Główne menu

Gdzie kończy się Twoja wolność?

Dowolna książka traktująca o historii potrafi czasami wprowadzić w osłupienie – nie do wiary, jak nasi przodkowie mieli niewiele do powiedzenia na temat własnego życia. Począwszy od zależności społeczno-ekonomicznych, na aranżowanych małżeństwach z rozsądku kończąc. Wolny wybór miała skromna liczebnie, uprzywilejowana kasta, reszta już od momentu urodzin miała dość jasno sprecyzowaną przyszłość, z bardzo ograniczonym polem manewru na samodzielne działania. Próby ucieczki z tych schematów kończyły się mało sympatycznie, aż w końcu zryw ku wolności tak bardzo nabrał na sile, że stała się ona prawem dla wszystkich ludzi. Przynajmniej na papierze.

Dzisiaj wolność wydaje się oczywistością. Szczęśliwe życie w jakichś okowach? To nie może się udać. Ale czy brak wszelkich ograniczeń rzeczywiście jest tym, czego się tak strasznie pragnie? I czy przypadkiem nie pojmujemy tej swobody cokolwiek błędnie?

Bez ograniczeń

Przełomowe wydarzenia z przeszłości bardzo często miały związek z uwalnianiem się od czegoś lub kogoś. To zwycięska wojna z okrutnym okupantem. Zniesienie pańszczyzny i niewolnictwa. Walka o prawa robotników. Emancypacja kobiet. Zrzucenie jarzma totalitarnego ustroju. Aż trudno zliczyć, na ilu sztandarach pojawiało się hasło o wolności. Dzisiaj nawet dzieci chcą uszczknąć coś dla siebie, buntując się przeciwko ‘opresji’ rodziców, którzy wymagają, by do domu wrócić po dzienniku, a nie o północy. Słowem, chodzi o to, by móc działać w zgodzie z sobą, swoim sumieniem, bez ograniczeń i kata nad głową. Żyć bez barier. Tylko czy tak się da?

Niezupełnie, bo obowiązuje ważna zasada: twoja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się moja. Innymi słowy, stuprocentowa wolność oznacza przeważnie jakiś konflikt interesów, dlatego potrzebujemy sztywnych regulacji, a więc częściowego ograniczenia wolności w imię wyższego dobra.

 

Wytyczenie tych granic to oczywiście bardzo skomplikowana kwestia, bo każdy ma różną tolerancję na ingerencję w swoje sprawy. Weźmy religię i jej symbole. Dla jednych wolność to możliwość manifestowania własnej wiary bez strachu, że ktoś za krzyżyk na szyi wbije nóż pod łopatkę. Dla drugich wręcz przeciwnie, wolnością jest to, że z wspólnej przestrzeni znikają krucyfiksy czy turbany na głowach – te sprawy mają zostać w domowym zaciszu, gdzie możesz się modlić nawet do latającego potwora spaghetti.

Droga wolna?

Człowiek bezwzględnie wolny powinien postępować przez cały czas tak, jak dyktuje mu to serce i rozum. A doświadczenie pokazuje, że zawsze coś choćby w małym stopniu wpływa na podejmowane decyzje, jak nie państwo, to opinia społeczna, dominująca religia czy przyroda. No i świadomość, że przekraczanie każdej bariery wedle własnego widzimisię może po prostu kogoś zranić, i to kogoś nam bliskiego. Problemem jest też paradoksalnie nadmiar wolności, bo nie każdy potrafi ten dar właściwie wykorzystać.

Prawo do pełnej swobody przemienia się trochę w ideologię, a ideologia, jak wiadomo, jest bardzo podatna na wypaczenia. Każdy może ją nieco inaczej pojmować i oczywiście interpretować wyłącznie na własną korzyść. I tak z wolności rodzi się chaos, bo nagle wszyscy chcą w swoją stronę, na hura, bez planu i najmniejszej refleksji. Wystarczy popatrzeć na bardzo młodych ludzi, dla których otrzymanie dowodu osobistego to zielone światło do robienia tego, co pod czujnym okiem domowego prokuratora było niemożliwe. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie jeden istotny szczegół – młodych ludzi prawie w ogóle nie informuje się o konsekwencjach świeżo nabytej wolności. Jest tylko karanie i potępianie, jeśli ktoś się zagalopuje, mało komu jednak chce się zawczasu wytłumaczyć cały proces. Pokazać, że wolność miewa skutki uboczne, gdy nierozważnie się z jej korzysta. I dlatego musi iść w parze z odpowiedzialnością, inaczej zamienia się w anarchię.

A właśnie tej odpowiedzialności i duchowej dojrzałości współczesnym wolnym ludziom brakuje najbardziej. Lubimy żyć w przekonaniu, że wszystko się nam należy, bo tak, bo to nasze prawo. Normalnie, każdemu według potrzeb. Tymczasem w przyrodzie nie ma nic za darmo i łudzenie się, że podążanie własną ścieżką bez zważania na to, co dookoła, nie zakończy się bolesnym kopniakiem, to wielka naiwność. Niestety, naiwnych jest całkiem sporo, w dodatku naiwnych bardzo niezadowolonych, bo przecież najfajniej byłoby cieszyć się wolnością, ale bez żadnej kary – wolność wolnością, jednak słuszność powinna być po naszej stronie.

Co z tym zrobić?

W nowoczesnym świecie nie wypada krępować czyjejkolwiek wolności, bo to złe, wystarczy sobie przypomnieć, co lata tego obyczajowego zniewolenia zrobiły z normalnymi ludźmi. Z tego rodziła się wyłącznie bigoteria, zawiść i społeczny ostracyzm wobec jednostek, które miały odwagę żyć inaczej. Dlatego dzisiaj nikt, kto ma w sobie choćby szczyptę intelektualnej samodzielności, nie pozwoli na to, by jakieś idiotyczne normy ograniczały jego prawo do szczęścia.

Jednak niektórym ten brak kajdan wcale ulgi nie przynosi. Dlaczego? Bo ‘jeżeli Boga nie ma, to wszystko jest dozwolone’. W ten sposób traci się punkt zaczepienia, nie ma się do czego odwołać. Można nawet zgubić swoją tożsamość, bo nie wypada już należeć do pewnych grup, które z racji swoich wytycznych siłą rzeczy stawiają pewne ograniczenia. Zaś człowiek wolny nie odczuwa plemiennych związków, jest obywatelem świata i kocha wszystkich ludzi. To może tłumaczyć dobrowolny powrót do surowego konserwatyzmu albo pomysł, by zostać fundamentalistą, bo co komu daje wolność religijna? Pcha do grzechu i odbiera godność. Natomiast pełna zakazów i nakazów idea wprawdzie mocno ogranicza wolność, ale jednocześnie jest cennym drogowskazem.

Wolność bowiem wielu ludzi zwyczajnie przeraża. Jakim cudem? Ano takim, że wymusza konieczność samodzielnego myślenia, bo skoro mogę robić co zechcę, to najpierw muszę dojść do tego, co owym celem jest. Muszę podjąć ryzyko, a ono przecież nie zawsze rodzi piękne i słodkie owoce. I może się okazać, że pewien kierat, choć tak znienawidzony i krytykowany, dla części ludzi jest w gruncie rzeczy wybawieniem, ponieważ dzięki temu mają oni ustaloną odgórnie ścieżkę, nie muszą się głowić, kombinować, zaskakiwać tą cholerną oryginalnością, której wszyscy na gwałt się dopominają. A tu wystarczy zdobyć taki a taki zawód, znaleźć małżonka, spłodzić potomstwo, przenieść się do własnego M i prowadzić tryb życia obowiązujący od pokoleń. Nuda? Nuda. Ale przynajmniej znana, swojska, dokładnie jak z wrogami u Kargula i Pawlaka.

Niby możesz, ale…

Wolność staje się udręką dla ludzi przeciętnych do bólu, bo teoretycznie mogą być kim chcą, ale w praktyce nie wiedzą, jak się do tego zabrać. Bądź wcale tego do szczęścia nie potrzebują, bo im wystarczy bezpieczna posadka, dobry telewizor i grill raz na tydzień w starannie przystrzyżonym ogródku. Słysząc jednak, ile to nowa cywilizacja daje możliwości i jak niektórzy z tych wspaniałości korzystają, prosty człowiek traci swój upragniony spokój i zaczyna czuć się gorszy. W głębi ducha nie potrzebuje też wcale żadnych poszukiwań, zdecydowanie bardziej woli, gdy ktoś nim rządzi i za niego decyduje. To może i czasami trochę złości, ale na dłuższą metę jest wygodne, zwłaszcza gdy ‘pan’ regularnie daje jeść i zapewnia ochronę. Mniej praw, ale i mniej bólu głowy, bo tym zajmuje się władza zwierzchnia. I co w tym złego? Czyżby prawdziwa wolność nie dopuszczała zgody na zakucie w łańcuchy?

Z drugiej strony ci, którzy podążyli za głosem wewnętrznej wolności, wcale nie zdobyli akceptacji otoczenia. Wystarczy, że ich wybór uznawany jest za ‘gorszy’ od powszechnie utartych wzorców, a od razu pojawią się głosy, że to żadna wolność, a lenistwo bądź też zakamuflowane nieudacznictwo. Ktoś woli uprawiać ekologiczne maliny zamiast roboty od 9 do 17? Wolne żarty, poszedł w pole, bo do poważnej pracy zwyczajnie się nie nadaje, więc został leśnym menelem i teraz dorabia do tego ideologię. A tak zwane role płciowe? Owszem, kobiecie wolno iść dzisiaj do wojska czy podnosić ciężary, wciąż jednak typową reakcją na to jest pukanie się w głowę. Mężczyźni nie mają wcale łatwiej, bo ich stereotypy ograniczają nawet bardziej. Niby mogą wiele, ale gdy odbiega to od samczych wzorców i manifestacji siły, narażają się na śmiech sporej części obserwatorów, bo kto to widział, by prawdziwy facet chciał zostać przedszkolanką.

W niewoli uczuć

Wolność często sprowadza się po prostu do tego, by ktoś inny nie zawracał nam głowy swoimi sprawami. Chętnie pomożemy, ale musi to wypłynąć od nas, a nie z obowiązku, wszak obowiązki, wiadomka, strasznie są uciążliwe. Również obowiązki wobec najbliższych bywają postrzegane jako zamach na niezależność, dlatego skrajni wolnościowcy rezygnują z dzieci, a i na starszych, zniedołężniałych rodziców patrzą z niechęcią, bo zajmowanie się nimi koliduje z kursem fotografii i wyprawą w Andy. Podobnie jest w związkach – sprawy ‘nas’ nie powinny przysłaniać spraw indywidualnych. Miłość absolutnie nie ma prawa przytłaczać i dusić, ma uskrzydlać, a nie sprowadzać do parteru.

Z tą wolnością w związku to w ogóle jest śmieszna sprawa, bo zasadniczo to priorytet, ale tylko w jedną stronę. Znaczy – my mamy być wolni. Druga strona jednak powinna się tam jakoś podporządkować, żeby tej naszej wolności nie zaburzyć, rzecz jasna. Ciężko jest po prostu znaleźć wspólną płaszczyznę dla tych dwóch ruchów wolnościowych. Zapomina się jakby, że wolność w związku polega przede wszystkim na tym, że jesteśmy z kimś z własnego, nieprzymuszonego wyboru. Nie że rodzice zaaranżowali, nie że pieniądze i tak dalej. To nasza decyzja, podyktowana sercem, coś co wcześniej trafiało się naprawdę nielicznym. I jak z tego korzystamy? No bywa, że dość nieudolnie. Wolność mylimy z egoizmem i oburzamy się na fakt, że związek zabiera cząstkę naszej niezależności, a tego bólu nie koi nawet świadomość, co zyskujemy w zamian.

Więzy lepsze?

Zawieranie ‘wolnych związków’ potrafi wpędzić w paranoję. Kiedyś rozwieść się było ciężko, więc niejako z musu większość ludzi była ze sobą na dobre i na złe, do śmierci. Dzisiaj nie, dzisiaj wolna droga. A że pokus dookoła mnóstwo i konkurencja wymagania stawia znacznie niższe, widmo uczuciowej porażki napędza dyktatorskie zachowania i pojawiają się próby ograniczania strefy ruchu do niezbędnego minimum. Żeby partner na te pokusy nie był zanadto narażony i najlepiej, żeby jednak coś go z nami wiązało. Coś, czego nie da się tak lekką ręką zerwać. Jak kredyt na mieszkanie. Albo ciążowa ‘wpadka’. Albo psychiczna manipulacja.

Pełna wolność po prostu odbiera władzę, a w związkach, tak się składa, większość ludzi jakąś władzę nad drugą stroną chce mieć. Zamiast w ramach wolności dobrowolnie akceptować swoje wady i ograniczenia, stawia się warunki. Musi być relacja poddańcza. I kto na górze, ten faktycznie ma wolność w osobiście ustalonym wymiarze. Kto pod spodem, dostaje tyle wolności, ile łaski okaże ten silniejszy.

Najczęściej to wyraz kompleksów i niepewności. Nie czujemy się na tyle mocni, by uwierzyć, że ukochana osoba nie skoczy sobie na boczek bądź też szczere uczucia nieszczególnie są interesujące, związek ma jedynie dać jakąś określoną korzyść, stąd drobiazgowa kontrola. Lub inaczej, daje się tej wolności aż za wiele, bo ‘przecież sobie ufamy’. W rzeczywistości chodzi jednak o to, by partner nawet przez chwilę nie poczuł się zagrożony. Podarowanie pełnej swobody to jedynie zabieg taktyczny, podyktowany strachem, że ograniczenie wolności odstraszy ukochanego całkowicie. Więc niech szaleje, grunt, że po wszystkim wraca do domu. Dobrowolnie.

Wolność to abstrakcja

Pesymiści uparcie przekonują, że te konstytucyjne zapisy o wolności dla każdego to jedynie mydlenie oczu, na zasadzie, że ciemny lud to kupi. Szumnie wygłaszane manifesty nie niosą za sobą żadnej realnej wartości, bo naprawdę to teraźniejszość niewiele się różni od przeszłości. Dalej jesteśmy zniewoleni, zmieniły się tylko środki – teraz pęta są bardziej wyrafinowane, mniej widzialne, jak kredyt w banku albo chęć posiadania luksusowego auta. Z drugiej strony, jak wielu ludzi chciałoby odrzucić współczesne wygody na rzecz stuprocentowej niezależności? Kto wybierze pełen trudów żywot, byle tylko móc powiedzieć, że żadne głupoty i słabostki go nie ograniczają?

Możliwość wyboru zgodnie z własnymi przekonaniami i uczuciami brzmi fantastycznie,  wszystko jednak komplikuje się w momencie, gdy zamiana marzeń w czyny wymaga odrzucenia obowiązujących reguł. Taka wolność boli, dlatego coraz częściej odpuszczamy i dajemy się zniewolić konwenansom, za drobną opłatą. Najwyraźniej z wolną wolą jest jak ze zdrowiem – doceniamy ją dopiero wtedy, gdy ją na serio utracimy.

    5 komentarzy

  • Anelise

    Masz absolutną rację. Nie jesteśmy do końca wolnymi ludźmi przez pewne wytyczne, które nakłada na nas nie tylko prawo ale i etyka, moralność i zwyczajna ludzkość… Nie można bowiem popadać ze skrajności w skrajność i z jednej granicy wolności przejść na tą drugą. Trzeba znaleźć złoty środek.

  • Futka

    Ja niestety ostatnio coraz bardziej czuję, że brakuje mi wolności. Staram się zapewnić sobie pole, na którym będę mogła czuć się wolna i nie przytłoczona, ale dzisiaj to bardzo trudne…

  • Iwona

    Bardzo wartościowy wpis.
    „Wolność bowiem wielu ludzi zwyczajnie przeraża. Jakim cudem? Ano takim, że wymusza konieczność samodzielnego myślenia”- otóż to było dla mnie wielkie odkrycie lata temu. Bo ja zawsze szłam pod prąd, czyli naprzeciw temu co proponowało społeczeństwo. A jesli nawet zdecydowałam się na jakąś popularną formę egzystencji (np.małżeństwo) to był to mój, absolutnie mój własny wybór. Dlaczego więc zdziwienie? Bo ja tak żyłam od zawsze i sądziłam przez dośc długi czas, że ….każdy tak ma- że każdy dokonuje swoich wyborów choćby na niego pluto, podkładano mu kłody pod szłapy, to człowiek ma tak wielkie poczucie „misji” , indywidualności, znalezienia sposobu/pomysłu na siebie, że z całych sił będzie do tego dążył. A tu się okazało pewnego dnia, że nie! Że ludzie chcą żeby im mówić, jak mają żyć! I że ograniczają się tylko do wyboru koloru skarpetek i nazywają to „wolnością wyboru” podczas gdy w najważniejszych życiowych sprawach (np. wiara) pozwalają decydować innym. A potem się wkurzają, ograniczają wolność innych, bo chcą sobie zrekompensować brak kontroli nad własnym życiem.

  • m.

    Dopóki istnieją państwa, nigdy się nie będzie w pełni wolnym.

    • m.

      Ludzie chcą, żeby inni mówili im. co mają robić, bo w ten sposób zyskują kontrolę nad swoim życiem. Tak mi się wydaje.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>