Do jakiego stopnia powinniśmy pomagać innym?
Dlaczego warto mieć rodzinę, przyjaciół? Otóż nie tylko dla przyjemnego spędzania wspólnie czasu. Także po to, by w trudnych chwilach dostać oparcie, bo właśnie dzięki pomocy bliskich wielu osobom udało się wygrzebać z dołka, przetrwać najgorsze, naprawić życiowe błędy. Zresztą, nie tylko wobec bliskich mamy takie oczekiwania – generalnie wskazane jest pomagać ludziom w potrzebie. Choćby tylko ciepłym słowem czy symboliczną złotówką.
To ciekawy paradoks, że w naturze mamy zarówno egoizm, jak i altruizm. Przeciwstawne pojęcia, które jednak w pewnych miejscach się ze sobą zazębiają – bezinteresowne działanie na rzecz innych daje ogromną satysfakcję, niemniej rzadko kiedy nie myśli się przy tym o żadnej nagrodzie. I nic w tym złego, bo jak najbardziej da się być „zbyt pomocnym”, czyli po prostu wykorzystanym.
Co daje pomaganie?
Trudno znaleźć człowieka, który nigdy, nawet raz w życiu, nie uczynił czegoś dobrego dla bliźniego, tak po prostu, bez żadnych ukrytych intencji. Bo pomaganie naprawdę jest fajne i niekiedy daje więcej frajdy niż spełnienie własnej, egoistycznej zachcianki. Oczywiście, swoją bezinteresowną dobroć zwykle jakoś tam dawkujemy, bo całego świata i tak nie da się zbawić, a odrobina samolubstwa tylko wyjdzie na zdrowie.
Właśnie dzięki tej satysfakcji jest możliwa jakakolwiek działalność charytatywna, bo nawet jeśli część dorzuca się tylko dlatego, że wypada, to jednak większość robi to raczej z potrzeby serca. Inna sprawa, że za szczerym odruchem po jakimś czasie pojawić się mogą mniej szlachetne odczucia, nad tym jednak da się zapanować, jeśli chcemy traktować pomoc jako bezinteresowny, życzliwy uczynek, a nie tylko łechtanie własnego ego.
Gdyby ludzie sobie nie pomagali, świat byłby jeszcze dużo gorszym miejscem. Tu właśnie występują punkty styczne z egoizmem – dajemy wsparcie, ponieważ mamy nadzieję, że jutro, w ciężkiej chwili, ktoś do nas wyciągnie rękę. Nie musi to być od razu wymiana jeden ze jeden, bardziej chodzi o przekonanie o ludzkiej gotowości do czynienia dobra, że „karma wróci”. Zimne wyrachowanie najczęściej bierze się z gorzkich doświadczeń, bo niestety, niejeden się przejechał na głębokiej wierze w międzyludzką solidarność, ale większość, mimo wszystko, jakoś tam wierzy jeszcze w sens bezinteresownego pomagania.
Czy pomoc musi być „za coś”?
Zasadniczo szczera pomoc wyklucza wyrachowanie. Pomagasz i tyle, czujesz wewnętrzną potrzebę, moralny obowiązek – bo tak należało postąpić. Oczekiwanie bezpośredniej zapłaty za udzielone wsparcie kłóci się z ideą pomagania i bardziej przypomina sprzedanie usługi, czyli zwykły biznes. Ale… Jakkolwiek w pomaganiu nie powinna dominować chęć osiągnięcia konkretnego zysku, tak wskazane jest zachowanie pewnej równowagi.
Inaczej mówiąc, coś jest nie tak, kiedy tylko jedna strona ciągle daje, a druga wyłącznie bierze. Najmocniej takie dysproporcje czuć oczywiście między ludźmi, którzy się znają, są sobie w jakimś stopniu bliscy, więc siłą rzeczy sytuacji wymagających wsparcia będzie więcej niż w przypadku kogoś całkiem obcego. Granicę między pomocą a wykorzystaniem da się na szczęście całkiem łatwo rozpoznać – to zwykle ten moment, w którym czuje się bardziej przymus niż odruch serca, a pomaganie staje się czymś naprawdę obciążającym.
Ale granice nie stoją w jednym miejscu. Każdy ustala je indywidualnie, dlatego jedna osoba może np. wziąć dziecko przyjaciółki na cały weekend, żeby ta mogła sobie porządnie odpocząć, podczas gdy druga uzna, że w ramach koleżeńskiego wsparcia w zupełności wystarczą dwie godzinki wieczorem. Czy zatem można mieć pretensje, że ktoś pomaga za mało? Nie bardzo, natomiast w pełni uzasadniony jest żal, gdy ktoś jest zawsze skory do
pomocy, a „biorca” notorycznie się od pomocy miga albo udziela jej w bardzo ograniczonym zakresie, samemu za to oczekując zaangażowania na sto procent.
Rażący brak symetrii oznacza, że nie chodzi o żadne szukanie pomocy, tylko o wykorzystywanie innych. Żerujący na ludzkich odruchach cwaniak chce się kimś wyręczyć, a po wszystkim nawet nie odczuwa wyrzutów sumienia, a co poniektórzy to jeszcze tak potrafią wbić w poczucie winy, że ofiara pomaga dalej.
Pomogę, ale…
Wykorzystywanie cudzej dobroci dla własnych celów to zdecydowanie rzecz naganna, i w żadnym razie nie powinno czuć się wyrzutów sumienia po odmowie. Jednocześnie wiadomo, że zwłaszcza przy poważniejszych problemach pomocy często się udziela swoim kosztem, ale to wciąż jest dobrowolne i bezinteresowne. Tyle że nie wszyscy podchodzą do tego w ten sposób.
Czasami jasno dają do zrozumienia, że chodzi im o prostą transakcję wymienną. Czasami zaś
są tylko na pozór bezinteresowni, bo w rzeczywistości udzielaną pomoc traktują jako okazję do „naprawienia” drugiego człowieka lub do podbudowania własnego ego. Pomogą, jednak przy okazji będą mocno forsować swoje poglądy i przekonania, wykorzystując fakt, jak bardzo ktoś jest zdesperowany. Pomogą, ale i nie odmówią sobie przyjemności, by nieszczęśnika skrytykować, umniejszyć, poniżyć, oczywiście z „życzliwości”, by drugim razem podobnego błędu nie popełnił.
Chętnie coś dadzą, lecz będą oczekiwać konkretnego zachowania w zamian – właśnie nie tyle materialnego rewanżu, co określonej postawy. Ów ktoś ma być wdzięczny, i najlepiej, gdyby na każdym kroku swoją wdzięczność dobroczyńcom okazywał. By podkreślał, jak wiele im zawdzięcza, i co by się stało, gdyby nie oni. A jeśli tych oczekiwań nie spełnia i powie tylko jedno „dziękuję”, bez żadnej czołobitności, narracja szybko się zmieni – zostaliśmy wykorzystani, to zwykłe pasożyty bez serca, przyszły na gotowe i myślą, że im się to należy.
No nie warto, no w ogóle nie warto pomagać.
Po znajomości
Tak jak są osoby, które sądzą, że po udzielonym wsparciu zasługują już na dożywotnie okazywanie im hołdu, bo inaczej to wyzysk, tak znajdą się również osoby, dla których udzielanie pomocy jest do tego stopnia oczywistością, iż nie trzeba za nią w ogóle dziękować.
Wręcz się ona należy, zupełnie za darmo, no bo jak to tak, od znajomych brać pieniądze? A od rodziny to już w ogóle.
Dotyczy to szczególnie kwestii zawodowych. Jesteś hydraulikiem? Napraw u mnie rurę w łazience, po dobrej znajomości. Prowadzisz gabinet stomatologiczny? No to chyba wstawisz plombę za pół darmo i usuniesz kamień gratis, po dobrej znajomości. Co gorsza, tu często wcale nie chodzi o jakieś sytuacje podbramkowe – tych przysług się oczekuje tak po prostu, no bo w przeciwnym razie po co mieć znajomych?
Podobnie jest z pomaganiem komuś w prowadzeniu biznesu, co zwykle dotyka członków rodziny. I znowu, raz czy dwa można komuś za darmo pomóc, gdy firma dopiero się rozkręca lub doszło do poważnego kryzysu i toczy się walka o przetrwanie, ale często to nic innego jak chęć przyoszczędzenia na wydatkach, bo po co płacić obcemu za kelnerowanie, jeśli krewna wykona całą pracę za obiad i uścisk ręki prezesa. Jaki sens wydawać pieniądze na korepetycje przed maturą, mając kuzynkę polonistkę?
Kluczowa jest tutaj zazwyczaj skala darmowej pomocy, bo z jednorazowym wsparciem raczej nikt nie ma większego problemu, ale gdy trwa to dłużej, jak np. wspomniane korepetycje udzielane przez cały semestr, to jednak większość sądzi, że przekroczono zakres zwykłej pomocy i powinno już zostać wypłacone normalne wynagrodzenie.
Tyle że nie każdy umie się upomnieć o pieniądze, jest obawa przed popsuciem wzajemnych relacji i wyjściem na egoistycznego materialistę – choć egoizm widać raczej po tej obdarowywanej stronie.
Czy pomaganie jest naszym moralnym obowiązkiem?
Nawet jeśli ktoś ma gdzieś moralność, pozostaje jeszcze prawo, a ono mówi, że mamy obowiązek udzielić pomocy poszkodowanym. Nie wolno zostawić innego człowieka w sytuacji, gdy narażone zostało jego zdrowie i życie, jednak nie mamy przymusu niesienia pomocy, gdyby to miało poważnie zaszkodzić nam. Reguluje to Kodeks karny – Art. 162. § 1.
Krótko mówiąc, nie musimy odgrywać bohaterów i narażać własnego życia by uratować czyjeś – to wyłącznie nasza dobra wola, by się dla kogoś poświęcić.
To właśnie kolejna granica, która wyznacza, do jakiego stopnia powinniśmy się angażować w cudze sprawy. Z boku zawsze łatwo zganić kogoś za jego bierność, a naprawdę całkiem czymś innym jest pomóc sąsiadowi we wniesieniu szafy, a czymś innym interwencja w autobusie, gdzie napakowany gangus wali niewinnego pasażera pięścią w nos. Jasne, źle się na to patrzy, jest poczucie, że powinno się coś zrobić, ale czy mamy prawo oczekiwać od
postronnych bohaterstwa, które z dużym prawdopodobieństwem może przynieść jeszcze dodatkową tragedię? Chyba nie, jeśli sami też tylko się przyglądamy.
Zostaw komentarz