Główne menu

Jak rozwijać w sobie oryginalność?

Ludzie strasznie się boją przeciętności. Nie chcą być nijacy i tacy jak reszta, pragną się wyróżniać, wzbudzać zainteresowanie, być nie do podrobienia. Smutna prawda jest jednak taka, że większość z nas łapie się na przeciętność, czy też mówiąc inaczej normalność. W tym zresztą nie ma niczego złego, mieszczenie się w normie często bardzo ułatwia życie.

Jak jednak życiową wygodę połączyć z chęcią wybicia się ponad szarą masę? Mimo licznych podobieństw ludzie nie są identyczni i zawsze da się rozwinąć w sobie jakiś „znak firmowy”.

Pozostaje tylko kwestia tego, czy jest się gotowym na zapłacenie ceny za swoją oryginalność – bo inność, nawet ta pozytywna, nie wszystkim się podoba.

Kogo stać na bycie oryginałem?

Wielu rodziców przekazuje swoim dzieciom taką prawdę: nie wychylaj się zanadto, nie wydziwiaj i nie buntuj się bez powodu, bo jak już wchodzisz między wrony, musisz krakać tak jak one, inaczej zeżrą cię żywcem. Po prostu naucz się dopasowywać do tłumu.

Przynajmniej do czasu, aż osiągniesz taką pozycję, kiedy przeróżne dziwactwa będą uchodzić ci płazem.

Ocena osoby, jej nawyki i upodobania, są bowiem oceniane w kontekście pozycji społecznej, również gdy chodzi o nieszkodliwe, na swój sposób zabawne dziwactwa. Opinia publiczna z jednej strony niespecjalnie ceni szarą masę, zarówno w całości, jak i jej poszczególne elemenciki, jednak gdy ktoś odważnie wygrzebuje się do góry, na bank znajdą się chętni do tego, by śmiałka szybko ściągnąć w dół. Zwłaszcza tego, który próbuje się odbić od niskiego poziomu.

Im niżej ktoś jest w hierarchii, tym mocniej drażnią jego odstępstwa od normy. Dziwaków wprawdzie spotyka się również na szczytach, ale tam tolerancja na odmienność zazwyczaj jest wyższa – w „Mad Men” Bert Cooper mógł oczekiwać, że przed wejściem do jego gabinetu ludzie będą zdejmować buty, ale czy takie życzenie mogłaby mieć początkująca copywriterka albo sekretarka? No nie, i jeszcze by jej się oberwało za idiotyzmy. Po prostu nie ten status.

W przypadku osób ze świecznika za oryginalne uchodzą te najzwyklejsze, codzienne rzeczy, jak to, że gość, którego stać na Maserati, dojeżdża do pracy rowerem – znaczący jest fakt, że ktoś czegoś nie musi, a mimo to robi, jak zwykli ludzie, no wow, niewiarygodne. Czasami to pokazówka, ale czasami za takim zachowaniem stoi po prostu świadomość, że już nie trzeba niczego udowadniać, można żyć tak, jak się chce.

Czy lubimy oryginałów?

I tak, i nie. W ocenie nietypowego zachowania istotna jest przynależność klasowa, co dla kogo jest charakterystyczne, co daną grupę określa, informuje o jej znaczeniu. Artysta grafik w ekstrawaganckiej fryzurze i równie ekscentrycznych ciuchach może zszokować, ale poniekąd tego właśnie po prawdziwym artyście się spodziewamy – jego oryginalny wygląd i zachowanie sugerują, że to osoba kreatywna, odważna, nietuzinkowa.

Ale prawniczka w różowych włosach i z tatuażem na szyi? Może być świetna w swoim fachu, lecz niejednego
odstraszy jej mało konserwatywny wygląd.

To wielokrotnie udowodniono – dla zdecydowanej większości aprobata otoczenia jest ważna.

Można się zżymać, można wygrażać, a po wybuchu wściekłości i tak często pójdzie się wytyczoną ścieżką za tłumem, wtapiając się w niego. Robienie czegoś inaczej to narażanie się na pytania „dlaczego?”, na kpiny, czasami wrogość.

Odmieniec jest w centrum uwagi, co nie dla wszystkich jest komfortowe, zwłaszcza gdy zamiast uznania w oczach publiczności czai się drwina i lekceważenie.

Oryginalność bywa zatem podyktowana chęcią przynależności do konkretnej grupy. Niby to coś wyróżniającego, a jednak dopasowanego do bardzo konkretnych oczekiwań, taki szczególny identyfikator – konserwatystka raczej nie zechce ogolić się na łyso, ale jej lewicowa koleżanka chętnie poeksperymentuje z „niekobiecymi” fryzurami. Dlatego zwykłe odstępstwo od stereotypowych wyobrażeń, jak rower u bogacza, może zaowocować etykietką wielkiego oryginała.

Inny, ale i lepszy

To też skłania niektórych do snobowania na nietypowe hobby – mam 19 lat, ale nie słucham modnej muzyki, tylko musicali z lat 50-tych. Albo do szukania odmienności bez jednoczesnego odcinania się od swojej grupy, jako że przynależność do niej dodaje prestiżu – można mieć luksusowy samochód, co podkreśli status majątkowy, ale z bardzo nietypowym wyposażeniem, tak by dać do zrozumienia, że nie do końca jest się jednym z „nich”.

I nic dziwnego, że taka oryginalność często spotyka się z niechęcią, bo jest nienaturalna, jest na siłę, nie pokazuje czyjejś prawdziwej osobowości, a tylko sztucznie wykreowany wizerunek obliczony na to, żeby zwrócić na siebie uwagę. W oryginalności nie chodzi bowiem o to, żeby koniecznie odciąć się od tła – to bardziej efekt uboczny tego, że ktoś nie trzyma się kurczowo odgórnych zaleceń. Bycie innym dla samego bycia innym zwyczajnie mija się z celem.

W rozwijaniu własnej oryginalności nie powinno chodzić wyłącznie o wzbudzenie zachwytu, sprowokowanie otoczenia do rozmowy na nasz temat, zaspokojenie próżności. Nie ma tu za wiele miejsca na niskie pobudki. W oryginalności celem powinno być po prostu rozwijanie się, nieszablonowe myślenie, otwartość na nowości, dzięki czemu zyskuje się unikalne cechy, znaki szczególne – na tej podstawie wystarczy kilka słów-kluczy, by reszta od razu wiedziała, że o nas mowa.

Autentycznie ciekawe osoby nie mają w sobie pogardy dla zwyczajności, nie mają przerośniętego ego, nie pozują na pionierów i nie działają pod publiczkę. Nie robią też niczego, co byłoby zagrożeniem dla innych, przekraczaniem ich granic – stąd takie kontrowersje wokół akcji w rodzaju psa-pająka w ciemnej, pustej uliczce, bo czy to jeszcze kreatywność, czy już niepotrzebna kontrowersja, którą da się korzystnie spieniężyć?

Nie jest łatwo wyróżniać się z tłumu

Oryginałów na ulicach nie widzi się za wielu. Niekiedy narzekamy na to, jak ludzie są bezbarwni, oddani bezpiecznym, masowym modom, jak mało w nich fantazji i odwagi, żeby się wyróżnić. I właśnie o odwagę się rozchodzi – być w awangardzie znaczy być na celowniku.

Praktycznie każdy ma w sobie coś niepowtarzalnego, tyle że spora część boi się uaktywnić tę część własnej osobowości. Nie eksperymentują, bo się boją, że wyjdą na świrusów. Bycie w normie nie wywołuje burzy oklasków i głośnego aplauzu, ale też zdecydowanie rzadziej słyszy się krytykę. A zarzuty o bycie szarakiem da się względnie łatwo zripostować: przynajmniej nie jestem pośmiewiskiem i cudakiem, nikt mnie palcami nie wytyka.

Indywidualiści nie są wolni od tego strachu, ale potrafią go pokonać. O wiele mniej przejmują się cudzymi opiniami, bo tego naprawdę można się nauczyć. Wiedzą, że nie ma sensu wkupywać się w czyjeś łaski, bo to i tak nie daje widocznych profitów, za to – mówiąc górnolotnie – zaprzedaje się własną duszę. Wiedzą też, że ci normalni stają się tacy właśnie przez zaduszanie w zarodku wszelkich przejawów nieszablonowości, z wyjątkiem tych, które
są mile widziane przez grupowych cenzorów.

Czy bycie innym to jest coś złego?

Jak się rzekło, silniejszym wolno więcej, a zwykła-niezwykła osoba w większym stopniu musi uwzględnić kontekst, nawet gdy nie krzywdzi nikogo i nie łamie wielkiego tabu. Dla jednej grupy oryginalna jednostka stanie się inspiracją, dla drugiej wdzięcznym obiektem do kpin i ostentacyjnego lekceważenia.

Nie zawsze są to proporcje na plus, dlatego niektórzy oryginałowie wydają się wrodzy i dziwni w tym złym znaczeniu – na ogół nie są w żaden sposób groźni, po prostu tak wiele razy wyśmiewano ich hobby, że wyrobili w sobie zimny
dystans do otoczenia, ale gdy ktoś szczerze okaże im swoje zainteresowanie, okazują się sympatycznymi pasjonatami z fascynującym światem.

Niestety, to tłamszenie indywidualności zaczyna się od najmłodszych lat, zwłaszcza kiedy komisja nadzorcza uzna, że czyjeś zainteresowania są głupie, marnują czas, nie rokują na przyszłość. Nawyki części dorosłych przejmują dzieci, które nie mają litości dla odmieńców.

Indywidualiści muszą mieć twardą skórę i mocną psychikę, żeby nie dać się nieprzychylnym komentarzom, a nie każdy ma wokół siebie oddanych sprzymierzeńców.

Sprzymierzeńców na szczęście można sobie znaleźć. Dzisiaj nawet łatwiej, bo jest internet, który ułatwia zrzeszanie się w grupy o najdziwniejszych preferencjach. Odmienność może stać się największym atutem, wartym pielęgnowania, a dzięki akceptującym znajomym o wiele łatwiej walczy się z hejtem i w końcu przestaje na niego zwracać uwagę.

Bo bez wsparcia z zewnątrz bywa naprawdę ciężko. Wielu oryginałów z czasem ugina się, dostosowuje do środowiska, traci najcenniejsze przymioty w zamian za przyjęcie do stada. Stają się normalni, ale przestają być autentyczni.

    Komentarz ( 1 )

  • Królowa Karo

    A ja myślę, że nie każdy ma taką potrzebę. A ten kto ma, to się z tą swoją oryginalnością przebije bez jej projektowania. Ja zawsze odstawałam od reszty – najpierw było mi trudno, bo w szkole czułam się inna, a potem już tę inność całe życie pielęgnowałam. I warto było 🙂 Dalej jest warto 🙂

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>