Główne menu

Granice w relacjach z ludźmi – czy może być ich za dużo?

Do bardzo wielu życiowych tragedii dochodzi z jednego, prostego powodu: nieumiejętności postawienia granic. I nie chodzi o to, że ofiara sama jest sobie winna, niemniej jeśli nie potrafimy jasno wyznaczyć punktów, których absolutnie przekraczać nie wolno, w końcu znajdzie się ktoś bez skrupułów i brutalnie naruszy naszą osobistą przestrzeń. Dlatego nauka asertywności jest tak ważna, od najmłodszych lat.

Co jednak, gdy ktoś zbyt mocno weźmie sobie do serca te zalecenia i postawi tak gęstą sieć zasieków, że zrobi się już lekko niebezpieczne? Można zapytać: a co w tym złego, że się nikomu nie pozwoli wejść sobie na głowę? Niby nic, ale z asertywnością też można w pewnym momencie przesadzić.

Granice w relacjach z ludźmi

Granice w relacjach z ludźmi

Po co nam granice?

Granice są po to, aby je przekraczać – tak mówi stałe porzekadło. Sama prawda, wszak inaczej ciężko byłoby o postęp w jakiejkolwiek sprawie, są jednak także granice osobiste, których naruszanie wcale nie musi doprowadzić do pozytywnej zmiany. Wręcz przeciwnie.

Szturmującym nie chodzi o nasze dobro – myślą raczej o tym, jak odnieść korzyści cudzym kosztem i nie przejmują się konsekwencjami, dopóki ponosić je będzie ktoś inny. I właśnie po to jest asertywność, czyli umiejętność egzekwowania swoich praw, ale co ważne, w taki sposób, by nie naruszać przy okazji granic pozostałych osób. Można powiedzieć, że granice to po prostu szacunek do siebie, ponieważ pokazują, że należy się z nami liczyć, a za niepożądane zachowania intruz poniesie konsekwencje. Bez asertywności praktycznie nie da się zbudować wysokiej samooceny i pewności siebie, ciężko też będzie o zdrowe relacje z ludźmi, czy to w pracy, czy na gruncie prywatnym.

Granice są zarówno te fizyczne, jak i emocjonalne, lecz to, gdzie je konkretnie postawimy, zależy już od indywidualnych preferencji. Są oczywiście pewne ogólne zasady, podyktowane prawem czy kulturą danej społeczności, chociaż zarazem właśnie te „odwieczne” normy generują szereg konfliktów i pokazują, że pewne grupy jednak do własnych granic prawa nie mają. Tak jest przede wszystkim z dziećmi, które notorycznie przymusza się do pocałowania cioci albo wyrecytowania wierszyka, od czego masa dorosłych ma kłopot z powiedzeniem „nie” – bo życie ich nauczyło, że i tak muszą robić coś wbrew sobie, w dodatku godząc się na przymus zdobywają aprobatę otoczenia. Więc nawet kiedy czują, że jest w tym przemoc, nie stać ich na sprzeciw. Bądź uważają, że nie warto.

Do tego przy budowaniu granic odbiera się mnóstwo sprzecznych sygnałów. Z jednej strony trzeba walczyć o swoje, ale z drugiej, odmowa sprawi komuś przykrość i czasem lepiej nagiąć własne zasady dla „wyższego dobra”. A że często się owego dobra nie tłumaczy, to sporo czasu zajmuje dojście, kiedy opłaca się przymknąć oko, a kiedy to absolutnie niedopuszczalne.

Dasz palec, to wezmą rękę

Brak granic zazwyczaj jest efektem bezsilności. Na złe rzeczy godzimy się głównie ze strachu albo życie tak nas zdążyło dojechać, że po prostu bezpieczniej jest pozwolić agresorowi bez pytania wtargnąć na prywatne terytorium. Oczywiście to tylko pozornie pomaga, bo jeśli raz, drugi bez słowa opuści się szlaban, kolejne naruszenia najpewniej będą jeszcze brutalniejsze i bardziej upokarzające. I coraz trudniej postawić się oprawcy.

Trudno także dlatego, że zbyt mocno tłamsiło się w sobie złość oraz gniew – bardzo często oducza się dzieci tych emocji, zwłaszcza dziewczynki, przez co granice mogą kojarzyć się z bezsensowną agresją, więc lepiej odpuścić żeby nie wyjść na niesympatyczną histeryczkę.

Tymczasem bez zdrowej złości nie ma asertywności, jest tylko milcząca zgoda na przekraczanie granicy i niekontrolowany wybuch, gdy w końcu ma się serdecznie wszystkiego dość.

Dlaczego tak często nie radzimy sobie ze stawianiem granic?

Nieasertywne osoby mają problemy w kontaktach praktycznie na każdym polu. Nie wiedzą, jak się zachować, nie rozumieją też, że w zależności od stopnia zażyłości granice mogą zmieniać położenie, oraz że inni tak samo mają swoje prywatne „królestwa”, co należy uszanować. Nie potrafią również być konsekwentne w swoich postanowieniach, co jest jednym z największych wyzwań – nie wystarczy granicy postawić raz, trzeba jeszcze ją upilnować.

Najgorzej jest wtedy, gdy na kimś nam zależy i czujemy się postawieni pod ścianą – mówiąc twarde „nie” ryzykujemy np. zerwaniem albo utratą pracy. Ryzykujemy, że nie wszyscy będą nas lubić. Albo że zostaniemy tą sztywniarą, która psuje imprezy, bo nie lubi tańców z „niewinnym macankiem”. Bo generalnie ludzie jako tacy nie chcą być niegrzeczni, nie chcą być nieprzydatni – wolą być akceptowani przez grupę, czasem nawet kosztem własnych przekonań.

Nie mając przekonania do własnych granic można się poczuć egoistą, kimś nieprzystosowanym do realiów, kogo reszta słusznie odrzuci. Z tego powodu, pokazując granice ludzie często gęsto się tłumaczą, przepraszają, słowem sami dają przeciwnikom argument do ręki, że nie chodzi o żadne granice bezpieczeństwa, co o lenistwo i brak dobrej
woli. I wyrzuty sumienia gryzą tak, że następnym razem wielu woli po prostu odpuścić dla świętego spokoju.

Ani kroku dalej

Zdarza się jednak, że personalnych granic jest wręcz za dużo. Inni nie mogą nic, prywatna przestrzeń jest dokładnie zaminowana, i najdrobniejsze odstępstwo spotyka się z bardzo surową reakcją. Brzmi jak doskonała obrona? Ano właśnie niekoniecznie. Nadmiar granic nie jest niczym pożądanym, bo zazwyczaj nie wynika wcale z troski o własny dobrostan, ile z nieumiejętnego zarządzania reakcjami na nieprzyjemności.

Dlatego wiele osób ucząc się asertywności, przeskakuje z jednego ekstremum w drugie. Tak poważnie podchodzą do obrony terytorium, że w końcu nikt się nawet nie zbliża do płotu, nie próbuje zagadać. Rośnie wysoki mur nie do przebicia, który owszem, chroni, lecz zarazem odstrasza tych o pokojowych zamiarach. Ustawione granice bynajmniej nie spełniają swojej roli – stają się nowym problemem, którego początkowo się nawet nie dostrzega.

Są to po prostu nie granice, co wymówki, by z nikim nie utrzymywać bliższych kontaktów. Na pozór fajnie, bo nie ma konfliktów, nieręcznych sytuacji, zagrożeń, jednak po czasie widać, że gdzieś nie pykło – nie ma znajomych, rodziny, udanego związku, a dotychczasowe więzi rozluźniły się na tyle, że nie wiadomo, czy w ogóle da się je jeszcze uratować.

Przesadnie asertywny człowiek zostaje zupełnie sam, tak ze swoimi radościami, jak i smutkami. Nie bardzo ma się do kogo zwrócić, bo niemal wszystkich odepchnął. Ma rzeczywiście spokój, może się trzymać na uboczu, lecz chyba niedokładnie o to mu początkowo chodziło.

W czym problem?

Zbyt radykalnie postawione granice wynikają często z tego, że zbyt poważnie, i zbyt do siebie bierze się zachowania innych osób. Cokolwiek zrobią, odbiera się to personalnie, jako atak konkretnie na moją osobę, w dodatku w ogóle nie próbuje się tych akcji zrozumieć i umieścić w określonym kontekście – ocena jest zerojedynkowa, bez żadnych niuansów, a ludźmi po prostu tak się nie da.

Nie widzi się też żadnej winy ze swojej strony, nie próbuje się poznać perspektywy otoczenia, które – kto wie – może mieć więcej racji, a to powinno skłonić do rewizji wcześniejszych granic. I co gorsza, nie traktuje się własnych granic jako szans na dalszy rozwój, a właśnie po to one istnieją, by móc sprawniej poruszać się po świecie pełnym pułapek – przesadnie asertywny człowiek traktuje granice bardziej jako twierdzę odciętą od reszty, pewien rodzaj wendety. Niczego się tak naprawdę nie uczy, raczej utwierdza w przekonaniach, że ludzie to swołocz niegodna zaufania.

Poustawiane na każdym kroku i bezwzględnie strzeżone granice często postrzega się jako skuteczne rozwiązanie życiowych problemów, ponieważ to dużo wygodniejsze niż żmudne analizowanie traum. Inaczej mówiąc, zamiast pracy jest dociskanie śruby, a to zazwyczaj nie przynosi oczekiwanej poprawy. Po drugie, to nie granice same w sobie są często złe, tylko ich niewłaściwa komunikacja, bo skąd inni mają wiedzieć, że czegoś nie wolno? Można oczywiście strzelić do wroga bez ostrzeżenia, rozsądniej jednak byłoby wpierw uprzedzić, jakie zasady panują na naszym podwórku.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>