Jak dogadywać się z mężczyznami?
Jeśli uznamy, że ludzkość rzeczywiście dzieli się na Wenusjanki oraz Marsjan, to nic dziwnego, że komunikacja pomiędzy nimi tak często szwankuje, w końcu każde plemię ma swój język i odmienne postrzeganie świata. Wydawać by się jednak mogło, że po latach wspólnego życia na Ziemi kobiety i mężczyźni zdołali w końcu poznać się na tyle dobrze, by usterki na łączach zdarzały się sporadycznie, zamiast dręczyć obie strony każdego dnia.
A tak się właśnie dzieje. I nie, nie chodzi o brak skuteczności w romansowaniu i nieporozumienia w związkach, ale o coś chyba jeszcze trudniejszego – o codzienne, zwyczajne relacje z płcią przeciwną. Takie, w których nie ma żadnej głębszej, uczuciowej więzi. Po prostu znajomi, koledzy, współpracownicy, z którymi bardzo często nie idzie się dogadać.
Praca, siedlisko grzechu…
Podobno nie ma czegoś takiego jak przyjaźń damsko-męska. Nie da się i już, bo przy bliskiej zażyłości prędzej czy później pojawi się pożądanie i tyle z pięknej przyjaźni. No ale z facetami nie trzeba od razu wchodzić w aż tak zażyłe związki. Jest jeszcze koleżeństwo, niby normalna sprawa, a jakże często nic z tego nie wychodzi.
Weźmy pracę. Jest mnóstwo firm, w których pracuje mieszane towarzystwo. Z tymi mężczyznami spędza się codziennie po kilka, kilkanaście godzin. Siedzi się biurko w biurko, dyskutuje o ważnym projekcie, wymienia uwagami i pomysłami, do tego częste spotkania we wspólnej kuchni czy na papierosku. I wiele kobiet ma straszny problem, by sobie z mężczyznami współpracownikami ułożyć poprawne stosunki. To znaczy takie, które są wolne od wrogości, ale nie prowadzą od razu do schadzek w serwerowni podczas przerwy na lunch. Żeby jedynie było sympatycznie.
Dlaczego to takie trudne? Kobiety nie zawsze potrafią zrezygnować z kokieterii, zalotności czy jawnego uwodzenia. Czują, że muszą romansować z każdym mężczyzną, który staje im na drodze, od pana kanapki po dyrektora finansowego. Są przekonane, że na tym polega ich kobiecość, której nie chcą się w pracy wyrzekać albo zwyczajnie są tak niepewne siebie, że czysto koleżeńskie relacje odbierają niczym obelgę. Jeszcze inne sądzą, że unikanie damsko-męskich gierek popsuje im opinię, bo wyjdą na zarozumiałe, niedotykalskie, zdystansowane hrabiny. Albo zdziwaczałe feministki obrażające się za przytrzymanie windy.
… i wiecznej, krwawej walki
Na drugim biegunie są kobiety, które bardzo biorą sobie do serca powiedzenie, że życie to ciągła walka, a najważniejsze walki toczy się z mężczyznami, gdyż samiec twój wróg. Praca to wymarzone pole do takich bitew. Kobiety nie myślą o żadnym kumpelstwie czy współpracy. Jest rywalizacja, straszliwa i bardzo zacięta, podsycana przez chęć udowodnienia, że mimo bycia kobietą można być super-pracownikiem. Lepszym, wydajniejszym, bardziej oddanym niż cała męska zgraja. Ta ambicja i przekonanie o męskiej podłości prowokują wrogość już na starcie, jest niechęć do wszystkich męskich współpracowników, zanim ci jeszcze zdążą otworzyć usta. Wiadomo, atak najlepszą obroną.
Wyjątkowe trudności mają też kobiety będące wyraźnie w mniejszości, samotne wśród mężczyzn, w typowo męskich zawodach. Akcentowanie swojej odrębności może się zemścić, bo wciąż pokutuje przekonanie, że kobieta jest głównie od robienia kawy i zasadniczo na męskich sprawach zna się dużo gorzej. Owszem, kobieta może być traktowana jako słodki rodzynek, ale wtedy jej zawodowa pozycja jest jeszcze niższa, bo przecież nie jest tu od prawdziwej pracy, a od umilania czasu. Niełatwo znaleźć wspólny język, bo bycie bardzo miłą utwierdza w przekonaniu, że baba miętka i można jej wejść na głowę, z kolei bycie twardą, bezwzględną i nieugiętą lwicą walczącą o swoje do upadłego kończy się zazwyczaj tym, że zyskuje się posłuch, ale nie ma co liczyć na solidarność i proste, życzliwe gesty sympatii.
Najlepiej radzą sobie te kobiety, które jasno stawiają granice, ale nie są przy tym nadmiernie agresywne i nie robią afery, gdy naprawdę nie ma żadnego powodu. I nie wykorzystują swojej kobiecości by ugrać coś kosztem reszty kolegów, na przykład flirtując bezwstydnie z szefem, który miłą pracowniczkę puścił wcześniej do domu, choć reszcie kazał siedzieć do północy.
Kim my właściwie dla siebie jesteśmy?
Na pracy kłopoty się nie kończą. Są przecież jeszcze faceci koleżanek, koledzy własnego faceta, mąż siostry, brat męża… Nie są to mężczyźni, o których myśli się w kategoriach romantycznych, zatem uwodzicielskie sztuczki na nic się nie przydadzą, ale jakaś bliskość byłaby jednak wskazana, w końcu spotyka się ich na różnych uroczystościach, wyjeżdża razem na wakacje, chodzi do klubu czy teatru – no co wtedy robić, nie odzywać się, unikać?
Kobiety mają tu trochę pod górkę, bo standardowy mężczyzna lubi, jak to się mówi, korzystać z okazji. Dlatego nierzadko widzi okazje tam, gdzie ich nie ma, bo skoro ładna dziewczyna szeroko się uśmiecha, to kto wie, może jest szansa na coś więcej, warto pocisnąć temat. Zresztą, takich nadinterpretacji dokonują również partnerki owych mężczyzn, bo dłuższa rozmowa z ich facetem to zaraz coś wysoce podejrzanego i awantura gotowa. Kobiety, nie chcąc się narazić na podobne pretensje i dwuznaczne sytuacje, na wszelki wypadek zachowują się trochę jędzowato, trochę odpychająco, żeby czasem sobie nikt nie pomyślał, że ona kokietuje kumpli za plecami narzeczonego albo uderza do chłopaka przyjaciółki. Podejrzeń rzeczywiście nie ma, ale i ochota na przebywanie we własnym gronie maleje.
Więc może po prostu zostać dobrą kumpelą? No właśnie, to też nie jest takie proste. Nie każda kobieta odnajduje się w tej roli, bo aseksualne zżycie się z facetami bywa zgubne. Dziewczyna, z którą ma się relacje takie jak z kolegami, przestaje być dziewczyną. Poniekąd się to sprawdza, bo przy chłopaku koleżanki seksualne napięcie nie jest do niczego potrzebne. Łatwo jednak w tym kumpelstwie przesadzić w drugą stronę.
Faceci w swoim gronie zachowują się czasami dość prostacko, zupełnie inaczej niż w towarzystwie kobiet, lecz jeśli dziewczyna jest ‘jednym z nich’, atmosfera robi się aż nazbyt wyluzowana – przy dobrej kumpeli można opowiadać chamskie i świńskie dowcipy, zachowywać się trochę jak goryle, no ona przecież to wszystko świetnie rozumie. Co nie do końca jest prawdą, bo owszem, lepiej że unika się kłopotliwych iskrzeń, ale klepanie się po plecach, konkursy bekania i rubaszne żarciki to również sytuacja daleka od ideału. Kobieta zostaje całkowicie wyprana ze swojej seksualności, a koledzy zaczynają drażnić, bo zamiast wulgarnych odzywek i niewybrednych zaczepek wolałoby się trochę szarmanckości. I nie że koledzy mają usługiwać i usuwać pyłki spod stóp, jednak fajnie by było, gdyby przed pewnymi zachowaniami się powstrzymywali, bo w towarzystwie są damy.
Wychodzimy z okopów
W relacjach ze zwykłymi mężczyznami zazwyczaj najbardziej brakuje życzliwości i asertywności. Życzliwości, by odnosić się do siebie miło i w razie potrzeby wyświadczać sobie drobne przysługi. Asertywności, żeby nie dać się wykorzystywać. Do tego warto dołożyć poczucie humoru i odrobinkę flirtu. Tak, tak, flirt w tym klasycznym pojęciu potrafi rozładować nieprzyjemne napięcie, a jednocześnie nie prowadzi do przykrych nieporozumień. W prawdziwym flirtowaniu nie chodzi bowiem o jawne uwodzenie i bardzo często flirtujący ze sobą ludzie wcale nie myślą o intymnym tête-à-tête, ich znajomość nigdy nie wychodzi poza jasno ustalone ramy, nawet do tego nie dąży – bo to oczywiście bardzo ważne, by wiedzieć, na ile można sobie w żarcikach pozwolić, a na szczęście masa mężczyzn umie nad swoimi lędźwiami zapanować, szczególnie gdy usłyszy jasny komunikat ‘tutaj są granice’.
Niewinny flirt ma tę zaletę, że wiąże się z pewnym dystansem. A to jest coś, co często psuje damsko-męskie stosunki, zarówno gdy go jest za dużo, jak i za mało. Czasami między znajomymi tworzy się tak przyjazny klimat, że łatwo przesadzić z otwartością. Padają słowa, których później bardzo się żałuje, na przykład o seksualnej przeszłości – takie rozmowy zupełnie inaczej wyglądają w gronie samych koleżanek, a inaczej w obecności obcych mężczyzn, przy nich trudno już zachować neutralność, bo to zbyt intymny temat. Przydaje się też powściągliwość w gestach – czasami naprawdę lepiej powstrzymać rękę, jeśli nie ma pewności, że dla drugiej strony to również tylko przyjazny, nic nieznaczący dotyk. Zdrowy dystans uratował niejedną damsko-męską znajomość.
Bardzo pomocne jest też poczucie własnej wartości. Kobiety często zapominają o równowadze w postrzeganiu wzajemnych pozycji, jak gdyby nie czuły się godne normalnych, partnerskich relacji z mężczyznami. Świadomie bądź nieświadomie mają się za gorsze i wchodzą w rolę ‘usługującą’, dopieszczając ego faceta na różne sposoby, stawiając go na piedestale, bojąc się pokazać w pełnej krasie, by przypadkiem faceta czymś nie urazić. Lub inaczej, to poczucie niższości nakręca do ataku, żeby za wszelką cenę facetowi dorównać. Stąd zbyt ambicjonalne podejście do niektórych spraw – każde przebywanie we wspólnym gronie kończy się rywalizacją, udawaniem twardzielki, ukrywaniem rzeczywistych poglądów bądź upodobań, bo co babskie to wstyd. Kobieta zwyczajnie boi się okazać swoją wrażliwość i nie tyle koleguje się z mężczyznami, ile pod byle pretekstem chce potwierdzić, że jest równą babką. Bądź tak bardzo czuje się moralnie wyższa od mężczyzn, że gardzi całą męską populacją dla zasady, traktując samców z góry, pobłażliwie, nawet jeśli ma dla nich jakąś sympatię.
Wszystkiego się można nauczyć
To, jak wyglądają towarzyskie relacje z płcią przeciwną, w ogromnym stopniu zależy od tego, w jakim otoczeniu się dorastało. Łatwo dogadują się z mężczyznami chociażby te kobiety, które w czasach szkolno-studenckich miały nie tylko koleżanki, ale i kolegów, niekoniecznie jakichś strasznie bliskich, ale takich, co to dało się z nimi pograć w siatkówkę, pójść czasem na wagary wypić tanie wino, powygłupiać się na przerwach, wyskoczyć do kina czy na basen, pojechać pod namiot większą paczką – takie doświadczenia uczą, że z chłopakami da się robić coś więcej niż wymieniać maślane spojrzenia.
Druga rzecz to uporządkowane życie osobiste. Jeśli związek się układa, obcych mężczyzn postrzega się bardziej neutralnie, da się ich tylko lubić i nic ponadto. Ale gdy związek się sypie, w kontaktach z płcią przeciwną szuka się namiastki tego, czego brakuje w domu – jest większa skłonność do uwodzicielskich zachowań, na usłyszane komplementy reaguje się bardziej żywiołowo, pragnie się coraz częstszych i coraz odważniejszych dowodów potwierdzających własną atrakcyjność. Osoby samotne i z tego powodu nieszczęśliwe mają podobnie – ciężko im się ograniczyć do zwykłego koleżeństwa, bo nie to ich interesuje na tym etapie życia. A jak jeszcze do kompletu występują kompleksy, to każdy kontakt z mężczyzną jest próbą dla własnej kobiecości i jeśli nie okazuje on żadnej atencji, trzeba się powdzięczyć, by pożądaną sytuację sprowokować. Nawet jeśli to facet, z którym absolutnie nie powinno być żadnej seksualnej chemii.
11 komentarzy
Myślę,że na początku nie jest łatwo,ale można się porozumieć 😉
A ja myślę, że nie chodzi o podział według płci, ale po prostu o porozumienie między ludźmi w ogóle, czasami z osobnikami tej samej płci ciężko się dogadać…
Koleżeństwo z płcią przeciwną wychodzi. Przyjaźnie tez wypalają, nie tylko w przypadku innej orientacji jednej ze stron. Może i nie zawsze jest łatwo znaleźć wspólny język, ale zawsze trzeba próbować. Czasami dopiero wszystko przychodzi z czasem.
Ja jakoś nigdy nie miałam problemów w relacjach z facetami – w kwestii koleżeństwa. Generalnie od zawsze chyba lepiej mi się z chłopakami, później mężczyznami dogadywało, ale właśnie na polu koleżeństwa i nie przeszkadzało mi być kumplem – nawet na studiach, bo miałam przynajmniej jasną sytuację, że nikt nie będzie na mnie nawet patrzył jak na potencjalną ofiarę. 😀 W pracy też luzik, szczerze to nawet nie ma na kim oka zawiesić, więc jakieś głębsze relacje nie mają racji bytu. 😛
Uważam, że zawsze należy być sobą, zatem nie grać uczuciami, nie kokietować, nie obmawiać itp. Zarówno z kobietami, jak i mężczyznami miałam dobre relacje, a tych kłótliwych omijałam z daleka, akurat tak się dało, a na zaczepki nie reagowałam. Szkoda by było mojego zdrowia. Niektóre koleżanki po przyjściu do domu roztrząsały na nowo słowa i spojrzenia. Po co to robiły, pojęcia nie mam, chyba, żeby sobie tej żółci ulać. Typy kobiet świetnie podpatrzone.
Serdeczności
Mam wrażenie, że to bardzo się uprościło z wiekiem 😀
Jakoś przez całe życie pracuje w raczej męskim otoczeniu i nigdy nie miałam z tym problemu żeby w pracy pojawiały się jakieś dwuznaczne sytuacje. Czy to w szkole, na studiach czy w pracy zawsze miałam wielu kolegów i muszę stwierdzić że nieraz lepiej i łatwiej mi się funkcjonowało i funkcjonuje w ich otoczeniu niż w „babskim” towarzystwie. Za to mój mąż często trafiał w pracy w środowisko raczej damskie i zawsze podziwiałam go za to jak sobie z tym radzi bo mnie by już dawno brakło cierpliwości…
Już myślałam, że tylko ja tak mam. Nawet, jeśli trafiały się sytuacje, które mogły doprowadzić do dwuznaczności, to potrafiłam sprowadzić amantów do parteru.
Tyle, że ja jestem dziwna, w wieku siedemnastu lat nadal używałam facetów tylko do grania w nogę :):):)
Podstawa do normalnych zdrowych relacji jest uznanie, ze kobiet imezczyzn nie rozni ni oprocz fizjologii rozrodu. Bo w rzeczywistosci tak jest. Jestesmy po prostu ludzmi. Bol, zawod, radosc, rozczarowanie sa takie same. Nie powielajmy stereotypow o odmiennosci kobiet i mezczyzn. Nie tworzmy klik. Jesli chcemy zeby ktos byl uczciwy wobec nas badzmy uczciwi wobec niego. Nie bojmy sie szczerze rozmawiac. Wiekszosc ludzi zasluguje na szczerosc.
W przyjaźń damsko-męską niekoniecznie wierzę, chyba, że oboje są w stałych związkach to może to wyjść. Sama przez dosyć długi czas uważałam, że nie dogadam się z facetami i że zwyczajnie rozmawiać z nimi nie potrafię, ale to się chyba zmienia.
Jako, że 99% moich bliskich przyjaciół i znajomych tworzą mężczyźni, mogę powiedzieć z doświadczenia: z facetami należy gadać ich językiem. To znaczy, jeśli chcę, żeby zrobił mi kawę, to mówię „Zrób mi kawę, proszę” a nie „Napiłabym się kawy”. Banalny przykład, ale można je mnożyć biorąc pod uwagę każdą płaszczyznę, na których się dogadujemy.
I tak zgadzam się całkowicie: JASNE GRANICE. I bezpośrednio to powiedzieć, a nie oczekiwać, że skoro jestem mężatką, to on przecież się „naturalnie” nie będzie mną interesował. Nic bardziej błędnego; 'odwoalujmy się ’ w przekazywaniu treści i po prostu mówmy o co nam chodzi.
Pozdrawiam 🙂