Filofobia – czym jest strach przed miłością?
Lęk przed wejściem w nowy związek, zwłaszcza gdy na koncie ma się bardzo nieprzyjemne doświadczenia w tej materii, nie wydaje się niczym niezwykłym. Ot, po prostu zwykły mechanizm obronny. Ale czasem ten lęk może przyjąć bardzo niepokojące formy.
Przeradza się w fobię, czyli można już mówić o czymś, co szkodzi. I tak właśnie jest – filofobia to nie ostrożność, ograniczone zaufanie czy chwilowe pragnienie bycia singlem, a patologiczny strach, który uniemożliwia nawiązywanie normalnych relacji. Skąd się to bierze?
Bardzo dziwna przypadłość
Filofobia to termin mało znany, rzadko pojawia się w przestrzeni publicznej, a skoro tak, to mnóstwo osób nie rozumie o czym mowa. I dlaczego robi się z tego takie halo, wszak każdy na jakimś etapie swojego życia składał do kupy popękane serce, nienawidził płci przeciwnej, miał miłość za głupotę dla frajerów. Z tego jednak zwykle się wychodzi, co najwyżej przykre doświadczenie sprawia, że w kolejnych związkach jest mniej naiwności, a więcej ostrożności.
Ale żeby tak zupełnie odciąć się od uczuć i cierpieć z tego powodu? Reakcje są tu trochę jak w przypadku depresji – wielu ludziom nie mieści się w głowie, że można nie mieć siły na życie, więc krytykuje się użalanie nad sobą i zaleca „wzięcie się w garść”. Ale choć filofobia nie jest chorobą jak depresja, problemem jest właśnie to, że nie da się żyć normalnie. Lęk przed miłością nie jest stanem przejściowym. Tutaj dołek stale się pogłębia i po prostu zaczyna utrudniać codzienne funkcjonowanie. Tak właśnie działa filofobia – człowiek coraz bardziej unika intymności.
I unika jej nie dlatego, że taką wybrał drogę. Bo samotność jest celowa, ale zarazem mocno doskwiera. Ktoś cierpiący na filofobię boi się odrzucenia i tych wszystkich nieszczęść związanych z miłością, woli odpuścić bliskość, żeby oszczędzić sobie upokorzeń. Nie szuka nowych znajomości, nie daje się poderwać, trzyma dystans i ucieka, żeby nie kusić losu. Sama myśl o potencjalnym związku paraliżuje.
Związki widzi się wyłącznie w czarnych barwach – to pułapka, uwiązanie, coś, co niszczy życie, a partner prędzej czy później zrobi krzywdę. Czasem niechęć jest tak wielka, że rezygnuje się nie tylko z randek, ale i z życia towarzyskiego w ogóle, żeby unikać rozmów o miłości i nie być narażonym na zaloty nieproszonych adoratorów. Do tego widok innych par wywołuje dziwny dyskomfort – ich obecność jest krępująca, drażni, człowiek czuje się spięty, wręcz zaszczuty, przytłaczają go myśli, że jak można kogokolwiek dopuścić tak blisko siebie, i ja to nigdy, nie, wykluczone, nie mogłabym tak się obnażyć.
Co jest przyczyną filofobii?
Dokładne przyczyny powstawania filofobii nie są jeszcze znane, ale najczęściej wiąże się ją z doświadczeniami z przeszłości. Filofobia może dotknąć osoby, które jako dzieci były świadkami paskudnego rozwodu albo wyjątkowo nieudanego małżeństwa rodziców. Może być efektem własnego, toksycznego związku pełnego przemocy. Czasem cierpią na nią osoby molestowane albo bite w dzieciństwie.
Lęk przed zakochaniem może wynikać także z innych zaburzeń psychicznych, jak na przykład zespół lęku uogólnionego. Albo z bardzo niskiej samooceny i przekonania, że nie jest się godnym miłości, przez co w każdym potencjalnym partnerze widzi się bezwzględnego oprawcę. Niekiedy winne jest surowe wychowanie – młodym ludziom przedstawiana jest tak odpychająca wizja związków, że za wszelką cenę chce się ich później uniknąć.
Niektóre osoby boją się nowych związków, ponieważ wierzą w jedną miłość na całe życie, a to uczucie ma się już za sobą, więc kolejne podejście musi być skazane na porażkę, to tylko popłuczyny po idealnym wybranku, którego los niestety odebrał.
Jeszcze innym powodem jest określony styl życia, w którym duży nacisk kładzie się na karierę i rozwój osobisty. Wcześniejsze próby zakończyły się niepowodzeniem, bo partner nie umiał tego podejścia zaakceptować, i raczej niewiele wskazuje na to, by teraz znalazł się ktoś bardziej wyrozumiały – przeważa strach, że inni będą chcieli to odebrać i stłamsić kogoś ambitniejszego od nich.
Cierpi dusza i ciało
O istniejącej filofobii można nie mieć pojęcia, ale ona niemal zawsze odciska się piętnem na codziennych wydarzeniach. Najczęstszym symptomem jest właśnie paniczny lęk, który pojawia się zawsze, gdy ma się kontakt z płcią przeciwną albo innymi parami. Obsesyjnie unika się spotkań, podczas których mogłoby dojść do niedwuznacznej sytuacji. Nie lubi się intymnych rozmów, rodzinnych uroczystości, imprez, na których ludzie głównie romansują ze sobą i jeszcze próbują opornych singli ze sobą zeswatać.
Niekiedy, mimo filofobii, uda się wejść w związek, ale jest on przeważnie bardzo nieudany, ponieważ pierwsze skrzypce gra w nim chorobliwa zazdrość, podejrzliwość, zaborczość, chęć zdominowania i podporządkowania sobie partnera. U drugiej osoby na siłę wynajduje się rozmaite wady, jak gdyby chciało się potwierdzić za wszelką cenę własne uprzedzenia. Oczekuje się nierealnej, idealnej miłości. I z góry się zakłada, że już wkrótce nadejdzie koniec związku, poniekąd zresztą się ten koniec prowokuje.
Dokucza nie tylko sam strach. Przy filofobii szwankuje także ciało. Reakcje nie są jednakowe u wszystkich, ale najczęściej mowa jest o przyspieszeniu czynności serca, trudnościach w oddychaniu, nadmiernym poceniu się, nudnościach, zawrotach głowy, napadach paniki, niekontrolowanych napadach płaczu, odrętwieniu. Objawy te występują właśnie w niekomfortowych sytuacjach, a nawet wtedy, gdy w samotności rozmyśla się o swoich uczuciach.
Nie jest to jednostka chorobowa, ale pod pewnymi względami przypomina inne zaburzenia psychiczne, zwłaszcza te powiązane z relacjami międzyludzkimi. I bywa, że jest częścią większego problemu, którym powinien zająć się lekarz.
Czy można się wyleczyć z filofobii?
Skoro to nie choroba, to lekarz raczej nie postawi takiej diagnozy, nie ma też określonego postępowania w takich przypadkach. Nie znaczy to jednak, że psychiatrzy czy psychologowie zupełnie bagatelizują filofobię – patologiczny lęk jak najbardziej jest czymś, co można próbować wyleczyć.
Jeśli ktoś szuka pomocy u specjalisty, terapia ustalana jest indywidualnie. Trwa dość długo, ale bez dokładnego przepracowania przyczyn strachu nie da się pójść do przodu i zmienić swojego postrzegania związków z ludźmi. Środki farmakologiczne przepisywane są bardzo rzadko, tylko wtedy, gdy filofobii towarzyszą inne choroby, na przykład depresja. Duże znaczenie ma także wsparcie bliskich, choć oczywiście nie chodzi tu o wyciąganie na siłę z łóżka i organizowanie randek w ciemno, a o zrozumienie, z czym dokładnie boryka się bliska osoba.
A choć może się to wydawać mało poważną przypadłością, w końcu wszyscy przeżywają zawody miłosne, to bagatelizowanie filofobii miewa opłakane skutki – to postępująca izolacja, zagrożenie depresją i zaburzeniami lękowymi, coraz częstsze sięganie po alkohol i narkotyki, myśli samobójcze, samookaleczanie się.
Nie zawsze kończy się tak dramatycznie, ale już sama niemożność wejścia w związek z drugim człowiekiem jest bardzo obciążająca, zwłaszcza gdy niezupełnie chodzi tu o pragnienie bycia wolnym duchem bez związkowych zobowiązań – bycie singlem z wyboru jest tu tylko maskowaniem głębszych problemów. Te zaś, dopóki nie zostaną rozwiązane, będą za sobą pociągać kolejne kłopoty.
Jak to w ogóle rozpoznać?
Skoro oficjalnie filofobia nie jest chorobą, to jak stwierdzić, czy lęk przed miłością skręca w niebezpieczne zaułki? Jest kilka symptomów, które powinny wzbudzić czujność i zmusić do zastanowienia się nad sobą, czy przypadkiem sprawy nie zaszły za daleko i to coś więcej niż lizanie ran po dawnym, nieudanym związku:
- Kurczowe trzymanie się przeszłości. Rozpamiętywanie jej, analizowanie na wszystkie strony, rozdrapywanie na nowo ran, i to długimi latami, gdy już dawno powinno być to tylko wspomnieniem. Osoba, która nie umie się uwolnić od starej miłości, ma wielki problem, by cokolwiek zmienić w swoim życiu uczuciowym. Dawna miłość jest takim balastem, który ciągnie na dno.
- Ciągłe myślenie o tym, że nowy partner złamie serce. I przekonanie, że na sto procent tak się historia zakończy. Nie umie się zaufać nowo poznanej osobie, widzi się same negatywy i skazuje związek na niepowodzenie. A płeć przeciwna to samo zło, zepsute, perfidne indywidua, które tylko czekają na to, by swojej ofierze żywcem wyrwać serce.
- Sabotowanie damsko-męskich znajomości. Bo uprzedzenia. Bo lepiej być stroną atakującą niż znowu dać się zranić. Bo pewnie chodzi tylko o jedno.
- Strach przed otworzeniem się. Trudno sobie w ogóle wyobrazić rozmowę o osobistych sprawach, emocjach, pragnieniach. Wiadomo, że to prowadzi do nawiązania więzi, a w te więzi po prostu się nie wierzy, a szczere słowa na bank zostaną wykorzystane w złym celu. I ten brak zaufania odnosi się na dobrą sprawę do wszystkich, nie tylko potencjalnych romantycznych partnerów – znajomości są powierzchowne, relacje z rodziną bardzo luźne, praca to wyłącznie rozmowy służbowe.
Bycie singlem ponad wszystko
Filofobia to samotność z wyboru, ale wcale nie tak dobrowolna, jak by się mogło wydawać. Sporo takich osób nie stroni od seksu, ale są to jedynie przelotne przygody, bez żadnego zaangażowania, bo właśnie emocje są najpoważniejszym problemem.
Jesteś samotna, ale nie wyobrażasz sobie życia z drugą osobą. Nie zamierzasz iść na jakikolwiek ustępstwa dla dobra związku, na żadne kompromisy. Nie chcesz, by aktualny tryb życia w jakikolwiek sposób został zakłócony, po prostu nie. Obecność drugiej osoby budzi niepokój, bo obawiasz się lawiny kolejnych wydarzeń, zmian, jakie nastąpią – a z pewnością nie będą to zmiany na lepsze.
Bo związek kojarzy się z osaczeniem. To koniec świata, a nie zwiastun nowych, fajniejszych czasów. To utrata siebie, utrata wolności, wyrzeczenie się własnych potrzeb, by zaspokajać zachcianki zachłannego partnera. I pasmo krzywd, jakie ten zada „w podzięce”. Dlatego właśnie myślenie o związku budzi paniczne przerażenie – nie widzi się w bliskości żadnych plusów. I strasznie ciężko taką osobę przekonać, że one mimo wszystko istnieją – warto jednak próbować, ponieważ ciągłe uciekanie przed emocjonalną więzią wcale przed niczym nie chroni.
Komentarz ( 1 )
Straszna przypadłość, smutne życie…chociaż w dzisiejszych czasach to aż tak nie dziwi.