Główne menu

Krytyka jest nam potrzebna? A może tylko podcina skrzydła?

Krytykować każdy potrafi. Dla wielu to prawdziwe hobby. Ale żeby tak samemu przyjąć kilka słów gorzkiej prawdy? O, to dużo trudniejsze. Nie to, że nie zasłużyło się na upomnienie – irytuje raczej sposób zwracania uwagi oraz temat, której ona dotyczy. Problem w tym, iż moment rzadko kiedy jest właściwy, a słowa odpowiednio dobrane, i tak wychodzi, że krytykować nie powinno się w ogóle.

Bo tak po prawdzie, jaki jest tego sens? Krytyką łatwo kogoś urazić i narobić sobie wrogów, a zresztą co to kogo obchodzi, po co się wtrącać w czyjeś sprawy? Strofowane osoby prędzej zatną się w oślim uporze niż przyznają do błędu i obiecają poprawę – po prostu nie warto. Ale czy rzeczywiście pilnowanie własnego nosa jest zawsze tym najwłaściwszym rozwiązaniem?

Krytyka

Krytyka tylko ta słuszna

„Masz rację” – jakże to przyjemnie usłyszeć! Ego mile połechtane, na ludzi patrzy się przychylniejszym okiem, atmosfera bardzo sympatyczna. Tylko dokąd byśmy doszli, gdyby wszyscy sobie jedynie potakiwali i słodzili w każdym zdaniu? Krytyka wkurza, ale i motywuje do działania, a choćby z czystej zawziętości, że „ja wam jeszcze pokażę!”.

Cokolwiek wejdzie na rynek, przejść musi najpierw serię testów, a tam od groma wszelkich „za wolno działa”, „nie podoba mi się ten kolor”, „brakuje mi czegoś tam”, „to niewygodne”, etc. I właśnie dzięki temu, że słucha się uważnie tych krytycznych słów, ma się większe szanse na sprzedażowy hit, który trafi w gusta odbiorców. I nie tylko sprzedażowy – konkretne kazanko zachęci do intensywniejszej nauki, dodatkowego treningu, wzięcia się za siebie po prostu.

 

To właśnie krytyka sprawia, że ktoś nie spoczywa na laurach, że się dalej rozwija, szuka, próbuje. Co dobrego może wyjść z tego, że mimo kiepskiej płyty publika poklepuje po plecach albo nie mówi nic, żeby przypadkiem nie urazić? Twórca pomyśli, że było ok, przy kolejnym podejściu zrobi to samo i zabrnie w tandecie jeszcze dalej zamiast podszlifować warsztat.

Tak działa krytyka konstruktywna. Ostre słowa początkowo troszkę bolą, ale koniec końców są wartościowe, pomagają. Ale jak ze wszystkim, co dotyka nas osobiście, tak i z krytyką trudno dojść do porozumienia, bo dla jednej osoby jakieś słowa będą merytoryczne, podczas gdy druga odbierze je jako bezpodstawny atak przepełniony zawiścią.

Weź się lepiej nie wypowiadaj

Krytykę często odbiera się jako besztanie i podważanie kompetencji, dlatego po usłyszeniu nieprzychylnej opinii większość ludzi od razu się najeża i zaczyna walkę obronną. Najczęstszy argument? A co ty możesz o tym wiedzieć! I fakt, krytycy rzeczywiście nie zawsze mają pojęcie o temacie, na który się aktualnie wypowiadają, nie byli na czyimś miejscu, nie przeżyli tego co on. Łatwo się im mądrzyć i sypać złotymi radami. Samotna 40-latka poucza młodą matkę, jak wychowywać dzieci? No naprawdę, to wstydu trzeba nie mieć.

Ten tok rozumowania prowadzi jednak do tego, że w sumie to gdy nie ma się niczego pochlebnego do powiedzenia, to lepiej zmilczeć, bo tylko się potwierdza własną ignorancję. Nie podobał ci się film uznany przez wytrawnych kinomaniaków na całym świecie? Nie znasz się, a Twój komentarz guzik znaczy. Nie skończyłaś medycyny, nie oceniaj zachowania lekarza. Nie kumasz najprostszych praw fizyki, nie wypowiadaj się o katastrofie smoleńskiej.

Z jednej strony racja, głupio się mądrzyć o szczepionkach czy zmianach klimatycznych, nie mając nawet podstawowej wiedzy dotyczącej owych zagadnień, ale z drugiej, czy te pełne powątpiewania wypowiedzi nie są właśnie jakąś formą nauki? A może absurdalne na pierwszy rzut oka przytyki pomogą na dany problem spojrzeć pod innym kątem i przyspieszyć dojście do celu?

Ja się na tym naprawdę znam

W idealnym świecie pewnie tak by było, póki co jednak, na krytyczne absurdy odpowiada się głównie kpiną i pogardą, choć rzecz jasna, nadawca tych słów ma się za fachowego krytyka, próbującego uświadomić tych nieoświeconych. Zresztą, do takiego tonu zachęca nie tylko głupie pytanie czy podważanie oczywistych prawd, ale i zwykła niewiedza, którą ktoś naiwnie podzielił się ze światem – krytykując „nieuka” można się wywyższyć, pobawić w mentora, zyskać poklask i pokazać komuś miejsce w szeregu.

Zamiast normalnego wyjaśnienia otrzymuje się jedno merytoryczne zdanie obudowane hasłami w rodzaju „człowiek inteligentny od razu to rozumie”, „komuś o szerokich horyzontach nie trzeba tłumaczyć oczywistości”, „może gdybyś odpuściła sobie tvn-owskie seriale i przeczytała kilka książek, to byś wiedziała”. Taki ton stawia rozmówcę na gorszej pozycji, a to drażni i nakręca pyskówkę.

Często można spotkać to w pracy – krytyka jest świetną okazją, żeby kogoś poniżyć, ośmieszyć, zranić, żadnej w tym nauki i chęci przekazania cennych informacji na przyszłość. Wpędza się kogoś w poczucie winy, pomniejsza, ot tak, z czystej złośliwości. I jeszcze wyśmiewa, że nie umie przyjąć krytyki z godnością, choć z prawdziwą, konstruktywną krytyką nie miało to nic wspólnego.

Co dokładnie krytykujesz?

A kiedy by miało? A wtedy, gdyby odpuściło się osobiste wycieczki oraz krzywdzące ogólniki, z których nie wynika dokładnie nic. „Rany, jaka beznadziejna książka, pisarz to skończony debil, chyba w dzieciństwie nikt go nie kochał i teraz te frustracje odreagowuje, cała nasza literatura współczesna to grafomania” – dużo słów, ale i tak nie wiadomo, dlaczego książka jest słaba i grafomańska, gdyż nie ma żadnego przykładu na poparcie tej tezy, są za to nieładne przytyki do życia prywatnego, o którym najpewniej nie ma się bladego pojęcia. Miała być krytyka dzieła, a wyszła nagonka na autora, pełna krzywdzących domysłów.

W negatywnej krytyce argumenty ad personam to podstawa, do tego mnóstwo stereotypowych wtrętów, jak „typowy facet”, „ot, prawdziwa blondynka”, „wyszedł klasyczny polaczek-cebulaczek”. Nie podobał się film jakiejś blogerki? „Co za g…, głupszej rzeczy w życiu nie widziałam, moje oczy dostały raka”. Jaki komunikat płynie z tego dla autorki? W sumie żaden, poza tym, że ktoś jej ewidentnie nie lubi. Spora część takiej krytyki z założenia nastawiona jest na awanturkę, ktoś sobie przejeżdża prętem po klatce z małpami i czeka na reakcję, zacierając rączki, że ludzie to naprawdę jak małpki, zeżrą się za banana.

W wielu przypadkach krytykę dałoby się w miarę gładko przełknąć, gdyby dotyczyła ona konkretnych czynów, a nie od razu całej osobowości i do tego jeszcze sprowadzonej do „ty zawsze” albo „ty nigdy”. „Niepotrzebnie wtrącałaś się wczoraj w kłótnię pomiędzy Kasią a Markiem” brzmi inaczej niż „ty to zawsze musisz się wrąbać między wódkę a zakąskę, pół dnia pomilczeć nie możesz, co za baba”. Po co dodawać do uwagi odnośnie błędu w raporcie, że „jakim głąbem trzeba być żeby się tak pomylić”? Czy te mentorskie wstawki, jadowite przymiotniki i złośliwości cokolwiek zmienią na lepsze, wzmocnią edukacyjny przekaz? No raczej nie, większość poczuje się dotknięta do żywego i zignoruje porady.

I po co?

Najlepiej byłoby rozmawiać zawsze spokojnie i rzeczowo, tak się jednak składa, że klimat na krytykę przychodzi zazwyczaj wtedy, gdy emocje buzują. Owszem, chciałoby się coś zmienić, naprawić, doradzić, ale człowiek jest już na tyle wzburzony, że kończy się na wygarnięciu długiej listy pretensji i wyładowaniu złości. Intencje bywają całkiem szlachetne, lecz co z tego, ton wypowiedzi jest taki, że druga strona aż się rwie do kontrataku.

I tu pojawia się wątpliwość – skoro tak trudno jest coś/kogoś skrytykować rzeczowo, bez agresji, to może lepiej wyrugować ten nawyk, nauczyć się powściągliwości i dać reszcie żyć po swojemu? Internet nasilił ten problem, bo w realu, jeśli już ktoś kogoś się czepia, to najczęściej w gronie znajomych bądź rodziny – mało kto ma tyle odwagi, by do obcego człowiek podejść i powiedzieć mu prosto z mostu, że jest do bani. Za to w sieci odwaga rośnie, a wraz z nią przekonanie, że ma się prawo do swobodnej wypowiedzi, czegokolwiek by ona nie dotyczyła.

Bo chyba chodzi o wolność, co nie? Owszem, ale za nią powinna iść odpowiedzialność za słowa, na wyzwiska, groźby i szydzenie nie powinno być miejsca – mowa nienawiści krytyką na pewno nie jest. Tyle że z hejtu zrobiła się wygodna wymówka w zasadzie do wszystkiego, co jakoś tam uwiera. Poddajesz coś w wątpliwość, zarzucasz niskie standardy, wytykasz wady albo błąd w rozumowaniu? Na bank ktoś uzna, że to krytyka zupełnie bezpodstawna.

I co gorsza uzna, że nie masz do niej żadnego prawa, bo jesteś nieudacznikiem. Czepiasz się himalaistów? A co ty możesz o tym wiedzieć, sama pewnie weszłaś co najwyżej na Górkę Szczęśliwicką. Nie podoba ci się nowa piosenka? Nagraj lepszą. Gwizdałaś na piłkarzy, że gola nie strzelili? Wyjdź na murawę i pokaż, jak to zrobić, skoro tak świetnie się na tym znasz. Wychodzi zatem, że jeśli komuś coś nie odpowiada, to powinien zająć się tym osobiście, a nie czynić komuś wymówki, że nie stanął na wysokości zadania.

Zważaj na słowa

Nieprzychylne komentarze kwituje się krótko – to hejt, produkowany przez zawistników w zaświnionych podkoszulkach, którzy potrafią tylko żreć i klepać w klawiaturę. Co w sumie pokazuje raczej straszne przewrażliwienie krytykowanej strony, która najwyraźniej nie potrafi przyjąć do wiadomości, że ich wyczyny nie wszystkim imponują, a niektórzy wręcz uznają je za głupie i słabe.

Lecz przyznać trzeba, że owa nadwrażliwość bywa czasem w pełni uzasadniona. Bo tak, do własnej opinii każdy ma prawo, i nie można się obruszać na to, że ktoś widzi słuszność w zupełnie innym miejscu. Co jednak, gdy komuś chodzi jedynie o wyłuszczenie własnych racji, zwerbalizowanie głębokiej niechęci do kogoś, wbicie szpileczki? Mnóstwo takich dyskusji polega na przerzucaniu się inwektywami i tak naprawdę siła argumentów nie ma większego znaczenia, bo po jednym wyjaśnieniu funduje się komuś kolejny prztyczek, potem drugi, trzeci i tak dalej, często wcale nie dlatego, że poprzednie wyjaśnienia były niewystarczające, to raczej brak chęci by przyznać, że słuszność miał przeciwnik. Wreszcie, gdy argumenty zostaną wyczerpane, krytyka zjeżdża do poziomu rowu z błotem, w którym tylko: a ile ci płaci Kreml czy tam Niemcy, dla kogo pracujesz, jesteś zwykłym trollem, weź maść na ból tego i owego.

I tak po jednej stronie ustawiają się samozwańczy znawcy, po drugiej wyznawcy, każdy gada swoje, trochę bez sensu, bez odnoszenia się do słów oponenta, a jedynie by wygłosić jedyny słuszny punkt widzenia. Czysta propaganda i walki plemienne.

Naszych krytykować nie wolno

Czyli że co, niby ta krytyka taka przydatna, ale gdy przychodzi co do czego, to zazwyczaj kończy się na obrzucaniu fekaliami? No cóż, to istotnie całkiem częsty scenariusz, jednak bez krytykowania wcale nie robi się przyjemniej i bezpieczniej. Bo gdy nikt z zewnątrz nie prawi morałów, nie wytyka palcem, nie mówi z dezaprobatą, zaczyna tworzyć się kółeczko wzajemnej adoracji, w którym z czasem dochodzi do licznych wypaczeń.

Kto nie z nami, ten wróg, należy go zagłuszyć. Nasz wódź nigdy się nie myli. Akceptujemy tylko opinie przychylne. Może i krytykant ciutkę racji ma, ale naszych prawd podważać w żaden sposób nie wolno. Odrzuca się każdy ostrzejszy tekst, nawet gdy porusza on ważne zagadnienie i stawia konkretne pytania. I oczywiście broni się swoich, choćby ostro nabruździli – to nic, oni nasi, zrugamy ich w ukryciu, później, gdy burza ucichnie, nie wolno dawać wrogom amunicji do ręki. Nie można sobie szkodzić, a przyjęcie krytyki od obcych i przyznanie się do winy to spore osłabienie.

Tymczasem słowa wrogów, prawdziwych i urojonych, mogą być cenną wskazówką. Dlaczego oni to mówią? A może coś w tym jest? Co by było gdyby zmieniło się nieco kierunek? Wsłuchując się w krytyków, widzi się jakąś sprawę z innej perspektywy, oczami ludzi mających odmienne oczekiwania i wartości, to zaś rodzi nowe pomysły. Więc może czasem lepiej wcale nie gryźć się w język?

    3 komentarze

  • Magdalena Szymańska

    Myślę, że dużo zależy też od tego kto i w jaki sposób nam te krytyczne słowa przekazuje 😉

  • jotka

    Krytyka życzliwa, konstruktywna może nawet pomóc, gorzej gdy ktoś krytykuje dla samego krytykowania, bo może, w dodatku niewiele się zna na tym, co krytykuje…

  • PsychoLogikaa

    Krytyka to jedno. Ale drugie to hejt, który jest bardzo popularny. I często myli się jedni z drugim. Krytyka nie jest nastawiona na to, by kogoś zranić. Może się tak stać, w zależności od tego jak ktoś ją odbierze. Ale to nie jest główny cel. I prawdziwa krytyka jest potrzebna. Taka, gdzie oprócz braku aprobaty wobec czegoś jest też jakieś uzasadnienie. Dzięki temu ona nie tylko motywuje do działania ale i pomaga w wyborze kierunku tego działania.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>