia psychiczne i inne odstępstwa od normy są większym zagrożeniem dla otoczenia właśnie wtedy, gdy się je ignoruje, nie podejmuje leczenia i odrzuca inne formy pomocy, udając że problem nie istnieje albo że człowiek musi sobie z nimi poradzić sam. I chociaż cierpiących jest sporo, wygodniej odwrócić wzrok, nawet gdy sami borykamy się z trudnościami – z badań wynika, że prawie co czwarta osoba regularnie doświadcza silnego stresu, spadków nastroju, stanów depresyjnych, napadów lęku.
Weź się w garść
Może staliśmy się za bardzo wrażliwi i niepotrzebnie cackamy się ze sobą, jak bohaterowie amerykańskich filmów chodzący do psychiatry jak do spożywczaka? Kto sto lat temu zawracał sobie głowę jakąś dysleksją? Kto latał po lekarzach, bo mamusia nie kochała wystarczająco mocno, a szef okazał się straszliwym bucem? Fakt, to nie była powszechna praktyka, co jednak nie znaczy, że dawniej wszyscy byli takimi twardzielami – zwykle cierpieli nie mniej niż my teraz, tyle że mało kogo to interesowało, a nierozwiązane problemy częściej kończyły się aktami przemocy albo sięganiem po butelkę.
Inna sprawa, że dzisiejsze trudności w dużej mierze wynikają ze znacznie intensywniejszego stylu życia, czyli parcia na świetne wykształcenie, błyskotliwą karierę, społeczny awans, ciekawy życiorys, nieskazitelny wygląd, idealne macierzyństwo. No i za sprawą mediów społecznościowych jesteśmy ciągle na widoku, narażeni na wredne komentarze obcych ludzi z całego świata, a to bardzo obciążające dla psychiki. Żyjemy tak szybko i tak wiele oczekujemy od siebie i reszty, że trudno, by to nie miało żadnych przykrych konsekwencji – a jednak głupio pokazać, że się z czymś nie nadąża.
Osoby, które radzą sobie gorzej i czują się przytłoczone, nie zawsze mogą liczyć na wyrozumiałość. Psychologia już aż tak nie gryzie i wywołuje raczej kpinki niż głęboką niechęć czy totalne odrzucenie, ale psychiatria to niezmiennie dziedzina kojarzona z szaleńcami, co biegają po ulicach z siekierą. Większość nie chce mieć pacjentów po leczeniu psychiatrycznym za sąsiadów czy współpracowników, nie ufa im, wręcz nimi gardzi – i często nie ma nawet znaczenia, czy ktoś w napadzie szału prawie udusił własną matkę, czy ze strachu przed zarazkami bez przerwy myje ręce. Czubek to czubek.
Po prostu żyj normalnie
Jakiekolwiek są problemy z psychiką, jest to zasadniczo temat tabu. Niechętnie mówi się nie tylko o ciężkich chorobach, ale również o sprawach mniejszego kalibru, jak terapia po rozwodzie rodziców albo konsultacje ze szkolnym psychologiem – dla części są to już normalne procedury, lecz reszta ciągle dopatruje się w nich czegoś uwłaczającego.
Kiedy zaburzenia dotykają artystów, wizjonerów, projektantów mody, postaci jak bohater „Pięknego umysłu”, jeszcze można jakoś to zrozumieć – ich szaleństwo przynajmniej idzie w parze z geniuszem. Ale u zwykłych ludzi? Ze swoimi ułomnościami są jedynie obciążeniem, a specjalne traktowanie, które ma na celu wyrównanie szans, odbierane bywa jako niezasłużony przywilej – nie każdy widzi, że właśnie dzięki temu człowiek z problemami może wreszcie normalnie funkcjonować, znaleźć lepszą pracę, pójść na studia, założyć rodzinę.
Robienie z zaburzeń i życiowych dramatów wstydliwego tematu skutkuje tym, że otoczenie często nie wie jak się zachować i nawet gdy ludzie nie mają złych intencji, ich próba pomocy tylko pogarsza sprawę, jak przy depresji, gdy mówi się choremu, żeby wstał z łóżka i pobiegał, bo dosyć już tego gnuśnienia. Albo oferuje się wątpliwej jakości rady, na przykład takie, by dziecku z ADHD sprzedać kilka batów i po kłopocie, nasi dziadkowie dzięki temu wyrośli na ludzi. Nie działa? Cóż, najwyraźniej ci ludzie wcale nie chcą sobie pomóc, wolą rozkoszować się swoim cierpieniem i denerwować nim innych ludzi.
Jesteś złym człowiekiem
Problemy z psychiką są powszechnie wykorzystywane jako argument przeciwko komuś. Raczej nie wypomni się komuś operacji żołądka, ale wizytę u psychiatry jak najbardziej tak. Bardzo łatwo przeciwnika w ten sposób zawstydzić i wyprowadzić z równowagi, co zresztą potwierdza, że faktycznie ten ktoś ma nierówno pod kopułą. Chodzenie do terapeuty bądź lekarza to skaza na charakterze, dowód na chwiejność, brak silnej woli, nadwrażliwość, ograniczony intelekt. To ktoś gorszy, wszak prawdziwy wojownik bierze wszystko na klatę, nie zwierza się na kozetce, nie szprycuje się prochami, nie domaga się empatii. A skoro tak, to nie warto go brać na poważnie, bo co sensownego może powiedzieć człowiek, który płaci obcym za słuchanie ich płaczliwych zwierzeń?
Mnóstwo ludzi dopatruje się w psychicznych zaburzeniach „złej krwi”, zbyt pobłażliwego wychowania, szkodliwego odejścia od tradycji albo religijnego oczadzenia, i nie bez powodu to robią – nie chodzi tu wcale o prawdziwe przyczyny, lecz o ideologiczne spory. „Chora głowa” świetnie się w ten klimat wpisuje: nic dziwnego, że choruje na depresję, skoro wyznaje lewackie ideały, to normalne że pije, przecież wychowały go dwie mamusie, jest w toksycznym związku, bo jej księża wyprali mózg, musi brać leki na swoje lęki, bo tak go skrzywiło katolickie wychowanie. Czy ktoś jeszcze ma wątpliwości, jak ten światopogląd zżera duszę i odbiera resztki rozumu?
Chorobami psychicznymi piętnuje się ludzi po tej drugiej, złej stronie. To wysoce obraźliwe, ale przede wszystkim szkodliwe dla wszystkich tych, którzy czują, że są blisko załamania – stygmatyzacja „psycholi” skutecznie odstrasza od współpracy ze specjalistami, a bez odpowiedniego wsparcia problem zwykle tylko się pogłębia. Najwyraźniej więc, to nie adresaci złośliwych uwag o nienormalności są „groźni dla otoczenia”, ale ich autorzy.
6 komentarzy
Tak samo rodzice często wstydzą się pójść z dzieckiem do psychologa. Wstydzą się rozmowy z psychologiem w przedszkolu, gdy chodzi o dobro dziecka. Na samo słowo „psycholog” już mają różne myśli… Wiem, bo pracuję w przedszkolu. Niestety często taka jest prawda…
Chory psychicznie jest wg mnie kazdy człowiek. Kazdy ponieważ kazdy z nas wychował sie w innym środowisku i wyznaje inne zasady np. koleżanka siedziała na kolanach jednego z facetów na wycieczce słuzbowej i ten ją chciał przedstawiać rodzinie – dla niej on był chory psychicznie, dla innej były fajny; moja znajoma napisała na FB „zona 3 maz 0” wysmiałysmy ja okazło sie ze chodzi o orgazmy a my stwierdziłysmy ze takich rzeczy sie nie pisze; o mnie w drugiej firmie powiedziano ze trzeba mnie przeleciec skoro nie mam jeszcze meza w tym wieku o kolezance tez bo rzadziła mezczyznami; ja jestem kobietą i zarzadzam facetami wiec mi kazdy zle zyczy- czy mam sie w zwiazku z tym leczyc??; mam znajomego co miał pewnie z 15 dziewczyn – czy ma sie w zwiazku z tym leczyc??; ja bym leczyła te wszystkie kobiety co idą do pracy i ha ha ha hi hi hi jest dla nich fajne; leczyłabym kazda kobiete która uwaza, ze jak ja facet klepnie w dupe to ma byc uchachana z tego powodu; leczyłabym każdą kobiete co pilnuje swojego meza bo po cholere mi maz któremu nie ufam i ma mnie zdradzac; leczyłabym kazdego faceta co chce zamknac kobiete przy garach i do rodzenia dzieci; leczyłabym kazdego człowieka co weekend spedza przy domku i siedzi na piwku i nieczego nie chce od zycia, bo budowa domu, zasadzenie drzewa i spłodzenie syna to dla niego ok; jakos mnie sie nie chce byc macica do wynajecia; leczyłabym kazdgo pracodawce co przyjmuje ludzi niekompetentnych ale znajomych bo ja potem nie moge znalezc pracy.
Ja się tego nie wstydzę. To akurat świadczy o tym, że potrafię przyznać się do tego, że z pewnymi kwestiami sobie nie radzę i szukam wsparcia i pomocy
No to życzę Pani powodzenia w przyszłości, kiedy będzie miała Pani nie daj Boże inny problem zdrowotny.
Nie polecam nikomu korzystania z wizyt u psychologów czy psychiatrów. Jako osoba wykształcona, znająca swoje potrzeby za namową pewnej dobrej osoby skorzystałam z takiej terapii dla osób znerwicowanych- czytaj raczej rozżalona po stracie ciąży. Wszystko fajnie pieknie, terapia zakończona sukcesem. Jednak po latach z wysokim ciśnieniem i zawrotami głowy trafiłam na neurologię, łączoną z placówką terapeutyczną. Poważne zawroty głowy i zamiast zrobić badania odpowiednie od razu wcisnęli mi łatkę znerwicowanej, gdzie przypominam nie miałam żadnych traum ani stresów w ostatnich 10 ciu latach. Tak właśnie szufladkują czlowieka Ci wielcy lekarze, którzy po 10 latach wywlekają Twoje stare problemy. Dokąd ten świat zmierza to nie wiem. Jednak przekonałam się, że niestety nie warto korzystać z pomocy pseudo psychologów i psychiatrów, bo jak się rzeczywiscie coś poważnego dzieje to wszystko zwalają na karb problemów z nerwicą. Serdecznie odradzam, bo jednak w Polsce sprawdza się to, co ludzie.mowią: raz skorzystasz z porady psychiatry lub psychologa to do końca życia będziesz traktowany jak wariat!
Szczerze , chodzenie do psychologa nie jest wstydliwe . Jest jednak kosztowne i uważam, że sporej części kobiet / osób Poprostu nie stać . A NFZ to dramat . Mało dbamy w tym kraju o tego rodzaju lekarzy … A szkoda .
Mnie się wydaje, że mimo wszystko to się zmienia. Ja również korzystałam z pomocy psychiatry i psychologa w trudnych momentach swojego życia – to nic wstydliwego, to ważna i potrzebna pomoc. Mamy takie czasy, gdzie tempo życia nas wykoleja i czasem ktoś musi nam wstawić na właściwe tory. Nie ma się czego wstydzić!