Jaka matka taka córka? A my nie potrafimy się dogadać…
Nosisz dziecko w brzuchu 9 miesięcy. Myślisz o tym, jakie będzie. Potem inwestujesz mnóstwo czasu i energii, by wyrosło na dobrego człowieka. Marzysz o chwili, w której córka osiągnie pełnoletność i będziecie przyjaciółkami. Nie możesz doczekać się momentu, kiedy zrezygnujesz z moralizatorskiego tonu i zaczniesz cieszyć się bliskością dorosłej już kobiety, bez wyrzeczeń związanych z jej wychowywaniem.
Niestety.Wizje pękają jak bańka mydlana.
Córka jest całkiem inna niż sobie wymarzyłaś lub tak podobna do Ciebie, że to jest nie do zniesienia, bo Twoje wady urastają do takich rozmiarów, że nie możesz na nie patrzeć. To rodzi wiele konfliktów. Nie ma rozmowy bez zgrzytów. Nie ma spotkań bez nieporozumień.
Córka wyrasta na osobę, z którą nie potrafisz rozmawiać, która patrzy na świat całkiem inaczej niż Ty, wybiera inne wartości, sposób życia, inaczej wychowuje dzieci, kładzie akcent w związku na innych aspektach. Wasze światopoglądy są tak różne, że trudno o spokojną rozmowę. Marzenia o przyjaźni szlag trafia.
I co dalej?
Dlaczego nam tak trudno się porozumieć?
Kobiety przykładają ogromną wagę do rozmów. To one budują porozumienie, mają wpływ na więzi. To właśnie za pośrednictwem słów kobiety radzą sobie z emocjami, analizują swoją sytuację i znajdują rozwiązania. Im więcej mówią, tym lepiej się czują…lub gorzej. Ale jeśli mówią, to jest szansa na porozumienie. Gdy przestają mówić, to poprzedza to koniec.
Niestety podczas rozmów ukazują swoje wnętrze, pokazują niedoskonałości, dzielą się wątpliwościami, co rodzi ryzyko niezrozumienia i zranienia. Poza tym odsłania często trudne emocje, z którymi nie sposób sobie poradzić, bez „wyładowań”.
Bardzo trudno uniknąć problemu z „wtrącaniem się” i „ocenianiem”. Matka z natury, przyzwyczajona trochę do odmiennej roli, może być szczególnie skłonna do nieprzychylnego komentowania i krytykowania, prób „poprawienia zachowań córki”, natomiast córka może mieć kłopot z zaakceptowaniem tego, że jej matka „nie widzi, że jest dorosła” i „uważa, że zna wszystkie dobre rozwiązania”.
Biorąc pod uwagę, że wielu mamom trudno wyjść z roli „wychowawcy” a dorosłym córkom z roli „dziecka”, szczera rozmowa działająca jak silnie spajający klej może burzyć i poruszać najwrażliwsze struny.
Dorosłe córki pragną bowiem akceptacji i wsparcia w dobrym tego słowa znaczenia, a matki dążą do tego, by ich dziecko było bezpieczne. Te dwie potrzeby tworzą doskonały grunt do walk. Matki chcą chronić swoje córki, dlatego oferują porady, które mają ułatwić im życie. Natomiast córki te rady traktują jako sygnał, że same są niedoskonałe i dlatego na „każdym kroku są punktowane”.
Matki dziwią się, dlaczego ich córki są tak wrażliwe (nie mogę się nawet odezwać?), a córki nie rozumieją, dlaczego ich mamy się wtrącają? Jest na to sposób? Czy kontakty córki z matką mogą być tylko poprawne, czy da się wypracować szczerość i zaangażowanie?
Rodzinne błędy
Problemem wielu rodzin jest pułapka przeszłości, nazywane przez wielu psychologów „duchami znad kołyski”, czyli powtarzanie tych samych błędów z pokolenia na pokolenie. Paradoks polega na tym, że każdy wie, jak jest, obiecuje sobie, że postąpi inaczej, ale gdy przychodzi jego pora, niejako próba dla niego, historia odbija się czkawką i stawiany jest kolejny przykry krok, podobny do tego, znienawidzonego z przeszłości.
I tak w wielu rodzinach problemem nadrzędnym jest brak porozumienia matki z córką, zły wzorzec ich relacji, brak szacunku i zrozumienia. Może temu towarzyszyć wywyższanie jednej z córek, wyróżnianie syna lub życie z piętnem bycia „córką, która nie spełniła oczekiwań swojej rodzicielki”.
Wyjście z takiej patowej sytuacji niestety nie jest proste i zazwyczaj łączy się z wielkim bólem. Ktoś musi powiedzieć „koniec z tym” i zadziałać inaczej, w pewnym sensie zaryzykować, ale zrobić to tak, żeby oczyścić atmosferę.
Rywalizacja
Dla wielu osób zaskoczeniem jest rywalizacja między dwoma tak bliskimi sobie kobietami. W rzeczywistości często jest ona faktem.
Córka decyduje się żyć inaczej, nie tylko dlatego, że nie uznaje wartości prezentowanych przez matkę, ale również dlatego, że chce jej pokazać, że można lepiej, i w ten dziwny sposób próbuje ją zranić, utrzeć jej nosa. Z kolei matka wyraźnie rywalizuje z córką, podważając jej decyzję wychowawcze przed wnukiem.
Problem z rywalizacją na płaszczyźnie matka-córka wynika z narcystycznych cech zazwyczaj starszej kobiety. W takim wypadku kobieta postrzega swoją córkę jak zagrożenie. Problem może pogłębiać to, że córki zazwyczaj rozkwitają, znajdują swoją siłę i wewnętrzny spokój w czasie, kiedy ich mamy wchodzą na etap menopauzy.
Gdy rozmowy i wspólny czas stają się problemem…
Same więzy krwi niestety nie dają gwarancji porozumienia, nie stanowią biletu rezerwującego dobre relacje. Nad tym, jak wyglądają kontakty matki i córki trzeba pracować, każdego dnia. Pomocne może być:
- ustanowienie własnych granic: po stronie matki i córki,
- bądź samodzielna,
- konsekwentna,
- wspólne działanie zamiast rozmawiania. Postaraj się więcej wspólnie robić zamiast dyskutować, może wspólne wyjście do kina, do teatru, spacer z psem, zwiedzanie muzeum?
- zapomnij o przeszłości i oczekiwaniach z nimi związanymi,
- wnieś się ponad złośliwości i bądź „głucha” na przykre komentarze, potraktuj je lekko, z humorem, z dystansem,
- miej w zanadrzu neutralne tematy rozmów.
8 komentarzy
Myślę, że mam bardzo dobry kontakt z moją mamą, ale gdy pomyślę, że moja córka mogłaby być moją kopią to cóż… chyba bym nie chciała 😉
Kolejny świetny temat 🙂 Choć z mamą dogaduję się (od zawsze) bardzo dobrze, to czasami i u nas pojawiają się jakieś zgrzyty.
Niestety nie mam dobrego kontaktu z mama, moze kiedys uda sie to zmienic
jestem inna od mojej mamy, ale całe życie była moim autorytetem… Oddałabym bez wachania za nią życie… ona za mnie też… Marzę by zaopiekować się nią na starość 🙂
Macierzyństwo to bardzo złożony „problem”, ale chyba niewiele osób, poza samymi matkami, zdaje sobie z tego faktu sprawę. Nie zawsze jest tak cukierkowo, jak to nam pokazują reklamy. Ostatnio czytałam bardzo ciekawy artykuł na ten temat. Same trafne spostrzeżenia ze strony autorki.
W sumie o tym jest cały mój blog. O lustrach jakie stoją między pokoleniami. O tym, że jaka matka takie dzieci. Że jeśli my, matki, nie zdamy sobie z tego sprawy zawczasu, tych relacji nie da się „wyprostować” kiedy dzieci będą dorosłe. Że przede wszystkim musimy dbać o siebie, o nas, o kobietę. Że to najpiękniejsza forma egoizmu, bo im więcej włożymy pracy w siebie tym więcej zyskają na tym nasze dzieci. To od nas uczą się pewności siebie i poczucia własnej wartości. To my nauczymy ich jak cudowny jest drugi człowiek i jak pięknie jest poznawać świat. Ale nie z książek, albo prowadząc dzieci do psychoanalityków. One się tego uczą patrząc na nas. A nasze miejsce na ziemi zależy wyłącznie od tego ile my dla siebie znaczymy. Panikara pisze w swoim komentarzu „Myślę, że mam bardzo dobry kontakt z moją mamą, ale gdy pomyślę, że moja córka mogłaby być moją kopią to cóż… chyba bym nie chciała” – Twoja córka będzie Twoją kopią. Jej stosunki z własnymi dziećmi będą dokładnie takie jakie Ty masz ze swoimi rodzicami, ze swoją mamą. Jeśli nie chcesz żeby tak było, masz wszystko co Ci jest potrzebne żeby to zmienić. napisałam u siebie na blogu coś takiego: JESTEŚ NAJLEPSZYM RODZICEM DLA SWOJEGO DZIECKA. SPRÓBUJ JEDNOCZEŚNIE BYĆ DLA NIEGO CZŁOWIEKIEM, KTÓREGO PRZEZ CAŁE SWOJE ŻYCIE BĘDZIE CHCIAŁO NAŚLADOWAĆ. RÓWNIEŻ WTEDY, KIEDY STANIE SIĘ DOROSŁE. I dedykuję to przede wszystkim Tobie, Panikara. Ściskam mocno.
A ja jakos nie mogę dogadac sie z dorosla juz córką. Mam wrażenie ze zatrzymala sie na gimnazjum. Ma 23 lara i wiecznie o wszystko pretensje. Szkoda
Ja 60-tka, córka pod 40-tke. I w ostatnich latach huśtawka jak córka ma sukcesy, kiedy wszystko układa sie po myśli wtedy jest równowaga. Kiedy przychodzą kryzysy, to winą za niepowodzenia obarcza mnie, slysze wtedy że jestem toksyczną, niedobrą matką, przekazałam jej złe emocje, niskie poczucie wartości to przeze mnie ma emocjonalne problemy, depresje, ze nie chce się jej żyć. Nie zaprzeczam, czuję się winna. Starałam się lecz popełniłam z pewnością nie jeden błąd. Przez większość życia wychowywałam ją sama, a trudno być zarazem ojcem i matką. Córka była i jest nieprzecietnie zdolna, wspierałam ją i zawsze jej zdanie było dla mnie ważne. Po pierwszym roku studiów wyprowadzila się usamodzielniając. Mimo to miałyśmy częste i dobre relacje, także z jej znajomymi czy partnerami. Im byla starsza tym spotykalyśmy się coraz rzadziej, napięcia rosły, emocje też. Zajęta kształceniem, kończy teraz kolejny kierunek studiów. Pielęgnuje wygląd nastolatki, diety, nadmierny sport.
Teraz, od początku corony, nie chce żadnego kontaktu, nawet na odległość a mieszkamy niedaleko siebie. Gdy ośmiele się do niej zadzwonić (co 2-3 tygodnie), nasze rozmowy telefoniczne kończą się katastrofą. Tęsknię za nią, tęsknię za nami. Zawodowo pomagam niezaradnym życiowo ludziom i nie tylko. A nie mogę pomóc nam.