Lęk przed wychowaniem, czyli kto się boi własnych dzieci
Wszechobecna moda na luz, nieprzejmowanie się tym, co będzie – dotarła także do rodziców – wiecznie młodych, świetnie wyglądających, niczym nastolatki, próbujących być odpowiedzialnymi, robiąc to, co trzeba.
Wymieniających się ubraniami z dorastającą córką, wkraczającymi w świat dziecka i niewychodzącymi z niego nawet na moment. Wszystko po to, by pokazać, że jestem szczupła, atrakcyjna, cool. Świetnie rozumiem świat młodych. Nie zestarzałam się? Przecież mogłabym być jej siostrą, prawda? Dotrzymuję jej kroku. Razem się napijemy, pójdziemy na dyskotekę, poderwiemy chłopaka. Kto by pomyślał, że jestem jej mamą?
Pułapka przyjaźni…
Chcemy być przyjaciółmi własnych dzieci. To przecież modne. „Moja córka moją największą przyjaciółką”. Ile razy to słyszałaś?
Pragniemy, by zawsze o nas dobrze myślały, świetnie nas oceniały, nie złościły się, broń boże nie nienawidziły. Dlatego przytakujemy, razem się bawimy, plotkujemy. Traktujemy jak równego sobie. Zwierzamy się, radzimy…nawet nie zauważamy, kiedy przekraczamy niewidzialną granicę, kiedy przestajemy być rodzicem z autorytetem, a stajemy się przyjaciółką. Jedną z wielu…
Zapominamy o tym, że dobry rodzic to ten, którego dziecko choć raz znienawidzi, któremu zwymyśla w myślach lub słowem. To rodzic, którzy potrafi wyznaczać granicę, mówić o trudnych zasadach i stać na ich straży. Także wtedy, kiedy nie jest łatwo…Nie tylko słowem, ale również własną postawą. Dzieci i nastolatki jak nikt inny wyczują zakłamanie i szybko przestają słuchać, co się do nich mówi, gdy ich „radar wrażliwy na fałsz” daje sygnał odwrotu.
Daj dziecku niebo?
Mamy jeden cel – przychylić dziecku nieba. Dać mu to, czego sami nie mieliśmy, co często oznacza mnóstwo dóbr materialnych, zabawek, słodkich przekąsek, rozrywek, zajęć pozalekcyjnych. Sielskie dzieciństwo…
Życzymy sobie, aby niczego nam oraz dziecku nie zabrakło. By nasze dzieci nie marnowały czasu, by dać im dobre przygotowanie do życia, świetną organizację, najlepsze zdolności. Chcemy być perfekcyjni, dlatego często rezygnujemy z marzeń o licznej gromadce, poprzestajemy na jedynaku, któremu poświęcamy całą energię naszemu wymarzonemu dziecku. Nie mamy ani czasu, ani pieniędzy na luksus wielodzietnej rodziny.
Zagubione, niewychowywane
Tymczasem…okazuje się, że wcale nie jesteśmy „fajnymi rodzicami”, za jakich chcemy uchodzić, ale takimi, którzy zbyt często nie potrafią stawiać mądrych granic, którzy wychowują zagubione pokolenie, jak pijawki pasożytujące na innych, mające kłopot z usamodzielnieniem, psychicznym odcięciem pępowiny.
Według naukowców nasze dzieci po raz pierwszy w historii będą żyć krócej niż ich rodzice (styl życia i niezdrowe odżywianie), będą walczyć w dorosłym życiu z depresją (w 2020 roku ma być to choroba, która dotknie największą grupę osób), zagubieniem i licznymi alergiami, utrudniającymi codzienne funkcjonowanie.
Dlaczego boimy się wychowywać?
- Bo nie chcemy niepotrzebnie stresować dzieci,
- Bo obawiamy się, że wychowując dziecko na „dobre”, sprawimy, że nie poradzi sobie ono w dzisiejszym trudnym świecie,
- Bo nie czujemy się dobrze w roli rodzica,
- Bo dyscyplina i wychowywanie są niemodne,
- Bo mylimy wychowywanie z tresurą.
Niestety praktyka wielu krajów pokazuje, że to nie wychowywanie jest problemem. Gorsze skutki ma rezygnacja z wychowywania. Prowadzi do cierpienia, porzucenia marzeń, braku pewności siebie, zagubienia.
W odniesieniu do dzieci i młodzieży kochać i wychowywać oznacza to samo. A najłatwiej wychowuje się dzieci, które czują się kochane, czyli te, które mają stawiane granice i gdy je przekraczają (co typowe), mogą doświadczyć naturalnych konsekwencji własnych błędów.
Komentarz ( 1 )
Znajoma wychowuje dziecko nie mówiąc mu „nie”. Nie zabrania sięgania po różne rzeczy. Nie strofuje, gdy ma coś oddać – bo na przykład wzięło ulubioną zabawkę innego malucha. Dlaczego tak robi? Z bardzo prostego powodu – żeby mała nie krzyczała, nie płakała, nie złościła się. Dla mnie to jest dziwny sposób na wychowywanie. Ale każdy ma własny plan.