Jak reagować na agresję?
Gniew sam w sobie jeszcze nie jest złym, destrukcyjnym uczuciem. Mamy prawo się gniewać, kiedy coś niedobrego się dzieje, to naturalna reakcja na rozczarowanie, nieszczęście, życiową niesprawiedliwość. Gniew jednak jakoś powinno się rozładować i bardzo często jest to niestety agresja, czyli działanie mające na celu skrzywdzenie kogoś, fizycznie albo werbalnie.
Agresja oczywiście wywołuje gniew u atakowanej osoby. Może ona odpuścić napastnikowi, albo uciec ze strachu, jeśli agresor silniejszy, ale czasami odpowiada tym samym – pięścią, wulgarną wiązanką, zastraszaniem, przemocą. Destrukcyjne zachowania bardzo łatwo nakręcić, a w stwierdzeniu, że agresja do niczego dobrego nie prowadzi, jest wiele racji. Tylko do czego może doprowadzić bierność?
Tak, to dobrze być czasami złym
Gniew postrzegany jest jako emocja negatywna, której powinno się unikać, zwalczać za wszelką cenę. To błąd, bo od gniewu po prostu nie da się uciec i sensowniejsze byłyby rady dotyczące zdrowych sposobów odreagowywania wściekłej złości. Niechęć do gniewnych ludzi wynika bowiem głównie z tego, jak oni się zachowują, a zachowują się czasami naprawdę karygodnie. Nie musi to być jednak skazą na ich charakterze, wypaczeniem osobowości, lecz właśnie nieumiejętną próbą zrzucenia z siebie gniewu i efektem braku przyzwolenia na bycie nie w humorze.
Oczywiście, otoczenie nie musi chodzić na paluszkach wokół rozzłoszczonych ludzi i ma prawo stawiać granice. Ktoś po fatalnym dniu w pracy nie powinien wściekle niszczyć mebli i wydzierać się na współmałżonka, ale może sobie pójść pobiegać po lesie i kopnąć w złości kilka kamyków – poczuje ulgę, i to bez wyżywania się na niewinnych. Bo chodzi o to, by gniewu pozbyć się w sposób, który nie narusza dobrostanu innych, w przeciwnym razie zamiast współczucia narodzi się nowe źródło gniewu.
Jest bardzo dużo prawdy w stwierdzeniu, że agresja nakręca agresję. To najprostsza, najbardziej instynktowna odpowiedź na czyjeś wrogie nastawienie, choć czasami odgrywa się tylko w głowie, gdy przeciwnik wyraźnie silniejszy – stosuje się inne strategie przetrwania, ale ta złość zwykle gdzieś zostaje, narasta, pobudzana przez doświadczone upokorzenie. On coś podłego powiedział? Odpowiem w jeszcze podlejszym tonie. Strzela fochy i nienawistnie milczy? To ja demonstracyjnie zniszczę jej ulubioną rzecz. I zaczyna się walka na wyniszczenie, kto pierwszy pęknie i uzna wyższość przeciwnika.
Język siły każdy dobrze rozumie
Agresja jest nieodłącznym elementem naszego istnienia. Historia ludzi to także historia wojen, konfliktów, podbojów, bezpardonowej rywalizacji. Przesadą byłoby mówienie, że człowiek z natury jest bardzo zły i tylko dzięki cywilizacji udało się jakoś utemperować mordercze zapędy, ale nie da się ukryć, że ludzie mają skłonność do przemocy, również tej bezsensownej, która nie daje żadnych korzyści poza podpompowaniem ego agresora.
Agresja psuje relacje w pracy, między sąsiadami, w rodzinie. Najmocniej boli, gdy jest wynikiem nierównowagi sił, gdy mąż bije żonę, matka dręczy dziecko, nauczyciel poniża ucznia. W ofierze budzi to poczucie wielkiej krzywdy, złość i smutek, oraz oczywiście chęć odwetu. Czy zemsta popłaca w takich sytuacjach? Tak średnio, bo zazwyczaj daje tylko chwilowe ukojenie i dopóki się nie przepracuje swojej traumy, dawna złość przebije przez radość z wyrównania rachunków. Zaś pobity napastnik, jeśli się nie upora z własnymi demonami, zbierze siły i rozpocznie nową krucjatę. Czyli krąg przemocy tylko się poszerza.
Kiedy agresją odpowiada się na agresję, utrwala to przekonanie, że przemoc w gruncie rzeczy popłaca – gnojony człowiek po prostu czeka, aż sam urośnie w siłę i będzie mógł przemocą narzucić swoje warunki gry. I całkiem łatwo przy takim podejściu tłumaczyć przemocowe zachowania, dlatego victim blaming wciąż ma się dobrze – ofiara mogła uważać, mogła nie prowokować, no takie jest życie, prawo dżungli, sprawiedliwości nie ma.
Zrozumieć rozgniewanych
Agresywne zachowania krzywdzące innych nie powinny być akceptowane i zasadniczo nie ma dla nich usprawiedliwienia. Można jednak – także dla własnego dobra – spróbować zrozumieć agresywną postawę i zareagować inaczej niż podpowiada to własna złość. Agresja najczęściej ma drugie dno i kryje się za nią jakieś cierpienie – szkolnym łobuzem jest zwykle zaniedbane, niekochane dziecko z patologicznego domu, a nie mały psychopata lubujący się w cierpieniu kolegów. Przemoc wydaje się takim osobom jedyną drogą by dojść do celu, często nawet nie wiedzą, że można inaczej. A jeśli się im pokaże, że można, potrafi to zmienić ich nastawienie, co prawda nie od razu, ale jednak.
„Nie lubię, kiedy tak robisz, to mocno mnie rani” brzmi całkiem inaczej niż „ty durniu, skąd biorą się tacy debile”. Agresja nie jest żadną karą, nie w tym właściwym sensie – niczego nie nauczy, nie zachęci do refleksji. Reagując na czyjś gniew, nie warto schodzić do poziomu agresora, to tylko podsyci konflikt, podczas gdy stanowcza, ale kulturalna reakcja może zgasić złe emocje i dać czas na ochłonięcie, zrozumienie błędu i przyznanie drugiej stronie racji.
Jak do ściany
I w wielu przypadkach te rady mają sens. W wielu, ale nie zawsze. Po pierwsze, trzeba mieć naprawdę dużo wewnętrznej siły i cierpliwości, by te asertywne rozwiązania wdrażać w życie i nie dać się ponieść emocjom. Po drugie, niekiedy efekty i tak bywają bardzo mierne, mimo wkładanego wysiłku. Bo co jeśli ktoś jest kompletnie odporny na racjonalne argumenty? Co jeśli pokojową próbę złagodzenia konfliktu weźmie za słabość i zaatakuje jeszcze mocniej? Jeśli celowo chce komuś zdobić krzywdę, bo czuje się silniejszy, lubi to demonstrować, odczuwa satysfakcję widząc łzy swoich ofiar? Słowem, jak się zachować w sytuacji z kategorii tych, gdzie jedynym sensownym wyjściem wydaje się po prostu sprzedanie lepy i patrzenie jak z tępego pyska schodzi pogardliwy uśmieszek.
Nie każdemu chce się zagłębiać w psychikę oprawców, poza tym widać, że dzięki agresji udaje się więcej ugrać. Dostrzegają to już małe dzieci, bawiąc się w piaskownicy albo przedszkolu – starczy kopnąć, pociągnąć za włosy, i wygrywa się spór o upatrzoną zabawkę. Przemocowy partner z większą łatwością ustawi sobie związek tak, by to jemu pasowało, nie bawi się w żadne negocjacje, kompromisy, ustępstwa. Rodzic może dać klapsa i po sprawie. Szef nie będzie się bawił w półśrodki i sprowadzi podwładnych do parteru, żadnego proszenia, by zostali po godzinach, zrobią to bez najmniejszego grymasu na twarzy.
Tak, zastraszanie i przymuszanie jest zwyczajnie prostsze, szybsze, bardziej efektywne. Po co cierpliwie tłumaczyć, po co się męczyć, zagryzać zęby, jeśli wystarczy huknąć i zasugerować, że kolejnym krokiem będzie kopniak? Kto prędzej dostanie pieniądze w potrzebie, skromnie klęczący przy rynku chłopak z kartką „nie mam na jedzenie” czy jego kolega grożący nożem?
Nie radzę mnie dłużej zaczepiać
Skoro agresją skuteczniej można dopiąć swego, to bywa, że nękane ofiary sięgają po ten środek. I to działa. Zdarza się, na przykład w przemocowych rodzinach, że kiedy bita osoba odwinie się napastnikowi, odda mu z pełną mocą albo zastosuje ruch wyprzedzający widząc, co właśnie się święci, agresorowi przechodzi ochota na dalsze dręczenie. Agresja w odwecie zadziałała otrzeźwiająco, doprowadzając do wniosku, że chyba lepiej z tą osobą nie zadzierać. Traci się do tej pory niezachwianą pewność co do własnej dominacji, bo taka jest także rola agresji, zaznaczanie agresji i ustalanie hierarchii – odpowiedź inna od spodziewanej zbija z pantałyku i wzbudza respekt.
Ale… nie jest to zasada ze stuprocentową skutecznością. Nawet jeśli w wielu przypadkach agresywny napastnik spuści z tonu, to czasem agresywna odpowiedź uruchamia lawinę nieszczęśliwych wypadków, bo rozjuszony „fikaniem” ofiary oprawca sięgnie po jeszcze drastyczniejsze środki. Brak jest prostego rozwiązania i siłowa metoda może pomóc, ale równie dobrze może zaszkodzić. Zawsze się ryzykuje, ponieważ nie da się przewidzieć reakcji drugiej strony, niezależnie od tego, jak dobrze się ją zna.
Obraz agresji jako skutecznego środka zamazuje jednak spojrzenie na temat w dłuższej perspektywie – ten z nożem trafi do więzienia albo zadźga go ktoś silniejszy, a nad klęczącym biedakiem ktoś wreszcie się ulituje i zaprowadzi do noclegowni. Polityka „zero ustępstw” sprawdza się zwykle tylko na krótką metę, po czym stłamszeni przeciwnicy zaczynają podnosić głowy i pałają chęcią odwetu, co ich skłania do ekstremizmu. Można ich znowu przydusić, ale to wymagać będzie coraz radykalniejszych narzędzi, a liczba niewinnych ofiar będzie się powiększać, co w końcu musi wybuchnąć.
Czy słabsi mają prawo się postawić?
Z drugiej strony, ciężko się bawić w pacyfistę-negocjatora, gdy ktoś na nas napadł, włamał się do domu, zagroził bliskim – słowem, jest to sytuacja bezpośrednio zagrażająca zdrowiu i życiu. Choć znowu, chojraczenie do bandziora z bronią, kiedy samemu nie ma się nawet kija w dłoni, a za plecami chowają się dzieci, brzmi jak przepis na masakrę, a nie sprawne zakończenie konfliktu. To prawda, w sytuacji zagrożenia na ma czasu na intelektualne rozważania, niemniej zawsze warto szybko ocenić, jakie są szanse, gdy podejmie się walkę, mając na uwadze, że w ulicznej sytuacji nie obowiązują honorowe zasady jak w rozgrywkach sportowych.
W krytycznych momentach uniżona, wycofana postawa raczej nie przynosi dobrego skutku, w przeciwieństwie to postawy zdecydowanej, jeszcze nie agresywnej, dość ugodowej, lecz dającej do zrozumienia, że nikt z podkulonym ogonem uciekać nie będzie. Ale w cywilizowanych społeczeństwach agresja jako odpowiedź sprawdza się praktycznie tylko w takich właśnie specyficznych przypadkach, a nie jako remedium na wszelkie życiowe wyzwania.
Agresję łatwiej zaakceptować, gdy sięga po to narzędzie ktoś słabszy, niesłusznie atakowany, kto po prostu chce się obronić. Duże społeczne zmiany, jak zniesienie niewolnictwa, były możliwe dlatego, że władza musiała ustąpić pod naporem powiększającej się siły, bo miarka się przebrała, a skoro nie dało się po dobroci, to szacunek i prawa trzeba wywalczyć siłą. Agresja jest jednak ryzykownym środkiem do celu, bo łatwo stracić nad nią kontrolę, więc nim zrobi się pierwszy krok na wojennej ścieżce, trzeba opanować emocje – masz prawo się bronić i oddać „po równo”, ale gdy nie przestaniesz kopać leżącego i dasz mu nauczkę z nawiązką, szybko z ofiary staniesz się oprawcą, któremu ciężko będzie przyznać rację.
Zostaw komentarz