Czy kobiety mają prawo się wzajemnie oceniać?
O wrogości między kobietami napisano grube tomy – wynika z tych treści jasno, że wzajemna niechęć jest dla płci żeńskiej równie naturalna co miesiączkowanie i rodzenie dzieci. Każda jej posmakowała, i to z obu stron. Nie obce są nam plotki, wytykanie palcami za najdrobniejsze szczegóły, jak również bezpardonowe rozprawianie się z konkurencją.
Kobieta kobiecie zawsze wilczycą? Owszem, widzi się czasami życzliwe gesty, jednak tak normalnie, to kobiety stać wyłącznie na krytykę, w dodatku nieproszoną. Po co tak sobie dokopują, zamiast się wspierać? Dobre pytanie, ale czy w każdym przypadku słuszne? Bo wychodzi, że jedna kobieta o drugiej nigdy nie może powiedzieć złego słowa.
Kto się obgaduje?
Utarło się, że gdy kobiety mają sobie coś do powiedzenia, na pewno nie będą to komplementy. Możesz być bliska ideału, a na sto procent jakaś małpa wytknie, ile konkretnie brakuje ci do perfekcji. Podobno mamy to zapisane w genach. Ale czy tylko my? Prosty test u wujka Google – znaleźć tekst o oceniających się wzajemnie kobietach można w kilka sekund, od prostych wpisów na blogach po analizy psychologów. I teraz spróbujcie znaleźć podobny tekst o facetach. Tak, jest trudno. Bo mężczyźni się nie oceniają i nie krytykują? Nie, po prostu nikt się nad tym zagadnieniem nie pochyla. A wystarczy poczytać męskie dyskusje o polityce czy piłce nożnej, komentarze pod wpisami na Facebooku – nierzadko to zwyczajny ściek, a zamiast rozmowy jest wyłącznie chęć pokazania, że jest się tym lepszym i mądrzejszym, a reszta to motłoch. No ale u mężczyzn to normalna dyskusja i różnice w poglądach, u kobiet najgorsza patologia.
Faceci tłumaczą, że to biologia każe im bez przerwy rywalizować. Zresztą, te docinki to żarciki takie, nic nie na poważnie, mężczyźni jadą po sobie gdyż to taka konwencja, chwilę potem puszczają dialog w niepamięć. U kobiet zaś wypowiedź odnośnie własnej płci zawsze jest śmiertelnie serio. Krytyka jest dowodem na kobiecą małość i zbyt emocjonalne podejście do życia.
Zawsze razem
O ile w przypadku mężczyzn pod lupę bierze się jedynie słowa naprawdę wulgarne i obraźliwe, tak u kobiet naganna jest dosłownie każda, najmniejsza i najdelikatniejsza krytyka. Kobiety po prostu nigdy nie mogą o sobie mówić przykrych rzeczy. Mniej przychylna opinia jest z automatu kopaniem dołków, strzałem w plecy, podłością i w ogóle to o co ci chodzi, dlaczego ona ci się nie podoba? Jeśli nie masz o innych kobietach wyłącznie dobrego zdania, powinnaś się poważnie nad sobą zastanowić, bo najwyraźniej dręczą cię jakieś nieprzepracowane tematy i głębokie kompleksy.
Świetnie to widać, gdy panie publicznie wypowiadają się na temat kobiet w polityce czy showbiznesie. Nie popierasz pani X, bezlitośnie krytykujesz jej obecne dokonania, nie podobają ci się jej wcześniejsze osiągnięcia i twoim zdaniem idzie ona złą drogą? Ależ podła jesteś! No i jak kobiety mają się wdrapać na szczyty, jeśli same sobie podstawiają nogi? Przecież powinnyście wszystkie się popierać, wykazać się solidarnością!
Ale czy to rzeczywiście byłaby solidarność? Takie podejście jest totalnie bez sensu, bo jak nic zaprzecza idei równouprawnienia – płeć nie powinna mieć żadnego wpływu na wybór. Tymczasem oczekuje się, że dla innych kobiet anatomiczne podobieństwo będzie jedynym istotnym kryterium oceny – co tam kompetencje, wartości, poglądy, przymykamy na to oko, ona jest jedną z nas.
To jest właśnie główny problem z krytyką w kobiecym wydaniu. Płeć żeńską postrzega się jako monolit, na którym nie ma prawa pojawić się najdrobniejsza ryska. Kobiety muszą wykazywać się północnokoreańską jednomyślnością, bo jeśli nie, to mamy dowód, że jedna drugiej grabie w oko za byle pierdołę, byle tylko przyłożyć. Jak jednak można oczekiwać, że kilkanaście milionów kobiet (ograniczając się do samej Polski) będzie zawsze i wszędzie odnosić się do siebie wyłącznie z akceptacją?
Ach, ta zazdrość!
Choć wydaje się to mało rozsądne, dokładnie tego wymaga się od kobiet. Wyłamujesz się i krytykujesz inną? Pozwalasz sobie na ocenę jej dorobku, a co gorsza wyglądu? Najpewniej jesteś zazdrosna, gdyż żaden inny powód nie skłoniłby cię do ataku. Nie masz prawa powiedzieć, że nowa płyta znanej piosenkarki jest twoim zdaniem do bani – jeśli tak twierdzisz, po prostu zazdrościsz jej urody oraz talentu. Nie wolno ci wytknąć koleżance po fachu żadnych błędów, bo niby co, ty nie masz żadnej wpadki na koncie? A spróbuj coś napisać o dziewczynie publikującej w sieci swoje roznegliżowane zdjęcia, zaraz będzie – a co ty zrobiłaś w swoim życiu, że się jej czepiasz, pewnie jesteś starą klępą marzącą o podobnej sławie.
Nie ma przy tym większego znaczenia, jak krytyka wygląda. Na potępienie zasługuje nie tylko prymitywna nawalanka, ale i zwykła, kulturalna opinia, tyle że dość niewygodna dla przeciwniczki. Krótko mówiąc, kobieta powinna się odzywać jedynie wtedy, gdy planuje gorące pochwały, a jeśli nie, lepiej niech siedzi cicho.
Ten brak przyzwolenia na jakąkolwiek krytykę czy choćby zdanie odrębne prowadzi w końcu do tego, że kobiety, które znalazły wspólny język, tworzą kółeczko wzajemnej adoracji. I im dłużej w takim kółeczku tkwią, tym mocniej się utwierdzają w przekonaniu, że kto nie z nami, ten śmiertelny wróg. Kontakty doprawione wyłącznie wazelinką całkowicie usuwają odporność na krytykę i gdy nagle ktoś się z kółeczka wyłamie, choćby i w sprawie mało znaczącej, odbiera się to jak wypowiedzenie wojny. No bo jak to, różnica zdań? Jaka różnica zdań? My mamy myśleć tak samo, na każdej płaszczyźnie!
Szkodzisz sprawie
Dyktat jednomyślności ma pokazać, że kobiety mogą być siłą, są w stanie się zjednoczyć, a większość stereotypów na ich temat jest głupia i bez pokrycia w faktach. Dlatego ocenianie innych kobiet, czy to na forum publicznym, czy w prywatnym gronie, traktuje się niczym sabotaż. Zasada jest prosta – krytykując jedną, krytykujesz tak naprawdę wszystkie kobiety. Trzeba więc stać za sobą murem, bez względu na ideologiczne różnice i osobiste odczucia.
I może by to zadziałało, gdyby nie jeden szczegół – kobiety zbyt mocno się między sobą różnią, by w dowolnej sprawie zyskiwać zawsze sto procent poparcia. Był kiedyś taki projekt pod nazwą Partia Kobiet – upadł po części i dlatego, że zakładał jednakowe dążenia i pragnienia, a przeciwniczki nazywało się ‘zaściankiem’. A tak nie jest, bo nawet w sprawach typowo kobiecych zdania pomiędzy paniami są bardzo, bardzo różne. I wystarczy, by dwa odmienne babskie stanowiska się starły, a już pojawia jojczenie, jak to kobiety się gnoją miast dojść do konsensusu. Wynikałoby z tego, że własne zdanie – choć tak się do jego posiadania zachęca – jest ogromnym zagrożeniem dla ‘siostrzeństwa’.
Tego się nie spodziewałam…
Kobiety nie lubią być oceniane przez własną płeć, bo jej akceptacja jest w pewnym sensie ważniejsza od męskiej aprobaty. Mężczyzn łatwiej do siebie przekonać, zresztą podłości z ich strony są czymś, czego można się spodziewać, to w końcu łajdaki. Ale od kobiety, która jak nikt inny powinna doskonale rozumieć moje położenie? Z taką zdradą znacznie trudniej się pogodzić.
Problem w tym, że myśląc w ten sposób, zapędzamy się w ślepą uliczkę. Wspieranie się nie powinno przecież oznaczać jedynie klepania się po pleckach. Niby zazdrościmy facetom, że oni prawdę potrafią rzucić prosto w oczy i nie bawią się w dwulicowość, lecz gdy kobieta zrobi to samo i tak się jej obrywa, bo jej opinia tylko niepotrzebnie namieszała. A co jeśli ona właśnie tą krytyką mogłaby pomóc bardziej, niż bezmyślnym potakiwaniem?
Dużo większą korzyścią byłoby nauczyć się ze sobą spierać, a nawet walczyć, byle czysto i według jasno określonych zasad. To dzięki krytykom szuka się nowych dróg, wzmacnia charakter, rozwija umiejętności. To nie przypadek, że kobiety bardziej niż mężczyźni załamują się negatywną oceną – nie pokazuje się dziewczynom, że opinie konkurentek mogą być wyzwaniem, tylko od małego wbija do główek, że te jędze chcą cię zniszczyć i są wredne.
To śmieszne. A może i troszkę groźne
Z drugiej strony, gdy pojawiają się teksty pochwalne, pełne poparcia dla współczesnych kobiet sukcesu i dzielnych prababek, to i tak w komentarzach będzie przeważało ‘dobra, dobra, pięknie tu o sobie piszecie, ale gdy przyjdzie co do czego, i tak wydrapiecie sobie oczy’. W końcu każdy zna te sztuczki – za komplementem o ładnej sukience stoi zazdrość o zgrabne nogi i życzenie, żeby po ciąży roztyła się jak krowa. Pochwała zawsze ma drugie dno i dla własnego dobra bezpieczniej się w ten przekaz nie zagłębiać. Po prostu, głosy solidarności z innymi kobietami to kłamstwa i mydlenie oczu, wcale takie nie jesteście, zaklinacie tylko rzeczywistość.
Bądź zamieniacie świat w Seksmisję. Na tym się kobieca sztama kończy. Wyolbrzymiacie swoje sukcesy. Wielkie naukowczynie (nawet nie ma takiego słowa!), właścicielki firm (przecież miała spadek po mężu!), odważne aktywistki (to sztucznie nabijana popularność, poprawność polityczna!), no kpiny jakieś. Tak się sobą ekscytujecie, bo zwyczajnie nienawidzicie facetów i chcecie ich wykastrować, zagonić do obozów pracy i traktować prądem. Rzeczpospolita Babska, ale bynajmniej nie tak wesoła jak na filmie.
Miło być tą najlepszą
Większym problemem niż sama krytyka jest raczej sposób jej uprawiania. Oceniając inną kobietę często myśli się przede wszystkim o tym, by podbudować siebie, a nie zgnoić tę drugą, tyle że tak to właśnie wygląda – umniejsza się rywalkę, żeby przypadkiem nie poczuła się zbyt dumna z siebie. Jest niewiarygodnie zgrabna? Tak, lecz ma odstające uszy. Ma śliczną buzię? Za to koszmarnie się ubiera i pewnie jest głupia. Jest mądra i z karierą? Phi, ale nie ma chłopaka. Po prostu fajnie jest widzieć, że własne niedostatki nie są jakimś wyjątkiem, wszystkie mają swoje felery.
Bo to jest chyba największa bolączka współczesnych kobiet. Masz być olśniewająco piękna bez grama zbędnego tłuszczu. Jeśli kariera, to taka jak z hollywoodzkiego filmu. Dzieci – jak z reklamy płatków śniadaniowych. Nie ma się prawa do żadnej wpadki, zadra na wizerunku zwyczajnie nie wchodzi w grę. Jako że nie da się tego osiągnąć, samopoczucie poprawia uważna taksacja otoczenia i wyłapywanie pomyłek.
Tak samo zachowują się mężczyźni. Oceniają się pod kątem wyglądu, pieniędzy, pozycji, powodzenia u płci przeciwnej, etc. Różnica jest taka, że mniej o tym mówią, nie bawią się w oceny jak kobiety, raczej w inny sposób wolą okazać swoją dominację. Są też bardziej skłonni do upokarzania słabszych, podczas gdy kobiety swoją niechęć kierują głównie w stronę atrakcyjniejszych rywalek. Metody różne, cel dokładnie ten sam – wykosić konkurencję.
4 komentarze
Czasami nie rozumiem drugiego człowieka…Potrafią stwarzać sobie „sztuczne” problemy…Chyba nie znają prawdziwego życia…
Na każdym kroku jesteśmy oceniani albo oceniamy – taka smutna rzeczywistość..
Ocenianie jest nieodzowne…
Faktycznie, z ocenami jesteśmy „za pan brat” i to od maleńkości. A szkoła wcale tego nie ułatwia- piszę to z cała odpowiedzialnością, jako nauczycielka…i strasznie mnie to mierzi! Ba! W klasach 1-3, w których jest ocenianie opisowe, rodzice i same dzieciaki dopominają się o to, by choć tak „mniej więcej powiedzieć , jaka to byłaby ocena w skali 1-6″… Słabo, nie? Kobiety- mężczyźni- obie płcie oceniają się w podobnym stopniu- to tylko moje zdanie. I podobnie jak Ty- Edyto sądzę, że po prostu „facetom pozwala się na więcej”. Ale pomijając ten”drobny” szczegół nie uważacie, że to zależy od człowieka? Być może i środowiska, w jakim przebywa? No, a jeśli komuś się w czymś powiedzie, odniesie jakiś sukces, to od razu stajemy się podejrzliwi, zazdrośni… W chwilach, kiedy ktoś potrzebuje pomocy, najczęściej jesteśmy w stanie się zjednoczyć, zmobilizować, by pomóc, ale w tym drugim przypadku- już jest zdecydowanie gorzej…
To tylko takie moje obserwacje i oczywiście uogólniam, bo tak, jak napisałam wyżej- wszystko chyba zależy od człowieka i tego, jaki ma charakter…
Bardzo ciekawy temat :)!