Główne menu

Jeszcze Polka nie zginęła, póki my, feministki, żyjemy

Pewnie słyszałyście już ten „kawał”:
Ile feministek potrzeba, aby zmienić żarówkę?
– Żadnej, feministki nie są w stanie niczego zmienić.

A teraz prosty test wykazujący, czy jesteś feministką.
Czy uważasz, że kobiety powinny mieć takie same prawa jak mężczyźni?
1) TAK
2) NIE

Wynik: Jeżeli odpowiedziałaś TAK, jesteś feministką. Jeżeli odpowiedź brzmiała NIE, nie jesteś feministką.
Czy jesteś feministką i najważniejsze, czy czujesz się nią?

Co Wam przychodzi do głowy, gdy słyszycie słowo „feministka”? Jak wygląda feministka? Czy przypadkiem nie jak krótko ostrzyżona kobieta o wyglądzie troglodyty, prawdopodobnie lesbijka, która gardzi depilacją, nie nosi sukienek/spódnic/bluzek z dekoltem/biżuterii. Jest agresywna, zieje nienawiścią do całego rodu męskiego, gotowa poucinać im przyrodzenie w imię walki o prawa kobiet. Została feministką, bo pewnie nie wyszło jej z chłopem, jak twierdzi pewien znany podróżnik. Sfiksowały, bo dawno chłopa nie miały. Czy faktycznie ten stereotyp jest prawdziwy, zaś poza głoszeniem haseł o sztucznym ucisku, w kwestii przestrzegania praw kobiet, feministki nic nie potrafią zmienić?

Moim zdaniem problem z negatywnym wydźwiękiem tego słowa prawdopodobnie leży w błędnym rozumieniu tego, czym feminizm w rzeczywistości jest. Ogólna definicja jest następująca – feminizmem określamy kierunek polityczny, ruch społeczny, ideologię związaną z równouprawnieniem kobiet. Teoretycznie w dzisiejszych czasach, według przeciwników tego ruchu, czyli sporej części społeczeństwa, kobiety osiągnęły wiele, nic nie trzeba zmieniać, nie mamy prawa narzekać. Możemy przecież uczyć się, studiować, podróżować samodzielnie, pracować gdzie chcemy, głosować, udzielać się w przestrzeni publicznej, ogólnie robić, co chcemy, hulaj dusza piekła nie ma! Hurraaa! Feminizm można wyrzucić w odmęty historii, jak i instytucję Świętej Inkwizycji.

Chwileczkę, dlaczego to wszystko możemy? Bo te straszne feministki zmieniły (czyli jednak coś mogą zmienić) w pewnym momencie historię pisaną dotychczas przez mężczyzn, wywalczyły dla nas kobiet podstawowe prawa człowieka należne dotychczas tylko mężczyznom. Bo stwierdziły, że posiadanie między nogami czegoś innego nie czyni nas gorszymi czy głupszymi od mężczyzn istotami, a posiadane penisa nie czyni z facetów panów świata.

W ogóle skąd to przekonanie o „gorszości” kobiet. No z powietrza się nie wzięło, ogrom zła uczyniły w tej sprawie religie.

Przez wieki wtłaczania do głów męskich i damskich bzdur wielu mężczyzn z wygody uwierzyło, że jest panem i władcą, jak nie całej planety, kraju to chociaż swojego domu i przywiązanej do niego niczym koza do płotu- „swojej” kobiety. Kobiety zaś uwierzyły, że należy im się mniej, tylko z powodu odmiennej płci.

Koniec dyskusji, baba ma znać swoje miejsce przecież. Jak nie zna, to pozna siłą – po coś w końcu znosi się dotacje dla „Niebieskiej Linii”, likwiduje urząd Pełnomocnika Rządu do spraw Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn (obecnie wprowadzono niby w to miejsce urząd „atrapę” Pełnomocnika Rządu do spraw Społeczeństwa Obywatelskiego) czy znosi niezawisłe sądy. Już słyszę te głosy „chciałyście równouprawnienia, to same sobie wnoście lodówkę na 4 piętro, nie żądajcie, by Wam ustępowano miejsca w komunikacji miejskiej, otwierano drzwi, dźwigano torby, idźcie do pracy w kopalni czy na budowę”.

Nie wymagam, by ktokolwiek otwierał mi drzwi, pomagał w noszeniu ciężkich toreb z zakupami, ustępował miejsce (gdy widzę, że ktoś tego potrzebuje, bez względu na płeć, czy wiek, to sama pomagam – kwestia empatii i kultury osobistej). Co do pracy na budowie/kopalni- jest to kwestia predyspozycji fizycznych, chęci/zainteresowań. Zresztą, czy mężczyzna ważący 50 kilogramów i mierzący 160 cm wzrostu, dla którego jedynym sportem jest mierzenie spodni „rurek” ma więcej siły od kobiety o wadze 80 kilogramów i wzroście 180 cm podnoszącej na siłowni 300 kg?

Równouprawnienie bowiem nie polega na specjalnych przywilejach na zasadzie „dajcie mnie, bo jestem mężczyzną/kobietą”. Równouprawnienie oznacza, że każda z płci jest sobie równa pod względem posiadanych praw. Tak, są różnice między płciami, to normalne, taka natura, nikt się na nią nie złości i nie chce zmieniać. Wiadomo, ON nie zajdzie w ciąże, kobieta nie doczepi sobie penisa i nikogo nim nie zapłodni. Tu się różnimy, ale i uzupełniamy, tworząc nowe życie. Rodzicielstwo natomiast nie jest obowiązkiem, są kobiety, które nie chcą być matkami/nie nadają się do pełnienia tej roli. Są też mężczyźni, którzy świetnie się w tym odnajdą i ojcostwo będzie dla nich rolą życia a praca zawodowa zejdzie na dalszy plan. Nic im z tego tytułu nie zmaleje, honor nie ucierpi.

Kobieta, która nie planuje macierzyństwa czy też wybiera pracę ponad rodzinę, nie traci w żaden sposób na kobiecości, nie staje się babochłopem, bezużyteczną społecznie istotą. Chce zająć się domem i wychowywać dzieci-świetnie, o ile jest to jej przemyślany wybór. Chce pracować na budowie/w kopalni/zarządzać firmą – równie super. Wolna wola, brak przymusu i możliwość swobodnego samostanowienia – to jest najważniejsze w ideologii feminizmu.

Przestańmy udawać, że „szklany sufit” jest jakimś wymysłem kobiet, którym się nie udało zawodowo, bo są leniwe. Czy mężczyznę na rozmowie kwalifikacyjnej ktokolwiek pyta o liczbę dzieci, plany prokreacyjne? Mnie (i pewnie wiele z Was) pytano. Ile razy słyszałyście w dzieciństwie, że dziewczynce nie wypada „krzyczeć, denerwować się, głośno bawić” ma natomiast być „grzeczna, posłuszna, cicha i słuchać starszych”, zauważałyście, że chłopcom wolno więcej, są częściej chwaleni? Jaka więc kobieta wyrasta z takiej dziewczynki? Prawdopodobnie zakompleksiona, wątpiąca we własną siłę i o bardzo niskiej samoocenie, dusząca w środku własne emocje, bo w końcu „dziewczynce nie wypada się złościć”. Jak taka osoba ma walczyć o swoje w przyszłości, w razie potrzeby odeprzeć atak napastnika, jak obronić się przed molestowaniem czy gwałcicielem, skoro od małego tłoczy jej się do głowy, że ma siedzieć cicho?

Dochodzi do tego kwestia poczucia winy, bo w narodzie wciąż żywe jest przekonanie, które często przekazuje matka/ojciec córce, że jak „suka nie da to pies nie weźmie”, genialnie wzmacnia to poczucie winy u ofiary (pomijając fakt porównania człowieka do zwierzęcia).

Nie wkurzają Was ograniczenia, oczekiwania społeczne, stereotypy, jakich doświadczacie w związku z posiadaną płcią? Nie czujecie się bezsilne, ograniczone w prawach człowieka, lekceważone we własnym kraju/domu/otoczeniu? A może przyjmujecie za normę to, że nasza płeć słusznie nazywana jest słabszą, uważacie, że za pracę na tym samym stanowisku należą Wam się mniejsze pieniądze (lub w ogóle nie macie prawa pracować a jedynie oglądać świat zza okien kuchni), że to obcy faceci mają decydujący głos odnośnie Waszych macic i rozrodczości, jeżeli nakażą wam rodzić dziecko co dwa lata to bez mrugnięcia okiem się na to zgodzicie nawet, jeżeli ciąża zagraża Waszemu zdrowiu czy życiu? Chcecie, by Wasze córki były wydawane za mąż w wieku 8-10 lat i nie miały szansy na zdobycie wykształcenia? Nie chcecie mieć wpływu na to, kto was reprezentuje w kraju i rządzie? Uważacie za normalne, że to mężczyzna decyduje o Waszym być czy nie być na tym świecie, a Waszą jedyną rolą jest mu służyć i składać pokłony jak faraonowi składano w starożytności? Takie sytuacje były na porządku dziennym w czasach przed ruchem feministycznym i mają nadal miejsce, w krajach, gdzie rządzi islam oraz zacofanie.

Jasne, znajdą się kobiety, które stwierdzą, że wcale a wcale nie czują się ograniczone, że ich płeć nie ma znaczenia, nikt ich nie dyskryminuje. Tylko zazwyczaj należą one do rasy białej i wyższej klasy społecznej. Funkcjonuje to na zasadzie niedostrzegania problemu przemocy domowej „Nie znam nikogo w najbliższym otoczeniu z tym problemem, więc on w ogóle nie istnieje”.

Feminizm nie zakazuje kobiecości w żadnym z jej aspektów, nie jest tożsamy z bezpłciowością, nie uważa, że mężczyźni to zło całego świata i należy ich wyeliminować, nie ujmuje męskości, nie zmusza do aborcji, nie zakazuje macierzyństwa, nie rozbija rodzin, nie nakazuje życia w samotności, gloryfikując singielstwo i hedonistyczny styl życia jako jedyny słuszny, nie zabiera dzieciom matek w imię przymusu robienia przez nie kariery.

Feminizm daje wybór stylu życia, wpływa na rozwój cywilizacyjny, przywraca równowagę między płciami.

Jeżeli przeczytają ten artykuł, Panowie, chcę Wam powiedzieć, że nie chodzi tu o walkę o władzę. W feminizmie chodzi o równowagę, którą osiągnąć można nie poprzez walkę, do jakiej pewnie jesteście przyzwyczajeni, lecz rozmowę, rozmowę…. i wiele dyskusji. Wcześniej jednak musicie dostrzec problem dyskryminacji. Tak, wiem Wy też czujecie presję różnie pojętej „męskości”. Jednak przez wieki to Wam dawano fory, mieliście z racji samej płci ułatwiony start czy większe szanse na przetrwanie. Spróbujcie nas zrozumieć.

Rozejrzyjcie się, zastanówcie czy kobiety nie znajdują się na gorszej pozycji w społeczeństwie? Czy nie chcecie, by Wasze córki dorastały w świecie, w którym to ich kompetencje a nie płeć decydują o ich życiu? Chcecie by były szanowane jako dorosłe kobiety? Okazujcie szacunek im oraz ich matkom, to najlepsze, co możecie córce przekazać w spadku.

Uważacie, że feminizm jest potrzebny? Co Wam się podoba/nie podoba w tej ideologii? Ewentualnie, co i jak byście w niej zmieniły? Mi osobiście brakuje solidarności wśród kobiet i edukacji na tematy praw człowieka, a Wam?

    3 komentarze

  • RademenesII

    Uff, Aniu, trochę nieuporządkowany ten wpis, ale w końcu mam okazję się wypowiedzieć.. 🙂
    W pierwszym pytaniu tkwi pewna pułapka, bo co to znaczy, że powinny mieć wspólne prawa? Teoretycznie mają równe prawa, bo prawo nie traktuje inaczej kobiet i mężczyzn, chyba że matki, ale raczej feministkom przecież nie chodzi o to by znieść ich przywileje.
    Inna sprawa to prawa niepisane, obyczajowe i tu faktycznie pojawia się problem, generowany częściowo przez same feministki. Otóż kobieta to nie mężczyzna i traktowanie płci na równi jest absurdem. Nie chodzi tu rzecz jasna o żadną „gorszość”, tylko najzwyklejszą „inność” zarówno w rozmieszczeniu zasobów psychicznych, jak i fizycznych, że tak brzydko powiem. Feministki są na to ślepe jak krety – co zaowocowało licznymi kretyńskimi pomysłami jak np. parytety. I tak we Francji wskutek takich działań zwiększono nabór do policji, a następnie okazało się, że panie nie są tak wytrzymałe stres z nią związany, brak snu itp. i zaczęły się domagać skrócenia czasu pracy.
    Natomiast masz w pełni rację pisząc o szklanych sufitach – jest tak faktycznie, że kobiety częstokroć mądrzejsze i bardziej predysponowane na jakieś stanowiska od facetów, albo go nie dostają, albo otrzymują niższe wynagrodzenie. Ba, nawet posiadają właściwe cechy psychiczne dla takich stanowisk – kobieta jest z reguły bardziej uporządkowana i wytrwała w dążeniu do celu, dlatego są z reguły lepszymi księgowymi itp. – To powinno być bez wątpienia wyzwaniem dla współczesnego feminizmu.

    Dalej piszesz o stereotypach i ograniczeniach, ale wszak płeć męska też ma podobne jarzma. „Drzewo posadzić, syna zmajstrować, wroga zabić… itd.

    Nie wiem co ma do rzeczy zdanie „Dochodzi do tego kwestia poczucia winy, bo w narodzie wciąż żywe jest przekonanie, które często przekazuje matka/ojciec córce, że jak „suka nie da to pies nie weźmie”, genialnie wzmacnia to poczucie winy u ofiary…

    U jakiej ofiary? Ja znam to powiedzenie tylko w kontekście zdrady małżeńskiej – bywa tak, że facet o przyprawienie rogów ma pretensję nie do tej, która mu rogi przyprawiła, a do faceta z którym się tego dopuściła. I to jest riposta na takie myślenie.

    Na koniec, trochę o głupocie feministek. Prawdę mówiąc nie jest to wyssany z palca stereotyp. Ich zachowania są chaotyczne, a czasem bezsensowne – że wspomnę akcje Femenu – w proteście przeciw cerkwi i uwięzieniu członkiń Pussy Riot, rozebrały się do pasa i ścięły piłą mechaniczną krzyż upamiętniający ofiary NKWD, żeby było śmieszniej, katolicki a nie prawosławny. No popy chyba popękały ze śmiechu, a nazwa troglodytki jest bardziej niż adekwatna…

  • jotka

    Obraz feministek zmieniał sie przez lata, w pewnym sensie został wypaczony przez pseudofeministki i dziś niezbyt chlubnie się kojarzy…każda z nas powinna sobie odpowiedzieć czym jest dla nas feminizm i czy sie z nim utożsamiamy.

  • Rkv

    Nawet nie podpisała Pani tych słów swoim nazwiskiem.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>