Jak ważna jest wysoka samoocena?
Zakompleksionym jest w życiu trudniej – brakuje im wiary w siebie, nawet gdy nie mają powodów, by źle o sobie myśleć. Kompleksy są niczym blokada, nie dopuszczają do sukcesów tak w życiu prywatnym, jak i zawodowym, bo człowiek z niską samooceną z góry zakłada, że pewnie się nie uda, jest za słaby, na jego widok publiczność tylko parsknie lekceważącym śmiechem.
Więc trzeba z tym jakoś walczyć. Niektórym jednak mentalność zwycięzcy troszkę za mocno zawróciła w głowie. Na serio twierdzą, że są we wszystkim najlepsi i wszystko mogą. I do tego z pogardą traktują ludzi, co mają jakieś wątpliwości, wahają się, z rezerwą oceniają swoje możliwości. No nic dziwnego, że im nie wychodzi! Ale czy tak wysoka pewność siebie faktycznie daje same korzyści?
Jak się buduje samoocena?
Każdy jakoś ocenia sam siebie. Dobrze, źle, różnie, ale zawsze jakoś. Im więcej pozytywnych ocen, tym wyższa samoocena, co podobno ma być kluczem do życiowych sukcesów – podobno, bo kwestia samooceny dziś nie wydaje się tak jednoznaczna. Przekonani o swojej wartości ludzie mają mieć łatwiej w szkole, w pracy, w kontaktach z innymi ludźmi, mniej w nich zachowań destrukcyjnych, skłonności do nałogów czy stosowania przemocy.
Ale skąd w ogóle bierze się ta ocena? Jakie stosujemy kryteria? No więc właśnie, wysokie mniemanie o sobie można zbudować na dwóch podstawach: kierując się dumą z osobistych osiągnięć lub poprzez porównania z otoczeniem. Ta pierwsza droga wydaje się lepsza, bo coś faktycznie osiągasz zamiast tylko dowartościowywać się kosztem innych, ale nie zawsze wygląda to tak różowo – ludzie będący wysoko w hierarchii, z licznymi sukcesami na koncie, czują czasami, że wolno im ignorować czy wręcz poniżać jednostki poniżej pewnego poziomu.
I nawet nie chodzi o to, że podbudowują ego gorszością tych biednych żuczków, po prostu gardzą nimi za ich nieudolność, strachliwość, fizyczne i umysłowe niedociągnięcia. O ile dowartościowanie się kosztem innych podszyte jest strachem, tak pewni siebie ludzie sukcesu nie czują żadnego zagrożenia, oni czują się lepsi i już – szanować mogą tylko tych, którzy ich zdaniem wykonali jakiś wysiłek, zamiast bezwolnie płynąć z falą.
Realna ocena możliwości
Wysoka samoocena to taki pancerz ochronny i bardzo skuteczny motywator. Nie wyszło? Szkoda, ale świat się jeszcze nie zawalił, wciąż mogę wiele, a zawistników nie zamierzam słuchać. Nie jest tak, że jedna porażka kompletnie załamuje i odbiera chęć życia, a usłyszane gdzieś przykre słowa rozpamiętuje się długimi latami.
Lecz jest tu potrzebna równowaga, dzięki której nie popadnie się w bezproduktywne odrętwienie, ale też nie uwierzy zanadto w swoją nieomylność. Nadmiar pewności siebie nie jest niczym dobrym, choć głównie dla otoczenia niż tej konkretnej osoby. Ale przesadnie wysoka samoocena uderza też czasem w swojego właściciela – myśląc o sobie wyłącznie pozytywnie traci się zdolność do trzeźwego osądu sytuacji, a to nie pozwala przyznać się do błędu, popycha do zbyt ryzykownych zachowań, prowadzi do bezsensownego uporu, byle tylko wykazać swoją rację i wyższość.
Zdrowa wysoka samoocena nie wyklucza wątpliwości na swój temat, jest ich po prostu mniej i prowadzą one zazwyczaj do konstruktywnych wniosków zamiast podłamywać. Stuprocentowy zachwyt własną osobą to już nie tyle wysoka samoocena, ile buta i przerośnięte ego, a nierzadko też nieudana próba wyleczenia się z kompleksów – wiele osób niskie mniemanie o sobie próbuje wyleczyć właśnie takim wmawianiem, że są w każdym calu fantastyczni i bez skazy. To w sumie dalej niska samoocena, tyle że zamaskowana specyficzną agresją – nie ma tego wewnętrznego przekonania, że jest się wartościowym człowiekiem, to raczej siłowa próba przekonania do określonej wizji siebie, bo autentycznie znając własną wartość, nie trzeba się na każdym kroku przechwalać i udowadniać obcym jak wiele się znaczy.
A może to tylko złudzenie?
Przerośnięte ego nie bierze pod uwagę wsparcia z zewnątrz, czyli tego, że na osiągniętą pozycję często złożyły się jeszcze dodatkowe czynniki, nie tylko własna praca czy wrodzone talenty. Oraz tego, że poczucie wyjątkowości mogło zrodzić się w bardzo szczególnych warunkach i wystarczy zmiana otoczenia, by nagle zamiast zachwytu pojawiło się więcej krytyki. Tak może być po zmianie szkoły czy miejsca pracy, gdzie wymagania są wyraźnie wyższe niż dotychczas, a ludzie mniej wyrozumiali – komuś się wydawało, że jest taki mądry i zdolny, tymczasem nowa rzeczywistość brutalnie to weryfikuje.
Nie jest dobrze, kiedy samoocenę buduje się niemal wyłącznie w cieplarnianych warunkach, potrzeba też trochę dyskomfortu i trudniejszych wyzwań. Zgubne może być również przeświadczenie, że aprobata otoczenia zniknie, kiedy doświadczy się nawet małej porażki, a przecież żaden człowiek nie jest nieomylny i perfekcyjny przez 24 godziny na dobę.
W budowaniu samooceny dość często ludzie popełniają ten właśnie błąd – za bardzo uzależniają się od opinii innych i uważają, że jeśli coś im się nie udaje, to najwidoczniej nie są wcale tacy wyjątkowi, jak gdyby frustracja, niepowodzenia, gorsze chwile zdarzały się wyłącznie najsłabszym jednostkom. Myślą, że mogą dostać od życia wszystko, czego chcą, bo im się to należy, co bardziej świadczy o arogancji niż zdrowej pewności siebie.
Szkodliwe samouwielbienie
Przesadnie wysoka samoocena nie jest ani gwarancją sukcesu, ani nie zapewnia osobistego szczęścia. Bywa zwyczajnie szkodliwa, ponieważ taki człowiek często uważa, że coś jest poniżej jego godności i on nie zamierza się tak upadlać, co oczywiście nie zjednuje mu sympatii ani nawet uznania. Zaślepieni własną wspaniałością ludzie tracą przez to wiele szans na jakiś sukces, przeceniają swoje możliwości, nie uczą się na swoich błędach, wszak to absolutnie nie mogła być ich wina.
Jako osoby postrzegane negatywnie mają problem z nawiązywaniem relacji, ciężko być z nimi w związku, o udanej współpracy raczej nie ma co marzyć. Zbyt wysoka samoocena często idzie w parze z roszczeniowością, nieustannie oczekuje się pochwał i szczególnego traktowania. Tacy ludzie rzadko kiedy są fajni, ale kiedy doświadczają odrzucenia, to zwalają winę na innych, zarzucając im małostkowość i zawiść.
Szkodzą też sobie, bo w samozachwycie nie ma za wiele miejsca na dalszy rozwój, nie ma potrzeby zmiany, dlatego to, co wcześniej było atutem, z czasem mocno traci na wartości i nie robi już na nikim wrażenia. Przy nadmiernej pewności siebie bardzo często wykształca się nadwrażliwość na krytykę, bo jak ktoś śmie zwrócić uwagę i w ogóle co to za absurdalne zarzuty. Nieprzychylność innych ludzi nie skłania do żadnej refleksji, z góry zakłada się zazdrość i chęć zaszkodzenia.
A kiedy w samozachwycie ktoś zanurzy się zbyt głęboko, to może w swoich działaniach posunąć się do przemocy – skoro mi się należy i nie dostaję po dobroci, to trudno, nie ma wyjścia, pozostają radykalniejsze metody. Ofiara sama jest sobie winna. Zdaniem psychologów, nadmiernie wysoka samoocena jest bardzo często powiązana z tak zwaną ciemną triadą – tego typu osoby nie cofną się przed niczym by dopiąć swego. Krótko mówiąc, rozbuchane ego niejako wyklucza szacunek do innych ludzi.
Tylko kiedy robi się „za dużo”?
Przesadnie wysoka samoocena generuje poważne szkody, ale jak określić moment, w którym można już mówić o skrajności? Co ciekawe, wiele tu zależy od kultury i społecznych zależności. Osoby z wysoką samooceną są lepiej oceniane w społeczeństwach nastawionych na sukces i indywidualizm, natomiast tam, gdzie w cenie bardziej jest współpraca i kolektywizm, epatowanie pewnością siebie może oznaczać chęć wywyższenia się ponad resztę i szkodliwy egoizm.
Niemile widziana jest pewność siebie u osób (także ta w rozsądnych, zdrowych dawkach), które z definicji powinny być podległe i pokorne – czyli na przykład szeregowy pracownik ma czuć się onieśmielony majestatem swojego szefa, a pani sprzątaczce nie może się wydawać, że jest równa w czymkolwiek właścicielce domu, w którym właśnie myje kibel.
Jest wśród wielu osób przekonanie, że wysoka samoocena może wynikać jedynie z materialnego sukcesu i wysokiej pozycji społecznej. W zależności od pozycji w hierarchii, wolno pozwolić sobie na określoną dawkę samozadowolenia. Oraz w zależności od wieku i płci, bo to ciągle bardzo widoczne podziały – dziecko ma słuchać dorosłego, choćby ten był skończonym głąbem, a kobiecie nie przystoi czuć się zbyt pewnie, to odpycha i jest sprzeczne z naturalną kobiecością. Dziecko świadome swojej wartości, zwłaszcza w dyskusjach z dorosłymi, wielokrotnie usłyszy napomnienia, jakie to jest przemądrzałe i niegrzeczne. Kobieta, która nie zamierza się bawić w fałszywą skromność, najwyraźniej zapomniała, gdzie jest jej miejsce.
Najprościej powiedzieć, że zbyt wysoka samoocena jest wtedy, gdy to przeszkadza w codziennym życiu, ale jak widać, sporo w tym względzie zależy od społecznych norm oraz postrzegania przez innych ludzi – pracownik z budowy, który wcale nie ma się za gorszego od panów bankierów, może niektórym wydawać się zbyt pewny siebie jak na to, że jest „tylko murarzem”. Ale prawdziwa wysoka samoocena jest właśnie po to, by mieć takie gadanie głęboko w nosie.
Zostaw komentarz