Główne menu

Ludzie, których wszyscy lubią – skąd bierze się ta sympatia?

Sympatia to rzecz, na którą nie mamy większego wpływu. Kogoś po prostu lubisz albo nie, i ciężko nad tym zapanować. Owszem, czasem jakieś wydarzenie potrafi odmienić postrzeganie drugiej osoby, zarówno na plus, jak i na minus, jest jednak coś takiego, że do pewnych osób czujemy niewyjaśnioną słabość – przepadamy za nimi, od pierwszego wejrzenia, i musieliby oni dopuścić się czynów naprawdę skrajnie niegodziwych, żeby stracić nasze poparcie.

Są też tacy, których z jakiegoś powodu nie lubimy. A w zasadzie to bez powodu. Nic nam nie zrobili, nie są złymi ludźmi, ciężko się do czegoś konkretnego u nich przyczepić, lecz mimo to budzą w nas dziwny opór. Oddychamy z ulgą, kiedy znikają z pola widzenia. Zdarza się nam być w stosunku do nich złośliwym i opryskliwym. Czemu tak? Czyżby faktycznie unosiła się nad nimi tajemnicza aura „nielubienia”?

Ludzie, których wszyscy lubią – skąd bierze się ta sympatia?

Dlaczego nikt mnie nie lubi?

Czasem ów brak powszechnej sympatii ma solidne podstawy – obgadywanie, popisywanie się, szukanie atencji, złośliwe komentarze, wieczne narzekanie, gadanie w kółko o sobie, ignorowanie rozmówców, brnięcie w zaparte gdy się zrobi/powie coś głupiego, szukanie zaczepek, zastraszanie, agresja. To oczywistości, ale nie zawsze chodzi o tego typu mechanizm. Do głosu dochodzi raczej słynne pierwsze wrażenie – nie kliknęło i już, wytworzyła się niewidzialna bariera, a ten drugi człowiek irytuje samą swoją obecnością, chociaż zasadniczo niczemu mu nie można zarzucić.

Nie jest nawet zwykła obojętność, tylko właśnie niechęć. Ów ktoś wprowadza do atmosfery dziwny dyskomfort, i często nie jest to wyłącznie nasze wrażenie, ale i reakcja innych. Skąd się to bierze? Według popularnej teorii – z wewnętrznej intuicji. Trudna do wyjaśnienia antypatia może mieć źródło we wcześniejszych doświadczeniach, i teraz mózg widzi pewien wzorzec, sugerujący, że ów nielubiany człowiek prawdopodobnie spowoduje jakieś kłopoty, bo przypomina wrogów, z którymi od dawna mamy na pieńku. Albo do głosu dochodzą mocno zakorzenione uprzedzenia, np. że ktoś jest rudy, a rudzi, jak wiadomo, są wredni. O antypatii do tej osoby decyduje nie tyle jej charakter, co nasze emocje.

I bywa, że ta początkowo niezrozumiała niechęć okazuje się słuszna, bo po czasie dają o sobie znać przeróżne czerwone flagi, częściej jednak chodzi o zachowania, którymi raczej nie zyskuje się aprobaty otoczenia – nie są to jakieś poważne występki, bardziej niezręczność, kiepskie kompetencje społeczne, źle maskowane kompleksy.

Uwielbienie tłumu

Z drugiej strony są ci, którzy wchodząc do pomieszczenia, rozświetlają jego wnętrze. Wraz z ich pojawieniem robi się milej, weselej. I patrząc na nich, rzuca się w oczy jedna rzecz – ich aura jest kompletnie niewymuszona. Nie zabiegają o sympatię tłumu, nie starają się przypodobać na siłę. Godzą się bowiem z tym, że nie wszyscy ich muszą lubić, a właśnie z tym masa osób ma problem – chcą zdobyć serce każdego, więc kiedy widzą opór, starają się go za wszelką cenę przełamać.

A kiedy ktoś nie chce odpuścić, to prędzej czy później w jego zachowaniu pojawi się coś nieszczerego, wymuszonego, desperackiego, co tylko pogłębia awersję i czyni jeszcze bardziej nieprzychylnym. Powszechnie lubiane osoby nie mają również tendencji do bezpardonowej walki o przywództwo w stadzie – ich celem nie jest dominacja i narzucanie własnej woli. Mają za to charyzmę, która im daje naturalną przewagę, nie ma w tym jednak agresji, i dotyczy to także powszechnie lubianych mężczyzn – wybijają się ponad tłum i uchodzą za męskich bez konieczności stosowania rozwiązań siłowych. Są pewni siebie, a nie aroganccy.

Ludzi zjednują sobie tym, że się z nimi liczą. Wysłuchają, okażą zainteresowanie, wzbudzą pozytywne emocje, ale co ważne, nie zrobią tego przypochlebianiem – wciąż będą mieć swoje zdanie, mogą kompletnie nie zgadzać się z drugim rozmówcą, pokażą jednak szacunek dla odmiennej opinii. Kiedy zaś cudze zdanie totalnie kłóci się z ich systemem wartości, wyrażą sprzeciw, nie dbając o to, że część słuchaczy odwróci się od nich plecami, a taka szczerość i bezkompromisowość tylko nabija im dodatkowych punktów.

Wielką zaletą jest również to, jak łatwo im przychodzi zdobycie czyjegoś zaufania. I w odróżnieniu od manipulantów, nie czynią oni z tego narzędzia do kontroli, sprawiają za to, że druga osoba czuje się wyjątkowa, doceniona, zrozumiana, a to działa silniej niż racjonalne, twarde argumenty – mówimy wszak o sympatii.

Czy to chodzący ideał?

Otóż nic bardziej mylnego. Ludzie na wskroś perfekcyjni są niewygodni, bo czujemy się przy nich nieswojo, zwłaszcza gdy są oni świadomi własnej doskonałości i chętnie ją demonstrują. To tłumaczy, dlaczego niektóre bardzo atrakcyjne jednostki notorycznie spotykają się z wrogością – to wcale nie jest czysta zawiść, to reakcja na czyjeś poczucie wyższości. Osoby bardzo ładne, mądre, wykształcone, z pieniędzmi nie są przecież zawsze odrzucane z zazdrości, wręcz przeciwnie. Różnica polega na tym, że ci lubiani się ze swoim szeroko pojętym bogactwem nie obnoszą, a już na pewno nie dają innym do zrozumienia, jak to biją szaraczków na głowę pod każdym względem.

Bo sympatię odczuwamy głównie do tych, którzy zdają się grać w naszej drużynie. Jasne, widzimy, że natura była dla nich dużo łaskawsza, a resztę wypracowali z godną podziwu dyscypliną, której nam tak strasznie brakuje, niemniej wciąż są oni „swoi”, a nie bogami z Olimpu. Potrafią być ludzcy i nie wstydzą się własnych słabości, nie zachowują się, jak gdyby pozjadali wszystkie rozumy. I kiedy towarzyszy temu szczególnie trudna do osiągnięcia cecha – dystans do siebie, to nic dziwnego, że prawie każdy ich lubi.

Oryginalność zamiast dziwności

Desperacja to jeden z grzechów głównych wśród osób, które strasznie by chciały być lubiane. Ale nie jedyny. Uprzejmość, otwartość, okazywanie wsparcia, przyjazne nastawienie – to bez wątpienia bardzo pomaga, nie wystarczy jednak do oczarowania tłumu. Powszechnie lubiane osoby zawsze się czymś wyróżniają, nie są przeciętne, więc nie tylko chętnie cię wysłuchają, ale i dodadzą coś ciekawego od siebie. Mają hobby, mają ambicje.

Oraz nie są uzależnione od atencji ludu. Jest bowiem spora grupa ludzi na pozór bardzo lubianych, wynika to jednak nie z ich autentycznych przymiotów i wyjątkowości, a grania określonej roli – wystarczy wpisać się w jakiś trend, mówić dokładnie to, czego publika oczekuje, wzbudzać kontrowersje i wywoływać ból tyłka u ideologicznych przeciwników. Po prostu „dobrze gadają”. Ale to tyle, bo jak przestaną, dawna sympatia szybciutko zniknie, i całkiem inaczej rzecz ma się z tymi, którzy nie walczą o poklask, tylko są sobą.

No właśnie – bycie sobą. Brzmi jak najprostszy przepis na przekonanie do siebie publiki, bo przecież nikt nie ceni pozerów i lepiej pokazać prawdziwą twarz zamiast udawać kogoś lepszego. Rzecz w tym, że autentyczność wprawdzie można docenić, ale też można się jej wystraszyć. Ulubieńcy tłumów są nieco pod prąd, wciąż jednak trzymają się ziemi. Są kimś, z kim reszta chciałaby się utożsamić, tylko nie ma wystarczająco dużo odwagi, talentu, samozaparcia, czasu. Lubiane osoby imponują, i nawet jeśli nie są do końca z naszej bajki, wciąż reprezentują bliski nam kanon.

Trzeba poczuć się dobrze

Haczyk tkwi właśnie w umiejętnym balansowaniu między ekstrawagancją a bezpieczną normalnością. Wybrańcy z darem wzbudzania sympatii są odważni, niebanalni, nietuzinkowi, potrafią zaskoczyć, ale znają umiar. Wprowadzają dreszczyk emocji, trochę prowokują, stawiają wyzwania, wiedzą jednak, kiedy się wycofać. Nie będą dociskać. W przeciwieństwie do ludzi, którzy są „za bardzo”, przez co raczej niepokoją niż intrygują. Bycie „dziwakiem” generalnie nie pomaga i ma głównie potencjał odstraszający, co oczywiście jest niesprawiedliwe, jeśli za odmiennością nie stoi żadna chęć zrobienia komuś krzywdy.

Zbyt duża odmienność jest po prostu niekomfortowa, a bez komfortu nie da się zbudować sympatycznych relacji. Nadmiar hardkoru, choćby najbardziej szczerego, wzbudzi w wielu ludziach rezerwę i brak zaufania, bo w głowie zaświeci sugestia, że komuś tak nieprzewidywalnemu lepiej nie powierzać odpowiedzialnych zadań. Dlatego fajnie, ale poobserwujmy z daleka – z bliska to już zbędne ryzyko.

Dominacja w pierwszym odruchu większości imponuje, zwłaszcza gdy przełamuje się ją czymś miękkim. Na dłuższą metę jednak, gdy mowa o budowaniu bliskich relacji, ludzie cenią bardziej ciepło, życzliwość, przyjazne nastawienie. Chcą być kimś szczególnym i docenianym, a nie słuchającym rozkazów. Więc co kto woli – albo rozstawiasz ludzi po kątach, albo cię wszyscy kochają.

    Komentarz ( 1 )

  • Królowa Karo

    Jak to mówią, człowiek nie jest zupą pomidorową, żeby go wszyscy lubili. Zastanawiam się więc, czy to możliwe w ogóle. Ale fakt jest faktem, że uśmiech otwiera serca drugiego człowieka i są ludzie pogodni i szczęśliwi, którzy aż przyciągają do siebie. Choć podobno w życiu podobne przyciąga podobne.

Zostaw komentarz

Możesz użyć HTML tagów i atrybutów: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>