Koleżanka męża – czy to powód do zmartwień?
Znają się jeszcze z dzieciństwa, chodzili razem do szkoły. Albo poznali się na studiach. Połączyły ich dziwne losy, pierwsza praca, wspólni znajomi. Zaiskrzyło, ale nie tak, by zostać parą. To tylko wzajemna sympatia, po prostu bardzo się lubią. Dla niego, mojego męża, to ważna kobieta.
Kto? Ona. Jego dobra koleżanka, czasami bliska przyjaciółka. Dziwna rywalka, której nie da się tak zwyczajnie przegonić. Ale czy na pewno rywalka? Co złego jest w tym, że twój facet zna też inne kobiety? Dlaczego to taki powód do niepokoju?
Czy to na pewno koleżanki?
Mężczyzna otoczony wianuszkiem fanek to przykry widok dla kobiety mocno w nim zakochanej. Czuje się ona zagrożona obecnością tych kobiet i są to bardzo słuszne obawy – tego wianuszka nie tworzą koleżanki, lecz adoratorki. Dziewczyny, których on w gruncie rzeczy wcale nie zna i niespecjalnie przejmuje się ich losem, one są tylko po to, by podkarmić męskie ego – patrzcie, jakie mam powodzenie, laski mnie uwielbiają. Gość potrafi zakręcić nimi tak, że one usprawiedliwią wszystkie jego podłe uczynki, będą mu nadskakiwać, same podadzą się na tacy, jeśli zajdzie taka potrzeba. Ot, zwykłe wyrachowanie, a nie koleżeństwo.
Co innego, gdy koleżanki są naprawdę bliskimi osobami. Nie w sensie erotycznym, a takim właśnie czysto kumpelskim. On potrafi ze swoimi koleżankami gadać o różnych rzeczach bez ciągłych seksualnych podtekstów, łączy go z nimi jakieś hobby, oboje są aktywistami, pracują w jednej branży i praca jest ich pasją, albo zwyczajnie nadają na tych samych falach i dlatego ciągle utrzymują kontakt.
Owa bliskość dla wielu kobiet jest ogromnym problemem. Jest oczywiście zazdrość, bo koleżanka to przecież kobieta i najwyraźniej ma w sobie bardzo pociągające cechy, skoro on tak chętnie z nią przesiaduje. Czy to nie kuszenie losu, pozwalać mężowi na podobne znajomości? Do czego mu one? Można jednak odwrócić pytanie – co złego w tym, że dla faceta kobieta najwyraźniej może być kimś więcej niż smacznym kąskiem do schrupania? Czy to nie powód do zadowolenia, że mój chłop widzi w kobietach partnerki do rozmowy i wspólnego spędzania czasu inaczej niż tylko w łóżku? Czy nie bardziej niepokojące jest podejście, że kobieta to tylko seks, i poza tym obszarem nie ma ona niczego interesującego do zaoferowania?
Bardzo często jest bowiem tak, że mężczyzna, który umie kolegować się z dziewczynami, rzeczywiście szanuje kobiety, lepiej je rozumie, potrafi spojrzeć na świat ich oczami, staje się wrażliwszy na kobiece problemy. Często przebywając z koleżankami widzi, że kobiety to nie wyłącznie wyrachowane manipulantki z małym móżdżkiem, którym nigdy nie wiadomo o co chodzi. Koleżanki dają wgląd w kobiecą psychikę i to jest dobra lekcja, dzięki której związek ma szansę przerodzić się w prawdziwie partnerski układ.
No ale dlaczego to musi być koleżanka?
Niektórzy mężczyźni mają koleżanki dlatego, że to kumple z bonusem. I nie, wcale nie chodzi o seks. Ani o nieudane zaloty, które kończą się słynną friendzone. Chodzi o uczucia. O to, że z kobietą można szczerze pogadać o emocjach, otworzyć się i usłyszeć coś więcej niż sztandarowe „napijmy się”, jako że w męskich relacjach całkiem często wódka uchodzi za idealne lekarstwo na wszelkie bolączki. A nawet gdy znajomość nie ma tak patologicznego wymiaru, to jednak mężczyźni rzadziej niż kobiety rozmawiają między sobą na wrażliwe tematy. I to nie dlatego, że takich rozmów nie potrzebują.
Więc ci, którzy tego potrzebują, a nie dostają ze strony swoich kolegów, mogą poszukać wsparcia u kobiet koleżanek. Dlaczego nie u partnerki? Cóż, jedno nie musi wykluczać drugiego, poza tym dobre koleżanki poznaje się zwykle w czasach sprzed związku. Po drugie, w koleżeństwie chodzi właśnie o to, że ktoś wydaje się fajny, ale nie w takim wymiarze, by zostać drugą połówką.
Z koleżanką relacje są na innym poziomie, nie ma tutaj potrzeby ciągłego imponowania, można sobie pozwolić na chwilę słabości, bez ryzyka, że w odsłonięte miejsce dostanie się ostrym nożem. To dla obu stron cenne doświadczenie. A w zasadzie to dla trzech stron – partnerka takiego mężczyzny też może skorzystać na jego znajomościach.
Nowa niepokojąca znajomość
Co oczywiście nie znaczy, że zawsze jest pięknie, że tylko wyciągamy ważne nauki i wzbogacamy swój świat wartościowymi znajomościami. Zdarza się, że za damsko-męską przyjaźnią ciągnie się nieprzyjemny smrodek. Niby nic takiego się nie dzieje, a jednak czuć, że coś nie gra, to w żadnym razie nie jest zwykła, kumpelska relacja.
Obecność koleżanki nie daje spokoju, a im dłużej analizuje się sytuację, tym większa pewność, że to nie jest „tylko koleżanka”. Bo dlaczego na spotkanie z nią mąż stroi się jak na ważną randkę? Dlaczego rozmawiając z nią przez telefon zawsze wychodzi do drugiego pokoju? Po co ukrywa, że codziennie do siebie piszą? I jak to jest, że mimo zabiegania zawsze znajdzie czas, by wyświadczyć jej przysługę? A w trakcie codziennych rozmów bez przerwy pada, że koleżanka to, koleżanka tamto, a jej zdaniem to, a ona wczoraj, a wiesz co powiedziała… Jest wszechobecna, a jej problemy bez przerwy zaprzątują uwagę partnera.
Rzeczywiście jest bardzo dziwne, że mężczyzna będący w związku częściej niż z partnerką spędza czas wolny z koleżanką. Jest na każde jej zawołanie, bo ona potrzebuje pomocy, a nie ma nikogo bliższego. Jeszcze dziwniej się robi, gdy mąż nie chce zapoznać żony z tą swoją koleżanką albo kombinuje jak może, by obie kobiety jak najrzadziej miały kontakt ze sobą. Do tego porównuje żonę do koleżanki, dając do zrozumienia, że tamta w zasadzie we wszystkim jest lepsza.
Bez przerwy prawi koleżance komplementy i zauważa, że ma nową spódnicę i nowy kolor szminki – w stosunku do żony to się praktycznie nie zdarza. Kiedy mówi o kobietach, koleżankę zawsze podaje za przykład. Zachowuje się przy niej zupełnie inaczej i jest zazdrosny o jej facetów. No po prostu widać głębokie zauroczenie i najwyraźniej mąż jest „tylko kolegą” z konieczności, a nie wyboru – bo ewidentnie chciałby czegoś więcej.
Świeży powiew energii
Nie da się ukryć, że koleżanka potrafi podbudować na duchu, podnieść samoocenę. Z nią nie prowadzi się wspólnego domu, więc bliskiego kontaktu nie obciążają codzienne troski i związkowe napięcia, a w takiej atmosferze łatwiej o komplementy, miłe słowa, sympatyczne gesty. To nie żona, która męczy bułę od miesiąca, żeby złożyć szafkę, i na koniec nawet za to nie podziękuje – koleżankę stać na wdzięczność, dzięki czemu można się wykazać i poczuć użytecznym.
Dlatego koleżanki męża mogą być problemem dla par z długim stażem, gdzie już tak nie iskrzy, gdy układa się tak sobie. Koleżanka może się przerodzić w kogoś ważniejszego, bo facet widzi, że ona go naprawdę rozumie, że słucha, że potrafi mu przyznać rację i stanąć po jego stronie. I niewinna znajomość zaczyna wykraczać poza dopuszczalne granice, staje się rekompensatą dla wygaszonej w stałym związku namiętności.
Uczciwie dodając, niektóre koleżanki z premedytacją do tego dążą. Nie obchodzi je żadne koleżeństwo, to tylko środek do celu, a celem jest zdobycie tego konkretnego mężczyzny. Dlatego ona pochlebia mu jak może, mówi same przyjemne rzeczy, na każdym kroku chwali, pociesza i docenia za najmniejszy drobiazg. Jak tu nie lubić takiej koleżanki? Jak tu się nie zastanowić, czy aby na pewno dobrze ulokowało się swoje uczucia? Może to żona powinna była zostać tylko kumpelką?
Ta s… mi go ukradnie
Że kobiety bywają podłe i nie patrzą, że rozbijają komuś rodzinę? Tak, to się zdarza. Ale… no właśnie, już to stwierdzenie „ona rozbija rodzinę” jest bardzo typową oceną – oskarża się kobietę o uwiedzenie i odbicie cudzego męża, jak gdyby on mógł tylko dać się porwać fali wydarzeń, a nie decydować za siebie.
Jest coś takiego, że kobiety wychowuje się w nieufności do innych kobiet. Że „uważaj na nie”. Uważaj, zwłaszcza gdy ona singielka, w szczególności singielka starsza, bo na bank ostrzy sobie pazurki na każdego samca w okolicy. W tym również na twojego męża, jaki by on nie był. Oczywiście, niechęć do konkurencji jest zrozumiała i bardzo naturalna, niemniej to uczucie mocno się podsyca właśnie w kierunku kobiet, zakładając, że każda jest wiarołomna, podstępna, niegodna zaufania. Bo po co się koło niego kręci? Lubi go? Hahaha. Tylko czekać, aż mąż oznajmi, że przeprowadza się do koleżanki.
I myślą tak często również te żony, które oburzają się głośno na sprowadzanie kobiet do roli obiektów seksualnych – kobiety chcą też innych rzeczy niż związek! A tu proszę, wychodzi że jednak kolegowanie się z facetem to mydlenie oczu, takiej babie chodzi jedynie o to, by zaciągnąć go do łóżka. Wspierajmy się, girl power i tak dalej, lecz od mojego męża wara, bo w życiu nie uwierzę w szczere kobiece intencje.
Czego wam brakuje?
Koleżanka męża może być problemem, w sieci jest od zatrzęsienia opowieści o kumpelskich znajomościach, które przerodziły się w romanse. Ale nie każda koleżanka jest zagrożeniem dla związku, choć prawda, warto takiej znajomości przyjrzeć się bliżej by stwierdzić, czy to bezpieczne, towarzyskie kontakty i partner nie ma nic do ukrycia, czy znajomość pełna tajemnic, niedopowiedzeń, kłopotliwych momentów.
Jeśli ona rzeczywiście jest tylko koleżanką, a mimo to jej obecność wkurza, może czas zastanowić się także nad własnym związkiem? Złość na koleżankę partnera może być dowodem, że czegoś w związku brakuje, co rodzi kilka bardzo niewygodnych pytań. Bo oczywiście nie wszystkie tego typu znajomości są niewinne, jednak zakładanie z góry, że każda koleżanka męża to potencjalne niebezpieczeństwo i nie wolno ich zostawiać samych choćby na minutę, też o czymś ważnym mówi. Na przykład o braku zaufania, o przekonaniu, że życiowy towarzysz to pies na baby, który żadnej nie przepuści, albo że do siebie nie pasujecie i nie umiecie się zaprzyjaźnić.
To nie koleżanka jest zagrożeniem, a brak bliskości w związku. Jest złość, że on świetnie się z nią dogaduje, bo my rozmawiamy już tylko o zakupach i sprzątaniu. Jest zazdrość o wspólne pasje, bo my razem nie robimy niczego ciekawego. Jest lęk, że on dostrzeże w niej ideał kobiecości, by my już dawno przestaliśmy się doceniać i zabiegać o swoją uwagę. Słowem, można się wkurzać na przyjaciółeczki, ale więcej korzyści da wspólne zastanowienie się nad tym, co nie działa i jak to naprawić.
Nie zgadzam się
Zazdrość o koleżanki partnera nie jest zjawiskiem rzadkim i kobiety różnie sobie z tym uczuciem radzą. Najczęstszą bodaj reakcją na „podejrzane baby” jest zakaz – żadnych rozmów, żadnych wspólnych wyjść, definitywne zerwanie kontaktów. Tyle że zakazy raczej nie budują dobrej atmosfery. Więc tak, on nie będzie się spotykał z dawnymi koleżankami, czy jednak stanie się dzięki temu lepszym partnerem dla mnie? Jeśli związek bazuje na nieufności i zabranianiu, to nie koleżanek należałoby się pozbyć, ale właśnie tych toksycznych emocji.
Zabraniając kontaktu z koleżanką, wcale nie usuwa się przyczyny problemu. Jasne, można powiedzieć, że dzięki temu nie prowokuje się niepotrzebnie losu, wszak okazja czyni złodzieja, ale jak mąż będzie chciał żonę zdradzić to zdradzi, znajdzie sobie po prostu inną okazję. A kiedy przyjaźń z inną kobietą faktycznie skręciła w niebezpieczne rejony, to on sam musi uznać, że koniec z tym, życiowa partnerka ważniejsza – przymusem da się zakończyć tę konkretną znajomość, ale to nie druga kobieta jest zagrożeniem, jest nim niska satysfakcja w związku. Która szybko znów da o sobie znać, jeśli para naprawdę szczerze ze sobą nie porozmawia.
Słabej więzi między partnerami nie uleczy odseparowanie się od innych osób. Zakaz zbliżania się do płci przeciwnej nie uchroni przed zdradą czy rozstaniem. I jaką wartość ma związek, w którym dwójka ludzi dosłownie zdana jest tylko na siebie, bo każdy obcy to potencjalny wróg, zdolny w pięć minut rozwalić nasze domostwo? Naiwna ufność potrafi zgubić, lecz równie zła, jeśli nie gorsza, jest izolacja „na wszelki wypadek” – przed niczym nie broni, jedynie odwleka w czasie większą tragedię.
12 komentarzy
Zazdrość jest niszcząca, jeśli ktoś kogoś próbuje trzymać w klatce, to prędzej czy później ten ktoś z tej klatki zwieje.
Myślę, że małżeństwo, zwązek to nie stan wykluczajacy czy zarabiający posiadania przyjaciół. Jeśli naprawdę nie mamy wiarygodnych podstaw sądzić, że partner nas zdradza to zazdrość o znajomych naszej połówki jest chora. Związek polega na między innymi zaufaniu.
Sama mam przyjaciół płci przeciwnej i telepie mnie jak słyszę od faceta, że jest zazdrosny. Jakbym z nimi coś chciała to stało by się na długo przedtym nim on się pojawił, także take it easy nikt nie jest niczyja własnością i nie żyjemy na bezludnej wyspie, zawsze wokół będą jakieś one i jacyś oni.
Dla mnie koledzy z dzieciństwa są praktycznie jak bracia/kumple, nigdy nie spojrzałabym na nich jak na obiekt pożądania, a zaufanie też jest ważnym aspektem, jeśli mąż/żona nie ufa drugiej osobie i posądza o zdradę to albo ma coś z garem albo mierzy kogoś swoją miarą
Co za głupota… z mojej perspektywy, nie byłabym z facetem, który próbowałby wymusić na mnie zerwanie relacji z przyjacielem z którym się znam od piaskownicy. Smycz można psu założyć a nie mężczyźnie/kobiecie
Mój ex ma z taką koleżanką z pracy dwuletnie dziecko. I też była to „tylko” koleżanka
Jeśli znamy i wiemy to luz . Gorzej gdy jest koleżanka ukrywana
Ja bym mu dala kolezanki
jak mąż ma taką koleżankę to trzeba jej jak najszybciej znaleźć męża na drugim końcu kraju
Dobrze byc taka kobieta by facet kolezanek juz nie potrzebowal ukochana przyjaciolka kolezanka kochanka w jednym. Wielowymiarowa.
Gorzej jak ciagle opowiada o swoich kolezankach az rzygac sie chce
Podstawą związku jest wg mnie zaufanie. Jeśli nie ufałabym swojemu facetowi to taki związek nie miałby najmniejszego sensu. A jeśli ufam to niech sobie się przyjaźni nawet z Angeliną Jolie