Koszmar wakacji – oszczędź sobie stresów w tym roku! Oto sposób!
Luty, marzec, kwiecień, maj, czerwiec… Tygodnie niecierpliwego odliczania i wreszcie jest! Wytęskniony, upragniony urlop. Tydzień, dwa, czasem trzy, pełnej laby. Relaks. Reset. Moment na to, by poczuć, że się żyje. Z dala od deadline’ów, służbowych telefonów, stresu, stania w korkach. Bez patrzenia na tego głupiego szefa, za to z widokiem na morze, góry albo piękną architekturę.
Są tacy, co z wakacji wrócą z pustym portfelem, ale głową pełną pięknych wspomnień. I tacy, którym przydałby się dodatkowy urlop na odpoczynek po wypoczynku. Zestresowani i zmęczeni chyba jeszcze bardziej niż przed wyjazdem. Wyczerpani, bo tak dobrze się bawili? Bynajmniej. Raczej umordowani, rozczarowani i znużeni, z poczuciem, że chyba coś poszło nie tak. Miał być raj, wyszła zwykła katorga, w najlepszym razie bardzo przeciętna podróbka wakacyjnej przygody. Dlaczego?
Bez grafiku ani rusz
Smutna prawda jest taka, że wiele osób po prostu nie potrafi odpoczywać. Cieszyć się wolnością. Jakoś tam pewnie ograniczoną, ale jednak. Sam fakt, że nie trzeba się zrywać skoro świt, to przecież powód do radości, ale gdzie tam, lepiej i na czas urlopu narzucić sobie jakieś ograniczenia. Jakby bez tej codziennej rutyny, która niby tak strasznie doskwiera, nie dało się żyć. I tak urlop przestaje być „czasem wolnym”. Jest wyzwaniem. Kolejnym. Ma przebiegać według konkretnego planu, rozpisanego dokładnie punkt po punkcie. Cała masa urlopowiczów podchodzi do tego planowania śmiertelnie serio, aż trudno uwierzyć, że chodzi im o relaks. Relaks to zresztą na tej liście „do zrobienia” ostatnia pozycja. Ba, dobrze, jeśli w ogóle jest brana pod uwagę. Trochę to wina współczesnego trybu życia – praca i kariera to priorytet, tu nie ma miejsca dla nieudaczników i leserów, którzy zamiast na własny rozwój stawiają na przyjemności. Leniuchowanie, choćby najbardziej zasłużone, wydaje się stratą czasu, bo przecież te dwa tygodnie można było przeznaczyć na coś pożytecznego. Leżeć i przebierać paluchami w piasku przez kilkanaście dni? Oj, przewraca się w głowach co niektórym.
Wakacje muszą więc być praktyczne i wartościowe. Idealnie zorganizowane, by nie tracić ani sekundy na bzdety. Wczasy są tak dopięte na ostatni guzik, że aż brakuje tchu. Dojazd, trochę plaży, trzy wycieczki fakultatywne, wieczór z lokalnym folklorem, odrabianie zaległości czytelniczych, godzina roweru dziennie. W ramach wakacyjnego szaleństwa butelka lokalnego wina, a co, raz się żyje! Brak miejsca na jakąkolwiek improwizację, na głębszy oddech choćby. I kiedy kolejny dzień wymyka się tym skrupulatnie ułożonym planom, przychodzą wyrzuty sumienia, że nie chciało się oglądać ruin, książka jak leżała nietknięta tak leży dalej, a nogi, zamiast do wypożyczalni rowerów, jakoś tak same poniosły do pizzerii. Efekt? Złość na siebie, za brak dyscypliny i poczucie, że zmarnowało się cenny czas. Zamiast radości, że dało się chociaż przez parę dni pobyczyć.
Nieszczęśliwe są też ofiary takich urlopowych oficerów. Ich wakacjami rządzi wojskowy dryl. Przewodnik rodziny zarządza: od 9-tej do 11-tej plaża, godzina siatkówki, następnie pluton udaje się w celu rozpoznania pozostałości historycznych, by na koniec wypedałować równiuteńko 12 kilometrów. Spocznij. Możecie iść spać. Zadowoleni? Bogu dziękować, że na koniec nie było testu ze zdobytej wiedzy.
Jesteśmy królami
Pragnienie oderwania się od rzeczywistości bywa tak silne, że dochodzi do idealizowania spodziewanego urlopu. Wakacje będą niczym przejście do jakiegoś innego wymiaru, gdzie wszystko jest perfekcyjne, skrojone pod nasze oczekiwania. Ma być jak w raju, no po to te wakacje są. Nic, absolutnie nic nie może zmącić dobrego nastroju.
Cóż, przy takim nastawieniu z równowagi wytrącić może każdy drobiazg. Za zimna woda. Że w wodzie jeżowce. Na plaży za dużo ludzi. W pokoju brzydka wykładzina, a basen jakiś taki za podłużny. Tłok na ulicach. Do muzeum kolejka. Słońce praży. Kurczę, a teraz leje. Frytki za 10 euro??? I każdy taki szczególik burzy mozolnie zaprojektowaną wizję wakacji stulecia, potęgując rozczarowanie.
Jest też inna, bardzo specyficzna grupa nabzdyczonych turystów, którym nijak nie da się dogodzić. Można w ciemno założyć, że dla nich nawet siedmiogwiazdkowy hotel w Dubaju byłyby be, bo tam za dużo złota i ono razi w oczy. Wracają do domu z deczka sfrustrowani i o co ich nie spytać, padają zastrzeżenia. To wyznawcy zasady, iż turysta to taki współczesny padyszach, stworzony, by oddawać mu hołdy, a obsługa (służba?) ma zaszczyt go obsługiwać. Wszystko ma być pod nos, najwyższej jakości, w pokłonach. A tu tylko zwykła uprzejmość, bez biegania na paluszkach, żadnych czerwonych dywanów, marmurowych ścian i ostryg na śniadanie. No jakby ktoś napluł w twarz.
Portfela nie oszukasz
Można przejechać pół Europy i Afryki za 100 euro i wrócić przeszczęśliwym? Można. Ale trzeba mieć duszę prawdziwego trampa, co to nie boi się spania pod gołym niebem, jazdy śmierdzącym autobusem bez klimy i jadania w podejrzanych spelunkach. Jeśli jednak oczekuje się komfortowych warunków i pobytu bez ekstremalnych wrażeń, potrzebne są na to środki. Kto ich nie ma, a liczy na bardzo wiele, srodze się rozczaruje. Wygoda, rozrywki kosztują.
Wyjazd na egzotyczne wakacje jest dzisiaj w zasięgu ręki dla całkiem sporej grupy obywateli, ale to wciąż są poważne wydatki. Zwłaszcza gdy mnoży się je razy dwa albo cztery. Brak pieniędzy skutecznie psuje humor, bo są wakacje, a nie obejdzie się bez zaciskania pasa. Każda złotówka ponad dopuszczalny budżet jest dramatem. Frustracja rośnie, gdy dookoła ludzie niczego sobie nie żałują, a ja muszę jechać na konserwach przytachanych w plecaku z Polski i nocować w obskurnej dziurze bez ciepłej wody. Doprawdy, ciężko uznać urlop za udany, jeśli wszystkiego trzeba sobie odmawiać. Jest jeszcze opcja druga – żyjemy ponad stan. Z przykrą myślą siedzącą ciągle z tyłu głowy, że w kolejnych miesiącach ten rozmach odbije się czkawką, co też psuje całą zabawę.
Rodzina skaranie boskie
Ale finanse nie są największym problemem. Bywa nią własna rodzina, która nijak się ma do obrazka rozkosznej gromadki z reklamy biura podróży. Konfrontacja z wakacyjną rzeczywistością może porządnie zaboleć i odebrać ochotę do jakichkolwiek kolejnych wspólnych wyjazdów. Przyjemne spędzanie czasu? Bez żartów. Same przygotowania do urlopu mogą dobić. Pakowanie całej rodziny, zakupy, stres, czy przypadkiem się czegoś nie zapomniało. Potem tachanie tych wszystkich rzeczy, nerwy, by lotnisko ich gdzieś nie zapodziało, płaczące dziecko, wkurzający sąsiad w samolocie albo całodobowe poruszanie się w ślimaczym tempie w sznurze samochodów. Jeden dzień i już ma się dość. A to dopiero początek.
O relaksie zapomnij, bo dzieci. Ruchliwe, ciekawskie i z wyraźną tendencją do nieposłuszeństwa. W nowym miejscu zwykle wstępuje w nie diabełek, bo przecież dookoła tyyyyle atrakcji! Wiadomo, urlop z pociechami to obowiązki, ale wielu rodziców świetnie daje sobie z tym radę, fundując dzieciakom niezapomniane wrażenia. Niestety, w każdym kurorcie, na każdej plaży spotkamy też dorosłych z tak zbolałą miną, jak gdyby właśnie byli w trakcie uciążliwej biegunki, a na dokładkę ktoś im skradł karty płatnicze. Kolejny rzut oka i wszystko jasne – ich podły nastrój to nie wakacyjny pech. To nieszczęście pod postacią dzieci. Własnych. Nie, nie dzieci, wróć. Bachorów.
Od rana do nocy słychać: siedź cicho. Nie kop. Zostaw ten piasek. Nie chlap wodą. Nie ruszaj robaka. Popraw spodnie. Idź stąd. Zajmij się czymś. Kup se loda i błagam, zamknij się wreszcie. Czy nie możesz przez kilka minut posiedzieć spokojnie?! Swoje usłyszy też mąż/żona. Weź się z nimi pobaw. Dlaczego ja, ty nie możesz? Co z ciebie za ojciec/matka? A z ciebie? Wszystko na mojej głowie! Ostatecznie, biedny dzieciak, zamiast kilku minut uwagi dostaje parę złotych na kwadrans skakania po dmuchanym zamku, ale długo się tym nie nacieszy, bo jak wróci, niechybnie rodzic westchnie „ileż nas te wakacje kosztują…”. Tak, na pewno wszyscy będą tęsknić, by za rok to powtórzyć.
Dwójeczka, liczba konfliktowa
Ale i bez dzieci wakacje mogą być do bani. Wspólny wyjazd na urlop potrafi rozczarować jak mało co. Zwykle wiążemy z takim wypadem ogromne nadzieje, bo w końcu razem, sami, bez codziennych zmartwień, lajtowo. I nagle się okazuje, że wizja idealnych wakacji niekoniecznie jest taka sama dla obojga partnerów. On chciałby na ryby, ona woli piesze wycieczki. Dla niego poza Bałtykiem mogłoby nie istnieć żadne inne morze, ona widzi siebie wyłącznie nad ciepłym Adriatykiem. Ideałem jest, gdy para ma wspólną pasję i każdą wolną chwilę jej właśnie poświęca. Gorzej, gdy wyjeżdża się po prostu „gdzieś”, byle odpocząć, przy czym definicje odpoczynku są mocno rozbieżne. To, co kręci ją, kompletnie nie pociąga jego i na odwrót. Jeśli wcześniej para nie ustaliła, czego tak naprawdę oczekuje od wyjazdu, najprawdopodobniej ktoś zostanie zmuszony do nagięcia swoich wakacyjnych zasad. I będzie z tego powodu bardzo, bardzo niezadowolony.
Wspólny wyjazd może poważnie „uszkodzić” związek. Ten świeży, jak i ten zasiedziały. Świeży, bo podczas pierwszego wspólnego urlopu wychodzi prawdziwa twarz ukochanej osoby i nie zawsze jest to twarz urodziwa. Zasiedziały, bo właśnie podczas wakacji puszczają wszelkie hamulce i ulewa się złość kumulowana przez ostatnie miesiące. Kobieta często się łudzi, że na wczasach jej mężczyzna zamieni się w romantycznego kochanka, a tymczasem on leży całymi dniami bebechem do góry, z piwkiem w dłoni i jeszcze gapi się bezczelnie na małolaty w bikini. No podziękować za takie wakacje! Z kolei facet jest przekonany, że na wczasach alkohol w ciągu tygodnia nie jest już zbrodnią, a na seks można liczyć codziennie, bo od czego teraz może ją boleć głowa? Summa summarum, każdy wróci do domu zły. O wrażenia lepiej ich nie pytajcie.
Wakacje na pokaz
Radość z urlopu gubi się gdzieś po drodze również z powodu nowoczesnych technologii. Smartfon, dostęp do sieci i kijek do selfie – można zapomnieć ciepłych spodni, ale tych sprzętów nigdy. Jasne, fotografie to nieodłączny element wakacji odkąd wymyślono aparaty, ale kiedyś były to przede wszystkim rodzinne pamiątki, do zdjęć podchodzono niemal nabożnie, bo film miał tylko 24 klatki, a nowe klisze kosztowały. Nie pstrykało się więc byle czego, nikomu nie przyszło do głowy, żeby robić zdjęcia frytkom w górskim pensjonacie.
Dzisiaj natomiast przybywa turystów, którzy zachowują się tak, jakby spędzali wakacje nie dla siebie, a dla innych. Dla internetowej społeczności. Oglądasz zamki nad Loarą? To ma wartość dopiero wtedy, gdy cykniesz foty i wrzucisz na fejsa. Muszą to jednak być foty szczególne, bo konkurencja w sieci ostra, dlatego zamiast odpoczywać, trzeba kombinować, gdzie by tu pójść i jak się sfotografować, żeby było najbardziej stylowo. Fetysz taki. I kończy się na tym, że niczego się tak naprawdę nie ogląda i nie przeżywa, bo cały czas pochłania zdawanie fotorelacji i zbieranie lajków.
Żeby jednak było co wrzucać, musimy wpierw gdzieś pojechać. To, gdzie spędzasz wakacje, wiele mówi o tobie. Swego czasu hitem były wczasy pod palmami, ale na kim to dzisiaj robi wrażenie? W Egipcie każdy już był, w Grecji także, trzeba wybrać bardziej hipsterski kierunek. Jakaś Albania, może Birma, byle tylko nie podążać utartymi szlakami. Oczywiście, nie leżysz w zwykłym hotelu, to albo jakiś wypasiony kurort, albo coś totalnie odjazdowego. Jeszcze lepiej, gdy na fociach dokumentujesz, jak samodzielnie łowisz ryby na obiad, palisz fajki z groźnie wyglądającymi lokalsami, nurkujesz z rekinami, a z Belgradu do Budvy dojeżdżasz na pace dostawczaka ze śliwowicą. Urlop to event. Nie bardzo cię to bawi? Trudno, albo zabawa, albo popularność.
Toksyczny związek z pracą
Największą bolączką urlopowiczów, którzy nie są w stanie normalnie wypocząć, jest chyba niemożność odcięcia się od pracy. Masa ludzi zabiera robotę ze sobą, dosłownie lub mentalnie, ciągle tkwiąc myślami w biurze, przy niedokończonych projektach, raportach, pomysłach na nowe prezentacje. Z uczuciem strachu, że może ktoś w tym czasie ich wygryzie. Siedzą karnie pod telefonem, bo a nuż zadzwonią z firmy? A jak nie dzwonią, to też niedobrze, widać zapomnieli, jeszcze zobaczą, że beze mnie też dają radę i co teraz? Nie odpoczywają, są na czuwaniu. Nakręcają się myślami o pracy, zadręczają nierozwiązanymi problemami, czasami wręcz tak planują swój wypoczynek, by w razie konieczności dać radę wrócić przed czasem. Ładowanie akumulatorów? Dobre sobie. Im bliżej końca urlopu, tym więcej czarnych myśli, że teraz to dopiero się zacznie… będzie prawdziwa orka i żadnej litości ze strony szefa. Jak gdyby za ten urlop należała się surowa kara.
Wakacje są dla ciebie
To takie przygnębiające, że po prawie 12 miesiącach narzekania na pracę i życie według utartych schematów, po marzeniach, by rzucić to wszystko i wyjechać na Madagaskar, kiedy w końcu nadarza się ku temu okazja, odwracamy się od niej prawie że ze wstrętem. Żyjemy szybko i równie szybko się „urlopujemy”, chcąc w minimalnie krótkim czasie zaliczyć maksymalną liczbę atrakcji. I nawet te atrakcje są często nie dla siebie, ale trochę z musu, bo wypada zaliczyć Paryż, imprezę na Ibizie, zdjęcie pod Tadź Mahal i łódki na chorwackim wybrzeżu. Sorry, ale tak wypocząć się nie da.
A przecież są ludzie, którzy o swoich szczęśliwych wakacjach mogą gadać godzinami. Jak się im to udaje? Wbrew pozorom, nie stoją za tym wielkie pieniądze, a jedynie autorski pomysł i przede wszystkim zgoda na to, że na urlopie nie wszystko zawsze idzie dokładnie po naszej myśli. Po prostu, podchodzą do wakacji z głową, ale i na sporym luzie. Czego warto życzyć wszystkim, którzy na myśl o zbliżającym się urlopie znów czują lekkie przerażenie.
20 komentarzy
Nie wiem czy tkai miałaś zamysł, ale ja się trochę pośmiałam – szczególnie w punkcie pierwszym, ze względu na fragment – nieszczęśliwe są ofiary urlopowych oficerów – skojarzyło mi się od razu z – tatą mym i mężem mym – haha obaj mundurowi, na szczęście po wyskoczeniu za mury – przechodzą w tryb prawidłowy i znośny do życia 😉 Co do tego punktu – to ja jestem taki planowicz – na szczęście bez przegięć 😉 Robię ogólny zarys, co można zobaczyć, gdzie, jak dojechać, koszt itp. żeby nie przeleżeć plackiem całego urlopu – bo to jednak dla mnie nie wypoczynek 🙂
Wszystko jest dobre, byle nie przedawkować 😉
Dla mnie zdecydowanie leniuchowanie przez cały urlop to też nie odpoczynek. Musi być trochę leniwie, a trochę aktywnie.
Ja wręcz nie mogę się doczekać moich tegorocznych wakacji. Cały tydzień obijania się, bez telefonu, internetu i telewizji – tak to sobie wymyśliłam. Jeszcze nie wiem dokąd i kiedy pojadę, taka ze mnie spontaniczna bestia, ale podchodzę do tego tematu całkowicie na luzie… Niczego póki co nie planuję, nie liczę ile wydam, liczy się tylko to, jak dobrze będę się bawić.
Patrycjo, i tak właśnie powinno być. Na wakacjach luz to priorytet 🙂
długo zawsze czeekam na wakacje…a potem czesto narzekam i mam wszystkiego dosc, widze nie ja jedna
🙁 Karolino, trzymam kciuki, żeby w tym roku w końcu było inaczej
Ha ha ha 🙂 Planowanie wakacji to ciężka praca – zresztą rok temu o tym pisałam
Nigdy nie miałam problemów z urlopem – planowałam go na maj lub wrzesień, gdy nie ma turystów, to po pierwsze. Zresztą – i tak nie przeszkadzaliby nam, bo raczej jedziemy tam, gdzie ludzie nie jadą, wolę żeby mnie zeżarły komary nad bagnem, niż męczyć się wśród „spragnionych wrażeń”.
Dopiero od roku, ze względu na córkę, wyjeżdżamy pod koniec sierpnia. Mamy jeden sposób na udany urlop – od jakiegoś czasu nie zabieramy laptopa, czy tableta. Wiadomo – wtedy nie ma zmiłuj, jak Młoda się budzi, to wstać musimy i my (chociaż nie jest tak źle, dopóki nie zgłodnieje, potrafi bawić się sama), ale… Kurde, my chyba lubimy spędzać razem czas.
I prawie zawsze zapominamy aparatu. Ale to nie jest ważne. Urlop ma być odpoczynkiem, a nie czymś, czym się potem chwalimy.
Na wakacje zabieram tylko aparat, zdjecia robie dla naszej rodziny. Babcia i Dziadek ciesza sie znami kiedy ogladaja to co my widzielismy. Nigdy nie robilam fotki potrawy ktora mialam na talerzu. Zdjec na portalach spolecznosciowych nie umieszczam. Czasem swoje, moja rodzina jest moja i nie potrzeba zeby inni „podziwiali” ich buzki, czasem bez zgody wlasciciela
o tak… tylko pytanie czy lepiej wrzucać coś systematycznie podczas pobytu czy wybrać może wersję hurtową po powrocie 😀 no i oczywiście trzeba uzupełniać ten swoisty dokument fotami z każdego innego „wydarzenia” typu „wyjście gdzieś”. I tak delikatnie mówiąc… do znudzenia…. 😀 😀 a pomijając to wszystko …pani na zdjęciu ma fajne nogi
a jak ktoś jest pracoholikiem i w ogóle nie umie odpoczywać?
Pracoholizm, jak każdy nałóg, warto zwalczyć 😉
My zawsze na wakacje w góry i wędrówka, czyli coś co najbardziej lubimy:)
Też uwielbiam aktywny odpoczynek. Jakoś lepiej się regeneruję, łapię dystans i równowagę.
Turyści potrafią narzekać naprawdę na wszystko, łącznie z tym, ze jak wracali z wakacji samolotem, to zabrakło dla nich zapiekanek na pokładzie ahahaha 😀
Taki już urok naszego narodu, znajdą powód do narzekania na wszystko!
Ja jak juz się wybieram na wakacje, to się nimi po prostu cieszę. Nie ważne czy w Polsce czy za granicą, po prostu robię to, na co mam ochotę 🙂 Bo wakacje, to wakacje. Czas odpoczynku 🙂
No tak…Tym bardziej, że udowodniono, że narzekanie wcale nie poprawia nam nastroju. Dzieje się wręcz przeciwnie. Gdy narzekamy, zaczynamy czuć się jeszcze gorzej…
W tym roku mam problem z moim M., który ma bujny związek z pracą. Ja jedyny stres przeżywam w podróży samolotem, przy lądowaniu, a przy podróży samochodem, gdy moje psy wariują. Na szczęście, gdy to minie, próbuję zjeść co się da, zwiedzam każdy zakątek, poznaję ludzi i czytam więcej niż przez cały rok. 🙂
dobre wszystko sie zgadza
Ja jestem właśnie na wspólnym wyjedzie. Trochę planowane a trochę na luzie. Bardziej na miejscu patrzymy dopiero co robić. Koleżanka namawiała nas na leżenie plackiem na plaży w Grecji, które by nas totalnie splukalo, a nie było gwarancji, grzyba w pokoju nie dostaniemy :/ . Wolelismy wybrać zwiedzanie w mało obleganym miejscu, ale za to wszystko organizowane na własną rękę i to nam właśnie pasuje. Nie będzie opalenizny na pokaz ale worek wspomnień 😀