Dlaczego związki się rozpadają?
To chyba największy paradoks naszych czasów – teoretycznie żyjemy w raczej spokojnym świecie, w którym nie cierpimy z powodu głodu czy problemów z zaspokojeniem podstawowych potrzeb, a tymczasem jak nigdy wcześniej czujemy się samotni i nieszczęśliwi.
Mamy nieskończenie wiele możliwości zainicjowania kontaktu, a mimo to utrzymywanie znajomości staje się wielkim wyzwaniem. Przeskakujemy z jednego związku na drugi, szukając odpowiedniego mężczyzny. Co się zmieniło? Dlaczego właśnie dzisiaj jest nam tak trudno żyć w bliskich relacjach? Przecież mamy tyle możliwości i tak bardzo pragniemy miłości!
Dzisiejsze statystyki nie pozostawiają na nas suchej nitki – okazuje się, że rozstajemy się coraz częściej. Nierzadko z „błahych powodów”. Nie brak przypadków rozwodów w kilka dni/tygodni po zawarciu małżeństwa.
Dlaczego zatem tak wiele związków się dzisiaj rozpada?
Czy tylko z powodu „przyzwolenia społecznego”, większej świadomości własnych pragnień? Jeśli tak, to teoretycznie mając dostęp do długiej listy książek psychologicznych, artykułów, specjalistów, powinniśmy „być mądrzejsi”, bardziej pewni tego, czego pragniemy i jak to osiągnąć. Jednak tak nie jest.
I znowu pytanie dlaczego?
Problem jest na pewno złożony. I trudno wyczerpać temat w jednym artykule, ale spróbujmy postawić pierwsze tezy/hipotezy.
Psychologowie zwracają uwagę na kilka dość ciekawych kwestii.
Nie patrzymy sobie w oczy
Wystarczy zrobić prosty eksperyment. Usiąść na przeciwko siebie i skupić uwagę na drugiej osobie. Jednak bez wymawiania ani jednego słowa. Tylko patrzeć…
Nie jest to proste.
Zbyt często czujemy się skrępowani, czasami zawstydzeni, rozbawieni. Dlatego – na marginesie – tak wiele osób nie jest w stanie przejść kolejnych poziomów seksu tantrycznego.
Ten prosty eksperyment pokazuje, że brakuje nam uważności, zmysłu obserwacji, czasu niezbędnego, by wniknąć w drugą osobę, dotrzeć do jej wnętrza, prawdziwego „ja”.
Nie potrafimy odpuszczać
Wielu z nas to indywidualiści, którzy chcą żyć według wybranego przez siebie schematu. Jesteśmy przekonani, że nasza wizja jest jedyna i słuszna, nie dopuszczamy w niej żadnych zmian i kompromisów. W ten sposób nie widzimy w codzienności miejsca na partnera i jego sposobu na życie.
Skutek? Kłócimy się ciągle o drobnostki, sprawy, które kompletnie nie mają znaczenia. A potem nie potrafimy przebaczać i machnąć ręką na mało istotne aspekty. Pogrążamy się w poczuciu niezadowolenia.
Poświęcamy się
W związku trzeba poświęcać czas dla drugiej osoby, trzeba czasami zrezygnować z własnych planów, bo dziecko chore, bo partner nie jest w stanie czegoś zrobić, itd. To naturalne.
Jednak poza pewnymi wyjątkami, związek nie jest od tego, by „brać na swoje ramiona zbyt wiele”. Nikomu bowiem poświęcanie się na dobre nie wychodzi.
By być szczęśliwym, trzeba wyjść z założeniu, że związek tworzą dwie osoby, z których każda jest równie ważna. Jeśli zapominamy o sobie, pokazujemy, że nie kochamy siebie, a jeśli tak jest, oznacza to też, że nie potrafimy kochać drugiej osoby. I szybko taka postawa się na nas i na związku mści.
Wymagamy, by druga osoba się zmieniła
Nie mamy prawa wymagać, by On się zmienił. Jasne, możemy mieć takie żądanie, jeśli między dwoje ludzi wkracza nałóg, np. alkoholizm, jednak nie możemy mieć takiego wymagania co do „trzonu” charakteru. Inaczej – nie możemy wymagać, że ON zmieni siebie pod naszą modłę.
Nie wolno nam się godzić rzecz jasna, na to, by On nas obrażał, poniżał, wyśmiewał, jednak zamiast próbować go zmieniać na siłę, lepiej wskazać inną drogę – np. terapię. Powiedzieć o własnych odczuciach, emocjach i …nic na siłę. Są bowiem pewne zachowania, których akceptować nie można z szacunku do własnej osoby.
Komentarz ( 1 )
Jakie to prawdziwe. Jakie to potrzebne, żeby o tym mówić. I my przechodziliśmy kryzys w związku. Miałam ochotę trzasnąć drzwiami i zamknąć ten rozdział swojego życia. Jednak – usiedliśmy i porozmawialiśmy. Warto wyjaśnić co nas złości, co nas smuci – rozmawiać. Dopóki rozmawiamy i mówimy o swoich uczuciach – dopóki jest nadzieja.