Jak nie umrzeć po 30?
Najgorsza jest śmierć za życia. Ta obecna na każdym kroku, ale nieuświadomiona. Ta, której smutny fenomen prosto ujął w słowa William Wallace: „Każdy człowiek umiera, nie każdy naprawdę żyje” lub Grace Hansen: „Nie obawiaj się, że Twoje życie się skończy, obawiaj się, że nigdy się nie zacznie”. Tymczasem wielu z nas, mimo że każdego poranka wstaje z łóżka, to mentalnie nie żyje. W codziennym biegu załatwia mnóstwo spraw, ale jest jak zombie, rozczarowane życiem i nastawione na przetrwanie. Tylko tyle. Reszty nie ma. Wypaliła się. I tylko zapominane fragmenty duszy jeszcze z nadzieją, choć cicho pytają: jak nie umrzeć po 30? Jak żyć, by nie żałować? Naprawdę tak już będzie zawsze?
Mam 30 lat i nic nie jest takie, jak planowałam
Wiek to tylko liczba, pewna umowna granica, czasami punkt zwrotny. Sama w sobie nic nie znaczy, jednak ludzka psychika działa w ten sposób, że lubimy robić podsumowania, gdy na naszej drodze pojawiają się nowe liczby. Gdy są one do tego okrągłe, w swojej istocie pełne i niemal doskonałe, nie sposób uniknąć konfrontacji z własnymi oczekiwaniami.
Wiele z nas wyobrażało sobie u progu dorosłości, że za 10 lat będzie idealnie. Plany te pochodziły z czasów, kiedy 30 lat widzieliśmy jako „dojrzały etap”. Kobieta po 30. to nie była kumpela z bloku, to była już pani, poważna, dorosła, starsza, poza zasięgiem…Gdy miałyśmy niespełna 20 lat, żyliśmy w przekonaniu, że mamy jeszcze mnóstwo czasu, by wszystkie plany zrealizować. Często wyobrażałyśmy sobie, że po 30. będziemy miały wspaniałego męża, najlepiej dwójkę dzieci, piękny, wygodny dom, wczasy w bogatych kurortach co najmniej raz w roku…
Czas jednak weryfikuje nasze wyobrażenia. Nierzadko przynosi gorzkie rozczarowania.
Bo wiele z nas ma 30 lat, a nadal mieszka z rodzicami lub gnieździ się w małym mieszkanku na starym osiedlu cieszącym się złą opinią…
Są też inne scenariusze…Miał być ukochany mąż, jest eks, z którym nie sposób się dogadać, miała być szczęśliwa rodzina, jest dziecko, które wraca z weekendu od tatusia i mówi „jesteś głupia, mamo”…
Podobno nadzieja umiera ostatnia, jednak w obliczu rozczarowania, często tracimy również ją. Nie wierzymy, że coś nas jeszcze w życiu dobrego spotka. Tak, jakby ta „magiczna granica” 30 lat o wszystkim decydowała…Tak, jakby nie było nic później.
Mam 30 lat, mam wszystko, co chciałam, ale czuję pustkę
Czasami jest też inaczej. Masz wymarzony dom, jako takiego męża, dzieci, które doprowadzają Cię często do szału, ale kochasz je nad życie. Masz to, czego chciałaś. A mimo to czujesz pustkę….
Początkowe zachłyśnięcie pracą odbija Ci się czkawką. Nagle zauważasz, że mimo że wykonujesz zawód, o jakim zawsze marzyłaś, to niestety nie jest idealnie. Przytłaczają Cię papiery, tracisz poczucie, że robisz coś naprawdę ważnego.
Czujesz presję, a szalony pęd życia odbiera Ci wszelką radość. Mówisz sobie, jeszcze chwilę, jeszcze trochę, muszę się dorobić, a potem pożyję. Jednak chwila zamienia się w miesiące, a następnie w lata. Pojawiają się kolejne potrzeby i następne. Gubisz własne „ja” i swoje pragnienia, wierząc, że trzeba tak żyć, bo rodzina, bo kredyt, bo dzieci. Czujesz się oszukana. Tak zmęczona, że przestajesz cieszyć się życiem. Pomału wkracza pustka…wraz z monotonią, rutyną i bardziej barwnymi punktami w codzienności, które cieszą na chwilę. Pytasz, czy to już wszystko? Czy tak będę żyła do emerytury?
Po 30. przychodzi czas zawodów
Teoria magicznej 30. wcale nie jest pozbawiona sensu. Ma ona związek z dojrzewaniem społecznym, biologicznym, a także ze zmianami zachodzącymi w życiu.
Po ukończeniu 30 lat możemy czuć się doskonale, nie zmienia to jednak faktu, że nasz organizm się starzeje…Nie regeneruje się tak szybko jak 10 lat wcześniej. Szybciej się męczymy, nieprzespana noc dłużej daje się we znaki, kac jest bardziej dotkliwy. To dlatego rozsądniej niż wcześniej podejmujemy decyzje dotyczące imprez w środku tygodnia. To, co było normą wcześniej, teraz staje się dużo trudniejsze, odpuszczamy. Nie dziwi zatem rozczarowanie własnym zdrowiem, tym, że mimo że czujemy się młode, możemy dużo mniej…
Jesteśmy rozczarowane także rodziną. Niezależnie czy udało się nam ją zbudować czy nie, wymarzone wizje z przeszłości pękają jak bańka mydlana. Trzeba zrewidować swoje wyobrażenia i zrozumieć, że idealnie nigdy nie będzie, nawet jeśli staniemy na rzęsach. Wystarczy, że jest dobrze i z tego powinniśmy się cieszyć. Nie zawsze jednak zrozumienie tego jest dla nas łatwe.
Również praca nie cieszy tak, jak zakładałyśmy, bo miało być tak dobrze, a zarabiamy średnią krajową. Czujemy się oszukane, bo mówili nam, że trzeba się uczyć, a tymczasem ci, którzy z nauką byli zawsze na bakier, często mogą pozwolić sobie na więcej niż my, oglądające niemal każdą złotówkę. Miały być awanse i szybki rozwój, z poczuciem, że zmieniam świat, a jest walka z czasem i odliczanie minut do wyjścia do domu. I tak każdego dnia. Bez szansy na godną emeryturę.
Jak nie umrzeć po 30? Zmień stare strategie
„Jest taka chwila, w której, zdani sami na siebie, ludzie przestają żyć,
a starają się zaledwie przeżyć.”
Stephen King w Piątej rozgrywce
Życie to ciągłe zmiany, wieczne dostosowywanie się do nowych sytuacji.
Kryzys po 30 wynika często z tego, że trzymamy się starych wyobrażeń, strategii z przeszłości, które się nie sprawdziły. Nie chcemy lub nie umiemy zauważyć, że trzeba znaleźć nowe. Żyjemy w zawieszeniu, niezdolne do jakiegokolwiek ruchu. Ta patowa sytuacja przynosi jednak szansę otrzeźwienia. Być może po tym, jak życie nas kopnie dotkliwie w cztery litery, zostaniemy zmuszone do działania. Nie będziemy mogły tak po prostu spokojnie usiąść, pozostanie nam wstać i iść…by zapomnieć o bólu i by znaleźć nowe rozwiązania.
Przełomem po 30. może być:
- znalezienie nowej pracy, takiej, która będzie przynosiła nam satysfakcję, nawet kosztem trochę niższych zarobków,
- wychodzenie ze strefy komfortu, decydowanie się na aktywności, których na co dzień nie podejmujemy, nieszukanie na siłę wymówek, traktowanie życie jak przygody,
- praca nad własnymi emocjami, ich wyrażaniem, zrozumieniem, doskonalenie inteligencji emocjonalnej,
- zrozumienie, że masz jedno życie, dlatego żyj dla siebie, nie według zasad ustalonych przez innych,
- ćwiczenie umiejętności komunikacyjnych i wzmacnianie więzi łączących Cię z innymi osobami.
Kryzys po 30. może być momentem przełomowym. Szansą na zrozumienie, że nie da się żyć ciągle na pełnych obrotach, że w życiu wcale nie o to chodzi. To może być chwila weryfikacji własnych pragnień i rozpoczęcia całkiem nowego rozdziału.
39 komentarzy
O 30. Kiedy to było 😀
Ale co więcej mogę napisać – wszystko to jak napisałaś. Swoją 30-tkę przeszedłem bez problemów, mojej mózgownicy powiedziałem wcześniej, że już mam te 30 lat. Jak mi stuknęła to się obudziłem będąc już w wieku średnim.
To zombie mnie przeraża. Staram sobie urozmaicać życie, ale nie kredytami na wymarzony dom czy na siłę wiązać się, byleby w określonym wieku być już zaobrączkowanym. Nie przykładam do tego takiej wagi, dla mnie jest ważne, żeby nie być tym zombie, o którym napisałaś.
Mnie również przeraża zombie, tym bardziej skala tego zjawiska…:(
Z moim wejściem w wiek „po 30stce” było dokładnie tak jak opisane jest to w arytkule.
Mąż stał się eks, dzieci póki co wracają stęsknione po weekendzie z tatą.
Ale ja postawiłam na siebie !! zmieniłam pracę, na jedną, potem na drugą i będę robiła tak póki nie odnajdę satysfakcji 🙂
Dzień za dniem co prawda mija w pędzie codziennych obowiązków-praca, małe dzieci, zakupy, ale na wszystko zaczęłam patrzeć optymistycznie i we wszystkim szukać pozytywnych stron.
Pojawiła się też lista wymagań co do przyszłego partnera, bo wolę być sama niż z pierwszym lepszym.
Także zmianę uważam za rozpoczętą i nie powiedziałam ostatniego słowa 🙂
Joanno, i bardzo dobrze. Trzymam mocno kciuki 🙂 Pozdrawiam
jakie to prawdziwe….masakra, dziękuję Ci za ten artykuł
:*
Ja trochę już po 30.,ale właśnie od jakiegos czasu, czuje to, co Opisałaś. Myslalam, ze to kryzys wieku średniego, ale to raczej rozczarowanie życiem… Ta agonia jest dla mnie nie do zniesienia
Jak ja lubię Twoje teksty…sama prawda
Dziękuję :*
Dla niektórych przełomowa jest 30-ka, dla innych 40-ka itd. Ciągle robimy rachunek sumienia, czasem czujemy zawód, zbyt wiele od siebie wymagamy lub za mało. Z perspektywy czasu wygląda to inaczej, najgorzej jest chyba porównywać się z innymi…lub nie doceniać tego, co się ma 🙂
Boszszsz… jak ja bym chciała mieć 30 lat. Tyle się wówczas działo… i złego i dobrego… ale zawsze staram się pamiętać wyłącznie dobre chwile.
Ja jeszcze przed 30. 😛 Więc póki co nie myślę o takim kryzysie – mam cichą nadzieję, że mnie to ominie. 😛
Najgorzej kiedy jest jak piszesz – „Mam 30 lat, mam wszystko co chciałam, ale czuję pustkę”.
Myślę że faceci też się obawiają 30tki tylko o tym głośno nie mówią.
Mi brakuje cztery lata do 30. Mogę się jeszcze nauczyć sporo, jak ogarnąć temat po 30. urodzinach.
Też mam nadzieję, że w miarę sprawnie opanuję materiał do egzaminu.
Pozdrawiam!
Typowe bicie piany. Każdy człowiek, któremu się w życiu poszczęściło, pisze tak samo. Tylko problem w tym, że dla większości ludzi te rady nijak się mają do rzeczywistości. Sam zmieniałem pracę chyba 6-o krotnie, przed 30, po 30, po 50. Efekt- jest coraz gorzej
30 dopiero przede mną. Może mnie ten kryzys ominie…
To prawda…Ja straciłam Rodziców przed 30tką i już inaczej patrzę na wiele spraw. Nie ma już tej radości, spontaniczności co kiedyś. Praca i dom, zobowiązania-dzień do dnia podobny niestety.
Wszystko zgoda – ale może też czasem, w tym podliczaniu, rozliczaniu siebie i świata, po 30 czy 40 – zatrzymać się z uśmiechem i docenić? Na przykład to docenić, że trądzik młodzieńczy nie jest końcem świata, nie trzeba pytać nikogo o zgodę przed powrotem do domu grubo po północy, a czerwona szminka n Wigilię nie oznacza dezaprobaty 'cioci Krysi’ czy 'babci Genowefy’!
Myślę, że takim przełomem może być również praktykowanie wdzięczności i nauczenie się na nowo docenić to, co się ma. Może to też być skupienie się na sobie, swoich marzeniach zamiast lokowania całej swojej uwagi na zewnątrz. Do 30tki niewiele mi brakuje i mam nadzieję, że jakoś mnie ten kryzys ominie…
Każdy kryzys można przetrwać. Trzeba po prostu chcieć, próbować. Uda się, a jak nie uda się to można spróbować za jakiś czas. Nie mam jeszcze 30-tu lat, nie wiem jak to jest, ale gdy człowiek się wypala to nie jest dobry stan.
A ja jestem grubo po 30tce a prawie już przed 40. Zawsze byłam zdania że każdy wiek ma swój urok…i zawsze tak było. Mam wspaniałego męża dwie córki….Ale faktycznie od jakiegoś czasu straciłam radość życia….Zawsze cieszyły mnie małe rzeczy…A teraz…te uczucie beznadziejnosci przerasta mnie….i trudno mi tego się wyzbyć….Wiem że zmiana pracy dużo by dała…Ale rodzina,kredyt,itp…no właśnie….życie…
Ja mialam 31 lat kiedy wyszlam za mąż. Bylam najszczesliwsza na swiecie, dzis po 6 latach jestem w trakcie rozwodu, sprawa na policji o pobicie i zero wyjaśnień od mojego księcia o co tak naprawdę poszlo… Nie kocham cie już… I tyle… To jego wyjasnienie. Poki co nie radzę sobie z tym, w pionie trzyma mnie tylko moj najwiekszy skarb 3letni..
U mnie ten kryzys po 30 (mam 33) wynika z tego, że zdałam sobie sprawę, że nie żyję swoim życiem. Cały czas spełniam czyjeś wymagania, głównie rodziny i społeczeństwa. Zdałam sobie sprawę z tego ok 5 lat temu, ale nie potrafię i już nie mogę wyrwać się z tej matni. Jestem martwa od dawna.
A ja czuje pustke. Kiedys w wieku 30 lat chciałam miec meza a w wieku 32 lat dzieci. Teraz mam 34 lata. jestem po drugiej przeprowadzce. Mam dobry zawod ale taki w ktorym w kazdym nowym zakładzie musze zaczynac od nowa. Jestem po zwiazku i romansie. Po trzykrotnym zmianie srodowiska i kazde jest inne, kazde wmawia mi ze zle patrze na zycie. Po dlugoletnich krzykach na mnie i nie widze sensu zycia. Zarabiam dobrze, mieszkania tutaj gdzie mieszkam obecnie kupowac nie chce. Jestem bo placa. Ale praca nic mi nie daje. Nie rozwijam sie, nie mam zamiaru zostawac w tym miescie a mieszkam juz dwa lata. Cieszyłam sie gdy tutaj przyszłam a teraz czuje sie jak zaniedbana kobieta. ciagle mowie ze w pierwszej firmie byłam by sie uczyc, w drugiej dla ludzi, a tutaj bo placa. Sensu mieszkania w tym miescie nie widze. Zmiana pracy wiaze sie ze zmiana miejsca zamieszkania. Wyjechałam ze swojego rodzinnego miasta i przeprowadziłam sie blizej drugiej pracy bo chciałam miec cos swojego (umeblowac nie swoje mieszkanie)…czas zweryfikował i musialam sprzedac meble i sie przeprowadzic. Sprzedałam za bezcen prawie. Praca w korporacji polegajaca na siedzeniu. Mozg zryty tak ze jak kupuje buty za 40 zł to stwierdzam ze drogo. Czas spedzam na zakupach..zastanawiajac sie po co to kupuje skoro i tak chodze tylko do pracy. Codziennie mogłabym chodzic w tym samym. Chciałabym czuc sie jak zombie…zombie zmeczone wysiłkiem fizycznym..chociaz bym cos czuła.
Życie potrafi płatać filge . Ja czasem też czuje się jak zombi gonie ciągle za czymś brak czasu dla siebie . Trwam i nabieram siły dzięki swojemu synowi gdyby nie on pewnie zamknelabym się w sobie nie mając powodu do uśmiechu . Przez te 30 lat uważam że dostałam zbyt duży krzyż i czasem z tym wszystkim sobie nie radzę .. wiem że powinnam wstać i odnaleźć drogę do życia może kiedyś odważe się i przestanę być zombie …
Carpe Diem każdego dnia
Carpe diem.. „chwila, która trwa może być najlepszą z Twoich chwil…”
Ja nadal wierzę że kiedyś się obudze.
Ja umarlam za życia 11 maja ..chodzę jem pracuje zajmuje się córeczka..jak robot
a ja mam nadzieję, że szybko skończę te inkarnacje i nie będę musiała więcej reinkarnować
Sama prawda. Znam mnóstwo osób które po 30 staly się mentalnymi starcami, więźniami własnych ograniczeń, nieszczęśliwych z powodu osiągnięcia jakiegoś wieku, a samemu nic nie robiącego aby cokolwiek zmienić. A przecież to wszystko zależy od nas samych, od podejścia do wielu rzeczy, nastawienia do świata, życia, tego czym nas doświadcza. Każdy ma problemy, każdy z czym się zmaga… a wiek to tylko liczba, to nie ma żadnego znaczenia!
Mam trójkę z przodu i powiem szczerze, że to fajny wiek…. Czuję się beztrosko, jak nigdy dotąd!Co ciekawe, nabieram rozpędu, jeszcze niewiem do czego, ale idę jak burza
Po 30tce to ja się po raz drugi narodziłam
Ja się dopiero rozkręcam
Mam 29 lat. W tym wieku planowałam mieć męża i dwójkę dzieci, a po 30. kolejną dwójkę. Nie wyszło. Byłam w jednym poważnym związku, który tak naprawdę był ucieczką- narzeczony był osobą niepełnosprawną, wymagającą opieki przez cały czas. Ale miałam pewność, że mnie nie zostawi i nie zdradzi. Jednak w pewnym momencie stwierdziłam, że tak nie mogę żyć i się z nim rozstałam. Niedługo później weszłam w inną relację ze zdrowym facetem, ale on nie brał mnie na poważnie i mam wrażenie, że mu tylko na jednym zależało. Mimo że mnie zostawił po kilku miesiącach bez powiedzenia wprost, dlaczego nie chce ze mną być, spotykaliśmy się 1,5 roku. W sumie niedawno stwierdziłam, że po co mam się łudzić i krzywdzić jakimkolwiek angażem emocjonalnym i uczuciowym w tą relację. W międzyczasie kilka razy spotkałam się z innym facetem, który też okazał się porażką. Nie czuję potrzeby szukania partnera, nie czuję potrzeby spotykania się z ludźmi. Z jednej strony jest mi przykro, a z drugiej się ciesze, bo uniknę odrzucenia i kolejnych rozczarowań.
I już pogodziłam się z tym, ze nie spełnię swoich marzeń- ani tych dotyczących rodziny, ani tych z pójściem ,,na swoje”. Będę sama. Bez rodziny. Z coraz mniejszą liczbą znajomych, których już teraz jest garstka, bo pozakładali rodziny i nie mamy już o czym gadać. Zmieniłam pracę na normalną (umowa o pracę, określone godziny pracy) i po opłaceniu mieszkania i rachunków zostaje mi na życie 1000zł. Śmiać mi się chce, gdy w rodzinie słyszę ,,nie masz dzieci, nie masz faceta- korzystaj z życia” – jasne, po zatankowaniu samochodu, zakupie leków muszę kalkulować, żeby mi starczyło na jedzenie do kolejnej wypłaty- szaleństwo.
Nie spełniłam swoich planów, marzeń. Teraz w głowie mam tylko to, że poniosłam klęskę, jestem nieudacznikiem w rodzinie, co daje się odczuć podczas sporadycznych spotkań. I mam już tylko jeden cel- spokojnie przejść przez życie w trybie: dom-praca-dom i czasem do sklepu, żeby zrobić zakupy. A najchętniej, żeby zniknąć niezauważona.
Do Mia – rodzina to nie tylko ochy i achy to także to są obowiązki. Większość moich znajomych też założyło rodziny , ale bardziej z powodu nieplanowanej ciąży i też mieli inne plany, ale dziecko wszystko zmieniło.
Dla mnie, życie po 30 to najfajniejszy okres mojego życia. Nigdy nie żyłam szablonowo, pozwoliłam, by moje życie toczyło się swoim biegiem, a ja tylko dokładałam coś od siebie, dobrego dla mnie.
Dzisiaj niczego nie żałuję, jestem szczęśliwa, a z długoterminowych planów zazwyczaj nic nie wychodzi, więc lepiej nie planować, żeby się nie rozczarować, tylko żyć ❤️
Dla mnie życie było po 20tce teraz po 30tce zero chwili dla siebie zero odpoczynku ciszy i świętego spokoju
Myślę że każda ma swój czas, nie ważne czy to po 30,czy kapkę dalej. Jestem 30+dużo . I to teraz czuję że żyje, mam męża dwoje dzieci, czuję się mega szczęśliwa i spełniona, bardziej pewna siebie. Korzystam z życia wspólnie z mężem, pełnymi garściami. Czy coś żałuję, raczej nie. Co by mnie nie spotkało odbieram jako swego rodzaju lekcje