Jak kobiety zagłaskują mężczyzn na śmierć? Czyli o poświęceniu, którego nikt nie docenia
Gros kobiet jest za dobrych. Zwyczajnie robią za wiele, myślą za szybko – jeszcze zanim partner powie słowo, one już wiedzą, co ma na myśli, wyprzedzają jego prośby, pamiętają o wszystkim. Wiedzą lepiej, co on lubi, czego potrzebuje, jak rozmawiać z jego matką, jak przekonać do podwyżki szefa. I jeszcze się tym szczycą.
Odkrywają wszystkie karty, pokazują każdą zaletę, świetnie realizują się w roli sprzątaczki, kucharki, pani domu, matki.
Pomału dzień za dniem biorą na siebie kolejne obowiązki z miną satysfakcji i słowami przyklejonymi do ust – „ależ kochanie, nie ma sprawy”. Ich gesty mówią – zobacz, jak świetnie sobie radzę, jestem niezależna, dobra we wszystkim. Potrzebujesz mnie, nie dasz sobie beze mnie rady. Ja nad wszystkim panuję. Mam życie pod kontrolą…
Tak myślą…
Hodowla niezaradnych mężczyzn
Za chwilę są wściekłe, że on taki niezaradny i nie wie, jak włączyć pralkę, albo na jakie konto przelać pieniądze za mieszkanie, gdzie leżą plastry i gdzie Ona kupuje tę świetną szynkę na obiad.
Co się dzieje dalej?
Nie potrzeba długo czekać – wkrótce poświęcająca kobieta zauważa, że nikt, a na pewno On nie docenia Jej wysiłków.
Nie zauważa jej poświęceń, a do tego ….wymaga coraz więcej, coraz trudniej go zadowolić, a coraz łatwiej rozdrażnić.
Nagle coś, co było powodem do dumy staje się zbyt ciasną klatką. Sposób na dowartościowanie siebie, odczuwanie przyjemności z czynienia drugiej osobie dobra i sprawienie Jemu przyjemności zamienia się w kulę u nogi.
Co się stało?
Kobieta za dobra
Znacie to?
„Kochanie, spróbuj pomidorówki, zrobiłam tak jak lubisz, z makaronem. Kolanka, bo przecież nie lubisz wstążek. Nie chcesz zupy? No to może przygrzeję Ci kiełbaski. Też nie? Ojej…Nie jesteś głodny? Przecież musisz być głodny. Podam Ci w takim razie od razu kolację. Nie? No to posiedźmy razem, obejrzyjmy telewizję, podrapię Cię po plecach. Mam Ci dać spokój? Ale dlaczego, kochanie…”’
Przerysowane? Przesadzone?
Pułapka dobroczynności
Psychologowie mówią o pułapce dobroczynności, czyli zasadzce, którą zastawia los na pary w długich związkach.
Na czym to polega?
Ano na prostej zasadzie, że powtarzane dobre uczynki są odbierane jako coraz mniej wartościowe.
Inaczej – jeśli on zawsze kupuje jej kwiaty w pierwszą sobotę miesiąca, bukiet, który dostanie Ona po 10 latach będzie już dla niej czymś oczywistym.
Z biegiem czasu w stałym związku coraz trudniej sprawić sobie przyjemność, a coraz łatwiej sprawić drugiej osobie przykrość: „w miarę trwania udanego związku spada nasza zdolność do sprawiania partnerowi przyjemności, natomiast rośnie nasza potencjalna zdolność do wyrządzenia mu przykrości” (Wojciszke, 2006, s.157).
Z czasem dobre rzeczy zaczynamy traktować jako naturalne, a ich subiektywna wartość spada. Nie tylko dla nas. Ona spada też dla partnera.
Dlatego jeśli Ona zawsze przygotowuje mu z rana kanapki, wstaje szybciej, by iść po świeże pieczywo, on po prostu uzna to za oczywiste i rzadko wpadnie mu do głowy, by zrobić to za nią.
Wraz z biegiem związku trudniej nam sprawić przyjemność partnerowi. Bardziej cenny będzie dla nas komplement od obcego mężczyzny niż od męża, który prawi nam komplementy każdego dnia…Widzicie to zagrożenie?
Łatwo wpaść w tą pułapkę i trudno winić kogokolwiek. Kobiety chcą dobrze. Kochają swojego mężczyznę i w naturalny sposób chcą się nim opiekować. Niestety mamy skłonność szybkiego wpadania w wir czynienia dobrego niczym narkoman, który potrzebuje coraz większej dawki, by osiągnąć ten sam efekt. To działa jak nałóg, z którego trudno wyjść.
Problem jest szczególnie duży, gdy dochodzą do niego kłopoty z niską samooceną oraz próby przekonania jego i siebie, że jestem warta miłości. Jeśli Ona w głębi duszy czuje, że na niego nie zasługuje, że musi dawać od siebie więcej, żeby On nie odszedł, problem z dobroczynnością, której nikt nie docenia, nabiera ekstremalnych rozmiarów.
Jak nie wpaść w pułapkę nadmiernej dobroczynności?
Jak nie zagłaskać kota na śmierć?
Szczerze mówiąc trudno dać złotą receptę. Takiej nie mają nawet psychologowie.
Dają ogólnikowe wskazówki, które można przyjąć z wdzięcznością lub wściekać się na ich niską wartość.
Podkreślają, żeby nie wpadać w rutynę, poszukać własnej równowagi między dawaniem a otrzymywaniem. Poza tym warto wpuścić do związku trochę „zła”, „niewiadomej”.
Bez sensu?
Niekoniecznie…
Zło jest potrzebne, po to, by móc poczuć dobro.
W jaki sposób?
Kobieta, która zawsze wstaje rano i robi wspomniane kanapki, niech raz o nich „zapomni”, a po południu niech go zaskoczy i zamiast drapać go po plecach, umówi się z koleżankami na kawę.
Każdy związek jest inny i każda z nas musi znaleźć swoją receptę na harmonię. Wszystko po to, żeby doceniać to co się ma.
6 komentarzy
Bardzo przemawia do mnie ten artykuł, taka była moja matka dla ojca…cierpiała cała rodzina
No cóż chyba zajęłam się hodowlą niezaradnego mężczyzny 🙂
prasuję koszule, szykuje ubrania na każde wyjście, robię kanapki do pracy i ulubioną zupę męża – pomidorówkę z makaronem:)
Ale rano nie muszę odśnieżać samochodu, myć naczyń po niedzielnym obiedzie i ścielić łóżek:)
Taka, była moja mama…
Wioleta – trochę stereotypowy podział obowiązków 🙂
Kogo mama taka nie była 😉
Prawdziwie , proste i trudne w jednym. Głaskać by nie zagłaskać.
Dokładnie tak 🙂