„Kołysanka z Auschwitz”: historia matki, która poszła za dziećmi do piekła
Długo zastanawiałam się, jak napisać Wam o tej książce. I choć minęło już kilka dni od kiedy skończyłam ją czytać, nadal nie wiem. Dlaczego? Bo to przejmujące świadectwo najgorszych zbrodni. To lektura, która zamyka usta i każe milczeć. Nie z braku słów, ale z…ich nadmiaru. Zdania, które zawsze przychodzą, tym razem się nie pojawiają, a te które się nasuwają wydają się niewystarczająco dobre…Zastępują je emocje, które odbierają mowę – wzruszenie, wdzięczność, niezrozumienie dla okrucieństwa i lęk…Niemy krzyk, który towarzyszy tego typu lekturom: jak to możliwe i dlaczego?
Matka, która idzie za dziećmi do piekła
Jak opisać historię Niemki, Helene Hannemann, żony Roma i matki pięciorga dzieci, która trafia do obozu w Auschwitz?
Gdy pewnego dnia do jej mieszkania przychodzi policja i przedstawia rozkaz Heinricha Himmlera z nakazem zabrania dzieci i męża do obozu koncentracyjnego, kobieta nie waha się ani chwili. Pakuje rzeczy rodziny i własne. Choć funkcjonariusze nie chcą jej zabrać, bo rozkaz, jej nie dotyczy, ona się upiera. Nie wyobraża sobie postąpić inaczej….Przecież jest matką i pójdzie z dziećmi wszędzie. Nie zostawi ich samych.
To całkiem inaczej niż wiele innych kobiet, które w dramatycznych momentach zdecydowało się zostawić na pastwę losu swoje małe dzieci. Bo bez dzieci łatwiej przetrwać. I choć bohaterskich kobiet w okresie wojny nie brakowało, to sposób, w jaki ludzie się zachowywali w obliczu największych tragedii wcale nie jest jednoznaczny i oczywisty. A ocenianie go to jak stąpanie po cienkim lodzie…
Helene wraz z rodziną trafia do piekła i próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Bardzo szybko odkrywa, że zasady panujące poza bramą Auschwitz nie dotyczą obozu, który odczłowiecza i czyni z ludzi istoty, które tracą niemal wszystkie hamulce. Kierowani głodem, strachem i brakiem nadziei wegetują, tylko czasami nie porzucając marzeń, że może coś się jednak zmieni, że przyjdzie ocalenie….
„Wydostaniemy się, chociaż nie jestem pewna, czy żywe. Mogą trzymać w zamknięciu tylko nasze ciała, tę mieszaninę kości i mięśni powoli obracających się w proch. Nie mogą jednak więzić naszych dusz.”
Pewnego dnia do obozu trafia doktor Mengele i proponuje Helene otwarcie przedszkola. Pomysł zaskakujący, bo jak w piekle stworzyć miejsce przyjazne dzieciom z kolorowymi ścianami, książeczkami, kredkami i filmami dla najmłodszych? Huśtawki obok przeciekających, brudnych, zawszawionych baraków, ciepłe mleko i herbatniki w miejscu, w którym brakuje nawet brei nazywanej zupą? Wydaje się to niemożliwe, a jednak Helene decyduje się spróbować. Gdy podejmuje decyzję, nie wie jednak, co się kryje za potrzebą stworzenia lepszych warunków bytowania dla dzieci…I po co nazistom przedszkole w obozowych warunkach? Gdy odkrywa prawdziwe motywy oprawców, jest przerażona…
Czy warto przeczytać tę książkę?
Jest to historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, co czyni lekturę tej książki jeszcze bardziej przejmującą. Nie jest to łatwa książka, ale na pewno taka, po której skończeniu coś w nas się zmienia. Wymusza refleksję nad życiem, problemami, których doświadczamy. Pojawia się też wdzięczność, że czasy brutalnych zbrodni nazistów minęły. I rozgrzewa nadzieja i silne pragnienie, by już nigdy więcej nie wrócą…
Dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki.

O autorze dorota
Liczba wpisów : 1190Kobieta, żona, matka. Po krótszym zastanowieniu - w takiej właśnie kolejności. :) Miłośniczka książek i zapadającego w pamięć kina. Nie wie co to nuda. Choć czasami tęskni za chwilą wytchnienia, ma wpisaną w geny potrzebę podejmowania ciągle nowych wyzwań.
10 komentarzy
Lubię taką tematykę ❤
🙂
Jeśli na podstawie prawdziwych zdarzeń, to tym bardziej warto przeczytać…
Tak myślę…
Te tematy są mi bardzo bliskie, ponieważ pochodzę z Oświęcimia- Brzezinki, moi przodkowie są mocno związani z historią obozu. Tej książki nie czytałam, ale chętnie przeczytam. W zeszłym roku czytałam „Dziewczęta z Auschwitz”, również poruszająca lektura.
Moja Babcia pochodziła z kolei z Wołynia i też z przejęciem czytałam książki o historii tych terenów.Tym bardziej, że opowieści, które później odnalazłam na kartach, znałam z opowieści.
ciekawi mnie ta tematyka i wiele książek przeczytałam… Ale gdy ma się małe dziecko już tak sprawnie te książki nie wchodzą – ciężka sprawa bardzo….
Miałam ochotę na tę książkę ale odłożyłam ją z powrotem, przeczytałam opis i wiedziałam że chyba nie dam rady jej przeczytać bo będę cierpiała. moi dziadkowie mieszkali w okolicach Wołynia, nasłuchałam się różności od nich do tego obejrzałam film i cierpiałam bardzo. Chodź lubię taka tematykę to nie lubię płakać…
Aniu, moi dziadkowie też pochodzili z Wołynia…
To książka w sam raz dla mojej siostry! Ja przeczytałam ostatnio Obcy powiew wiatru i już byłam przerażona tym co się kiedyś działo!