Główne menu

Jaki okres naszego życia jest najszczęśliwszy?

Ciesz się szkołą, jeszcze za nią zatęsknisz. Nie ma nic lepszego niż beztroskie życie dziecka. Ach, młodość, młodość, każdy by chciał, żeby się nigdy nie kończyła. A właśnie, że nie, życie zaczyna się po 40-tce. Albo po 60-tce. Krótko mówiąc, tych najwspanialszych etapów ludzkiego żywota jest sporo, w zależności od tego, kto mówi. Generalnie tęsknimy głównie za dzieciństwem i początkiem swojej dorosłości, jak się jednak zacznie tak głębiej analizować, to wcale nie muszą być te najszczęśliwsze momenty życia.

Bo bardzo wiele osób właśnie na tych późniejszych etapach przyznaje, że „dopiero teraz czuję, że żyję”. I wcale nie chcieliby się cofać w czasie i to w przyszłości upatrują poprawę losu, zadowolenie, spełnienie. Zresztą, czy w ogóle da się obiektywnie ocenić, które lata zasługują na miano tych najlepszych?

Jaki okres naszego życia jest najszczęśliwszy?

Kiedy było najlepiej?

Jedni powiedzą, że w dzieciństwie. Albo że na studiach, bo to już dorosłość, pierwszy smak samodzielności, ale też niekończące się imprezy, szaleństwa, miłosne uniesienia, zawieranie przyjaźni. Innym to wiek średni przyniósł największą satysfakcję, bo skończyło się wegetowanie na zupkach chińskich i wynajmowanie kawalerki w dziesięć osób. A może to jesień życia w końcu daje upragniony spokój i szczęście? Gdy już nic nie trzeba i nabiera się dystansu?

Bardzo trudno te okresy porównać, ponieważ każda dekada niesie za sobą całkiem inne
wyzwania, oczekuje się innych rzeczy, zmienia się też stopień zależności od otoczenia czy bliskich. W dzieciństwie z jednej strony piękne jest to, że jest mama i tata, którzy dają bezpieczeństwo, opiekują się, utrzymują. Ale z drugiej, fajnie jest być starszym, gdy zostaje się w końcu panem własnego losu.

We wzdychaniu za pierwszymi latami życia sporo jest nostalgii, chociaż bardzo wiele osób o swoim dzieciństwie może powiedzieć wszystko, tylko nie to, że było „beztroskie”. Tak samo lata nastoletnie – niby takie cudowne, a mnóstwo ludzi utożsamia ten czas głównie z byciem przegrywem, kimś odrzuconym, niezrozumianym, wyszydzanym w szkole, doświadczającym przemocy. Za czym tu tęsknić? Jak ktokolwiek może mówić „to najfajniejszy czas twojego życia”?

Fetysz młodości

Dzieciństwo do osiemnastki, to jednak przebywania pod parasolem ochronnym, pod stałą opieką dorosłych – przynajmniej teoretycznie. Natomiast patrząc na okres, gdy oficjalnie zostaje się pełnoletnim i bierze pełną odpowiedzialność za własne czyny, właśnie dekadę lat 20-tych uważa się za „ten czas”. Najlepszy w całym życiu. Czas największych możliwości, gdy możesz wszystko, a świat stoi otworem, wystarczy brać. Ale czy tak jest w istocie?

Niezupełnie, i bardzo wiele zależy od punktu wyjścia. 20+ to wiek, gdy masz najwięcej siły, najbardziej chłonny umysł, świat nie zdążył ciebie zmęczyć i zepsuć. Błędnie się jednak zakłada, że każdy startuje z dokładnie tego samego pułapu i może swoją młodość przeżywać według jakiegoś standardowego wzorca, bo całkiem inaczej wygląda to dla kogoś, kogo rodzice utrzymują przez całe studia, a na koniec jeszcze kupują mieszkanie, a inaczej, gdy dorastało się w biedzie, gdzieś na prowincji, i na dodatek trzeba się zajmować chorą mamą.

Poza tym nie wszyscy idą na studia, nie wszyscy są zdolni i nie wszyscy mogą pracować w dobrych firmach, na wysoko płatnych stanowiskach. Nie wszyscy mają zdolność zjednywania sobie ludzi, budzenia w nich sympatii, nie są atrakcyjni, wygadani, dowcipni – i znowu, nie musi to być wyłącznie ich wina, że nie dość się starają, po prostu dostali mniej od natury. Co oznacza, że muszą włożyć znacznie więcej pracy by nadrobić dystans do tych „lepiej wyposażonych”.

Dlatego też często uczucia wobec okresu młodości są mieszane. Owszem, w starszym wieku brakuje tych niewyczerpanych pokładów energii, większej zdolności do adaptacji i znoszenia niewygód. Młodzieńczych przygód i jazdy po bandzie. Ale reszta? No, tak średnio. Było fajnie, dobrze, że się to przeżyło, będzie co wspominać, jednak w sumie to człowiek się cieszy, że ma już ten okres za sobą. Gdyby bowiem 20+ lat było tak doskonałą dekadą, z
którą nic się nie może równać, nie byłoby tylu ludzi żałujących zmarnowanego czasu, niezadowolonych z życia, właśnie przez to, że ich działania oraz decyzje z pierwszej dekady dorosłości okazały się, mówiąc delikatnie, mało trafne i niezbyt mądre. I teraz się za to płaci.

Z perspektywy czasu, gdy się odłoży nostalgię, często widać, jak bardzo, będąc młodym człowiekiem, doświadczało się przeróżnych nieprzyjemności. Na przykład pracowania za grosze. Traktowania z góry i braku szacunku, bo co niby gówniarze wiedzą. Płacenia za głupoty, dzięki którym miało się nadzieję zaimponować otoczeniu. Wiele osób na podstawie tych doświadczeń twierdzi, że dekada 20+ jest nie tyle najlepszym okresem, ile najważniejszym, bo od obranych w tym czasie kierunków mocno zależy jakość życia na kolejnych etapach.

Dlaczego czujemy się szczęśliwi?

Szczęśliwość danego okresu zależy głównie od dwóch czynników: ludzi wokół oraz pieniędzy. Przy spoko rodzicach dzieciństwo rzeczywiście będzie się wspominać z przyjemnością, ale wyrastając w domu bez miłości raczej z ulgą się pożegna ten etap. Mając w miarę przyzwoitą sytuację materialną i sprawdzonych przyjaciół, faktycznie można myśleć o młodości jak o najlepszym okresie.

Jak się jednak okazuje, większość dużo bardziej ceni sobie kolejną dekadę, czyli 30+, a nawet 40+. Dlaczego? Otóż właśnie z tego powodu, że w tym czasie w końcu się udało przezwyciężyć główne bolączki wczesnej młodości, a więc notoryczny brak pieniędzy, brak własnego kąta, słabe warunki zatrudnienia. Jest to też zwykle czas podejmowania kluczowych decyzji, ponieważ nasze życie trochę się „przesunęło” – później niż przodkowie zakładamy rodziny i decydujemy się na stabilizację.

A choć wydawać by się mogło, że wyzwania związane z dziećmi, wchodzeniem w poważny związek, zakupem domu, zajmowaniem coraz to odpowiedzialniejszych stanowisk w pracy powinno raczej obniżyć satysfakcję z życia, u mnóstwa osób jest dokładnie odwrotnie – czują oni, że ich życie w końcu nabiera prawdziwego sensu i jest zwyczajnie lepsze od młodzieńczej wolności, zwłaszcza że ta wolność nie do końca okazała się taką, jak ją sobie wyobrażali.

Dekadę 20+ najwyżej oceniają głównie osoby będące w tym wieku lub młodsze. Starsi częściej cenią sobie czas 30+ i 40+, nawet jeśli tej wczesnej młodości nie wspominają jakoś bardzo tragicznie. Wiek około 35-36 lat uważa się za peak możliwości i właśnie do tego czasu większość starszych osób chciałaby się cofnąć, gdyby miała taką możliwość.

Poczucie sprawczości

Dekada 30+ jest uważana za najlepszy czas, ponieważ wciąż jeszcze człowiek zachowuje dobrą formę, ale ma też więcej doświadczenia i więcej zasobów. Życie staje się spokojniejsze, i to jest dobre, bo ileż można się bawić. Ale nie znaczy to, że każdy osiągnie podobny poziom satysfakcji. I można zauważyć, że powrotu do wczesnej młodości bardzo często pragną osoby, którym nie poszło tak, jak sobie to wcześniej wymarzyli.

Jako bardzo młodzi jeszcze tego nie czuli i jeszcze mieli nadzieję. Na przełomie 30/40 lat rozczarowanie życiem staje się już dużo większe. Nadzieję zastępuje rezygnacja i poczucie, że najlepsze ma się daleko za sobą. Czas niejako przeleciał przez palce, a w głowie pulsuje irytująca myśl: kiedy wreszcie będzie dobrze? A za nią przychodzi nieprzyjemna odpowiedź: dobrze już było.

Życie przeszłością utrudnia zmiany, bo niespecjalnie się w nie wierzy – takie rzeczy można było robić za młodu, a nie teraz, kiedy człowiek powoli zmierza do grobu i nic nie znaczy, bo po prostu jest za stary. Tymczasem ci, którzy wysoko oceniają te późniejsze dekady swojego życia, nie poddawali się podobnym myślom, tylko ryzykowali. I dzięki temu, że zdobyli się na odwagę i przewartościowali dotychczasowe życie, mówią z satysfakcją „teraz jestem naprawdę szczęśliwa i w ogóle bym nie chciała wracać do młodości”.

Czy można być najszczęśliwszym na starość?

Można, niemniej te schyłkowe lata za najlepsze w całym życiu uważa mniejszość. Głównym problemem są te prozaiczne sprawy, związane ze zdrowiem i sprawnością fizyczną – seniorzy nie mają takiej krzepy jak za młodu, i to im doskwiera, że jak kichną, to pół dnia łupie w krzyżu, i nie da się wbiec po schodach jak gazela z ciężką paczką na plecach. Niekoniecznie natomiast tęskni się za swoją głupotą, bo tak często się postrzega wiele wydarzeń z młodości.

Typowe dla starszych osób jest stwierdzenie: chciałabym mieć siłę i ciało z lat młodości, ale mentalnie, emocjonalnie, życiowo wolę być teraz, lub cofnąć się co najwyżej do 30, 40 lat.

Bo w starszym wieku często można już mieć resztę w czterech literach. Człowiek już się tak nie spina, nie przejmuje, nie obchodzi go gadanie innych, co wydaje się znacznie fajniejsze od młodzieńczej desperacji by zaistnieć i zdobyć uznanie. Jeśli jednak starość upływa samotnie, w biedzie, wykluczeniu, bez żadnych jasnych punktów osładzających braki, tęsknota za dawnymi czasami jest jak najbardziej zrozumiała.

Ciężko po prostu zdefiniować, czym jest dokładnie ów „najlepszy czas w życiu”. Chodzi o miłość? Przyjaźń? Zdrowie? Pracę, karierę? Rodzinę? Pieniądze? Rzadko kiedy udaje się mieć to wszystko w jednym czasie, dlatego każdy okres może być na swój sposób najlepszy.

Najgorszym wydaje się nie tyle upływ czasu, ile podejście do niego – licząc, że wszystko się samo zrobi, również w szczycie swoich fizycznych i intelektualnych możliwości niewiele się osiągnie.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>