Jak nie zmarnować sobie życia?
Masz tylko jedno życie, nie marnuj go! Rób… no właśnie, co? Dość ciężko wskazać konkretną ścieżkę do „właściwego” życia, ale od razu widać, kto jest na najlepszej drodze ku otchłani, bo nie wykorzystał szansy danej mu przez los.
Zmarnowane życie oznacza zwykle brak sukcesów na koncie. To życie smętne, nijakie, przepełnione rozczarowaniem, bólem, zazdrością. Po prostu takie, którego mogłoby nie być i nikt nawet by nie zauważył różnicy – do takiej oto refleksji dochodzi każdego dnia mnóstwo osób. Ale czy słusznie? Bo co tak naprawdę czyni życie wartościowym?
Czegoś mi brakuje…
Gdzieś w głębi duszy niemal wszyscy marzą o życiu niezwykłym, pełnym przygód i niewiarygodnych historii. Życiu w otoczeniu wspaniałych ludzi, dla których znaczy się bardzo wiele. A że codzienność jest jaka jest, na ogół daleka od wyobrażeń w głowie, trudno by nie pojawiły się wątpliwości co do sensu własnej egzystencji.
To naprawdę wszystko, na co mnie stać? Czy nic więcej już mnie nie czeka? Po co w ogóle się tak męczyć, gdzie tu sens, gdzie jakaś radość? Dlaczego nie można pozbyć się wrażenia, że życie właśnie przecieka między palcami? Powinno być przecież zupełnie inaczej. Dziać się coś ciekawego. Robić ważne rzeczy dające satysfakcję. A nie taka beznadzieja i żadnego światełka w tunelu.
Z czasem frustracja narasta, zatruwa umysł i nic, kompletnie nic już nie cieszy, wątpliwości jest za to coraz więcej. Zapowiadało się przecież nie najgorzej, były ambitne plany, marzenia, czasem nawet podejmowane były próby, zdarzały się cudowne momenty i nagle człowiek znalazł się w czarnej d…, nie wiedzieć skąd, i kiedy to się tak posypało. „Zmarnowałam sobie życie” – to myśl, która coraz głośniej huczy w głowie.
Kryteria przydatności
Skąd to poczucie życiowej klęski? No tak się utarło, że kiedy dni są do siebie podobne, to znak, że dopadła monotonia, rutyna, osiadło się na laurach – a to wcale nie musi być prawda i niepotrzebnie odbiera się sobie radość z udanego życia, które akurat tak się ułożyło, że jest spokojne i dość jednostajne. Niemniej wciąż sprawiające przyjemność.
Swoją cegiełkę dokładają też inni ludzie i ich wyobrażenia o tym, jak należałoby postępować. Dlaczego nie chcesz iść na studia? Wolisz na etnografię, a nie na prawo? Chcesz teraz zmienić pracę? Tak szybko wychodzisz za mąż? Nie za wcześnie na dziecko? A co tak zwlekasz z zajściem w ciążę? Z tym facetem wiążesz swoją przyszłość? Oj, marnujesz sobie życie! Będziesz tego żałować! W domyśle – zrób, jak ci mówimy, bo to my wiemy, co dla ciebie najlepsze.
Właśnie te próby, by wpisać się w narzucony odgórnie schemat, często psują nastrój do tego stopnia, że zaczyna się kwestionować swój styl życia i codzienne wybory, choć bez tej presji otoczenia pewnie wcale by się czuło, że coś ważnego umyka. Trudno się jednak nie porównywać z innymi, ale niestety, te porównania mogą prowadzić do niewesołych wniosków – oto stałam się częścią nudnej, szarej masy, wegetuję zamiast żyć pełną piersią, a innym jakoś udało się wybić, widocznie są mądrzejsi, zdolniejsi, bardziej przebojowi, a może to po prostu pech, tylko za co mnie to spotkało?
Nie jest wcale lepiej, gdy udało się spełnić oczekiwania wymagającego otoczenia, bo jak tu mieć satysfakcję z czegoś, co się przyjęło za konieczność, a nie dobrowolny wybór? Co z tego, że ludzie zazdroszczą mi życia, jeśli to życie wymyślone przez nich, a nie wymarzone przeze mnie? A może gdybym poszła pod prąd, nie czułabym teraz takiej pustki?
Nie samą pracą człowiek żyje
To ciekawe, że za rozczarowujące uchodzi często życie zwyczajne, normalne, dobre, tyle że dość przewidywalne. Co jeszcze ciekawsze, dla wielu ludzi ktoś sobie „zmarnował życie”, ponieważ postawił na wyższe wartości i bliskie osoby, a nie karierę, przygodę, ekscytujące wyzwania. Zmarnował sobie życie, bo ożenił się z tą dziewczyną, z którą wpadł tuż po maturze. Zmarnowała sobie życie, bo rzuciła pracę w korpo, żeby mieć więcej czasu dla rodziny. Zmarnował sobie życie, bo zamiast zarabiać na Zachodzie wybrał mniej dochodową pracę z dziećmi z biednych domów.
Owszem, nie zawsze takie wybory mają szczęśliwe zakończenie, tu chodzi jednak o to, że zdanie samych zainteresowanych zupełnie się nie liczy – mogą sobie mówić, że nie żałują i czują się spełnieni, ale my, publiczność, doskonale wiemy, w jakim miejscu mieliby oni to prawdziwe szczęście. I naszym zdaniem postąpili wyjątkowo głupio.
Za marnowanie czasu najczęściej uważa się wszystko, co nie prowadzi do zarabiania pieniędzy, jak gdyby to był jedyny sens ludzkiego życia. Zamiast tyrać na awans wolisz wcześniej wracać do domu? W weekendy tak po prostu wypoczywasz na działce? Ludzie sukcesu zasuwają od świtu, a ty pragniesz się dobrze wysypiać? No, daleko z takim podejściem nie zajdziesz. Za dziesięć lat dalej będziesz telepać się tym starym Golfem, podczas gdy pracowity sąsiad cztery razy zdąży zmienić samochód.
Marnują się także nudziarze, których nie kręci awanturnicze życie, szalone eskapady co wieczór, ekstremalne hobby. Czy oni w ogóle czują, że żyją? Jak może im sprawiać frajdę siedzenie w domu i gotowanie zupy? Nie grzeszą, bo dbają o zdrowie? A co będą wspominać na starość?
Do podobnych wniosków dochodzą czasem i sami „nieudacznicy”, bo gdy zewsząd – z popkultury, reklam, mediów społecznościowych – dociera przekaz, jak powinno wyglądać życie spełnionego człowieka, to w pewnym momencie pojawia się pytanie czy to, co dotychczas cieszyło, ma jakąkolwiek wartość. I z konfrontacji z pięknymi obrazkami wychodzi, że jest się marnym pyłkiem bez znaczenia. Bo jaki sens ma nieskomplikowana zwyczajność?
A miało być tak pięknie…
Co nie znaczy, że życia nie można sobie zmarnować. Bo można. Ale to nie tyle kwestia robienia nadzwyczajnych rzeczy i bycia jakimś nadczłowiekiem z fascynującym życiorysem, ile próba uczynienia swojego życia choć odrobinkę lepszym. Życie faktycznie traci sens, gdy mimo niezadowolenia ciągle stoi się w miejscu, narzekając jedynie na niesprawiedliwość losu.
Bo do smętnej szarzyzny dnia codziennego bardzo łatwo się przyzwyczaić. Rutyna nuży, ale zarazem wciąga. Nie jest wymagająca, a człowiek jest z natury wygodny. Więc jeśli do przetrwania nie trzeba robić więcej niż odbębniane minimum, to po co się męczyć? Co prawda efekty tego lenistwa są takie, że szkoda gadać, ale ogólne zmęczenie życiem doszło do punktu, w którym nie widzi się już szans na poprawę – za późno, za trudno, nie da się, nie ma siły, a co to zmieni. Brakuje impulsu, który by ściągnął z kanapy. Jest co najwyżej zawiść, lecz ona tylko pogłębia gorycz, a nie motywuje do działania.
Na fali tych rozmyślań o straconym życiu chętnie wraca się myślami do przeszłości, bo ona taka piękna, bogata w fascynujące szczegóły. I właśnie ten powrót do dawnych czasów często blokuje. Skoro nie udało się wtedy, czemu miałoby dzisiaj? Po krótkim okresie spełnienia nastąpiły „wieki ciemne”, ciągnące się w nieskończoność – jak teraz nagle to przerwać, czy to w ogóle możliwe?
A fantazjowanie o starych, dobrych czasach i rozpaczanie, ile to lat przepadło bezpowrotnie, tak naprawdę niczemu nie służy, kradnie za to godziny biegnące dziś, w teraźniejszości, na którą jak najbardziej ma się wpływ.
Chciałabym, lecz nie wiem jak
Z bezproduktywnym fantazjowaniem wiąże się kolejny problem – nie wyciąga się z niego żadnych wniosków. Nie uczy na błędach, a właśnie taka nauka mogłaby popchnąć do przodu. Kolejna dekada wygląda jak nieudana kopia poprzedniej, mimo że dałoby się to zmienić, gdyby tylko umiejętnie połączyło się kropki.
A kiedy już jakiś pomysł zaświta w głowie, to brakuje odwagi, by go zrealizować. Wymyśla się kolejne przeszkody, żeby mieć usprawiedliwienie dla bierności, po czym dopadają wyrzuty sumienia, ileż czasu znowu się zmarnowało. I tak w kółko.
Do podjęcia właściwych kroków zniechęcają też toksyczni ludzie: podcinający skrzydła partner, despotyczni rodzice, snobistyczni znajomi, głupie koleżanki. Z drugiej strony, tych dobrze radzących nie chce się słuchać, bo co oni wiedzą, a łatwo im tak mówić, ciekawe co by zrobili będąc na moim miejscu, cwaniaki.
Chybione inwestycje
Na sensowną akcję nie ma czasu ani energii, i niemal wszystkie zasoby inwestuje się w rzeczy, które prowadzą donikąd. Nawet nie są szczególnie przyjemne, nie za bardzo się przy nich wypoczywa, one tylko zabijają czas i otępiają, nic więcej. Jak bezmyślne siedzenie przed telewizorem dzień w dzień. Oglądanie całymi godzinami w internecie największego badziewia. Chodzenie na imprezy tylko po to, by się znieczulić alkoholem.
Marnotrawi się czas na zajęcia, z których nie ma żadnego pożytku. I co gorsza, ma się tego świadomość, ale brakuje siły, żeby się spiąć i zrobić coś sensownego, a bez tego pierwszego kroku życie nie stanie się nagle piękniejsze, nie da się także tego zadania zrzucić na inne osoby. Zostaje więc dalsze czekanie, że może kiedyś, gdy nadejdzie właściwa pora, a może wygram w totka, a może, może, może… I tak kolejny rok w plecy.
Gdyby jeszcze to minimum dawało szczęście, nie byłoby problemu. Ale często nie daje. Nie umie się jednak przezwyciężyć lenistwa oraz strachu, więc zamiast szukać rozwiązań tkwi się w bezużytecznych nawykach, uciekając do świata fantazji i złorzecząc na tych, którym los, oczywiście niesprawiedliwie, zaoferował więcej.
Akcja na miarę możliwości
Warto jednak pamiętać, że nie wszyscy są stworzeni do rzeczy wielkich – talent nie został rozdany po równo, a pewnych cech osobowości zwyczajnie nie da się przeskoczyć. Wtedy marnotrawieniem czasu jest raczej uparte dążenie do czegoś, co ewidentnie jest poza zasięgiem, a już największą głupotą jest wypruwanie sobie żył, by udowodnić swoją wartość ludziom, dla których tak naprawdę nic się nie znaczy.
Sens ma natomiast stawianie sobie takich celów, dzięki którym możliwe będzie spełnienie własnych marzeń. Cele nie muszą być strasznie ambitne – każdy drobiazg, każda nowa umiejętność, każdy dobry uczynek to dowód, że w moim życiu nie chodzi jedynie o to, by jakoś dotrwać do końca. I chociaż ta pociecha, że inni mają gorzej, na ogół w niczym nie pomaga, to warto się zastanowić, czy absolutnie wszystko jest takie beznadziejne – kto wie, może ma się całkiem sporo, ale w pogoni za perfekcją przestało się to dobro zauważać?
4 komentarze
Ale wtedy warto sobie przypomnieć jakieś miłe chwile związane ze zwierzakiem. Mi w miarę pomaga.
Niedługo mają powoli przywracać do pracy biblioteki, to jakoś sobie odbiję brak książek nowych (a może bardziej nieznanych, nie czytanych jeszcze).
Pozdrawiam!
Wielu ludziom wystarcza minimum, nie odczuwają potrzeby bywania, działania, dokształcania…
te wasze artykuły są z dupy i do dupy bowiem w ogóle nie wskazują drogi ani nie biorą pod uwagę kontekstu życia, odwołujecie się do toksycznych argumentów, które jedno dwa zdania wcześniej obalacie, gdzie tu sens i logika tylko ogłupieć jeszcze bardziej można
Jedną decyzją, jednym błędem można zniszczyć życie, relacje, wszystko…mi moja głupota, która zrobiłam w młodości odbija się do dziś czkawka. Zostałam sama, w sumie zasłużyłam na to. Człowiek mądry po szkodzie. Kiedyś jako młoda nieopierzona dziewczyna bez matki i z narcystycznym ojcem bez wsparcia kogokolwiek popłynęłam w alkohol i cóż stało się i się nie odostanie, zrobiłam kilka głupstw, za które płacę i będę płacić do końca mych dni. Bezmyślność, głupota, niedojrzałość, złe towarzystwo i można z życia zrobić gruzy. Nikt z mojej rodziny ani znajomych nawet znać mnie nie chcę i cóż, żyje w sumie wegetuje, mam za swoje. Przestrzegam tylko aby żyć rozważnie. Pozdrawiam.