Kobieca twarz desperacji
Niektóre kobiety tak bardzo pragną akceptacji, iż zapominają o wszelkich granicach dobrego smaku. Odrzucą własną godność, będą skomleć o miłość i działać wbrew sobie, byle zadowolić otoczenie. Jak gdyby podskórnie czuły, że bez jego aprobaty ani rusz. Są tak niepewne siebie, że na każdym kroku muszą potwierdzać własną atrakcyjność, mądrość i fajność.
Będą przy tym ślepo dążyć do celu, po drodze nie cofną się przed niczym. Chwycą się każdego sposobu, by dopiąć swego. Żadna przeszkoda nie jest im straszna, jeśli tylko pomoże to zdobyć powszechną uwagę, wkupić się w łaski jakiejś grupy, złowić męża. Desperatki. Kobiety, które są szczęśliwe dopiero wtedy, gdy reszta zauważy ich obecność i odwzajemni uczucia.
Musisz mnie polubić
Są kobiety, które nie potrafią się pogodzić z tym, że ktoś ich nie lubi. Uważają, że jeśli nie odczuwa się do nich sympatii, coś jest głęboko nie w porządku. Jak to, jak można żywić do mnie niechęć? Czy to oznacza, że jestem głupia i nudna? Tak, na pewno tak, więc ja pokażę, jak jest w rzeczywistości. I zaczyna się zabieganie o miłość całego świata.
Widać to chociażby w pracy – desperatka będzie wszystkim dookoła schlebiać, byle nikt nie spojrzał na nią krzywo. Wyręczy każdego, by nikt nie wspomniał, że jest nieużyta. Nigdy nie zwróci nikomu uwagi, nie pokłóci się, przytaknie pretensjom rzucanym w jej stronę – przecież jak się sprzeciwi, to ktoś się obrazi i będzie mu przykro, do tego nie wolno dopuścić. Do głowy jej nawet nie przyjdzie, że nie tak się zdobywa szczere uznanie ludzi.
Dokładnie ten sam schemat powiela w czasie wolnym. Jej samoocena zależy od tego, czy wszyscy znajomi ją zaakceptują. Więcej, oni muszą też uważać ją za fajną. Wystarczy, że choć raz się ją pominie przy jakimś wydarzeniu, choć raz się gdzieś nie zaprosi, a ona już czuje, że jest nic niewarta. Więc stara się jeszcze mocniej. Bez przerwy chce być w kręgu zainteresowania. Wylicza, ile razy kto do niej zadzwonił pierwszy, kto się jej z czegoś zwierzył, coś pochwalił, w ogóle zwrócił uwagę.
Nie pojmuje, że ludzie mają swoje własne sprawy i nie będą na okrągło manifestowali swojego przywiązania, lecz dla niej to jawne olewanie, no bo jak się kogoś lubi i ceni, to się go nigdy przy niczym nie pomija, prawda? Desperatka jest zupełnie jak ten osiołek ze Shreka – weź mnie, mnie, mnie, tu jestem! Tyle że kobieta w desperacji nie wygląda równie uroczo jak zwierzątko z kreskówki. I budzi znacznie mniej pozytywne uczucia.
Zarzucanie sieci
Desperatka przytłacza swoją obecnością, przez co jej działania przynoszą skutki odwrotne do oczekiwanych, ludzie wcale nie lubią jej coraz bardziej. Ona ich irytuje, a z czasem ta irytacja może się przerodzić w zwykłą niechęć czy wręcz nienawiść.
Szukanie przyjaciół na siłę kończy się zwykle tym, że towarzystwa desperatki każdy ma dość. Telefony od znajomych dzwonią coraz rzadziej, nie wiedzieć czemu nikt nie zaprasza na kolejne imprezy, nie uwzględnia przy wakacyjnych planach i nagle wychodzi, że najciekawsze rzeczy dzieją się pod jej nieobecność, a ona może co najwyżej posłuchać plotek, jak to reszta fantastycznie spędziła długi weekend. I za co taki spotyka ją afront? Przecież się stara jak może wszystkim dogodzić…
Aczkolwiek „staranie” nie jest tu najlepszym słowem. Kobieta, desperacko pragnąca zdobyć przyjaciół, po prostu zamęcza swoją dobrocią. Nie rozumie odmowy – to pewnie tylko taka kurtuazja. Nie zna umiaru – ludzie muszą sobie cały czas pomagać, co nie? Roznosi ją niemal, by nieść szczęście i radość w grupie swoich tak zwanych przyjaciół. Osacza ich z każdej strony. Będzie wiercić dziurę w brzuchu tak długo, aż druga strona zmięknie i umówi się z nią na kawę, wspólne zakupy czy inne przyjemności. Tak bardzo pragnie tej przyjaźni, że nawet nie zwraca uwagi na to, czy ów „przyjaciel” myśli podobnie.
Desperatka niejako odgórnie narzuca innym te bliskie związki. Nie czeka, aż nawiążą się one naturalnie. Ona od razu rzuca się na głęboką wodę. Od pierwszego dnia obdarza kogoś bezgranicznym zaufaniem i co gorsza oczekuje wzajemności, a to bardziej przeraża niż schlebia. Obarcza innych odpowiedzialnością za siebie, mimo że de facto jest dla nich obca. I coraz bardziej odpychająca, bo jak ktoś żebrze o przyjaźń i jest gotów za to zapłacić każdą cenę, trudno czuć coś innego niż niechęć i politowanie. Desperatka jednak, zachłyśnięta nową znajomością, nie odpuszcza. Zaciska silniej więzy, krępuje swoją szczerością i otwartością, nie rozumie subtelnych aluzji, że tak naprawdę to wszyscy chcą, by poszła sobie w diabły.
Za wami choćby w ogień
Dla desperatki nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli chodzi o zdobycie akceptacji. Przypomina tym bezwzględnych, chorobliwie ambitnych ludzi, z tą różnicą, że tamci budzą strach i respekt, emanują jakąś złowieszczą siłą i rozsądek podpowiada, żeby nie wchodzić im w paradę.Desperatką przeciwnie, każdy pomiata, bo jej sposób na sukces to nic innego jak nieustanne okazywanie własnych słabości. Już nawet nie serce na dłoni czy zwykła naiwność. To rozpaczliwe proszenie o zainteresowanie, bez którego desperatka sama sobie wydaje się ostatnim zerem.
Na usta aż ciśnie się pytanie: po co to robisz, dziewczyno? A odpowiedź najczęściej jest bardzo prosta – kompleksy. Niska samoocena, w której życzliwi na każdym kroku tylko utwierdzają, sprawia, że dobre samopoczucie takiej kobiety jest zawsze uzależnione od innych. I to wszystkich innych. Gdzie się nie znajdzie, musi otrzymać świadectwo, że tamci mają ją za „swoją”. Jeśli tak nie jest, do głosu dochodzi własna '”gorszość” i zabawa zaczyna się od początku. Czasami desperatka podskórnie czuje, że reszta jej nie trawi albo znosi ją, bo jest z kogo się pośmiać. Ale nie wycofuje się. Przełyka gorzką pigułkę i brnie dalej, bo bez tych ludzi przepadnie całkowicie, a tak to wciąż jest szansa, że się wreszcie do niej przekonają.
Do czego zresztą rzadko dochodzi, bo pomijając już to żenujące płaszczenie się przed kandydatami na przyjaciół, desperatka jest zwyczajnie nudna. Ona nie zajmuje się sobą, nie rozwija własnych pasji, kopiuje jedynie cudze pomysły. Naśladuje koleżanki, bo gdyby przyznała, że woli coś innego, to one pewnie by się od niej odwróciły.
Za żadne skarby nie chce nikogo urazić, więc tylko przytakuje i nie wyraża swoich poglądów. I dlatego wydaje się kompletnie nieciekawa, bo albo rzeczywiście nie ma interesującej osobowości, albo skrzętnie ją ukrywa, żeby nie odróżnić się od idoli, choć paradoksalnie właśnie to mogłoby jej pomóc w zdobyciu wymarzonych przyjaciół.
Do tego desperacja trąci hipokryzją – tak bardzo człowiek chce się komuś przypodobać, że kłamie i udaje, jak to czyjeś zainteresowania są również jego, bo to kłamstwo może być przepustką do elitarnego klubu. Tyle że takie komplementy na siłę naprawdę da się wyczuć, a to dodatkowo pogarsza sprawę.
Desperacja online
Zakompleksiona kobieta, bez względu na swój wiek, desperacko próbuje udowodnić całemu światu, że oto właśnie przeżywa time of my life. Jest absolutnie fantastyczna i robi masę rzeczy, za które reszta będzie ją podziwiać i zazdrościć. Dziś ma do tego idealne narzędzie – internet, który pomaga wykreować lepszą wersję siebie. Można się pochwalić związkiem, żeby każdy widział, że ona ma chłopaka i że ów chłopak ją kocha, wysłał kwiaty (zdjęcie), kupił pierścionek (zdjęcie), bo bez powszechnego aplauzu ta miłość jak gdyby mniej warta. Plus obowiązkowy opis ulubionych książek, płyt i filmów, rzecz jasna tych „mądrych i wartościowych”, co by nie było wątpliwości, że to kobieta nie tylko pożądana, ale i wyrobiona intelektualnie. Internet daje dobitny, namacalny dowód, że ludzie zwracają na nią uwagę, czyli lajki, komentarze, liczby followersów i znajomych na portalach społecznościowych. Wiadomo, im kto ma ich więcej, tym jest bardziej cool.
Desperatka na tym nie poprzestaje. Nikt się mną dotychczas nie zainteresował? Dam powód, by zwrócili na mnie uwagę. Dziewczyny mają pod tym względem dużo łatwiej, bo wystarczy, że poszczują cycem i zawsze jakiś odzew będzie.
Desperatka bez namysłu wrzuci do sieci zdjęcie bez bluzki, pokaże wypięty tyłek, pochwali się focią z wakacji na Mauritiusie i wypasionym samochodem narzeczonego. Założy bloga, by na bieżąco informować ludzkość o swoich postępach w budowaniu zajefajności. Problem w tym, że i na tym polu konkurencja się zaostrza. Internautki zabiegające o jak największą liczbę fanów idą w miliony, więc nie wystarczy się rozebrać, trzeba postawić na prawdziwy hardkor i kontrowersje, dać publiczności pełen dostęp do prywatności, bez najmniejszej krępacji. I czekać, aż liczba klikających będzie wyższa niż u rywalek.
Dla desperatki popularność jest niczym powietrze. Nic to, że krytykują i wyśmiewają, to zazdrość, przecież internetowa brać poświęca swój czas tylko tym, którzy coś znaczą. Skoro więc zwracają uwagę na mnie, to nie jestem jakimś nieistotnym anonimem, a kimś ważnym.
Będziesz mój, nie protestuj
W powszechnym wyobrażeniu, kobieca desperacja najczęściej chyba ma twarz nieszczęśnicy polującej na męża. Polowanie jest tu jak najbardziej dosłowne, bo desperacko pragnąca ożenku kobieta nawet jakoś tam specjalnie się nie przygląda, z kim przyjdzie jej wymienić obrączki. Wystarczy, że można z nim legalnie zawrzeć związek małżeński i już jest git. Wychodzi więc taka niewiasta na łowy, zastawia pułapki i czeka, aż jeleń w nie wpadnie.
Wpadł. Ma piwną oponę, niewielki zasób słów i słabość do telewizyjnego pilota, ale to nie szkodzi, teraz przynajmniej nikt nie powie, że „nikt jej nie chciał”. Jest mąż, +100 do wysokiej samooceny, oddychamy głęboko, z ulgą spoglądając z wyższością na te sierotki, którym ta sztuka się nie udała.
Niestety, desperatka musi się solidnie napocić, by wrócić do domu ze zdobyczą. Bo prawdę mówiąc, to zwierzyna częściej okazuje się sprytniejsza.
Faceci mają gdzieś z tyłu głowy wbudowany detektor ostrzegający przed zobowiązaniami, dzięki czemu desperatki wyczuwają oni na kilometr. Już na pierwszej randce jest dla nich oczywiste, że kobieta siedząca naprzeciwko pragnie stanowczo za bardzo. Mają tym łatwiej, że jej desperację widać gołym okiem.
Desperatka nie bawi się w wodzenie za nos i zgrywanie tajemniczej. Facet nie zdążył dopić pierwszej kawy, a już wie, jak będzie wyglądać ich wspólna sypialnia i do którego przedszkola pójdą słodkie dzieciaczki. Martusia i Krzysio. Albo Antoś. No, to się jeszcze zobaczy, ale na pewno trzeba będzie kupić SUV-a. Ale nawet gdy laska nie mówi otwartym tekstem, nie trzeba być kryptologiem, by odkryć, co kryje się między wierszami. Każda jej cząstka zdaje się krzyczeć „tak bardzo cię potrzebuję, bądź ze mną na zawsze!”. Ale facet, nieczuły na te pragnienia, ucieka gdzie pieprz rośnie, bo się zwyczajnie boi i trudno go za to winić. Ona oczywiście nie rozumie w czym rzecz, jej frustracja się pogłębia i zamiast przystopować, stara się jeszcze bardziej. Bo może byłam za mało zachęcająca? Zero refleksji, że zachęcająca była aż nadto.
Najgorsze, że im dłużej łowy są bezowocne, tym bardziej rozpaczliwe stają się próby przyciągnięcia kogoś do siebie. Poniżenia? Można z tym żyć, miłość też wystawia rachunki. Z czasem desperatka nie liczy się już z nikim i niczym, potrafi bez mrugnięcia okiem odbić faceta innej i rozbić jego rodzinę. Cel uświęca środki.
Miłość za wszelką cenę
Desperacja daje o sobie znać nie tylko przy zapoznaniu. Ona dochodzi do głosu także wtedy, gdy nadchodzi czas rozstania. Desperatka nie rozumie słowa „koniec”.
Porzucona nie idzie wypłakać się przyjaciółce, nie wypija butelki wina z rozpaczy i nie pali wspólnych zdjęć w kominku. Ona chce związek skleić na nowo, naprawić go, pokazać, że szukanie innej jest bez sensu. Nie daje o sobie zapomnieć, przywołuje piękne wspomnienia, przeprasza, prosi, błaga, przekonuje. Codziennie dzwoni, pisze tęskne sms-y i maile, wystaje pod domem, robi „niespodzianki” w pracy, odwiedza „przypadkiem” ulubione miejsca ukochanego.
Nie zniechęca jej nawet dobitne: odczep się ode mnie. Ona wierzy, że jak mu pokaże, jak bardzo go kocha, on wróci. Jak się nie da po dobroci, zaczynają się groźby, szantaże, łącznie z zapowiedzią próby samobójczej.
Efekt, rzecz jasna, jest dokładnie przeciwny. On utwierdza się przekonaniu, że słusznie postąpił, bo to dziewczę to skończona wariatka i co on w ogóle w niej widział? Czuje ulgę, że już się jej pozbył, a to kretyńskie zachowanie doprowadziło jedynie do tego, że nie zachowa o niej żadnych dobrych wspomnień, bo koszmar rozstania rozwiał resztki ciepłych uczuć do byłej dziewczyny. A gdy przychodzi opamiętanie, kobiecie pozostaje wyłącznie uczucie niewiarygodnego wstydu, że posunęła się w swojej beznadziejności do tak desperackich czynów.
Ta sama desperacja mogła zresztą do owego rozstania doprowadzić, bo kobieta, tak strasznie chcąc zadowolić ukochanego, zadręczała go dosłownie swoją miłością, choć to raczej była obsesja niż prawdziwe uczucie.
Książkowy przykład zagłaskania kogoś na śmierć. Dla swojego koteczka, misiaczka, rybeczki zakochana do szaleństwa kobieta jest w stanie zrobić wszystko. Dosłownie wszystko. Byle tylko on nie odszedł. By wiedział, że tu ma jak w raju i nie musi szukać konfitur gdzie indziej. Tu właśnie jego zachcianki są spełniane, z uśmiechem i bez słowa skargi.
Własne potrzeby? Eee… Jej potrzebą jest facet u boku, reszta to nieistotne drobiazgi. Przynajmniej na początku, bo po jakimś czasie w desperatce gromadzi się złość na tego niewdzięcznego gnoma, który puszy się jak król, ale nie okazuje swojej wiernej poddanej najmniejszej choćby łaski. Odejść? Nie wchodzi w grę. Ona nie po to wypruwała sobie żyły, by nie zostać sama, już lepiej mieć to bydlę przy sobie, przynajmniej palcem nie wytkną, że odszedł do innej, pewnie lepszej.
Potępić czy zrozumieć?
Najpoważniejszy skutek uboczny desperacji to oczywiście utrata szacunku. W oczach innych ludzi, ale też i we własnych. Z desperatką nikt się nie liczy, nikt nie traktuje jej poważnie. Co łaskawsi nie będą nią pomiatać i gardzić, lecz z pobłażliwym uśmieszkiem okażą litość. Równie przykrą i upokarzającą. W czymkolwiek ta desperacja się objawia, druga strona jest zawsze górą, bo może stawiać warunki. I wie, że zostaną one spełnione z pocałowaniem ręki. Desperatki ustawiają się na z góry przegranej pozycji i nie zyskują nic, zostają popychadłem i obiektem kpin. W najlepszym razie będą przez resztę ignorowane.
Ale można na desperację spojrzeć też pod innym kątem. Dlaczego niektóre kobiety wręcz żebrzą o uznanie osób, których opinia nie powinna mieć dla nich większego znaczenia? Dlaczego będąc w związku, dają się sprowadzać do parteru?
Ciężko to pojąć, ale przyczyną nie musi być wcale wrodzona głupota. Może one zachowują się tak dlatego, że nikt im dotąd nie powiedział, że powinno być inaczej? Może ta kobieta bez krzty szacunku do siebie została wychowana przez patologicznych rodziców traktujących ją jak śmiecia? Może miała w szkole koleżanki, które uparły się, żeby ją psychicznie zniszczyć i ona od tej pory sądzi, że jest jakimś ludzkim odpadem? A może trafiła na patafiana, który był z nią głównie po to, by wbijać w glebę i udowadniać, że jej rolą jest bycie podnóżkiem dla istot wyższych? I ona teraz, po takich smutnych doświadczeniach, zrozpaczona i bezsilna, decyduje się na desperacki krok, bo to jej ostatnia nadzieja na odmianę smutnego losu, na prawdziwą miłość, na zdobycie koleżanki. Może więc, zanim skrytykuje się kogoś za kompromitujące próby zwrócenia na siebie uwagi, warto się zastanowić, czy nie stoi za tym jakiś prawdziwy dramat?
54 komentarze
Bardzo dobry i mocny wpis!!!
Zgadzam się w 100%. Bardzo DOBRY wpis! Gratuluję!
Dobrze, że zakończyłaś w ten sposób. Takie zachowania mają zawsze swój przyczynek w dzieciństwie. Jeśli ktoś jest np. wychowywany przez surowych rodziców, a w domu brak ciepła, w dorosłym życiu próbuje sobie na tę miłość zasłużyć podejmując bardziej lub mniej desperackie kroki. I to chyba jest przyczyna takich zachowań, które opisałaś w bardzo już skrajnej postaci.
Rodzice pewnie nie są zupełnie bez winy, ale wydaje mi się, że otoczenie też ma na tym polu swoje „zasługi”, np. wytykając non stop kobiecie, że jest starą panną, przez co ona wręcz wychodzi z siebie, żeby nie odstawać od „normalnych kobiet”. Gdyby nie ta powszechna presja na związek, wiele kobiet umiałoby się jakoś pogodzić z samotnością, bez tych desperackich prób złowienia faceta.
Dokładnie. Ostatnio naszła mnie taka refleksja, że społeczeństwo i mass media nie chcą dać nam wyboru innego niż bycie singlem albo mężatką. A jak już tym singlem się jest, to się wiecznie słyszy, że to już pora na dzieci, bo zegar biologiczny, bo ślub trzeba brać. Kobiety się wręcz hoduje na bycie matką i żoną. Albo na rozpuszczonym singlem z roszczeniową postawą w stosunku do świata. Oczywiście nie jest to całość naszego społeczeństwa, ale są to wzorce bardzo silnie reklamowane. Nikt nie chce nam zaproponować innych alternatyw na życie. Więc najpierw lipa w domu rodzinnym, potem lipa w społeczeństwie.
Mój partner miał taką partnerkę. W czasie naszego związku, po dwóch latach od kiedy byliśmy razem wydzwaniała jak szalona. Nie zrażało jej to, że byłam w ciąży już i zaręczyliśmy się a w ich relacji przez ponad pięć lat nawet nie zamieszkali razem. Na siłę próbowała się dodzwonić do niego po mocy. Na początku napierdziala domofonem, jeździła do jego znajomych by przekonali go by był z nią. Dodam, że jak poznałam K. Był wolny. Niedługo po ich rozstaniu ale wolny. To co robiła ta baba było dla mnie tak szokujące, że myślałam, że to mój K. To prowokuje i byłam bliska rozstania. On przekonywał błagał bym uwierzyła, że to jest „zraniona w sumie biedna Agnieszka”. Koszmar się skończył ale wciąż nie wiem czy nagle jej coś niie odbije. Dodam, że tak mnie to stresowało, że zacząłem sprawdzać na instagramie czy ma kogoś. Pojawiali się i znikali faceci. Jeden dłużej. Byłam najwierniejszym kibicem jej szczęścia w miłości byle by dała nam spokoj. Do tej pory mam pretensje do K. Że od razu nie zablokował nr, nie wyrzucił jej rzeczy na śmietnik i jak wydzwaniala nie zagroził policja. Zniechęciłam się do niego, że nie umiał sprawy brutalnie załatwić ale z czasem zrozumiałam, że on też był zagubiony i zszokwany jej zachowaniami. Tak jakby się jej bal. Po przeczytaniu tego tekstu widzę ta kobietę. Była podobno do przesady miła histeryczna i po rozstaniu sąsiedzi ja przeganiali spod domkofonh bo pijana w nocy wydzwaniala godzinami. Należy dodać że taka baba źle nawyki w facecie buduje. Oni cieszą się że się grzyba pozbyli ale też buduję to ich ego jestem zajebjsty. Baba się szmaci za mną. Musiałam ostro ustawić pewne granice. K. Czuł się jak Bog czasem i musiałam go gasić jak peta by nabrał pokory. Dla mię facet ma zabiegać o kobietę a on tego nie był nauczony. Takie desperatki robią zły piar normalnym kobietom. Związek nasz przeszedł burze ale dziś jest synek niedługo ślub i tęcza na niebie. A ta pani od faceta do faceta. Od łóżka do łóżka.
Ałć mocny ten wpis, ale…daje do myślenia
Myślę, że właśnie o to chodzi 🙂
Wpis bardzo dobry, cóż ja znam taką desperatkę i po jakimś czasie pokazała co potrafi
Miałam tak zdesperowaną koleżankę…Chwilami to było żałosne. Musiałam nią nie raz „potarmosić” żeby się opamiętała. Aż żal było patrzeć jak robi z siebie idiotkę. Nawet na nartach uczyła się jeździć, mimo, że nienawidziła zimy śniegu i sportów zimowych. Wszystko żeby „poznać kogoś”. DRAMAT!!! Po latach okazało się że presja rodzinki żeby wyszła za mąż była tak silna że nie dawała sobie z tym rady. Odcięła się od korzeni na dłuższy czas, usamodzielniła . Później ułożyła sobie życie , ma męża i dzieci. Nieraz nie warto za wszelką cenę zadowalać innych.
Jaga, dobrze, że finał szczęśliwy, bo z opowieści wynika, że była w totalnym bagnie.
Nie w bagnie – :)))) z rodzinką żyła. Ale wynajęcie mieszkanie dobrze jej zrobiło
Czasami dużej różnicy nie ma 😉
dziękuję za ten wpis…
ja jestem właśnie taka desperatka, ale co ciekawe tylko na polu związków i wcale nie jest tak, że ,,muszę” być w związku, wręcz przeciwnie… Ale jak już pojawi się ktoś i mnie zostawi, jak teraz, to nie jestem w stanie normalnie funkcjować od 2 tygodni wysyłam błagalne smsy… robię z siebie idiotkę. Mocny wpis , daje do myślenia.
Anya, ból po rozstaniu sprawia, że często robimy różne rzeczy. Trudno odciąć się tak od razu, zamilknąć, dać sobie spokój…
Az sie we mnie zagotowalo. Solidarnosc kobieca to jakis mit, Graal. Nikt inny jak jakas kobieta nie jest w stanie Ci wbic szpilki, wielkiego noza w plecy, gdy sie przypadkiem odwrocisz.
Gratuluje, ze autorka ma wy…ne na wszystko. Ten artykul do niczego konstruktywnego nie prowadzi. Nie pietnuje sie tu szefa lub kolegow, ktorzy sprytnie wykorzystuja naiwnosc gotowej do pomocy kolezanki z pracy. Ani znajomych, ktorzy nie musza myslec co tu robic, gdzie pojsc, bo ‘desperatka’ zalatwi bilety i zbierze fajna ekipe. Autorka z usmieszkiem na ustach przyglada sie slabosciom kogos innego. Niektorzy sie rodza z umiejetnoscia plywania, a jak nie potrafia plywac to udaja z sukcesem, lub niestety tona i dostaja latke desperatki. Autorce nie przyszlo do glowy, zeby zyczliwie porozmawiac i nauczyc te osoba plywac. Latwiej jest saczyc jad i sie nasmiewac.
Aniu, wybacz, ale chyba przesadzasz. I najwyraźniej nie przeczytałaś tekstu, bo na końcu wyraźnie jest napisane, że przyczyną desperacji mogą być po prostu inni ludzie, którzy podważyli czyjąś wiarę w siebie. Nie wiem też, gdzie widzisz tu jakiś uśmieszek czy jad, to zwykły opis niektórych kobiecych zachowań, które niestety istnieją. Mamy udawać, że jakieś zjawisko nie istnieje, bo to pokaże kobiecą solidarność? Jest chyba wręcz przeciwnie, zamiast jakiś problem zamiatać pod dywan, trzeba o nim głośno mówić, by dziewczyny wiedziały, że coś robią źle albo że nie są ze swoimi kłopotami same.
Dorota, dziękuję… ale chyba przychodzi taki moment, gdy trzeba powiedzieć sobie DOŚĆ… do mnie nie przychodzi. Ja nie należę do tego typu kobiet z artykułu. Otoczenie postrzega mnie jako przebojową, pewną siebie i niezależną i taka też jestem. Ale wewnętrznie jestem krucha i delikatna, a złamał mnie ktoś , kto to wiedział… Nie wiem jak z tego wyjść i przestać błagać. Nie umiem uwierzyć, że nagle, w ciągu jednego dnia on mógł przekreślić całą przeszłość i przyszłość…
Hej Anya.
Piszę do Ciebie ponieważ to co napisałaś zdumiewająco pasuje do moich przeżyć! Napisz w wolnej chwili trochę więcej jeśli będziesz miała ochotę,
Pozdrowionka
Marcin
Kiedyś też tak miałam,, że chciałam być akceptowana przez wszystkich. Ale tak się nie da. Zatem odcięłam się też od toksycznych znajomości, wyluzowałam i… zaczęłam się bawić. I teraz jest genialnie.Kiedyś też tak miałam,, że chciałam być akceptowana przez wszystkich. Ale tak się nie da. Zatem odcięłam się też od toksycznych znajomości, wyluzowałam i… zaczęłam się bawić. I teraz jest genialnie
U facetów jest tak samo. Zrobimy wszystko by jakas grupa, pustaków oczywiście- co się zauważa po jakimś czasie,nas zaskceptowała.
Jestesmy jacy jestesmy.nie wszyscy musza nas lubic.lepiej miec jednego znajomego a prawdziwego niz kilku falszywych.przewaznie jest tak ze krytykuja nas osoby ktore nas nie znaja albo osoby ktore same maja sobie cos do zarzucenia ale wola przelac to na innych.
Znam takie kobiety i trochę mi ich żal,ale nie którzy z nas muszą po prostu i takie być…smutne
Każda kobieta przechdziła kiedyś taki etap w życiu aby być akceptowaną przez wszystkich. Dostosować się do faceta w każdy możliwy sposób aby był zadowolony. Ale z tego trzeba wyrosnąć trzeba być bardziej pewną siebie, pewną swojej wartości i pamiętać żeby być sobą i być z osobami które właśnie cię taką akceptują.
Nie tylko kobiety się tak zachowują, faceci również.
Najpierw trzeba poznac osobe zanim sie ja oceni.
A Ja pomalutku odcinam się od wszystkich. Nie umiem zapomnieć
O złych ludziach nie warto pamiętać 🙂 Wiem, to truizm, ale taka postawa naprawdę pomaga 🙂
Bardzo bolesne, bardzo prawdziwe
DOKLADNIE TAK.. NIE DA SIE JEZELI LUDZIE CIE NIE AKCEPTUJA TAKA JAKA JESTES TO ICH PROBLEM. MI PEWNE OSOBY PRUBOWALY WMOWIC ZE TO ZE MNA JEST COS NIE TAK A NIE Z NIMI-PO PEWNYM CZASIE URWALAM KONTAKT Z TYMI OSOBAMI I JEST MI Z TYM ZNACZNIE LEPIEJ MAM PRZYKACIOL I ZNAJOMYCH Z KTORYMI SIE REWELACYJNIE BAWIE I SWIETNIE CZUJĘ…
SZKODA MI TAKICH KOBIET.
NIGDY ZA NIKIM NIE BIEGAŁAM.
TRZEBA O SOBIE MYSLEC POZYTYWNIE,DOBRZE.TO W ŻYCIU JEST ŁATWIEJ.WSPÓŁCZUJE KOBIETOM,KTÓRE TAK KOCHAJA FACETA,ZE ŻYCIE BY ODDAŁy. ZOSTAWIC TRZEBA TAKIE GESTY DLA DZIECI.
Cenny koniec wpisu, taka postawa ma silne uwarunkowania. Nie bierze się znikąd. Zamiast odrzucać takie osoby warto im powiedzieć, że są wystarczająco dobre i warte sympatii/miłości/szacunku za sam fakt bycia sobą. Nie muszą zasługiwać!!! Takie słowa to balsam na ich duszę, a może nawet impuls do „odpuszczenia” samemu sobie.
Tak.my oddajemy cale siebie dla innych zapominajac ze tez nam sie cos nalezy i tez musimy zyc w zgodzie ze soba.nie chca nas zaakceptowac inni co maja inny poglad na zycie to ich strata.
Czytając teksty u Was, zawsze znajdę kawałek siebie. Jesteście chyba najlepszym babskim portalem.
Każdy z nas miał w życiu taką sytuację. Z czasem jednak odnajduje swoje szczęście oraz uświadamia sobie co w życiu naprawdę się liczy.
Desperacja to okropność! Nie zależnie czego dotyczy.
Świetny wpis 🙂
Masz rację za szybko przychodzi nam ocenianie… nie staramy się zrozumieć drugiego człowieka. Dobry tekst 😉
coś w tym jest.. albo myślimy, że wszyscy nasz muszą lubić, albo coś innego.. często same siebie pogrążamy 🙁
Bardzo dobry wpis!
Świetny wpis!!!
obym nigdy nie oszalała i nie stała się taką desperatką, oby ktoś mocno mną wtedy potrząsnął… albo odnalazła ten artykuł 😀 Dzięki, umiesz postawić człowieka do pionu 😀
Szpilka, do usług. 🙂 Daj znać, jak będziesz zbaczać na zł drogę, podeślemy link do artykułu Koleżanki 😉
Ja mam wrażenie, że w czasach wszelkich FB i maści lajków ta przypadłość staje się plagą. Jesteśmy coraz częściej i mocniej oceniani, a ilość znajomych na profilu społecznościowym staje się swego rodzaju wyznacznikiem wartości. I rodzi się desperacja. A to naprawdę staje się smutne i bardzo psuje stosunki międzyludzkie. Bo taka desperatka nie tylko prosi i zabiega. Ona też podkłada świnie, szczuje, manipuluje… Byle być na topie i w centrum. Mam taki egzemplarz w pracy. Porażające…
Anito, i co działa na desperatkę w pracy? Ignorowanie, próby rozmów?
To zdumiewająca dla nas, mężczyzn teza. Co powoduje taką determinację? Prawo przyrody? Płeć? Charakter?
Mocny i bardzo dobry ten artykuł
Dobry temat. Kobiety uczą się, bardzo powoli swojej wartości, niezależnie od mężczyzny. Niestety, te które znają swoją wartość i nie potrzebują do jej odczuwania faceta, często, przez same kobiety są zpychane na margines, jako te gorsze „suki” lub inne nie mniej łądnie nazwane. Tak w skrócie
Nigdy nie starałam się przypodobać czy to koleżankom, czy znajomym. Jestem, jaka jestem. Jestem sobą, i chyba za to mnie lubią. Mówią mi o tym otwarcie. Trzeba coś sobą przedstawiać/niekoniecznie chodzi tu o wykształcenie itp./. Myślę, że wystarczy być dobrym, empatycznym człowiekiem. Natomiast tak, zabiegałam o miłość faceta, który był i jest prostakiem i k……..rzem. zostawiłam go, bo zrozumiałam w końcu, że nie pozwolę się wdeptać w ziemię takiemu zeru. trudno zapomnieć do dzisiaj, chociaż minął już przeszło rok, a on zadał się z moją dalszą, Bogu ducha winną koleżanką. Niby jestem wolna, ale sama. Smutno, ale nie będę już desperatką. Mam taką nadzieję. Dodam, że desperatką stałam się z powodu zauroczenia, a nawet miłości. Teraz została nienawiść
Stary ten artykuł, ale też zostałam posądzona o desperację i próbuję to przetrawić w sobie. Może faktycznie przesadziłam w kontaktach z jednym facetem, ale dawał tak sprzeczne sygnały. Niestety strasznie mi zależało, żeby go poznać, bo mocno się zauroczyłam. Wiem, że robiłam głupoty, ale kto ich nie robi od czasu do czasu. Jednego się w tym czasie nauczyłam… trzeba facetów traktować „z buta”. Nie mam zamiaru więcej wysłuchiwać jaka jestem zdesperowana i samotna i próbuję kogoś usidlić, A poza tym, to myślę, że facetom po prostu brakuje jaj… A ja tak naprawdę nie rzucam się na każdego napotkanego faceta. Już wolę być sama niż z byle kim.
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko się pięknie poukładało.
Beznadziejny artykuł!Najbardziej wnerwiają ignorantki nie odpisujące.To już lepsze te desperatki bo przynajmniej wiadomo że na temat.
Chyba jestem desperatką. Ludzie mnie unikają. Gdy jestem uśmiechnięta, są blisko, gdy potrzebuję pomocy- zostawiają samą. Słyszę że przecież nie umieram. Nie mam obok nikogo. Mam swoje zainteresowania, ale zawsze byłam z tego powodu wytykana palcami. Małżeństwo mi nie wyszło, ale uśmiecham się i żyję dalej. Może ta desperacja w istnieje, a ja myślę, że wszystko ze mną ok?
Jola, jeśli przyjaciele są z Tobą tylko wtedy, kiedy im to pasuje, zmień ich…To nie przyjaciele
Straszna dziecinada
Ja zerwalam z siebie ostatnie warstwy godnosci, pisalam do mojego ex zaraz po zerwaniu, lamentowalam, plakalam i blagalam, bo chcialam byc uslyszana. To krzyczalo moje serce „prosze wysluchaj mnie”. Nie uwazam sie za desperatke, czasem trzeba odlozyc ego i dume na bok. Kazdy ma blizny i rany, czesto wynosisz je z domu. Najwiekszym sukcesem jest przynanie sie do tego i praca nad soba, czasem jest to praca przez cale zycie. Niektorzy ludzie obwiniaja innych za swoje niepowodzenia, moze jest im latwiej tak zyc. Wazne zeby rozumiec siebie i swoje emocje, relacje miedzyludzkie sa bardzo trudne. Kazdy jest inny i kazdy odczuwa w inny sposob i widzi swiat inaczej. Duma i brak komunikacji niszczy zwiazki miedzyludzkie.
Mocny wpis. Zalezy to od czlowieka i od sytuacji. „Nie pisz do niego, nie blagaj…” itd. A dlaczego nie? Bo co? Nie pokazuj emocji, bo to slabosc? Ja chcialam byc uslyszana i bardziej to zrobilam dla samej siebie niz dla niego.
Super się czyta dużo w tym prawdy i widzę nawet siebie w tym , fany artykuł daje do zrozumienia o co chodzi i jak jest