Kiedy związek się rozpada, zawsze winna jest kobieta?
Związki mają to do siebie, że czasem się psują i rozpadają. Dlaczego? Przyczyn jest oczywiście wiele, ale można zauważyć, że w takiej ogólnej dyskusji za miłosne porażki najczęściej obwiniane są kobiety.
Bo to ona jest winna, że mąż polazł do innej. Winna też, gdy to ona gdzieś polazła. I jeszcze ta winna, do której on polazł. Jak zdradziła, jest niewierną s…, jak to ona została zdradzona, widać nie starała się dość mocno, by faceta utrzymać przy sobie. Kobieta chce za wiele, osacza i naciska na ślub, ale gdy jest mniej zaangażowana i stawia na niezależność, złości swoją „feministyczną nowoczesnością”. Czy rzeczywiście – gdy mowa o życiu uczuciowym – kobiety same są sobie winne?
Kochamy inaczej?
Płeć nie ma wpływu na to, czy człowiek może się zakochać i jak głęboko przeżywa swoje uczucia. Widać jednak, że kobiety – tak ogólnie – mają nieco inne podejście do miłości. Przede wszystkim, są ostrożniejsze i mniej podatne na „miłość od pierwszego wejrzenia”, bo z racji tego, iż zachodzą w ciążę, muszą po prostu być w miłosnych wyborach wybredniejsze.
Krótko mówiąc, przelotny romans może się zakończyć pamiątką na całe życie, podczas gdy mężczyzna, jak się bardzo uprze, nie poniesie żadnych konsekwencji swojego chwilowego kaprysu.
Nie da się jednak stwierdzić, kto nieszczęśliwą miłość przeżywa mocniej i boleśniej, ponieważ to kwestia bardzo indywidualna. Ale różnice widać, gdy przychodzi do wywnętrzania się. Kobiety częściej o swoim bólu mówią, płaczą, demonstrują swoje rozżalenie, nie szczędzą gorzkich słów pod adresem nie tylko byłego partnera, ale mężczyzn w ogóle. I pewnie właśnie dzięki temu szybciej się otrząsają, podczas gdy panowie – jako że nie bardzo wypada im płakać kolegom w mankiet – urazę potrafią pielęgnować w sobie długimi, długimi latami. I zdają się być bardziej radykalni w swoich generalizujących opiniach na temat płci przeciwnej.
Różne oblicza zdrady
W małżeńskich sporach wina zawsze leży po dwóch stronach: żony i teściowej. Dowcip stary jak świat, ale dobrze pokazuje pewien styl myślenia, mianowicie taki, że za rozpady związków, zdrady, nietrafione sercowe wybory i codzienne, damsko-męskie potyczki bardzo chętnie obwinia się kobiety.
Może dlatego, że dom i rodzina to w tradycyjnym ujęciu domena kobiet. Na ich barkach leży ta emocjonalna strona związku, zatem gdy coś na tym polu zaczyna szwankować, jest wielce prawdopodobne, że stoi za tym błąd kobiety. I to wcale nie jest tak, że jej winę widzą tylko mężczyźni – same kobiety równie chętnie dopatrują się przewiny właśnie u przedstawicielek własnej płci. A niekiedy i konkretnie u siebie, widząc u rywalki więcej zalet, które mogły skusić jej wiarołomnego męża.
Kiedy mężczyzna dopuszcza się zdrady, obrywa się głównie kochance, a troszkę też i zdradzanej żonie, bo pewnie nie dość się starała, jeśli chłop postanowił stołować się na mieście. W przypadku zdradzanego męża mało kto mówi o kochanku żony, że to łajdak, który odbił komuś kobietę – owszem, nie postąpił chwalebnie, ale gdyby niewierna żonka się pilnowała, do niczego by przecież nie doszło, on tylko skorzystał z okazji. I choć to mężczyźni częściej zdradzają swoje stałe partnerki, palcami wytyka się „tę drugą” oraz puszczalską małżonkę – i robią to obie płcie. A kiedy koledzy pobiją się o dziewczynę, to też przez nią, bo gdyby nie istniała, nic nie zakłóciłoby braterskiej harmonii.
Męska skłonność do zdrady jest częściej usprawiedliwiana, nawet przez kobiety, których partner znalazł sobie kogoś na boku. Chłop jest przecież tak jurny i ma swoje potrzeby, więc gdy żonka zapomina o podkręceniu atmosfery, to nie ma się co dziwić, że poszukał wrażeń u innej. W drugą stronę to tak nie działa, jak gdyby seksualne pragnienia kobiet nie miały większego znaczenia.
Co ona zrobiła z tym facetem…
Również w innych dramatycznych sytuacjach jakoś tak łatwiej przychodzi oskarżyć kobietę albo chociaż częściowo zrzucić na nią odpowiedzialność. Co gorsza, dzieje się tak i w przypadkach, gdy kobieta ewidentnie jest ofiarą brutalnego męża. Nie to, że kobiety nigdy nie zachowują się nagannie, a mężczyźni to wyłącznie oprawcy bez sumienia, chodzi po prostu o skalę ocen oraz pochopne wydawanie sądów.
Bił ją, dręczył, awanturował się po pijaku? Podłość, ale czy wiemy, co naprawdę działo się w ich domu? A może ona to lubi, może jej to wcale nie przeszkadza? Bo jeśli przeszkadza, to czemu z nim jest tyle lat? Dlaczego nie odejdzie? I kto wie, może go prowokuje do tych wybuchów, może on podnosi rękę, bo i święty by nie wytrzymał z taką jędzą. Pewnie dlatego właśnie pije, każdy by pił na jego miejscu. Czy – mówiąc wprost – ona nie zasłużyła sobie na swój smutny los? Doprowadziła chłopa do takiej desperacji…
A co kiedy to kobieta jest zła? Z jednej strony mamy ignorowanie problemu przemocy dotykającej mężczyzn (na zasadzie: tylko frajer da się pobić babie), z drugiej jednak, gdy już temat wjedzie na tapetę i uznana zostanie męska krzywda, ze świecą szukać głosów, że „on sam się o to prosił”, „prowokował”, „zachowywał się tak skandalicznie, że ona musiała użyć przemocy”.
Dlatego tak trudno o współczucie na przykład dla samotnych matek – mogła uważać, komu daje, a teraz jeszcze chłopa chce wydoić z ciężko zarobionych pieniędzy. Lecz można zrozumieć, dlatego facet nie płaci alimentów, zostawił rodzinę, nie przyznał się do dziecka. Na pewno miał powód – gdyby kobieta była normalna, on też zachowałby się porządnie. Więc wprawdzie to on zniknął z życia własnych dzieci, ale to przez nią maluchy wychowają się bez ojca.
Po co tam lazła, jak ona się ubiera, jak ona się zachowuje, cóż za okropnego języka używa, jest niedouczona, typowa madka, za dużo się wymądrza – lista zachowań „niegodnych prawdziwej kobiety” jest bardzo długa i można na niej umieścić praktycznie wszystko, co sprawdzi się jako wygodna wymówka dla niefajnych męskich zachowań i jako bat na dziewczyny, które mają własny pomysł na życie.
Takie są konsekwencje samodzielnego wyboru
Innymi słowy, jeśli ktoś „sam tego chciał”, to przeważnie mowa o kobiecie. Mężczyzna natomiast jest sam sobie winien jedynie tego, że pokochał niewłaściwą kobietę, a ona go wykorzystała. Ten motyw bardzo często się przewija – facet naprawdę chciał dobrze i mógł swojej wybrance przynieść gwiazdkę z nieba, a ona się na niego wypięła. Nie doceniła. Nie odwzajemniła jego uczuć, a powinna, bo on się starał. Wyszedł z inicjatywą, wykonał wysiłek, jej zadaniem było tylko okazać oczekiwaną przychylność.
Do tego nie doszło, a dlaczego? Ona wybrała innego, w swoim mniemaniu lepszego. I kiedy ten lepszy okaże się jednak gorszy, nie ma litości dla niewdzięcznej samicy – mężczyzna cierpi z powodu nieszczęśliwej miłości i naiwnego idealizmu, kobieta jest zwyczajnie głupia, że wybrała sobie takiego idiotę i teraz konsumuje owoce swojego wyrachowania.
Mężczyzna, który się nie stara i traktuje partnerkę instrumentalnie, nie jest jakoś szczególnie gnębiony, w przeciwieństwie do dziewcząt nabierających się na jego okrągłe słówka. Może, to korzysta, a one takie durne lezą do niego jak muchy na lep, wpadają i płacą za własną głupotę. Kobieta wykorzystująca swoją przewagę nad mężczyznami jest traktowana z mniejszą wyrozumiałością – jest zimną, roszczeniową księżniczką żerującą na biednych facetach i jedyna pociecha w tym, że za jakiś czas uroda zwiędnie i ktoś wreszcie jej w rewanżu utrze nosa.
Przyczyna upadku mężczyzny
Możliwość samodzielnego wyboru partnera przez kobietę boli wielu mężczyzn. Nie ułatwia im życia też to, że na krwawiące serce mają w zasadzie tylko dwa lekarstwa: picie na umór oraz seks z przypadkowymi dziewczynami. Więc to psioczenie na baby jest jakąś formą bieda-terapii – facet nie użala się nad sobą, tylko „mówi jak jest”, a koledzy ze zrozumieniem przytakują, zatem choć trochę z wątroby da się zrzucić.
Ma to jednak ten negatywny skutek, że zranionych i powściągliwych w wyrażaniu emocji mężczyzn znacznie częściej ciągnie do zachowań autodestrukcyjnych – siara płakać z tak błahego powodu jak kobieta, wolno za to topić smutki w wódce, wdawać się w awantury z barowymi karkami, jeździć 200km/h po wiejskich drogach, obstawiać nielegalne walki psów. Nic dziwnego, że po takim odreagowaniu, które niekiedy kończy się bardzo tragicznie i spycha mężczyznę na samo dno, kobieta jawi się jako niszczycielska, bezlitosna siła.
No i utrwala się przekonanie, że od kobiet zaczyna się każde nieszczęście. Już sam fakt, że ona istnieje, komplikuje mężczyznom życie. Babie jest ciągle mało, w dodatku kieruje się ona jakimiś niezrozumiałymi dla faceta prawidłami, nie wiadomo, czego tak naprawdę chce, ale pewnie chce czegoś zupełnie innego niż oficjalnie deklaruje.
Chciała wolności, to ma
Utarło się, że intencje mężczyzny są szczere i proste, podczas gdy intencje kobiety są niejasne i pokręcone. Więc znowu, kobieta wiedziała, na co się pisze, i niech teraz nie płacze, że on łobuz, przecież takiego właśnie chciała. Chciała, to ma, mogła odwzajemnić afekt tego dobrego i miłego, ale nie, zdecydowała inaczej. I teraz on cierpi, ona cierpi, a wszystko to z powodu jej wygórowanych oczekiwań. Kobieta po prostu ma spaczony gust i nie dostrzega prawdziwych wartości. Nie ma co czepiać się okropnego gościa, on jest jaki jest, to ona wykazała się brakiem charakteru.
A psuje ją „bogactwo rynku”, jest bowiem przekonanie, że kobieta ma zdecydowaną przewagę w sprawach damsko-męskich, to przecież do niej przychodzą konkurenci i to oni muszą się wykazać, by w ogóle mieć jakąś szansę. I zawsze ryzykują koszem, a wielu słyszy w odpowiedzi wyłącznie słowa odmowy. Czyli, kobiecie wystarczy być, natomiast mężczyzna sporo inwestuje, stara się, ugina kark, by zyskać kobiecą przychylność. To kto w takim układzie rozdaje karty? I kogo należy winić za miłosne zawody? Tym bardziej, że w powszechnym mniemaniu związek jest korzyścią przede wszystkim dla kobiety – ona powinna sobie kogoś znaleźć, on tylko może, ale wcale nie musi.
Kłopot w tym, że ciężko orzec, jakie postępowanie jest słuszne. Uwierzysz i zaufasz – oberwiesz za naiwność i udowodnisz, że kobieta to płocha istotka z wyłączonym rozumem. Będziesz ostrożna i wymagająca – padną oskarżenia o wyrachowanie. Zgodzisz się od razu – jesteś łatwa. Zechcesz poczekać – zwodzisz i pewnie szukasz lepszej partii, trzymając nieszczęśnika w odwodzie. Kiedy chcesz być cała dla swojego partnera – osaczasz i zamieniasz wojownika w ciepłe kluchy. Ale gdy cenisz sobie niezależność – jesteś samolubna. Czasami rzeczywiście stworzenie udanego związku może się wydawać po prostu niemożliwe.
8 komentarzy
Pary , które ja znam, rozpadły się z winy faceta…. zdrada, nałogi, przyczyny różne!
Cała prawda! Smutne jest to, że tyle ludzi ma takie właśnie utarte opinie. W tym kobiety! :/ 🙁
A wiecie że więkzość acetów która się rozpiła w trakcie małżeństwa zrobiła to z powodu olewania przez żone seksu.
Ja jestem teraz na takim etapie. Po 9 latach malzenstwa. Dlugie lata z czlowiekiem, ktory gral oskarowa role. Fantastyczny maz dla wszystkich znajomych. Cudowny, tak bardzo mnie kochal. W rzeczywistosci tyran, wampir emocjonalny, stosujacy latami przemoc ekonomiczna. Kiedy podjelam decyzje o odejsciu, wszyscy Jego znajomi stwierdzili, ze zwariowalam, ze to moja wina, ze sie za malo staralam! To nie Oni z Nim zyli te wszystkie lata, nie Oni znosili upokorzenia. To po co teraz oceniaja? Komentuja? Bo zal chlopaka, taki dobry dla Niej byl…. A Ona…. Coz, to zla kobieta jest….
Fajny artkół, więcej takich. Natępny poszę o ruchu MGTOW.
Czekam na rozwód… Wszystkim, naszym skromnym dobytkiem, futrzanymi przyjaciółmi jak i winą podzieliliśmy się po połowie. Oboje daliśmy ciała. Rozstajemy się w zgodzie, z żalem, ale nadal jako dobrzy znajomi. Małżeństwo nam nie wyszło, rozstanie idzie nam dobrze.
Wszystko prawda
Ale moim skromnym zdaniem w związku powinno się rozmawiac ze sobą na wszystkie tematy
Moze i teraz ktos napisze ze mam poglądy typowego samca ale kobiety proszę rozmawiajcie z facetami a nie tylko sie fochujcie i niech się domysli o co chodzi
To jest bzdura
Jasne ze uvzucia sie zmieniają w trakcie małżeństwa
Jasne ze raz jest lepiej a raz gorzej
Rozmawiajcie i wspierajcie się na wzajem
Kobieta z męskiego punktu widzenia odchidzi bez słowa i naprawdę facet który kocha bardzo cierpi a dotego pare dzieciaków
Czy jeżeli nie ma patologii w związku nie warto porozmawiac ze sobą
Czy powiedziec ze miał swoją szansę
I zmienic na nowy model
Jak to mowia nowe czasy ale czy kepsze?
Nikt nie ma prawa ranić innych ludzi a nawet siebie
Pozdrawiam
Do Egon – masz rację rozmowa to podstawa. Jednak to tanga trzeba dwojga. Rozstałam się niedawno po roku wydawać by się mogło super związku z happy endem. Niestety partner nie chciał mówić o swoich przemyśleniach, wolał sam nad nimi rozmyślać i jak się okazało zrobił problem z takich błahostek ze trudno mi to ogarnąć (zamiast zapytać cos wyjaśnić) zakończył związek z dnia na dzień. Dodam ze nie jesteśmy już małolatami. Smutne w tym jest to że okazało się również że przeszkadzają mu moi 2 synowie (nie maluszki), zapytał mnie jak długo będzie na mnie czekał? Zdziwiona zapytałam o co chodzi a On no kiedy będziesz tylko dla mnie? Samolubstwo? Sam ma dorosłego już syna z którym miałam super kontakt. No cóż było fajnie, były nadzieje na udany i stabilny związek ale chyba tylko z mojej strony. Wygląda na to że choć był ode mnie starszy to chyba ja jestem dojrzalsza emocjonalnie. Pozdrawiam wszystkich i życzę znalezienia „tej upragnionej i właściwej polówki”.