Główne menu

Kobietom wstęp wzbroniony (?)

Są świetnie wykształcone, zdolne, oddane swojej pracy. I gdyby nie ten dziwny opór z drugiej strony, mogłyby robić wszystko. Wszystko, a więc i te rzeczy, które tradycyjnie zarezerwowane są dla mężczyzn. Bo można sobie mówić, że mamy równość i nikogo nie wolno dyskryminować ze względu na płeć, ale do dzisiaj pewne obszary sfery zawodowej są dla pań zamknięte na głucho.

Tak zwane męskie zawody niby otwierają się na płeć piękną, w praktyce do pewnych profesji kobiety mają mocno utrudniony dostęp. Ale może problemem wcale nie jest stereotypowe podporządkowanie płci określonym zawodom, tylko autentyczny brak zdolności? I czy rzeczywiście podział na zawody damskie i męskie jest z gruntu absurdalny?

 

Dwa światy

Kobiety są aktywne zawodowo w stopniu niewiele mniejszym niż mężczyźni. W Polsce pracuje ok. 54 proc. kobiet i 67 proc. mężczyzn, w Unii Europejskiej: 70 proc. mężczyzn i 60 proc. kobiet.

Zawodowo udzielają się głównie panie z wyższym wykształceniem, dość wysoki jest też odsetek pracujących kobiet po zawodówkach. Według danych GUS, kobiety opanowały takie branże jak pomoc społeczna i opieka zdrowotna – 81 procent zatrudnionych to kobiety. Podobny jest odsetek sprzątaczek i pomocy domowych, w handlu i obsłudze klienta trzy czwarte personelu jest płci żeńskiej. W edukacji kobiet jest ponad dwukrotnie więcej niż mężczyzn, ale spotkamy je głównie w szkołach podstawowych i średnich, na uczelniach wyższych kadry są bardziej zmaskulinizowane.

Mamy też zawody zdominowane przez mężczyzn. Numer jeden to budowlanka, gdzie ponad 95 procent zatrudnionych to panowie. Również wśród kierowców i operatorów pojazdów raczej nie uświadczysz kobiety – stanowią one raptem kilka procent zatrudnionych. W gronie elektryków i elektroników średnio co dziesiąty pracownik to kobieta, reszta to sami faceci. Generalnie można powiedzieć, że przemysł jest rodzaju męskiego, chociaż przewaga panów jest coraz mniej znacząca. Biorąc pod uwagę samych specjalistów w zakresie nauk technicznych i matematyczno-fizycznych, ok. 72 procent to mężczyźni, 28 proc. to kobiety.

Męską domeną w dalszym ciągu pozostają służby mundurowe. Kobiety to jedynie 3,5 proc. wszystkich polskich żołnierzy, w dodatku większość z nich służy w logistyce i korpusie medycznym, a nie w oddziałach bojowych. W Państwowej Straży Pożarnej podobnie – udział kobiet sięga tu 4 proc. W BOR – niecałych 9 proc., w policji – 15 proc. Najlepiej wyglądają statystyki Straży Granicznej – 23 procent wszystkich funkcjonariuszy to kobiety.

Co wolno nam robić?

Polityka równościowa nakazuje, by przy ocenie kandydatów do pracy nie kierować się płcią, a jedynie kwalifikacjami. W Kodeksie pracy znajdziemy jednak opis czynności, jakie zawodowo wykonywać może tylko mężczyzna i właśnie z powodu tych przepisów kobieta ma ograniczone możliwości zatrudnienia w przemyśle ciężkim czy budownictwie – nie wolno jej wykonywać prac wymagających użycia dużej siły fizycznej. Co akurat nie jest takim kompletnie bezsensownym zapisem, bo mężczyźni są fizycznie silniejsi i dla nich noszenie worków z cementem nie jest tak obciążające jak dla kobiet. Oczywiste jest zatem, iż do zadań wymagających przede wszystkim siły mięśni zatrudniani są niemal wyłącznie mężczyźni. I nie jest to w sumie żadna dyskryminacja, a kwestie czysto praktyczne – tam, gdzie trzeba dźwigać wielkie ciężary, potrzebna jest osoba, która zrobi to względnie szybko i bez pomocy innych, czyli po prostu wydajnie. Dokładnie z tego samego powodu do kopania rowów lepiej nada się chłopak w kwiecie wieku, a nie starszy pan dorabiający do renty chorobowej.

Ale od kilku lat wolno nam już pracować na wysokości oraz pod ziemią. Kobieta może być np. operatorem żurawia, może też zostać górnikiem (z wyjątkiem pracy na przodku), jednak niewiele korzysta z tej możliwości. Do kopalni najczęściej zgłaszają się geolożki, na innych stanowiskach kobiety można policzyć na palcach. Po części dlatego, że to ciężka praca nawet dla silniejszych mężczyzn, a po części z powodu uprzedzeń – baba nie dość, że się do takiej harówki nie nadaje i na niczym się nie zna, to jeszcze przynosi pecha, więc może i ją zatrudnią, ale swoje będzie musiała wysłuchać. Również na budowie kobieta nie ma lekko, czymkolwiek się tam nie zajmuje. To dość tradycyjne środowisko pracy i dziewczyna musi się sporo natrudzić, by przekonać resztę, że jest pełnoprawnym członkiem ekipy.

Inżynier w spódnicy

Inżynieria to wybitnie męski świat. Tu królują faceci, a choć w ich grupie przybywa zdolnych koleżanek, to wciąż spotkamy takich święcie przekonanych, że nauki ścisłe są domeną panów.

Zgodnie z powszechną opinią, dziewczyny są gorsze z matmy, nie mają wyobraźni przestrzennej, nie myślą analitycznie, zatem nie mogą być dobrymi fachowcami.

Tymczasem kobiety z tytułem inżyniera udowadniają, że predyspozycje do tego zawodu nie są kwestią płci, lecz wynikają z indywidualnych umiejętności i pracy nad sobą. Te, które zdecydowały się na wejście do męskiego świata nauki i technologii, zwykle doskonale sobie radzą. Nie zawsze mają z górki, ale opór przeciwko ich obecności kruszeje. Na uczelniach przypadki dyskryminowania studentek owszem, zdarzają się, ale są coraz rzadsze i dotyczą głównie wiekowych profesorów przyzwyczajonych do „naturalnego ładu”. Dziewczyn nie obowiązuje zakaz nauki na politechnikach, wręcz przeciwnie, usilnie się je do tego zachęca.

W pracy do kobiet inżynierek mężczyźni powoli się przyzwyczajają. Na początku są śmichy, zaczepki i prowokacje, ale jeśli kobieta się sprawdza i jest w swoim fachu prawdziwą profesjonalistką, faceci dają jej spokój. Zwłaszcza ci młodsi, już „przesiąknięci dżenderem”, nie czują zgorszenia na widok pani w kasku czy kierowniczki budowy. Jak podkreślają, ważne jest tylko to, by znała się na swojej robocie.

Najwięcej kłopotów jest z pracownikami niższego szczebla, którym nie zawsze się podoba, że rządzi nimi kobieta i to jeszcze w męskich sprawach. Ale osoby odpowiedzialne za rekrutację nie odrzucą kandydatury, jedynie dlatego, że w CV widnieje imię Krystyna a nie Krzysztof. Liczą się kompetencje, przygotowanie zawodowe, doświadczenie, swoje robi też poprawność polityczna.

A jednak, choć nie broni się kobietom wstępu do zawodów technicznych, to widać w dalszym ciągu różnice w traktowaniu. Mężczyźni mniej ufają kobietom, zwłaszcza gdy są one odpowiedzialne za ważny projekt – często z góry zakładają, że facet poradziłby sobie z tym lepiej. Jak pani inżynier zbeszta pracowników, to zwykłe typowe babskie humorki, miesiączka i emocjonalne niezrównoważenie, a nie uzasadniona krytyka. Z niedowierzaniem też przyjmuje się świetne wyniki pracy kobiet, wszak to niemożliwe, żeby babski umysł tak dobrze ogarniał inżynierskie zagadnienia.

Nie tylko stereotypy

Z każdym rokiem rośnie liczba świeżo upieczonych inżynierek, lecz i tak jest ich mało w porównaniu do liczby inżynierów mężczyzn. Tylko czy ta niska reprezentacja kobiet w zawodach technicznych to wyłącznie wina stereotypów, namawiania dziewczynek do nauki przedmiotów humanistycznych i niechęci dorosłych facetów inżynierów do koleżanek po fachu?

Mamy akcję „dziewczyny na politechniki”, są nawet specjalne stypendia dedykowane płci pięknej. I faktycznie, dziewczyn na politechnikach przybywa, stanowią już one ponad jedną trzecią studentów, tyle że rzadko wybierają kierunki czysto techniczne. Spotkamy je na przykład na ochronie środowiska albo architekturze, na mechanice czy automatyce stanowią raptem kilka procent na roku. Najwyraźniej więc dziewczyny, mimo licznych zachęt, nie są specjalnie zainteresowane programowaniem i projektowaniem konstrukcji stalowych.

Oczywiście, minęło zbyt mało czasu, by jednoznacznie ocenić zasadność takich programów wyrównujących, ale chyba nie da się wszystkiego zrzucić na kulturę patriarchalną i uporczywe zniechęcanie dziewcząt do matematyki. Podobne eksperymenty przeprowadzono wcześniej np. w Norwegii i choć inżynierek wyraźnie przybyło, to nie w takim stopniu, jak się spodziewano. Jedni dalej będą się upierać przy wszechogarniającej sile stereotypów, która pokonuje każdą politykę równościową, inni dojdą do wniosku, że kobiet po prostu nie ciągnie do maszyn, liczb i wzorów, a skoro tak, to nie ma co tego zmieniać na siłę w imię jakiejś ideologii.

Panie w mundurach

Kobietę inżyniera można w ostateczności znieść, ale kobietę w mundurze? Czy to aby nie przesada? Właśnie na tym obszarze obecność pań budzi największy sprzeciw. Służby mundurowe, zwłaszcza wojsko, to jeden z ostatnich bastionów prawdziwej męskości. Kobiet tutaj nie chcą ani sami funkcjonariusze, ani cywile. Nie i już, baby się do tego zwyczajnie nie nadają, no chyba że te wyglądające jak sportsmenki z NRD. Lecz mimo protestów, panie trafiły w końcu do policji i straży pożarnej. Także wojsko przestało być stuprocentowo męskie. Całe wieki panowie bronili swoich kobiet, aż w końcu kobiety zechciały bronić się same. I dopięły swego.

Do armii zawodowej kobieta może się dzisiaj dostać tak samo jak mężczyzna, jako zwykły szeregowy albo przez szkołę oficerską. Żołnierkom zdarza się dowodzić mężczyznami i najczęściej nie narzekają one na brak dyscypliny – w wojsku hierarchia to świętość, a jeśli kobieta ma wyższy stopień, można sobie zgrzytać zębami, ale usłuchać trzeba.

Problemy? Oczywiście są. Oficjalnie panie mogą służyć w siłach zbrojnych, ale w powietrzu wciąż da się wyczuć aurę „to nie jest miejsce dla was”. Żołnierki muszą na każdym kroku udowadniać, że do wojska się nadają.

Cichą dyskryminacją jest także pomijanie kobiet przy obsadzaniu stanowisk decyzyjnych – tu wciąż świetnie ma się braterstwo plemników. W policji na pozór jest lepiej, funkcjonariuszek dyskryminować nie można i mają dostawać te same zadania co koledzy, ale w nieformalnych rozmowach łatwo wychwycić głębokie niezadowolenie z powodu tego równouprawnienia.

Nie ma miejsca dla słabeuszy

Zgodnie z prawem, każda kobieta może starać się o przyjęcie do dowolnej służby mundurowej. Część męskiej kadry przyznaje, że obecność kobiet w ich strukturach ma swoje niezaprzeczalne plusy – poprawiła się kultura pracy, a w niektórych dziedzinach to panie są skuteczniejsze od panów, więc znakomicie uzupełniają męski zespół.

Jednocześnie funkcjonariusze narzekają, że z powodu poprawności politycznej nie mówi się o minusach. Tym minusem, znowu, jest siła fizyczna, a raczej jej brak. W służbach mundurowych nie rozwiązuje się wszystkich konfliktów siłą pięści, ale ona jest niestety często potrzebna. Są kobiety bardzo sprawne fizycznie, potrafiące obezwładnić w mgnieniu oka wielkiego chłopa, ale statystycznie kobiety w bezpośredniej, fizycznej konfrontacji mają ogromne trudności z pokonaniem męskiego przeciwnika. A o to przecież w służbach chodzi, o spacyfikowanie agresorów, którymi nierzadko bywają wytrenowani, zwinni i bardzo silni mężczyźni.

Dochodzi jeszcze czynnik psychologiczny – napastnik, widząc przed sobą szczupłą, niewysoką kobietę, będzie czuł się znacznie pewniejszy siebie niż w obecności rosłego byczka w mundurze, który budzi respekt samym wyglądem. I takie spotkanie damsko-męskie może mieć w efekcie dużo bardziej nieprzyjemny przebieg niż wtedy, gdy konfrontują się sami mężczyźni.

Skromny udział kobiet w służbach jest konsekwencją właśnie tych ograniczeń fizycznych. W procesie rekrutacyjnym testy sprawnościowe są przeważnie takie same dla obu płci, co budzi ogromne kontrowersje. Lecz trudno zignorować argumenty zwolenników jednakowego traktowania na egzaminach.

Policjantka musi szybko biegać, bo przestępca nie zwolni tempa tylko dlatego, że goni go dziewczyna. Musi też być w stanie spacyfikować rozjuszonych, pijanych chłopaczków na ulicy. Tak samo w straży albo wojsku – jeśli kobieta nie będzie wystarczająco wysportowana i silna, nie wykona prawidłowo swoich czynności służbowych, a od tego przecież zależy czyjeś życie. Dlatego stawianie tych samych wymagań obu płciom wydaje się całkowicie słuszne – jeśli chcesz podejmować się najbardziej wymagających i ryzykownych zadań, musisz spełnić określone kryteria, bez względu na to, co nosisz w spodniach. Żadnej taryfy ulgowej.

Jednak nie wszyscy podzielają ten pogląd. Są kraje, jak Holandia czy Niemcy, gdzie testy sprawnościowe uwzględniają różnice płci, bo celem jest zwiększenie udziału kobiet w służbach do 50 procent. Czemu wiele osób się sprzeciwia, słusznie poniekąd argumentując, że ambicje kobiet nie powinny być ważniejsze od bezpieczeństwa ludzi. A to bezpieczeństwo będzie zapewnione dopiero wtedy, gdy do służb trafią najlepsi z najlepszych, a nie liderzy w swoich kategoriach.

Baby się do tego nie nadają

A co z zawodami, które uchodzą za męskie, choć wcale nie wymagają jakiejś wielkiej siły? Weźmy mechanika samochodowego. Jest jakiś wewnętrzny sprzeciw, by dać kobiecie auto do naprawy, choć nie stoją za tym żadne logiczne przesłanki.

Albo elektryk – dlaczego ma być nim mężczyzna? Bo prąd bardziej lubi facetów? Mamy jeszcze kierowców, hydraulików, monterów, spawaczy, malarzy pokojowych, etc. Wszystkie tego typu prace są męczące, więc niby nie dla delikatnych kobietek, no ale niech ktoś w takim razie popróbuje popracować jako pielęgniarka i powie, że to mało wyczerpujące zajęcie. A jednak praca pielęgniarki jest kobieca, a układanie płytek w łazience albo kabelków na ścianie to zadania przypisywane zwyczajowo mężczyznom, chociaż trudno zrozumieć dlaczego.

Dzisiaj zdecydowana większość profesji jest uniwersalna i o przydatności do danej pracy świadczyć powinny wyłącznie indywidualne kwalifikacje oraz cechy charakteru. Współczesne kobiety latają myśliwcami, jeżdżą tirami, są ratownikami górskimi, budują mosty. Wprawdzie nierzadko traktuje się je jako ciekawostki przyrodnicze, ale jednocześnie nie da się nie zauważyć, że sztuczne podziały na męskie i żeńskie zawody nie wynikają z naturalnych uwarunkowań, co z przyzwyczajenia. A gdyby sprawie przyjrzeć się jeszcze głębiej, to mogłoby się okazać, że do wielu tradycyjnie męskich prac to kobiety nadają się bardziej. Bo zgodnie ze stereotypami, to kobiety imponują świetną organizacją czasu pracy, są staranniejsze i dokładniejsze, zwracają większą uwagę na bezpieczeństwo, nie tolerują fuszerki i prowizorki, dbają o najdrobniejsze szczegóły, dzięki czemu rzadziej zdarzają się im wpadki czy nieplanowane koszty. Przydają się nawet te babskie cechy, jak przywiązanie do estetyki – kobieta lubi, gdy projekt wygląda „ładnie”, dzięki czemu łatwiej jej przekonać klienta do swojego pomysłu.

Ochrona własnego terytorium

Do męskich zawodów płci pięknej nie dopuszcza się także z innego, jakże kobiecego powodu – pracownice zachodzą w ciążę. Wypadają z rynku na kilka miesięcy, a jak zechcą dodatkowo pójść na urlop wychowawczy to zablokują etat, potem trzeba je na nowo wdrażać do pracy.

Dla firmy to kłopot, więc wybór pada na mężczyznę, nawet nie dlatego, że lepiej ogarnia świat techniki, ile dlatego, że jest bardziej przewidywalny. Plus stare nawyki – panowie po 50-tce rzadko mieli w swoich męskich branżach do czynienia z kobietami i niechętnie godzą się na zmiany, ich zdaniem kompletnie zbędne.

Mężczyźni zazdrośnie strzegą swoich rejonów, ale to żadne zaskoczenie. Nikt nie lubi konkurencji, a obecność kobiet oznacza zwiększoną rywalizację, a tej aż nadto jest pomiędzy samymi facetami.

Niemniej jednak podział na zawody damskie i męskie ma niewiele sensu, chociażby dlatego, że coraz rzadziej do pracy używamy czystej, fizycznej siły. Zastępują nas maszyny, a nacisnąć guzik może każdy, byle tylko miał olej w głowie, zaś jego poziom nie zależy od tego co ma się pod bielizną. Choć dla wielu taki pogląd pozostaje czystą herezją.

    12 komentarzy

  • Iwona

    Myślę, że jeszcze będziemy musieli poczekać przez dłuższy czas zanim nastanie „równość” choć to nadal będzie utopijne dążenie. Szkoda…dla nas kobiet szkoda

  • Anka

    a ja za męskie zawody dziękuję, postoję

  • Jula

    Moze to i dobrze, ze tak jest? Po co nam meskie zawody? też uwazam, ze kobieta policjanta bedzie w wiekszosci aktywnosci, dzialan gorsza. Tak jest i nie ma co sie klocic

  • Mamy do pogadania

    a mi się wydaje, że ta równość juz jest. ja – jako kobieta- nawet często czuję, że mam wiecej do powiedzenia i wgl jakieś większe względy mam niż mężczyźni. oczywiście nie zawsze, ale coraz częściej 🙂

  • KK

    Każda może prawie wszystko dzisiaj jest niewiele zawodów, które są poza zasięgiem

  • Sławomira

    Gdy to czytałam kilka razy zdziwiło mnie to, że opisane rzeczy wciąż istnieją… Przecież to dawno temu takie rzeczy były. Chwila zastanowienia i liczenia w myślach; wyszło, że ludzie z dawno temu przecież jeszcze żyją i pracują. Choć wśród moich rówieśników problemu prawie nie ma, bo nikt nas nie nauczył stereotypów.

    • dorota

      Sławomiro, a ja często słyszę o problemach wśród moich koleżanek…np. tych, które są po medycynie i chciałby być chirurgiem…

  • Pati

    Kobieta tak jak i mężczyzna ma takie samo prawo próbować rzeczy czy zawodów które ją interesują. I nie ważne czy są przeznaczone tylko dla mężczyzn czy nie. Kobieta musi sama sie przekonać cz ma do danej rzeczy talent czy nie. Czy dobrze się czuje w danej pracy i czy ma do niej talent. W życiu trzeba próbować.

  • Gosia

    Trzeba uczciwie przyznać że większość kobiet nie nadaje się do „typowych” męskich zawodów (np. operator tych wielkich koparek itp) chociazby z racji tego że wymagają posiadania znacznej siły fizycznej i w drugą stronę działa to podobnie bo jakbyśmy się czuły idąc do pana kosmetologa na depilacje tu i uwdzie?

  • HRownia

    Kobiety już wielokrotnie udowodniły, że potrafią doskonale radzić sobie w każdej sytuacji. Coraz częściej możemy obserwować je na stanowiskach kierowniczych, do których mają znakomite predyspozycje. Kobieta pracownik = organizacja, siła, profesjonalizm, ale także empatia i łagodność. Z całą pewnością jesteśmy dziś ogromną konkurencją dla wielu panów na rynku pracy. Miejmy nadzieję, że społeczeństwo porzuci kierowanie się stereotypami i zaufa możliwościom kobiet, bo warto!

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>