Główne menu

Jak sobie radzić z rozczarowaniem?

Rozczarowanie dotyka nas od najmłodszych lat. Otwierasz paczkę, a tam skarpetki zamiast wymarzonej lalki. Tata miał przyjść na przedstawienie, ale krzesełko do końca stało puste. Mama obiecała pyszne ciasto na deser, a skończyło się na zwykłym cukierku. Najlepsza koleżanka okazała się nie być wcale najlepsza. I tak dalej…

Ludzie z wiekiem gorzknieją często właśnie dlatego, że tak mocno życie ich rozczarowało. Rzeczywistość rozminęła się z oczekiwaniami, rzekomo bliskie osoby zawiodły. Gorycz potrafi być tak głęboka, że mamy się za najbardziej poszkodowaną osobę na świecie. Nie wyszło, doświadczamy bolesnej porażki. Ale czy to nie jest czasem na własne życzenie?

Jak sobie radzić z rozczarowaniem?

Skąd się bierze rozczarowanie?

Smak rozczarowania zna każdy. Pojawia się ono, kiedy coś nie poszło zgodnie z planem. Miało się wielką nadzieję, na coś się liczyło, czegoś się spodziewało. I gdy to nie nadchodzi, dopada zawód, mniejszy bądź większy, w zależności od tego, jak bardzo rozbuchane były oczekiwania. Emocje temu towarzyszące są zdecydowanie negatywne, dlatego rozczarowanie tak boli i ciężko się z niego otrząsnąć.

I co gorsza, często zamiast wyciągnąć z tego jakąś naukę, pogrążamy się w bezsensownych analizach. W środku gryzie poczucie niesprawiedliwości, niezasłużonej klęski. Boli niewykorzystana szansa, a z jakiegoś podłego powodu los nie dał tego, co nam się przecież słusznie należało. Ale w sumie dlaczego?

Bo tak powinno być

Oczywiście, rozczarowanie bywa w wielu przypadkach słuszne. W wielu nie znaczy jednak zawsze, a spora część doświadczanego rozczarowania bierze się po prostu z nierealnych oczekiwań. Wiadomo, nie ma co zadowalać się byle czym i wskazane jest trzymanie się wysokich standardów, ale one wciąż powinny się mieścić w realistycznych miarach. Oczekiwanie perfekcji na każdym kroku wcale nie jest taką rzadkością, szczególnie gdy chodzi o związki – nie po to się z kimś wiążemy, żeby było zwyczajnie.

Ale i na innych polach często spodziewamy się bardzo konkretnych rozwiązań – awans w pracy musi być dokładnie po dwóch latach, w sześć miesięcy muszę się nauczyć obcego języka, moja amatorska drużyna siatkarska musi wygrać minimum połowę planowanych meczy. Oczywiście, stawianie sobie celów i działanie według jakiegoś planu to nic złego. Rzecz w tym, aby ambicje skroić na miarę własnych możliwości.

To jednak dość powszechne podejście dzisiaj, że pewne kwestie po prostu mają wyglądać w określony sposób, czy to dotyczące związku, czy też życia zawodowego. I kiedy nie wyjdzie, dopada gorycz, mimo że ostatecznie wcale aż tak fatalnie się nie ułożyło – nie udało się kupić mieszkania przed trzydziestką, ale to nabyte cztery lata później nie jest przecież jakoś dużo gorsze. A kiedy tych wymagań nałoży się więcej, jeszcze trudniej będzie doprowadzić wszystko do szczęśliwego końca.

Zbyt optymistyczne podejście

Radość z osiągnięć mąci też nadmierne przywiązanie do punktów z listy, przy jednoczesnym ignorowaniu miłych niespodzianek – czujemy zawód, że udało się „tylko” 8 z 10 wytycznych, a nadprogramowy dar losu może i jest fajny, ale jeszcze fajniej by było, gdyby udało się zrealizować 100 procent wyznaczonej normy.

Paradoksalnie pesymistyczną postawę napędzać może skrajny optymizm. Dobrze jest wierzyć w siebie i nie zakładać od razu armagedonu, niemniej do pozytywnego podejścia przyda się dodać nieco realizmu i trzeźwego oceniania szans. Zwłaszcza gdy jakieś działania wymagają wysiłku, mamy tendencję do wyobrażania sobie niewiarygodnie wspaniałych efektów, które ów trud zrekompensują. I kiedy dostajemy wreszcie upragnioną nagrodę, jest ona zwykle nie dość wspaniała. Rozczarowująca, choć obiektywnie naprawdę nie ma za wiele powodów do narzekania.

Ignoruje się przy tym wiele czynników, które mogłyby pójść źle, bo jak się człowiek na coś mocno nastawia, to wierzy w magię – problem w tym, że wszystkiego się nie da przewidzieć, i plany pokrzyżować może coś od nas zupełnie niezależnego, jak chociażby pogoda. Z rozczarowaniem wyjątkowo źle radzą sobie osoby lubiące mieć całe swoje życie pod pełną kontrolą, więc jeśli choć w niewielkim fragmencie sprawy odbiegną od wymyślonej normy, jest dramat, no bo nie tak powinno być.

Dlaczego ludzie zawodzą?

Najgorzej jest chyba z ludźmi. Ci zawodzą najczęściej. Lecz znowu, niekoniecznie dlatego, że takie są z nich potwory. Kiedy swój związek układa się pod linijkę, to nie ma szans, by ani razu po drodze nie doszło do jakiegoś zgrzytu – nikt nigdy nie zachowa się w stu procentach dokładnie jak w naszych wyobrażeniach. Zawód nierzadko jest pochodną tego, że partner się nie domyślił. Albo że okazał się zbyt ludzki, czyli z wadami, słabszymi dniami, gorszą kondycją.

Jeśli tych rozczarowań doświadcza się nieustannie, to może znaczyć, że partner nas lekceważy, jest toksyczny, nie podchodzi do związku równie poważnie. Ale możliwy jest i inny scenariusz – druga osoba nie robi w gruncie rzeczy nic złego, jest po prostu niezależną jednostką, z własnymi potrzebami, poglądami, oczekiwaniami. Nie jest wredna i niezaangażowana – zwyczajnie nie ma obowiązku wypełniania każdej naszej zachcianki.

W związkach czy w pracy nie wychodzi czasem dlatego, że za mocno przywiązujemy się do snutych w głowie fantazji. Inaczej mówiąc, mamy pewność, że jedynie jakaś określona rzecz sprawi nam autentyczne szczęście. Reszta nie, lub będzie to radość jedynie połowiczna. Trudno więc uniknąć rozczarowania, jeśli mąż na urodziny przyniósł bukiet róż zamiast kwiatka w doniczce. Do tego wiele osób za bardzo ciśnie na wydajność swoich planów oraz brakuje im cierpliwości – musi być już, zaraz, szybko, bo inaczej to nie, dziękuję bardzo, już mi się odechciało.

O co w ogóle chodzi?

Rozczarowania są nieuniknione, lecz jak najbardziej możliwe jest zminimalizowanie strat własnych. Osoby często rozczarowane nie tylko mają nadmierne oczekiwania, ale też zapominają, że nie są pępkiem świata. Błędnie zakładają, że inni myślą tak samo i dążą do tego samego celu. Brakuje im właściwej perspektywy i nie umieszczają swoich problemów w szerszym kontekście. Jasne, ich żale bywają w pełni uzasadnione, jednak czym innym jest zawód spowodowany niedotrzymaniem słowa, a czym innym złość, bo druga osoba nie zgadła, że mieliśmy dzisiaj ochotę na zupę, a nie kotlety.

Wielu rozczarowań dałoby się uniknąć, gdyby tylko umiało się swoje życzenia lepiej komunikować. Zakładanie, że ktoś coś wie, prowadzi do licznych nieporozumień i niezadowolenia, tak jak i przekonanie, że druga strona działa według identycznych priorytetów. Zostaje się wtedy z przykrym „myślałam że…”, podczas gdy jasna sugestia pozwoliłaby uniknąć niejednego rozczarowania tym, że ktoś rzekomo zaniedbał.

Z drugiej strony, często do przykrej sytuacji dochodzi przez brak granic – kiedy pozwala się innym na więcej, niż w rzeczywistości ma się ochotę, nic dziwnego że znajdą się tacy, co chętnie okazję wykorzystają. Kolejny problem to nadgorliwość i dawanie za dużo – niektóre osoby tak pragną czyjejś aprobaty i docenienia, że wychodzą przed szereg, spełniają niewypowiedziane życzenia i ogólnie „chcą dobrze”, jednak jest w tym sporo uszczęśliwiania kogoś na siłę i rozdawania przysług za darmo.

Czy rozczarowanie może być dobre?

Rozczarowanie bywa bardzo groźne, ponieważ zwykle jest to uczucie „pełzające” – raczej w tym stanie nie wybuchamy jak w przypływie gniewu, to bardziej tląca się emocja, i przez to może okazać się dużo bardziej zdradliwa. Rozczarowanie bowiem nie tak łatwo jest rozładować, a kiedy wiąże się ono z innymi ludźmi, chęć jest bardziej na strzelenie focha niż konstruktywną rozmowę. Nie ma nawet specjalnie ochoty na rozkminianie, czy nawracające regularnie złośliwości losu nie świadczą o błędzie w systemie, na który dałoby się znaleźć skuteczny sposób.

Kiedy ten wewnętrzny ból stale siedzi w środku, zaczyna być niepokojąco. Nawet gdy rozżalenie jest słuszne, samo roztrząsanie na niewiele się zda – trzeba albo zadziałać, albo pogodzić się, że pewne marzenia są poza naszym zasięgiem. Bez tego rozczarowanie zje od środka. Pojawia się wtedy i kiepskie samopoczucie, i całkiem fizyczne objawy jak migrena albo ból brzucha. Z czasem coraz trudniej jest kontrolować własne emocje i jedyne, co się umie odczuwać, to właśnie rozczarowanie. Wręcz się na nie czeka, żeby potwierdzić swoje fatalne położenie i mieć powód do narzekania.

Po co zatem takie uczucie się tworzy? Jak większość na pierwszy rzut oka szkodliwych emocji, tak i rozczarowanie ma swój głębszy, ewolucyjny sens. Sporo da się z niego wyciągnąć – na przykład motywację do dalszego działania. Doświadczanie zawodu sprawia, że próbujemy się rozwijać i nie zadowalamy się ochłapami. Uczy to lepszego planowania i większej skuteczności w działaniu. Ale jak z całą resztą – korzyści żadnych nie będzie jeśli uznamy, że ma się to zrobić samo, bez naszego udziału.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>