Jak kobiety radzą sobie ze stresem?
Stres to jedna z tych emocji, których niefajnie jest doświadczać, jednak bez nich człowiekowi bardzo trudno byłoby przetrwać. Rzecz w tym, że dzisiaj tego stresu mamy stanowczo za dużo – jeśli stan nerwowego napięcia trwa zbyt długo, traci swoją mobilizującą moc i zaczyna po prostu niszczyć.
Statystycznie, kobiety stresują się częściej. Więcej rzeczy wyprowadza je z równowagi i bardziej „żywiołowo” swoje zdenerwowanie okazują. Są w większym stopniu niż mężczyźni narażone na depresję, stany lękowe, zaburzenia jak PTSD. Jak pokonują ten stres? Czy w ogóle są w stanie?
Co stresuje kobiety?
Z badań wynika, że najbardziej zestresowaną grupą są kobiety pomiędzy 24 a 35 rokiem życia. To bowiem okres, gdy najwięcej się w ich życiu dzieje, kiedy trzeba podejmować kluczowe dla przyszłości decyzje – w tym wieku zazwyczaj zaczyna się wspinaczka po kolejnych szczeblach kariery, pojawiają się poważne zobowiązania finansowe jak kredyt na mieszkanie, na świat przychodzą dzieci. Stresujące jest po prostu ogarnianie tego wszystkiego, a zwłaszcza próby pogodzenia życia rodzinnego z pracą zawodową. Dokucza też brak czasu na kontakty towarzyskie i dodatkowe hobby.
Starszym kobietom sen z powiek spędzają głównie konflikty rodzinne, kłopoty finansowe, szwankujące zdrowie, troska o najbliższych, samotność, poczucie bezużyteczności, jednak mimo tego seniorów stres dopada rzadziej niż osoby młodsze. Inna sprawa, że po okresie menopauzy kobiety stają się mniej odporne na stres – generalnie, w sytuacjach podbramkowych najlepiej odnajdują się panie przed 50-tką, czyli zanim dochodzi do poważnych zmian w gospodarce hormonalnej.
Kobiety stresują się niemalże codziennie. I co gorsza, przybywa kobiet, które żyją w stresie permanentnym. Głównym czynnikiem stresogennym jest praca, ale niewiele mniej zmartwień dostarcza życie rodzinne, w tym zarówno niesnaski pomiędzy domownikami, jak i brak pieniędzy na rachunki oraz inne bieżące potrzeby.
Bardzo często kobiety czują się przytłoczone zbyt szybkim tempem życia i są tak przemęczone harówką na dwa etaty, że nie potrafią już nawet wypoczywać. Prócz tego dołująca jest jeszcze presja na bycie wiecznie młodą, piękną i szczupłą.
Stres paraliżuje
Jak ów stres się objawia? Kobiety najczęściej wymieniają zaburzenia snu, poczucie rozdrażnienia, bóle brzucha i głowy, przewlekłe zmęczenie, stany depresyjne. W nagłych przypadkach częstą reakcją jest płacz i panika, a część kobiet po prostu traci głowę i wpada w histerię.
To, jak reagujemy na stres, rzeczywiście zdaje się mieć spory związek z płcią (chodzi głównie o hormony), ale są to skomplikowane powiązania, zależne od różnych czynników, a wyniki badań wcale nie są tak jednoznaczne – niekiedy wręcz sobie przeczą. Powszechnie uważa się, że w stresującej sytuacji mężczyźni zachowują zimną krew i przystępują od razu do działania, kobietom natomiast ciężko się uspokoić i sensownie zareagować na zaistniałe zagrożenie.
I częściowo to prawda. Ogólnie rzecz biorąc, mężczyźni lepiej sobie radzą w wydarzeniach „na gorąco”, gdy na przykład wybucha pożar, dochodzi do wypadku, ktoś znienacka atakuje. Potrafią się wtedy spiąć i walczyć z niebezpieczeństwem, nie tracą czasu na wielopiętrowe rozkminy, działają instynktownie. Dla kobiet stres w takich okolicznościach bywa często paraliżujący. Histeryzują, bo nie wiedzą, co robić – pierwszy kontakt z tragedią jest przerażający też dlatego, że kobiety, będące „pod ochroną”, nie zdążyły się zahartować, nie są oswojone z każdym złem i ludzką niegodziwością, ale i hormony mają tu dużo do powiedzenia. Choć oczywiście to duże uogólnienie i nie odnosi się do wszystkich.
Jakoś to będzie, mogło być jeszcze gorzej
W pierwszym odruchu kobiety reagują na stresujące wydarzenia bardzo nerwowo, za to dużo lepiej radzą sobie ze stresem długotrwałym. Prawdopodobnie dlatego, że prędzej się przystosowują do nowych warunków, co jest i dobrodziejstwem, i zarazem przekleństwem – kobieta nie załamie się tak szybko, żyjąc w paskudnym otoczeniu i cierpliwie będzie niosła swój krzyż, ale przez to dłużej w tym bagnie tkwi, a z czasem może je wręcz uznać za „normalność”.
Pomocne jest tu myślenie przyziemne, pragmatyczne, typowe dla wielu kobiet – wojna, nie wojna, jeść trzeba, warto się umyć, połatać ubranie, zaopiekować dzieciarnią, zająć się chorymi, popilnować dobytku jaki jeszcze został, zakręcić się za jakimś zajęciem żeby parę groszy zarobić. No życie, a popłakać można i nad cerowanymi skarpetkami.
Długotrwała choroba, opieka nad niepełnosprawnym dzieckiem, trwałe bezrobocie, okupacja, i tym podobne, ciągnące się tygodniami, miesiącami, latami sytuacje są trudniejsze dla mężczyzn, szczególnie gdy na ten stan nie mają oni żadnego wpływu – czują się wtedy przytłoczeni i zagubieni, bezradni, pokonani, co prowadzi do załamania i zachowań destrukcyjnych, jak codzienne zapijanie smutków. Kobiety natomiast częściej wykazują się zaradnością i choć cierpią, mniej w nich skłonności do niszczenia siebie i ludzi dookoła. Jak gdyby po pierwszym szoku dochodziły do wniosku, że najwyraźniej tak ma być, i cóż, trzeba żyć dalej.
Słuchajcie, siostry
Kobiety, można rzec, są głośniejsze w swoim nieszczęściu i to właśnie często wysuwa się na pierwszy plan, że lamentują, a nie że biorą sprawy w swoje ręce. Nie da się jednak zaprzeczyć, że zbyt często stresują się pierdołami, które większość mężczyzn zbyłaby wzruszeniem ramion.
Niemała część codziennych stresów to głupotki, obok których rozsądniej byłoby po prostu przejść, zamiast się w nich babrać całymi godzinami. Kobiety mają tendencję do przejmowania się złośliwymi plotkami, tym, co ludzie pomyślą. Strasznie przeżywają drobne niepowodzenia, których inni zazwyczaj nawet nie zauważają. Analizują, rozkładają na czynniki pierwsze, rozpamiętują. Nakręcają się, choć zdrowiej byłoby odpuścić i zapomnieć.
Ale w ich zachowaniu są i dobre strony. Kobiety na ogół są dość wylewne, gdy chodzi o przeżywany stres. Nie kiszą w sobie negatywnych emocji, starają się raczej wyciągnąć je na światło dzienne. Co jednak może być zaskakujące, żale wylewane są głównie w babskim gronie – o emocjach najchętniej rozmawia się z przyjaciółkami, mamą, siostrą, babcią, koleżanką z pracy, sąsiadką, nawet nieznajomą kobietą, która akurat znalazła się w pobliżu. Druga kobieta prędzej zrozumie w czym rzecz, a jeśli nie, to przynajmniej można się wygadać. Dlaczego nie partnerowi?
Jest na to pewne ciekawe wytłumaczenie. W badaniach nad stresem przez długi czas uwzględniano jedynie reakcje mężczyzn, stąd wniosek, że na zagrożenie odpowiada się albo ucieczką, albo konfrontacją. U kobiet to nie działa – ani walka, ani ucieczka to nie są optymalne rozwiązania dla opiekunki potomstwa. Działa natomiast proszenie o pomoc innych kobiet, z którymi się żyje w jednej wspólnocie.
W związku schemat jest zwykle inny. Kobieta wraca do domu, po minie widać, że kiepsko, ale na pytanie faceta pada niemalże radosne „nic się nie stało”. On wraca więc do swoich zajęć, po czym ona zamyka się w łazience i beczy, jest obrażona, jest jej przykro. Za co? O co chodzi? No właśnie, w związku kobieta często liczy na zrozumienie bez słów, na domyślenie się. Po to jest przecież ten mężczyzna, by przytulił, dodał otuchy, powiedział miłe słowo. I najlepiej, gdyby sam z siebie odkrył, co jest przyczyną nieszczęścia.
Oczyszczające gadanie
Wybuch emocji, nierzadko bardzo gwałtowny, łzy, krzyki, niekontrolowane potoki słów – postronnych ma prawo to irytować, ale dla zestresowanej osoby to świetny sposób na oczyszczenie się ze złych emocji. I kobiety chętnie z tego korzystają. Zrzucają ciężar, jaki spadł im na głowę, dzięki czemu szybciej odzyskują dobry nastrój i równowagę emocjonalną.
Mężczyźni, którym stresów przecież także nie brakuje, muszą nerwy znosić z godnością, ewentualnie mogą je rozładować w jakiś męski, agresywny sposób. Na zewnątrz wydają się ok, twardzi i niepokonani, w rzeczywistości nieprzetrawione stresy pogłębiają i wydłużają ich cierpienie – zdecydowana większość samobójców to mężczyźni, to panowie częściej sięgają po używki „na zagłuszenie smutku”, w momentach wzburzenia zachowują się przesadnie ryzykownie, wpadają w złe towarzystwo.
Kobiety, jako te uznawane za słabsze, mają w pewnym sensie przyzwolenie na cackanie się ze sobą. Wolno się im uzewnętrzniać. Owszem, dziewczyny też powinny wziąć się w garść, ale ich bezradność i płaczliwe skargi przyjmuje się jako coś naturalnego – można się pośmiać, pogardliwie skomentować, ale przynajmniej nie udaje się, że czegoś nie ma. I koniec końców, mimo że to kobiety częściej mają zdiagnozowaną depresję, stany lękowe i różne zaburzenia wynikające ze stresu, właśnie one żyją dłużej i zazwyczaj w lepszym zdrowiu niż panowie.
Ciasteczko na pocieszenie
Ale nie zawsze jest tak pięknie. Nie każda kobieta lubi się zwierzać i nie każda ma komu; nie jest tak, że wszystkie sobie popłaczą, pogadają, i to koniec problemów. Zwłaszcza, że tych nerwów jest dzisiaj zwyczajnie za dużo, by je tak na bieżąco przerobić. Mnóstwo kobiet mocno odczuwa skutki codziennego stresu. Jak dokładnie?
Średnio co trzecia kobieta cierpi na bezsenność. Dość spora część ratuje się alkoholem, na szczęście tylko w małych dawkach (w myśl zasady: lampka wina nikomu nie zaszkodzi), co jednak u niektórych pań przeradza się w wyniszczający nałóg. Stres zachęca wiele kobiet do sięgania po papierosy, popularną metodą odreagowania jest też kłótnia z partnerem.
Ale najczęściej kobiety stres po prostu zajadają. Mało co koi nerwy tak skutecznie i przyjemnie, jak ulubione przekąski w dużych ilościach, jak jednak nietrudno się domyślić, to metoda bardzo zgubna, bo czekoladki cieszą przez chwilę, a potem zaczyna się nowy dramat, że tyłek rośnie, że jestem taka gruba i nieatrakcyjna, co rzecz jasna pogarsza samopoczucie. I tak w kółko.
Popularnym sposobem na oderwanie się od przytłaczającej rzeczywistości jest także siedzenie w sieci i zaleganie na kanapie, by pooglądać ulubione seriale albo poczytać książkę. Masa kobiet poprawia sobie humor zakupami, inne ratują się lekami uspokajającymi.
Dość rzadko, choć to się od kilku lat dość dynamicznie zmienia, negatywne emocje rozładowywane są w zdrowszy sposób, czyli aktywnością fizyczną. To, że kobiety mają swoje pieniądze, pozwala na takie metody odstresowania się jak chodzenie na basen, siłownię, jogę, masaże, zajęcia relaksacyjne, warsztaty malarskie czy taneczne, a także bardziej ekstremalne rozrywki.
Męskie nawyki
Pewnym problemem w radzeniu sobie ze stresem okazała się niezależność. Wyjście z domu dało nowe możliwości, ale pojawiły się też nowe zagrożenia – takie, które do niedawna dotykały tylko mężczyzn, uczonych tego, że należy być zawsze samodzielnym, samowystarczalnym i silnym psychicznie. Doszedł strach związany z utratą zatrudnienia, konflikty z szefem i współpracownikami, presja na wyniki, trudne relacje z klientami, ciągła rywalizacja o dobre stanowisko, etc.
Kobiety dobrze znoszą stres związany ze sprawami domowymi i okołorodzinnymi, bo to dla nich teren doskonale znany. Obszary zawodowe to miejsca, w których są nowicjuszkami, i to na cenzurowanym, dlatego każda porażka boli dużo mocniej. Niezależność w wielu przypadkach zamienia się po prostu w samotność – kobieta tak chce udowodnić, że sama sobie ze wszystkim idealnie poradzi, że odrzuca każde wsparcie, nie mówi o doświadczanych nieprzyjemnościach, nie ujawnia emocji. Stąd między innymi zmiany w statystykach dotyczących nałogów, które dotychczas były domeną mężczyzn.
Chyba nie daję rady
Kobiety stresują się częściej, ale i częściej proszą wtedy o pomoc. Nie ma aż takiego wstydu, by pójść do psychologa, by przyznać się, że już nie wyrabiam, przerasta mnie to, sytuacja zbacza w niepokojące rejony. Głupio okazać się słabą, lecz jeszcze głupiej jest stoczyć się w odmęty autodestrukcji. Kobietom terapie pomagają, czują ulgę, że mogą porozmawiać o emocjach i trudnych wydarzeniach.
To ta wspomniana potrzeba wyjścia do ludzi. Przytacza się tu często przykład z kierowcą: kierowca gubi drogę, i jeśli to kobieta, najpewniej zapyta kogoś o radę, mężczyzna raczej się uprze, by problem rozwiązać samodzielnie, choćby to oznaczało wielogodzinne błąkanie się po bezdrożach. Może jednak ta natura, przynajmniej czasami, okazuje się dla kobiet łaskawsza, niż zwykło się uważać.
Zostaw komentarz