Jak często można się zakochiwać?
Są ludzie, którzy na nową miłość otwierają się dopiero po długim czasie. I tacy, dla których to niemal zawsze jest jak grom z jasnego nieba. Zakochują się natychmiast, w dodatku tych zakochań mają bardzo dużo na koncie, no bo przecież świat pełen jest niezwykłych istot, na widok których serce od razu zaczyna mocniej kołatać.
Kochliwe osoby już po pierwszym spotkaniu są zauroczone, pod ogromnym wrażeniem, i do tego jeszcze barwnie opisują swoje uczucia. Często naprawdę wierzą, że tym razem to na pewno TO, ale jakoś tak się składa, że po niedługim czasie popadają w zachwyt z całkiem innego powodu. Są niedojrzali? Manipulują? A może po prostu dla nich tak właśnie wygląda miłość?
Trzy razy w ciągu życia
Jak mówi nauka, statystycznie człowiek zakochuje się trzy razy w życiu. Każda z tych miłości jest trochę inna i dostarcza różnych doświadczeń – pierwsza to ta szczenięca miłość, druga to wielkie, ale i trudne uczucie łamiące na koniec serce, i wreszcie „miłość właściwa”, dojrzała, dająca prawdziwe spełnienie. Ale to tylko statystyka, poza tym często mylnie się bierze za miłość zwykłe zauroczenie lub pożądanie, zwłaszcza w młodym wieku.
Dla wielu jest też oczywiste, że nim się trafi na idealnie dobraną drugą połówkę, choć raz trzeba przeżyć miłosny zawód, i właśnie przez nieudane związki można się nauczyć prawdziwego bycia razem. Ile jednak tych niepowodzeń mieści się w normie? Raz czy dwa to raczej nikogo nie zszokuje, ale już być zakochanym 20 razy wyda się dziwne. Bo serio, kochać 20 różnych osób? Można zrozumieć, że ktoś miał tyle przelotnych romansów, lecz od namiętności do miłości droga jeszcze daleka.
Spotykanie się z kimś, czy nawet związek, jeszcze nie oznacza głębokiego uczucia. Zakochanie to dopiero pierwsza faza, która dopiero przekształci się w prawdziwą miłość, albo i nie, bo to właśnie jest charakterystyczne dla osób kochliwych – łatwo się podpalają, przeżywają zauroczenie bardzo intensywnie, to się jednak wygasza nim uda się wybudować coś stabilniejszego.
Wystarczy mała iskra
Kochliwość jest w pewnym sensie uzależnieniem. Jeśli ktoś zakochuje się co chwila, i każdy z tych obiektów zakochania opisywany jest jako wyjątkowy, coś prawdopodobnie jest na rzeczy, choć trudno jednoznacznie określić co. Zakochanie to euforia, głowa w chmurach, oderwanie od szarej rzeczywistości, czyli stan bardzo przyjemny, od którego po prostu można się uzależnić. Jedna osoba takich wrażeń nie dostarczy – naturalne jest, że po pewnym czasie temperatura spada, i choć wciąż można cieszyć się obecnością partnera i doświadczać z nim fantastycznych rzeczy, wygląda to inaczej niż na samym początku.
W zakochaniu chodzi właśnie o ten budzący dreszcze efekt nowości. Dłuższy związek nudzi albo się rozpada, ale wystarczy, że na horyzoncie pojawi się ktoś nowy, i już można zacząć zabawę od początku. Kochliwe osoby szybko wpadają w tryb romantycznej znajomości, nie ma to długiego badania, wątpliwości, znaków ostrzegawczych. Można powiedzieć, że ich okulary są jeszcze bardziej różowe niż u reszty.
Mechanizm jest tu trochę inny niż u ludzi, którzy świadomie nie chcą się angażować – ci drudzy też mogą mieć sporo romansów na koncie, tyle że mówią o nich w kontekście zakochania i raczej szybko się wycofują, jeśli wykryją takie symptomy u siebie albo u drugiej strony. Często zakochująca się osoba właśnie chce być zakochana, niekiedy nawet w wielu partnerach jednocześnie. Przeważnie łączy się to licznymi relacjami seksualnymi, choć nie musi, niemniej to dość typowe dla kochliwych osób, że nie stronią od szybkiego konsumowania swoich „wielkich miłości” – i to niekoniecznie dlatego, że mylą miłość z pożądaniem, tylko sądzą, że to pomoże im w przywiązaniu kochanka do siebie.
Ciężko się zdecydować
Notoryczne zakochiwanie idealnie obrazuje, o co chodzi z systemem nagrody. Jest zauroczenie – jest ogromna przyjemność. Zakochanie nie wiąże się natomiast ze zobowiązaniami i innymi negatywnymi konsekwencjami, jakie z czasem generuje stały związek. Kochliwi z jednej strony chcieliby czegoś poważnego, z drugiej strach ich przed tym powstrzymuje. Lub szybciutko się przekonują, że ich „tym razem to prawdziwa miłość” nie ma przed sobą przyszłości. Znowu. Znowu upatrzona osoba rozczarowuje, nie odwzajemnia uczucia albo zwyczajnie odchodzi.
Dzisiaj w częstym zakochiwaniu sprzyjają jeszcze okoliczności – nie ma tak wielkiego parcia na szybki ślub, jest przyzwolenie na seks bez zobowiązań, a randkowe aplikacje dają wprost nieograniczone możliwości w poznawaniu nowych ludzi. Więc kiedy widać nie jednego, a kilkadziesiąt potencjalnie idealnie dobranych kandydatów, łatwo przeskakiwać z kwiatka na kwiatek i za każdym razem odczuwać legendarne motylki w brzuchu.
Jednocześnie powszechną przypadłością staje się samotność, co może doprowadzić do desperackich kroków i zakochiwania się w każdej napotkanej osobie, która choć w ułamku spełnia nasze oczekiwania. Lub zakochiwania się w wyobrażeniu partnera. A że desperacja to mało skuteczny afrodyzjak, szanse na happy end są niewielkie. Czyli następnej randki nie ma, szukamy dalej. Rozpaczliwie, zbyt gwałtownie, za wiele sobie wyobrażając po jednym miłym wieczorze.
Nadmiar miłości szkodzi
No, może nie tyle miłości, co niekontrolowanego zakochiwania. Nie jest dziwne, że ktoś lubi ten stan, pytanie tylko, jakie są konsekwencje owej kochliwości. A bywają one mało przyjemne lub wręcz szkodliwe. Kiedy ktoś się często zakochuje, to z dużym prawdopodobieństwem ciągle trafia na niewłaściwe osoby – bo z tą właściwą wreszcie za którymś podejściem udałoby się stworzyć coś trwalszego. W kochliwości raczej nie zakłada się szybkiego zerwania, to niejako samo się dzieje wskutek wygaszenia najintensywniejszych emocji albo odrzucenia ze strony partnera.
Kochliwych osób nie ciągnie do podejrzanych typów – badania pokazują, że są one w stanie zauroczyć się każdym, kto akurat pojawił się na drodze. Jednak często na nich trafiają, co wynika głównie z ich szczególnej osobowości – duża otwartość, wrażliwość, emocjonalność to cechy przyciągające manipulantów. Jest i inny powód – ktoś zmieniający partnerów jak rękawiczki nie wydaje się godny zaufania, dlatego odstrasza osoby szukające poważnego związku i kończy u boku tych mających mocno obniżone standardy.
Efekt? Po jednym niesatysfakcjonującym romansie zaczyna się drugi, niepokojąco podobny. I potem cała seria. Fajna jest tylko ta pierwsza faza zakochania, więc ucina się znajomość przed czasem albo słucha ze łzami w oczach słów pożegnania, by po raz kolejny zafundować sobie przyjemny skok hormonów, tym razem już na serio. Ale niestety, jak ktoś nie umie być sam i mimo ogromnego zawodu zaraz na drugi dzień rozgląda się za nową miłością, zazwyczaj nie potrafi też dostrzec powodów swoich porażek i kopiuje stare błędy.
Miłość tylko dla dojrzałych?
U kochliwych osób najczęściej da się dostrzec pewien schemat, choć oni sami przez długi czas mogą go nie zauważać. Gdy nie ma żałoby po nieszczęśliwej miłości, nie ma też refleksji co poszło nie tak, przez co kolejnym razem znowu ignoruje się sygnały alarmowe. Jest skok na główkę, z wielką nadzieją na przeżycie czegoś pięknego.
Kochliwość często jest utożsamiana z niedojrzałością, i sporo w tym prawdy. Czasem to normalny etap dorastania, i zakochiwanie się co pięć minut mija gdy człowiek zechce się już ustatkować – złe jest raczej to, że mogło się po drodze kogoś skrzywdzić, i nie było się do końca szczerym odnośnie prawdziwych intencji. Ale gdy ciągnie się to latami, nie wygląda już dobrze, i nie można wiecznie zwalać winy na brak wartościowych kobiet czy mężczyzn. A takie przekonanie łatwo w sobie utrwalić, jeśli powiela się toksyczne schematy, ponieważ na drodze stają w większości osoby dobre właśnie na chwilę i odstręczające na dłuższą metę.
Wreszcie każda kolejna miłość męczy, znika nawet to ekscytujące zauroczenie. Jest głównie rozczarowanie i pustka, zabetonowanie w mało pochlebnym poglądzie odnośnie płci przeciwnej. I mimo trafienia na właściwą osobę może być problem ze stworzeniem udanego związku, bo po tylu miłostkach już nie ma się złudzeń, a to trochę kiepski początek, jak się z góry zakłada, że miłość jest dla naiwnych głupców.
Zostaw komentarz