Czy matki kochają synów zbyt mocno?
Syn to dla matki postać szczególna. I jak się okazuje, więź pomiędzy tą dwójką dość często trąci patologią. Uwielbienie dla męskiego potomka zdaje się nie mieć granic. Jest on niczym bóstwo, najcenniejszy skarb, aż się wierzyć nie chce, że można było wydać na świat kogoś tak idealnego. Bo syn skazy nie ma, nawet gdy błądzi, to nie jego wina, dlatego matka jeszcze bardziej się stara, by mu osłodzić gorycz życia.
Można zapytać – a czyż nie taka jest rola rodzica? Kochać, chronić, pomagać, traktować wyjątkowo? Owszem, tyle że matczyna miłość do syna nierzadko wykracza daleko poza rodzicielskie powinności, staje się jakąś dziwną, uczuciową obsesją. Dlaczego?
Mój syneczek
Mamy wolą synów, ojcowie mają słabość do córek – to powszechny stereotyp, który jednak nie do końca pokrywa się z rzeczywistością. Wiele kobiet, mimo trudnego, pełnego konfliktów okresu dojrzewania, znacznie mocniej czuje się związanych ze swoimi matkami, podczas gdy o tacie mogą powiedzieć co najwyżej, że był. Podobnie mężczyźni – nierzadko byli pupilkami ojców, a mamę wspominają jako osobę chłodną, zdystansowaną albo pełną wygórowanych oczekiwań.
Problem maminsynków nie jest jednak taki z palca wyssany. Uwielbianych przez mamusie synusiów jest całkiem sporo, a najgorsze jest to, że owa szaleńcza miłość zwykle mocno krzywdzi innych ludzi. Ojca, który został odsunięty na boczny tor. Córki, dostające jedynie jakieś ochłapy matczynego uczucia. Wreszcie zakochane w maminsynku dziewczyny, praktycznie bez szans na udany związek, bo mamusia. Niestety, mamusia jest tak zauroczona synalkiem, że w ogóle tej krzywdy nie dostrzega, czy też raczej mało ją to obchodzi, bo jedyna krzywda, na jaką reaguje, to ta dotykająca ukochanego chłopaczka.
Bardzo dużo matek otwarcie mówi, że tak, syn to postać czołowa, dla której zrobi się dosłownie wszystko. Lecz gdy w domu są jeszcze córki, uczucie do nich nie jest równie intensywne i bezwarunkowe. O nie. Od dziewcząt więcej się wymaga, częściej się je karci, nie ma wyrozumiałości dla błędów i młodzieńczej głupoty. Córka to często skaranie boskie, natomiast synek to jasny promyk i powód do dumy.
To nie tak, jak myślisz
Skąd jednak to zaślepienie w ogóle się bierze, dlaczego syn ma tak szczególną pozycję? Można zwalić to na tradycję i kulturę. Syn był znacznie cenniejszy od córki, bo to dziedzic, co przedłuży ród, chluba rodziny, wartość, ktoś, kto zajmie się rodzicami na starość. Dodatkowa para rąk do pracy, a nie kolejna gęba do wykarmienia. A córkę chowało się dla obcych, była wydatkiem, a nie inwestycją jak chłopiec. Urodzenie syna po prostu wyraźnie podnosiło pozycję kobiety. I do dzisiaj, choć nikt już nie potępia za rodzenie córek, trochę z tego myślenia pozostało.
Ale nie zawsze chodzi o to, że syna kocha się bardziej. Mama często jest surowsza dla córki, bowiem szczerze myśli, że właśnie dzięki temu pomoże dziewczynie ‘wyjść na ludzi’. Synowi pobłaża, bo to przecież chłopak, i tak ma w życiu łatwiej, zawsze sobie poradzi, nic się wielkiego nie stanie, jak w młodości trochę poszaleje. Dziewczyna to co innego. Na nią czyha więcej zagrożeń, z racji płci ma w wielu sprawach pod górkę, dlatego nie ma co odpuszczać. Nierzadko matka po prostu boi się, że córka powieli jej błędy albo zrobi coś głupiego, co zmarnuje jej przyszłość. Najzwyczajniej w świecie chce dla niej lepszego życia, a to wymaga pewnych wyrzeczeń i dyscypliny.
Więcej czułości dla synów to także efekt tego, że w dzieciństwie wydają się oni bardziej nieporadni. Zwykle to dziewczynki szybciej uczą się mówić i łatwiej nawiązują kontakt z otoczeniem, szybciej dojrzewają i stają się samodzielne. A mali chłopcy częściej chorują, bywają bardziej marudni, no i nie do końca rozumie się ich mały, męski świat – przy córce zazwyczaj działa się instynktownie, przy chłopcu trzeba trochę pokombinować, co zmusza do większego wysiłku i dodatkowej uwagi.
Największy skarb
Są jednak przypadki, gdy ślepa miłość do syna jest plastrem na życiowe niepowodzenia. Mało udane małżeństwo, brak satysfakcjonującej pracy – to sprawia, że szuka się ukojenia w dzieciach. A syn jest idealnym celem dla tych uczuć. Wiele matek przyznaje, że miłość synów jest znacznie łatwiejsza. Chłopak kocha mamę tak po prostu, jest dla niej miły, a jak nabroi, stara się ją ugładzić uśmiechem i czułymi gestami. Z córkami bywa różnie, z wiekiem stają się wobec matki bardzo krytyczne, wręcz wrogo nastawione, mają swoje fochy związane z dojrzewaniem i w ramach buntu wyżywają się właśnie na swojej rodzicielce. Między matką a córką jest też pewien rodzaj rywalizacji, na przykład o uczucia taty, co jeszcze bardziej utrudnia komunikację.
Z synem generalnie jest mniej problematycznie. A nawet jak problemy są, podchodzi się do nich inaczej, bo nie ma tej, nazwijmy to, ‘płciowej konkurencji’. Syn staje się mężczyzną życia – to nie przypadek, że maminsynków wychowują przede wszystkim te kobiety, którym w miłości nie wyszło. W dodatku dzisiaj syna znacznie łatwiej rozpieścić i zatrzymać przy sobie – dawniej w pewnym wieku chłopak przechodził pod opiekę taty i wdrażał się w męskie sprawy, teraz ojca można całkowicie wykluczyć z procesu wychowania. Tym sposobem syn staje się substytutem życiowego partnera, z którym łączy niezwykle silna, specyficzna więź. Nie ma wprawdzie erotycznej fascynacji, ale jest cała masa drobiazgów, które kobietę cieszą, jak bukiet pięknych kwiatów, całowanie w dłoń, komplement odnośnie wyglądu, spacer pod rękę. Takie rzeczy ze strony syna mają zupełnie inny charakter niż gdy robi je córka, bo syn, choć jest własnym dzieckiem, jest także mężczyzną. Więc wybacza się mu więcej, bo i więcej dostaje się w zamian.
Matka stara się tę więź podtrzymać jak najdłużej, dlatego nadskakuje synkowi, żeby ten wiedział, iż nigdzie lepiej mu nie będzie. Żeby nie dorósł tak naprawdę. Mama jest na każde skinienie, nigdy nie odwróci się plecami, usługuje jak może i jeszcze jest z tego powodu szczęśliwa. Nic dziwnego, że syn nie widzi w matce żadnych wad, a jeśli je widzi, to milczy, bo tak mu wygodnie. Zwłaszcza gdy dotrze do niego, że potencjalna narzeczona nie jest równie bezkrytyczna, ma pretensje, wymagania, nie kocha bezwarunkowo. A mama tak. Mama wyłącznie daje i cieszy ją każdy akt łaski ze strony syna.
Nadskakiwanie córkom nie jest tak potrzebne, bo córek się nie traci. Wyjście za mąż nie odcina od matki, wręcz przeciwnie, mama staje się potrzebna, żeby doradzić, pomóc przy wnukach, często właśnie wtedy dochodzi do ocieplenia wzajemnych stosunków. Zaś ożenek syna oznacza, że matka spada na drugie miejsce, z czym bardzo ciężko się pogodzić.
Mit maminsynka
Takich rozpieszczonych synalków chodzi po świecie bardzo wielu, czy jednak można na tej podstawie stwierdzić, że matki mają wyłącznie destrukcyjny wpływ na rozwój chłopców? To bardzo niesprawiedliwe uproszczenie, z którego wynika, że mama jest w zasadzie wyłącznie po to, żeby synka urodzić i niańczyć go przez pierwsze lata życia, a potem to już tylko gotowanie, sprzątanie i pranie, resztą zajmie się ojciec. Jedynie on może wychować chłopca na mężczyznę z charakterem, wydobyć z niego wszystko co najlepsze, nauczyć wartości. Obecność matki ten trud niweczy, przy niej chłopak nigdy się nie zahartuje, nie zmężnieje, nie odnajdzie wewnętrznej siły. Bo największą winą matki jest to, że syna rozmiękcza. Ale czy to naprawdę takie złe?
Wciąż popularne jest przekonanie, że chłopców trzeba urabiać od małego, bo dopiero wtedy wyrosną oni na twardzieli. Pytanie tylko, czy twardzi, bezwzględni mężczyźni rzeczywiście są tacy fantastyczni? Z opinii kobiet wynika, że niekoniecznie. Chłodne, oschłe traktowanie, połączone z surową dyscypliną i upokorzeniami wcale nie przynosi takich dobrych rezultatów – niektórzy chłopcy świetnie się w tym odnajdują, inni wręcz przeciwnie, wpędza to ich w kompleksy i uczy emocjonalnego chłodu. Jako dorośli mężczyźni często są agresywni, zamknięci w sobie, grubiańscy, i na każdym kroku muszą udowadniać swoją wartość, bo w głębi duszy czują się strasznie zagubieni. Związki z kobietami? Dalekie od ideału, gdyż ‘prawdziwy mężczyzna’ z zimnego chowu to wyjątkowo trudny partner, od którego raczej nie ma się co spodziewać delikatności, wrażliwości i czułości.
I właśnie w tej kwestii mama może się okazać niezwykle cennym wsparciem dla swojego syna, ucząc go tych ‘miększych’ cech. Syn, który ma bliski kontakt z mamą nie tylko w wieku niemowlęcym, ale i w późniejszych latach, wcale nie wyrasta na rozbeczaną ciapę. W żadnym razie nie ubywa mu męskości, pojawiają się za to dodatkowe zalety – synowie mocno związani z matkami przeważnie są bardziej otwarci, pewniejsi siebie, łatwiej dogadują się z dziewczynami, potrafią kontrolować agresję, nie są tak lękliwi. Przywiązanie do mamy nie jest dla syna niczym niszczącym, trzeba jedynie pilnować, by była to więź oparta na zdrowych zasadach. Dopóki tak jest, chłopakowi ani trochę nie grozi ‘feminizacja’.
Nowe reguły gry
Tak się jednak przyjęło, że bliskość mamy jest równoznaczna z nadmiernym rozpieszczaniem, które to, jak wiadomo, zniechęca młodego mężczyznę do wysiłku, zabija w nim ducha rywalizacji, gasi ambicję, tłamsi osobowość. Ale mądra mama doskonale wie, gdzie kończy się normalna troskliwość i zaczyna psucie. A takie mamy, na całe szczęście, również istnieją – nie wszystkie kobiety są nadopiekuńcze, pobłażliwe, śmiertelnie przerażone widokiem podrapanych kolan. Mogą nauczyć samodzielności i odpowiedzialności dokładnie tak samo jak tata. Albo i lepiej, jeśli ojciec to tępy brutal, pijak albo śmierdzący leń.
Zresztą, podejście do wychowywania synów zmienia się także u samych mężczyzn. Odkąd są oni coraz mocniej zaangażowani w życie dziecka, bardziej doceniają te obszary, które zwyczajowo przypisuje się kobietom. Nie przeraża ich rozmowa o emocjach. Znają też inne zabawy niż odgrywanie bitew. Już nie krzyczą do dwulatków: nie rycz, nie jesteś baba! Raczej uczą, jak pokonać w sobie te lęki, nie stroniąc tak zupełnie od czulszych gestów, bo wychowanie syna to już nie jest wyłącznie trenowanie go ‘do walki’. Choć w dalszym ciągu wielu ludziom takie podejście kompletnie się nie podoba.
64 komentarze
Świetny i wg mnie bardzo potrzebny tekst! 🙂 Dziekuję!
No i tego się boję – mój ma 2,5 tygodnia. Ale chyba mi to nie grozi. Mówię mu, że śliczny ale czasem jak zrobi minę i pozę to wygląda ja skrzyżowanie ogra z elfem – to ja go chyba nie idealizuje co?
Wychowujcie swoich synow tak by byli w zyciu szczesliwi, cieszcie sie malymi, gdy dorosna i tak odejda , pamietajcie, . wychowujecie ich dla innych kobiet
Mam dwie córki 12 lat 9 lat i syna 1 rok….kocham wszystkie moje dzieci nad życie… ale…. dla syna mam całe oceany cierpliwości jestem mniej zaborcza i krytyczna …nie wydaje mi się żeby to miało coś z wiekiem dzieci …pamiętam jak moje córki były malutkie ….syna kocha sie inaczej …
ja też mam 2 córki w wieku 10 i 7 lat oraz syna w wieku 4 lat. całą trójkę kocham równie mocno, ale to prawda, że syna kocha się inaczej…
Nie mogę tego pojać. Ja bym chciała mieć córkę. Co to wogóle znaczy że syna kocha się inaczej? Przecież dzieci powinno kochać się tak samo. To bardzo niesprawiedliwe i niewłaściwe
Ale to chyba nie z racji płci, tylko Twojego wieku. 12 lat temu i 9 lat temu byłaś inną matką, niż teraz. Sami dojrzewamy i mamy inne podejście do wielu spraw. A i z dojrzałością mamy tez większe pokłady cierpliwości. Nie sądzę, że to dlatego inaczej kochasz syna, bo to syn. Pewnie inaczej kochalabys także córkę- po prostu trzecie dziecko, które masz w wieku dojrzalszym. To my się zmieniamy z racji wieku- lepiej kontrolujemy emocje, uczymy się na wcześniejszych dzieciach bycia rodzicem, dlatego każde kolejne dziecko ma łatwiej. Nie dlatego, że to chłopiec czy dziewczynka.
A ja mam zupełnej inaczej syn nie jest i nigdy nie był pępkiem mojego świata.
Od zawsze na palcach zabaw widzę własnej takich maminsynków, zasmarkanych, ciągle ryczący i matki które latają za nim jak wariatki.
Razie mnie to i denerwuję, więc jak dowiedział się zdenerwowałaś miał syna byłam załamana.
No ale cóż, trafił się to jest. W 100% wiele córkę, dla niej mam większą cierpliwość, więcej czułość. Syn jest to jest ale nie jest spełnienie moich marzeń
Ja mam syna i córkę ,kocham ich najbardziej na świecie i mam nadzieję że kiedyś od jakiejś kobiety usłyszę” dzięki,że tak super go wychowałaś ” . Nie toleruje nie praktykuje ” chorej” miłości do syneczka ,to ma być kiedyś fajny ,zdecydowany ,dobry mężczyzna. Mam taką nadzieję,że tak właśnie będzie.
O to właśnie chodzi…brawa za świadomość
ja mam dwóch synów więc mam nadzieję usłyszeć to dwa razy
Ehhh… Jak najdalej od maminsynków bo: mama się obrazi jak zrobię to czy tamto, matka Cię i zwyzywa w obronie swojego syna, matka będzie Ci mówić jak ze swoim synem postępować… (z własnego doświadczenia wzięte, a więc i prawdziwe)
Nie zgodzę się z tym. Mój syn owszem jest ukochany, rozśmiesza i jest „tulaśny”, ale córcia…. to wspólny język, tematy, zainteresowania. Każde z nich jest inne ale każde kocham tak samo (można by powiedzieć brzydko – za co innego, choć miłość do dzieci jest bezwarunkowa).
Dwaj synowie. 3 lata, 12 lat. Miłość bezgraniczna z jednym haczykiem. Jeżeli zobaczę że w niewłaściwy sposób będą w przyszłości traktować swoje partnerki to nie ma zlituj, mamusia już nie będzie taka dobra
Miłość do syna czy córki jest taka sama
Mam 3 synów kocham ich mocno, ale każdego inaczej bo to baaaardzo różne istotny 🙂 Nie mówię, że slabiej tylko inaczej
Ale od córek więcej się wymaga
Cieszę się,że będę miała córkę! Nie chciałabym nigdy rywalizować ze swoją przyszłą synową o uczucie syna.Zbyt wiele jest cierpiących żon przez zawistne teściowe.Zresztą miotających się synów między mamusią a żoną też jest za wielu!
No coz, milosc miloscia, oczywiscie ze swojego synka kocham, cud ideal itp. Jakos swiat bedzie musial z tym funkcjonowac…
Nie wierzyłam w stereotypy.. ale chyba mnie to dosięga 😉
Muszę się wziąć za i moje relacje z synem
Moja też uważa syna za ideał na szczęście ja wg niej do tego ideału pasuję: )
O, ktoś pisze o mojej teściowej
Ja mam 4 syna i córkę i zarówno jedno i drugie kocham jednakowo. Nie wyobrażam sobie ze można wyróżnić któreś dziecko.
Mam syna i córkę, oboje kocham tak samo mocno. Żadnego nie faworyzuje, traktuje równo. Każde z nich jak nabroi to dostaje karę.
Normalnie wypisz wymaluj mój były i jego mamusia… masakra.
Swoje dzieci można różnie kochać,są różne przyczyny takiego postępowania,samo zycie
A później takie „idealne” cuda stają się czymiś partnerami ,mężami .Teraz już wiadomo skąd bierze się to samouwielbienie u niektórych mężczyzn
A jak objawia się to samouwielbienie? Sprawdzę czy ja na to nie choruję…
Boże chronić przed mamisynkami ich matki jeszcze gorsze
To, że rodzice kochają każde swoje dziecko tak samo, to mit.
trąci patologią
Teściowa w dniu mojego ślubu z jej syneczkiem powiedziała „dziś straciłam syna”, później się do mnie bardziej przekonała gdy urodziłam jej wnuczęta 😛
Biedne wnuczęta? Czy przyszło opamiętanie? 😉
Trzeba jednak zauważyć, że jeśli ta mama była tą złą, chłodną mamą dla syna, nie znaczy, że nie był on jej maminym synkiem 🙂 Czasem takie zachowania, które stoją w opozycji do chuchania, dmuchania i wycierania nosa dorosłemu, są dowodem właśnię na tę miłość, która objawia się w większych wymaganiach. Uważam, że żadna z nich nie jest dobra. Grunt to zdrowy rozsądek. I choć złoty środek ciężko znaleźć, warto próbować.
u mnie najmłodszy to mamin synek, ja jako najstrasza córeczka tatusia a srodkowy – no własnie 😀 odwieczny problem 😀
ps fajny tekst! 😀
Znam wiele takich mam, które nadmiernie dbają o swoich synów. Po prostu nie dają im rozwijać się, dorastać jak należy. Pomimo, że dziecko ma 8 czy 9 l;at, potrzebuje jakiejś prywatności, powierzenia mu zaufania.
Pozdrawiam.
Megly, bo tu potrzeba sporej dojrzałości po stronie mamy. Dystansu i …dobrych relacji z Mężem 🙂
Moja tesciowa ma trzech synow i rozdzielila milosc miedzy nich po rowno. Dzieki temu sa samodzielnymi, zaradnymi mezczyznami i szanuja swoje kobiety. Tylko brac przyklad :-).
Pola, ale fajnie 🙂 Trzeba by było zapytać Teściowej o receptę na sukces w tym temacie 😉
Świetny wpis 🙂 Jak dla mnie najważniejsza jest równowaga ,bo znam wiele mężczyzn silnie związanych z mamami,ale nie są maminsynkami .. Miłego dnia ♥
Tak, pewnie znajdzie się sporo kobiet zbyt mocno związanych z własnymi mamami…
Mam jedynaka, ale zawsze z mężem staraliśmy sie wyprowadzić go na samodzielnego i szczęśliwego człowieka. Dziś ma dziewczynę, pracuje i studiuje, mam nadzieję, że jest szczęśliwy i kiedyś on nas oceni pozytywnie 😉
Tyle, ile miałam przyjemność Cię poznać…to jestem tego pewna 🙂
Mnie osobiście tak pewien mamisynek dopiekł, że mając syna i córkę, to właśnie biednego syna goniłam do prac domowych i do gotowania, a córce mówiłam, że ma zawsze pielegnować w sobie wolność i robić to, co kocha. I dzisiaj chłopak umie gotować i mam nadzieję, że kiedyś któraś panna miło o mnie pomyśli 😉
Gaju, a co z córką? Też umie gotować? 😉
Niestety, maminsynki to nie są jednostkowe przypadki, coraz bardziej widoczne wśród młodych. W tramwaju podsłuchałam, jak dzwonił do matki: Ala wyjechała na kurs, przyjedź zrobić mi pranie i podrzuć coś do jedzenia. Chyba, że mama jest mądra jak Gaja, wtedy mężczyzna będzie umiał włączyć pralkę.
Serdecznie pozdrawiam
To skrajne przypadki. Pytanie gdzie Ala miała oczki? Z drugiej strony często słyszę po kątach o sobie „maminsynek” wypowiadane przez nie znające mnie dziewczyny/kobiety. Nie wiem po czym to wnioskują. Z pobieżnej obserwacji czy z plotek przekazywanych jedna drugiej na zasadzie głuchego telefonu? Dobra rada: nie wierzcie plotkom i stereotypom. Sprawdzajcie same. Nie pobieżnie. Dogłębnie. Tylko nie za pomocą jakichś prymitywnych testów typu Jak się umówię,nie przyjdę i trochę się ponaśmiewam z koleżankami to czy nadal mnie będzie adorował… Tak to można „testować” w nieskończoność potwierdzając tylko stereotyp kobiety próżnej. PS: gotuję, piorę sam. W zasadzie wszystko robię sam i mogę odciążyć swoja partnerkę. Tylko nie lubię prasować. A i tak ciągle słyszę „maminsynek” bo mieszkam z rodzicami. Nie wiem co tu jeszcze można powiedzieć o błędnych wyobrażeniach kobiet. Sadzicie, że taki macho co to lubi komuś w zęby przyłożyć, świetnie tańczy, jest wysokim brunetem sam sobie wypierze gacie?
Tomku, myślę, że to o to chodzi, że mieszkasz z rodzicami. Większość dorosłych ludzi w pewnym momencie…ma tak ogromną chęć wyprowadzenia się, że zaczyna żyć poza domem rodzinnym. I żadna siła ich nie powstrzyma! To po prostu zdrowy objaw. Gdy mężczyzna nie odczuwa takiej potrzeby, to wydaje się to po prostu dziwne…A co jest dziwne – jest niezrozumiałe, tu już bardzo blisko do wyśmiewania (niestety).
Nie napisałem, że nie odczuwam takiej potrzeby. Żeby zrozumieć trzeba rozmawiać. A ludzie kierują się stereotypami. Tak wygodniej niż rozmawiać.
Ech….masakra :/
Mam syna i córeczkę, kocham ich tak samo i staram się ich wychować tak, żeby byli dobrymi ludźmi. Niektóre mamy przesadzają, serce się kraje jak widzę faceta po 30, który chodzi z mamusią wszędzie i mamusia decyduje o wszystkim 🙁
Mi takiego mężczyzny po prostu jest żal…że też on po prostu się nie zbuntuje
Każdą osobę trzeba traktować indywidualnie. Nie patrzeć na mężczyznę poprzez stereotypy i stereotypową rolę, jaką narzuca społeczeństwo. Przede wszystkim trzeba rozmawiać i chcieć poznać się nawzajem. Trzeba zobaczyć w drugiej osobie człowieka. Oczywiście ten ktoś też musi dać się poznać. Można wiele artykułów napisać o tym jak kobiety stereotypowo traktują mężczyzn. Przy zapoznawaniu się, w narzeczeństwie, małżeństwie. Skąd to się bierze? Może z chęci odwetu, zemsty za gorsze traktowanie przez rodziców w dzieciństwie? Najgorszą sytuacją w rodzinie z dziećmi jest sytuacja, gdy rodzice są ze sobą skonfliktowani a dziec wykorzystują jak przedmioty konfliktu. Matka np. jest nadopiekuńcza bo pragnie synowskiej miłości, której nie zaznaje od swojego męża/partnera a ojciec mści się na dziecku (w tym przypadku synu) dając mu do zrozumienia przy każdej okazji, że jest maminsynkiem i niczego konstruktywnego nie wnosząc w wychowanie syna (bo przecież to stronnik mamusi. Problemem nie jest tu syn a nierozumni, źle dobrani rodzice. Chyba wiecie jak trudno w życiu znaleźć kogoś, kto będzie naszą ostoją, przyjacielem , kochanką, kto będzie nas rozumiał, kochał itd… itd… Poza tym inna sprawa: ludzie z zasady poniżają innych żeby wybielić siebie. Tworzą kliki i kręgi wzajemnej adoracji, z których wykluczają innych. Określenie „maminsynek” bardzo w tym pomaga. Zarówno kobietom (które na takich samotnych mężczyznach bez poparcia kliki towarzyskiej mogą się „wyżyć” za swoje życiowe krzywdy z dzieciństwa czy niepowodzenia w związkach) czy jak i mężczyznom (eliminując w ten sposób konkurencję). Szkoda gadać
Tomek, bardzo ciekawe przemyślenia. Sporo myśli, nie wiem, do których się odnieść. Najbardziej zainteresował mnie temat stereotypowego traktowania mężczyzn przez kobiety. Mógłbyś go rozwinąć?
Stereotypami posługujemy się (mężczyźni też), gdy: nie chce nam się myśleć, nie mamy czasu pomyśleć, nie mamy czasu porozmawiać, nie mamy chęci rozmawiać, nie chcemy zmieniać swojego raz wyrobionego kiedyś tam zdania (albo zapożyczonego żeby było łatwiej), nie chcemy modyfikować swojego schematu działania w danej sytuacji, mamy wszystko już zaszufladkowane i na siłę pchamy coś nowego do istniejącej już szufladki.
Posługiwanie się stereotypami buduje w nas (często złudne) poczucie bezpieczeństwa. Jeśli stereotypami posługuje się jakaś grupa społeczna (w tym wypadku kobiety albo mężczyźni) cementuje ją to. Grupa i jednostki, które ją tworzą staja się mniej elastyczne. Przynależność do grupy to silna potrzeba większości ludzi. Dzięki temu czujemy się lepsi od tych, co do grupy nie należą, mamy lepsze samopoczucie. Pokusa posługiwania się stereotypami jest więc bardzo duża.
Dlaczego tak uparcie do tego wracam. Jestem zawieszony między dwoma światami i widzę dużą sprzeczność między oficjalnymi przekazami a rzeczywistością. Dotychczasowe społeczeństwo patriarchalne ma się zmieniać na społeczeństwo równych szans i obowiązków. A związek ma być partnerski. I ja się z tym zgadzam. Odpowiada mi to. Staram się do tego stosować na każdym etapie swojego życia. Tylko jak widzę ten lęk przed „nieznanym” w kobiecych oczach… „Jak to? To ja też muszę się starać? Ja pierwsza za żadne skarby nie dam znać, że mi zależy. Niech się stara” „To wspólnie musimy coś ustalać? Przecież on powinien się był domyśleć”. „Taki facet, który zarabia mniej ode mnie to nie facet”. Teraz sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej. Gdy wyjdziesz z inicjatywą możesz zostać posądzony o chęć naruszenia nietykalności, wolności osobistej, przestrzeni bezpieczeństwa itp. itd. To + stereotypy zamiast rozmowy i chęci poznania równa się coraz więcej samotnych ludzi. Dalej nie będę brnął bo jestem na tym etapie. Resztę same dopowiedzcie. Tylko fakty i przemyślenia. Bez stereotypów :].
Jest takie powiedzenie: „Trzymajmy się mamy, to się nie pos…my”.
Ja się czasami śmieję, ze jeszcze jak mój syn będzie na studiach, to mu będę prasowała piżamkę i kroiła kromeczki :p 🙂
Oby nie. Jeśli do tego dojdzie, to wparujmy na szczyt i zrobimy porządek 🙂
Witam zarówno matki, te teściowe i te synowe, które też mają synów, jak i samych synów 🙂
Temat zapewne dość gorący, wiele kobiet narzeka na mamisyństwo swoich partnerów, którzy po zamieszkaniu z nimi postanowili jedynie wymienić kadrę na stanowisku „służąca” z mamusi na żonę 😉
I niestety będę tutaj trochę w opozycji 😉 Bo przecież ktoś tych mężczyzn tak wychowuje/wychował – zazwyczaj podejście mężczyzn do domowych obowiązków zawdzięczamy wychowaniu matek (ojcowie wychowują na innych polach). Nie brak matek „wszystko-pod-nos-podtykających”, ale też nie brak żon, które na taki stan rzeczy się godzą i nie próbują tego zmieniać.
Mój mąż raz poprosił mnie o wyprasowanie mu koszuli (wiadomo kto go w tym wyręczał do tej pory ;)) – zaśmiałam się, że chyba raczy żartować i wróciłam do swoich obowiązków. Na bieżąco, małymi krokami wymuszam na nim „poprawne” 😉 zachowania. Nie wytarł blatu po szykowaniu jedzenia? (A potrafi zrobić niezły sajgon w kuchni, nawet jeśli szykuje tylko kanapkę – znacie to, prawda? :)) – zwracam mu na to uwagę. Udaje, że nie pamięta, że to jego kolej na odkurzanie? Chętnie służę pomocą w zwalczaniu amnezji wybiórczej 😉 Itd. Nie podoba mu się taki stan rzeczy? Parę razy się zbuntował, ale usłyszał bezpardonowe „zawsze możesz wrócić do mamusi – tam będziesz mieć all inclusive”. Mogę sobie pozwolić na taki tekst, bo jestem od niego finansowo niezależna, mieszkamy w moim mieszkaniu, budżet dzielimy na pół, ale jakby było trzeba to finansowo poradziłabym sobie bez niego. I jest progres, co mnie bardzo cieszy – pracuję nad tym już kolejny rok i jest dużo lepiej niż na początku.
Teściową z kolei również bardzo szybko odzwyczaiłam od uprawiania mamisyństwa. „Zrobiłam taki dobry smalczyk i upiekłam chlebek, no przyniosę Ci to posmakujesz”- „Co Pani robi? Zdrowe nogi ma? Ma? Ręce też? Gdzie jest kuchnia to chyba jeszcze pamięta. To niech wstanie i sobie sam przyniesie”. Kiedy po raz kolejny przywiozła do mojego domu bez proszenia jej o to obiadek dla syna (bo przecież nie dla mnie, skoro zrobiła go na bazie składnika, na który mam uczulenie ;)), odmówiłam przyjęcia „daru”, zgodnie z prawdą twierdząc, że mamy już obiad i to w takiej ilości, że nie przejemy dwóch i będziemy musieli wyrzucać jedzenie, czego bardzo nie lubię. Coś tam kiedyś próbowała ugrać, dzwoniąc do niego, jak mu minęła podróż 10 km w jedną stronę :D, no mgła była :D, to powiedziałam krótko, że 40-letni mężczyzna nie potrzebuje niańki.
Poza moją relacją z teściową i moim mężem, jest również relacja z naszym 3-letnim synkiem. Kiedy ja go uczę sprzątania zabawek po sobie i słyszę mojego męża, jak pyta po co to robię, odpowiadam krótko „żeby kobieta, z którą kiedyś będzie nie musiała się z nim użerać tak, jak ja z Tobą”. I naprawdę, nie wmawiajcie mi, że miłość do syna polega na robieniu wszystkiego za niego, bo chyba Wam się drogie Panie pojęcia pomyliły 😉
Aga, brawa. Zgadzam się z Tobą, mam podobne podejście…I nadal w niektórych kręgach uchodzę za tą złą, która wymaga od męża. Bo jak to tak, on taki zmęczony, biedny wykorzystywany…ech….Sęk w tym, że On teraz sam wymaga od siebie. Doszliśmy do takiego momentu, że ja już nie muszą mówić i przypominać. To jest luksus 🙂 A tak już całkiem na serio – popieram wychowywanie syna i wymaganie od małego. Tak trzymać. Oby kolejnym pokoleniom kobiet żyło się lepiej 🙂
Ta zła, która wymaga 😀 Znam to, na szczęście mój mąż ma kilkoro zaprzyjaźnionych par w swoim otoczeniu, które dzielą się obowiązkami po partnersku i widzi, że standard pt. „żona ogarnia etat, dziecko, dom i czasem dodatkowe zlecenia, a mąż tylko etat i domaga się z tego powodu miejsca na podium i fanfarów” jest standardem chyba tylko w jego głowie 😉
A z tym wychowywaniem to czasem jest ciężko – oczywiście najłatwiej by było odpuścić i nie wymagać zamiast „toczyć boje” z upartym 3-latkiem, ale to chyba nie o to chodzi 🙂
nie mamy tylko RAMY
do Tomka
Ciekawe spostrzeżenie. Nie do końca jednak prawdziwe. Nie wszystkie kobiety patrzą przez pryzmat stereotypów.
Sama byłam kiedyś w podobnej sytuacji, a znajomość niestety zakończyła się. Nie z tego powodu, ze facet zarabiał ode mnie mniej czy mieszkał z rodzicami. Ba, nawet nie było przeszkodą to ze był młodszy:)
Poróżniły nas doświadczenia życiowe. Kobiety pokrzywdzone przez wcześniejsze związki nie zawsze jako pierwsze powiedzą ze im zależy, bądź ze kochają, ponieważ panicznie boją się ponownego odrzucenia. Są bardzo ostrożne i powoli się otwierają na związek. Jeżeli partner nie pokaże , ze jest odpowiedzialny i wystarczająco dojrzały, aby kobieta z która własnie buduje relacje poczuła się w niej całkowicie bezpieczna i kochana wtedy faktycznie może pojawić się strach w jej oczach i ucieczka. A jak jeszcze do tego dojdą porównania do swojej byłej to tym bardziej relacja jest skazana na niepowodzenie. O mnie za mnie może sobie mieszkać z rodzicami babcia dziadkiem i cala familia w jednym mieszkaniu.Nie obchodzi mnie to. Tyle w temacie o stereotypach.
Jakaś ty jeszcze naiwna i pewnie jeszcze nie masz nawet 55-iu lat. I twoim zdaniem pewnie coś w tym iluzjonistycznym świecie jest właściwe i o zgrozo sprawiedliwe. Dowiedz się czegoś więcej o tzw. Bogu, o innych wymiarach , jak to się stało że w ogóle na ten świat się skłoniłaś przyjść, o inkarnacji i reinkarnacji, o duszy , duszy zbiorczej, nad duszy zbiorczej, Absolucie, Pierwszym Źródle , a przedewszystkim Bezkresie spojonym w jedno miłością. Powodzenia.